Fahrenheit nr 66 - maj 2oo9
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
451 Fahrenheita

<|<strona 02>|>

451 Fahrenheita

 

 

– Ze wzrostem temperatury budzą się potwory – rzekł mi Progenitura, gdy przyłapał mnie na śledzeniu z niezdrową fascynacją bełkotliwej dyskusji internetowej o doli polskiej literatury fantastycznej. Spojrzałam za okno. Faktycznie, lato w pełni, niebo błękitne nade mną, trawka zielona pode mną... Nie wiadomo kiedy świat się obudził z zimowej komy. Powinnam sama zauważyć, przecież stężenie bełkotu w Sieci wyraźnie się nasiliło, jak co roku o tej porze. Niczym przebiśnieg wynurzył się kolejny troll-mąciwoda, co to strzela banałami na prawo i lewo, ubolewając niespójnie, jak to źle się dzieje w fantastyce, bo pisarze nie umieją pisać, czytelnicy to idioci, a jedyny głos prawdy to ów wołającego na puszczy...

I oby z podobnym skutkiem.

Jak na złość skrzynkę wypchały mi e-maile reklamujące jedyne skuteczne, na dodatek tanie specyfiki na powiększenie sobie organu, którego w ogóle nie posiadam, oraz listy mistrzów pióra in spe, proszących, abym przeczytała, a choćby rzuciła okiem, na ich próbki literackie, a potem zechciała zrecenzować albo choć ocenić.

Gdybym miała ten organ, który powiększą i usprawnią amerykańskie czy inne błękitne pigułki, pewnie odpisałabym w Twainowskim stylu, co zrobię z tym tekstem, który właśnie mam przed sobą...

Niestety, nie wiem, czym się różni ocena od krótkiej recenzji. I nie mam jaj. Czego nikt po nadawczej stronie nie chce najwyraźniej zrozumieć. A tak się składa, że w tej niewirtualnej rzeczywistości „jeszcze mam jakąś twarz, jakieś ciało, celę, w której umieścił mnie byt”. Ciało jest płci żeńskiej. A byt zmusza mnie do pracy zarobkowej, żeby owo ciało regularnie dostawało niezbędną dawkę nikotyny, bez niej bowiem (nikotyny, nie pracy) funkcjonować się jeszcze nie nauczyłam. Może powinnam pomyśleć o budżecie domowym, którego lwią część, dosłownie, nie w przenośni, puszczam z dymem, i ogłosić, że chętnie rzucę okiem w zamian za wagon magicznych dymiących pałeczek mojej ulubionej marki?

Zaczyna mi się podobać ten pomysł...

Zwłaszcza że przecież mogłabym sobie zapisać kilka wariantów standardowej „oceny” i przy pomocy najgenialniejszej ze wszystkich funkcji „kopiuj-wklej” wrzucać ją do kolejnych e-maili wannabe autorów. I wcale nie byłoby to lekceważenie. Gdzie nie spojrzę na jakieś forum wannabe literackie, tam pod bełkotliwymi kawałkami na wyrost nazywanymi utworami literackimi widzę oceny w stylu: „fajne, pisz tak dalej”, „niezłe, podobało mi się”, „coś w tym jest”, ewentualnie wersje negatywne. I nikt się nie oburza, autorzy są zadowoleni (dziękują czule, jak na gali rozdania Oscarów), czytelnicy również, więc w czym problem? Pomyśleć, też byłabym zadowolona, bo miałabym co palić przez dekadę...

Oczywiście, w moim przypadku musiałaby to być ocena sprawiająca wrażenie fachowej. Np. „Niekonsekwencje fabularne/kreacji bohatera/świata przedstawionego* sprawiają, że utwór jest niejasny” (*niepotrzebne wyciąć), „Źle, bo nie ma zakończenia” i stuprocentowe ze wszystkich trafień: „Frazeologia do bani, popraw!”.

Doprawdy, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam?

Przecież nie z wrodzonej przyzwoitości!

Pewnie dlatego, że pisałam ten wstępniak...

 

 


< 02 >