Fahrenheit nr 66 - maj 2oo9
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 16>|>

Wikińskie gdybanie, część 2

 

 

Ragnar Lodbrok i inwazja jego synów na Anglię – 866 r.

 

Ragnar Lodbrok (Włochate Portki – przydomek wziął się od jego spodni z niewyprawionej koziej skóry) był postacią na poły historyczną, której przypisuje się między innymi zdobycie i złupienie Paryża w 845 roku. Sagi mówią, że zabił tysiąc wojowników i zgwałcił osiemset kobiet, co nawet u mu współczesnych robiło ogromne wrażenie. W 865 roku zorganizował wyprawę na Anglię, został jednak schwytany przez króla Aellę i skazany na okrutną śmierć – wrzucono go do dołu ze żmijami. Tam, jak głosi legenda, na chwilę przed śmiercią, zdążył zakrzyknąć pamiętne słowa (które posłużyły za kanwę powieści Harry’ego Harrisona „Młot i Krzyż”): „Gdyby warchlaczki wiedziały, jak umiera stary dzik!”. Pech (dla Anglosasów) sprawił, że słowa te dotarły do synów Lodbroka, wśród których byli między innymi Sigurd Wężowe Oko, Bjorn Żelaznoboki i Ivar Bez Kości. To oni, podobnież chcąc pomścić ojca, zwołali jedną z największych wypraw wikingów, mającą na celu zagarnięcie angielskich ziem jak i zabicie króla Aellę. I tu się kończy legenda, a zaczyna wkraczać historia.

W 866 roku na wschodnią Anglię spadło od dwóch do trzech tysięcy wikingów, którzy w ciągu piętnastu lat zajęli trzy z pięciu królestw. Aella został schwytany i wykonano na nim tzw. „krwawego orła” – od strony pleców otwarto klatkę piersiową i wywleczono na zewnątrz płuca, co sprawiało wrażenie jakby męczony dostał skrzydeł (współcześnie historycy skłaniają się ku zdaniu, że wikingowie nie znali tej kary i że jest ona zapożyczona przez późniejszych pieśniarzy ze źródeł celtyckich). Zaraz za hordami wojowników z Północy, przybyły ich rodziny, a wraz z nimi zmieniła się taktyka wikingów. Już nie urządzali kilkuletnich, zimowych wojennych obozów, a zaczęła się regularna kolonizacja środkowej Anglii (wtedy też powstało miasto Jorvik – dzisiejszy York). Żywioł skandynawski objawił się tam z tak wielką mocą, że tereny zajęte przez wikingów nazywano przez długi czas, z racji wprowadzonego tam sądownictwa skandynawskiego, Danelaw (duńskie prawo).

Zastanówmy się jednak, co by się działo w Anglii bez wikingów. Przede wszystkim kultura anglosaska wyglądałaby zdecydowanie inaczej. Język angielski byłby uboższy o dzisiejsze nazwy dni tygodnia, których część pochodzi z języka staroskandynawskiego (Thursday – dzień Thora, Friday – dzień Freya). Również wikingowie, jako lud morski, wprowadzili do angielskiego bogate słownictwo żeglarskie i większość zwrotów tyczących się okrętów wywodzi się właśnie z języka wikingów. Między innymi określenie „sterburta”, czyli prawa strona okrętu, gdyż na tej stronie umieszczone było wiosło sterowe w łodziach wikingów. Tytuły szlacheckie, jak np. earl, również zapożyczono z duńskiego (jarl). W sferze militarnej Anglosasi bardzo szybko przezbroili się na wzór normańskich wojowników – pojawiły się topory dwuręczne, a całkowicie zanikła podłużna tarcza celtycka zastąpiona przez okrągłą z umbem pośrodku. Co prawda „okrąglak” już wcześniej był znany z najazdów Sasów, lecz teraz umocnił swoją pozycję jako świetna broń defensywno-ofensywna (uchwyt tarczy, w przeciwieństwie do mocowania jej do przedramienia, pozwalał wojownikowi na zadawanie nią ciosów). Z kolei wikingowie zaczerpnęli od Anglosasów noże bojowe (screamasaxy i longsaxy), lekką i straszliwie niebezpieczną broń jednosieczną.

Najeźdźcy przyczynili się również do upadku Kościoła na terenach środkowej Anglii. Wiele klasztorów zostało wyludnionych, a kościoły spalone. Nie było w tym żadnej niechęci do chrześcijaństwa, a raczej czysty interes. Klasztory i kościoły w tamtym okresie stanowiły skupisko wszelakich dóbr od kosztowności zaczynając, a na żywności kończąc. No i były świetnym źródłem niewolników. Z racji braku osłony zbrojnych, stanowiły niezwykle łatwy łup dla morskich rozbójników. Najlepszym świadectwem na to, że ludy północy za nic miały sobie chrześcijaństwo, jest to, że bardzo często wikingowie przyjmowali chrzest (niektórzy po kilkanaście razy). Czynili to z prostego powodu – przy tym sakramencie neofita otrzymywał nowe białe giezło. Najazdy wikingów uświadomiły Anglosasom, że w jedności siła, i tak poszczególne królestwa zaczęły myśleć o połączeniu swych domen i wspólnym przeciwstawieniu się najeźdźcom. Udało się tego dokonać Alfredowi Wielkiemu, który skutecznie opierał się Normanom omal nie przypłacając tego życiem, by pod koniec swego panowania wyprzeć wikingów z Londynu.

Przypuśćmy, że Lodbroka nie było i jego synowie nie wyruszyli na Anglię. Jednak hipoteza ta jest dość mało prawdopodobna. Już wtedy w Skandynawii narastało ciśnienie – było za mało ziemi, by obdzielić nią wszystkich wolnych. Zaczęto więc szukać dochodów poza Skandynawią i wyprawa na Anglię, wcześniej, czy później, była nieunikniona. Powiedzmy jednak, że wikingowie ruszyli w świat dopiero sto lat później, kiedy w Norwegii doszło do prób skupienia całej władzy jarlów w królewskich rękach, co było przyczyną drugiej fali migracji Normanów niezadowolonych z życia w poddaństwie.

Nie ma więc najazdu synów Lodbroka. Anglia spokojnie żyje podzielona na pięć królestw, które toczą ze sobą walki. Na północy co jakiś czas dają się we znaki klany szkockich górali, potomków piktyjskich i celtyckich hord. Kościół rozwija się w najlepsze, bogacąc się i zdobywając coraz większe areały. Już w czasach najazdów Normanów stanowił ogromną siłę polityczną. Kto wie, czy bez plądrujących wikingów nie umocniłby się do tego stopnia, że zacząłby prowadzić samodzielną politykę, dogadując się z, powiedzmy, pozostałościami monarchii Karolingów (z racji braku wikingów ponownie dążącej do centralizacji władzy w jednym ręku). Karolingowie otrzymują nadania ziemskie od Kościoła (sytuacja bardzo hipotetyczna – Kościół niechętnie rozdawał swój majątek – gdyby jednak Karolingowie mieli „swojego” papieża, to kto wie...) w Wielkiej Brytanii. Powstaje na wyspie karolińska kolonia, która zdobywa coraz większy posłuch i wspierana z kontynentu, powoli zwalcza pozostałe królestwa, wchłaniając w końcu poszczególne państewka. Nie byłoby angielskich królów, więc i Henryk VIII nie mógłby powołać Kościoła Angielskiego. Skończywszy podbój Anglii, dynastia Karolingów skupia się na wschodniej Europie, zagarniając Słowiańszczyznę i wprowadzając chrześcijaństwo. W końcu graniczy z Bizancjum...

Oczywiście, historia mogłaby wyglądać jeszcze inaczej. Może udałoby się całkiem sprawnie zjednoczyć królestwa na wyspie i skierować główne siły na kontynent. Może to właśnie Dania byłaby ich celem. Możliwe, że to Anglicy skolonizowaliby Islandię i Grenlandię, a w, powiedzmy, XII-XIII wieku odkryli Nową Fundlandię. Gdyby tak się stało, to bardzo możliwe, że powstałyby w Nowej Fundlandii, a następnie w całej Ameryce Północnej baronie i hrabstwa na wzór angielskich.

Albo jeszcze inaczej: Ivar Bez Kości i jego wikingowie zostają pokonani zaraz po lądowaniu w Wielkiej Brytanii, a władcy anglosascy, widząc, jakie niebezpieczeństwo im zagraża, jednoczą swe siły i coraz skuteczniej odpierają najazdy z Północy. Unia państw anglosaskich rośnie w siłę i wkrótce, wykorzystując rozdrobnienie monarchii karolińskiej, staje się najsilniejszym mocarstwem w Europie Zachodniej z silnymi wpływami Kościoła. Koło roku tysięcznego pojawia się pomysł pierwszej krucjaty... Możliwe, że król angielski, mając silny wpływ na Rzym, obwołałby się Cesarzem Narodu Anglosaskiego? I, przykładowo, mając wsparcie nowo powstającego państwa niemieckiego, ruszyłby z krucjatami nie na Bliski Wschód, ale właśnie na wikingów? A gdyby jeszcze Karol Prosty nie nadał jarlowi Rollo w 911 roku Rouen i terenów wokół niego i gdyby nie powstała Normandia?

Odpowiedź na to pytanie pozostawiam sobie na następny felieton.

 


< 16 >