Fahrenheit nr 60 - sierpień-październik 2oo7
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 15>|>

Flirt zaczepno-obronny (14)

 

 

Kasa i konwenty

 

Zaczepnie flirtuje: Tryton, Barra, Kajka

Broni się i moderuje: Andrzej Zimniak

 

Tryton: Mówią, że się cenisz i skąpisz na akredytacje konwentowe.

Andrzej Zimniak: Cenię nie tyle siebie, co swoją pracę. Tak to już jest w kapitalizmie, że za pracę należy się płaca. W komunistycznym raju miałbym według potrzeb i dawał według potrzeb. Ale takiego raju nie udało się stworzyć z tej prostej przyczyny, że człowiek do niego nie pasuje. Każdy z nas jest w środku kapitalistą, nawet jeśli nosi czerwoną koszulę.

Kajka: Strasznie się napracujesz. Piwo, godzina rozmowy, drugie piwo...

AZ: Ejże, oba piwa po. Chyba dla każdego jest jasne, że muszę swój referat porządnie przygotować, przedtem zebrać materiał, to wszystko wymaga czasu. Przyznasz, że mój wkład pracy jest inny niż faceta, który przyjeżdża tylko napić się piwa i posłuchać prelekcji.

Tryton: Czyż nie jesteśmy swoistą „rodziną”? Którą łączy zainteresowanie określonym typem rozrywki i literatury? Są lepsi i motłoch?

AZ: Walisz z grubej rury, ale postaram się zachować dobre maniery. Czy np. nauczyciel jest tym „lepszym”, a jego uczniowie „motłochem”? Używasz nieadekwatnych słów. Prelegent ma coś do przekazania, a słuchacze chcą się tego dowiedzieć i nie da się w tym momencie ich zrównać. Były literackie próby równania – a to silniejszym nakładać ciężarki, a to niższym doprawiać szczudła. Co oczywiście nie znaczy, że pośród słuchaczy nie ma mądrzejszych od prelegenta – ale w innych dziedzinach, nie TERAZ i TUTAJ. TERAZ on ma robotę, której nikt inny za niego nie wykona: ma przekazać swój punkt widzenia, swój ogląd, ma opowiedzieć o sobie jako autorze. Wszyscy jesteśmy równi wobec prawa i moralności, ale na tych dziedzinach równanie się kończy.

Kajka: Szanowny autorze, pomijasz istotny aspekt sprawy. Otóż za komuny czytelnicy potrzebowali pisarza. W warunkach wolnorynkowych jest odwrotnie. Udział w imprezie potencjalnych żywicieli pisarza to gratka dla niego, każdy konwent spełnia funkcję darmowej agencji promocyjnej. Wobec potencjalnego tysiąca klientów cena akredytacji to tyle co nic.

AZ: To frazesy. Ludzie przychodzą na moje prelekcje, bo wiedzą, że mówię ciekawie na interesujące tematy. Natomiast jeśli ktoś interesuje się moją prozą i dlatego przychodzi, zwykle ma już moją książkę w kieszeni i prosi o autograf. Wątpię, by znalazł się choć jeden fan, który przyszedł posłuchać o wiecznym życiu, a potem pobiegł kupować „Biały rój”. Moją opinię potwierdzają analizy prowadzone przez wydawnictwa, które wykazują marginalny wpływ wszelkich spotkań i odczytów na sprzedaż książki. Chyba że na takie spotkanie przyjdzie dziennikarz i sprawę opisze...

Tryton: No właśnie!

AZ: Jasne, zgadzam się. Byłem na pięćdziesięciu konwentach i udzieliłem dwóch wywiadów. Raz coś napisał redaktor z któregoś dziennika, ale nie o mojej twórczości, tylko o zorganizowanej przeze mnie imprezie w ramach Festiwalu Nauki.

Barra: Tak słucham, słucham i nie wiem, w czym problem. Przecież na większość konwentów zaprasza się pisarzy, niektórzy nie tylko są zwalniani z akredytacji, ale także dla cenionych prelegentów opłaca się hotel i podróż. Wtedy chyba wszystko jest okay?

Tryton: To robią ludzie „spadawanieni” przez błędną tendencję wywołaną istnieniem mnóstwa kieszonkowych konwentów zabiegających o obecność autorów. Porządne konwenty zatracają swój klimat, bo robi się podświadomy podział na mistrzów i padawanów.

Barra: Nie lubię tego, co mówisz. To są tendencje krańcowo egalitarne, dążenia do „temperowania” autorów, żeby czasem nie zadzierali nosa. Ja uznaję mistrzów w pisarzach, których lubię, i mam świadomość, że długo będę wobec nich „padawanił”. Co mi wcale nie przeszkadza i jest oczywiste.

AZ: Oj, Tryton, podpadasz nie tylko mnie. Znam wiele poważnych konwentów, których organizatorzy nie będą zachwyceni nazywaniem ich imprez „kieszonkowymi”. Chyba nic w tym złego, że zabiegają o obecność autorów. Chyba że robi się konwenty bez autorów albo takie, na których autorzy stanowią daleki rekwizyt w tle. Można wtedy spokojnie urządzać konkursy, turnieje i gry, bo nikt nie zawraca głowy.

Tryton: A ciebie cholera ciska?

AZ: W żadnym razie. Jeśli organizatorzy chcą zrobić konwent dla graczy, ich prawo, a jeśli znajdzie się sporo chętnych, to nawet ich obowiązek. Wolę rzadziej pojechać na spotkanie i odbyć ciekawą dyskusję w licznym gronie, niż mówić do kilku osób.

Kajka: Często zdarza ci się mówić do pustej sali?

AZ: Do pustej raczej bym nie mówił. Zwykle mam spore audytorium, nawet na konwentach zdominowanych przez graczy. Większość graczy dużo czyta, choćby po to, by mieć inspirację do gry. Ogólnie na frekwencję nie narzekam.

Kajka: Może sądzisz, że organizatorzy konwentów drenują kieszenie uczestników i gości, żeby samemu zarobić?

AZ: Nie wierzę w takie historie. Konwenty organizują pasjonaci, którzy znajdują satysfakcję w swojej działalności i są szczęśliwi, gdy bilans się zamknie. Poza tym uczestnicy konwentów, w ogóle fandom, to naprawdę wspaniali ludzie, selekcja jest zdecydowanie dodatnia. Są nie tylko inteligentni, ale reprezentują poziom kultury, który jest balsamem na mą duszę. Doznaję oczyszczenia, gdy z poziomu tramwajowego chamstwa wkraczam na teren zaanektowany przez fandom. Małą stichprobą niech będzie fakt, że niemal nigdy nie słyszy się tam znaków przestankowych w rodzaju k...

Barra: Czy mogę cię zaprosić na konwent? Zamawiam ciekawą prelekcję.

AZ: Jasne! Co proponujesz?

 

Wrzesień 2007

======================

Wiodące pytania zostały tematycznie wyselekcjonowane z kolekcji. Imiona, ksywy i etykiety są zmienione lub nadane przez AZ.

 


< 15 >