Fahrenheit nr 66 - maj 2oo9
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 17>|>

Ten trup jest całkiem żywy!

 

 

O serii „żywych trupów” George’a A. Romero słów kilka... (część 2)

 

Jacques Seguela powiedział kiedyś, że „religią człowieka współczesnego jest konsumpcja”. Trudno się twórcy współczesnego marketingu dziwić, skoro człowiek zamiast być, postanowił mieć. Zasypuje się niepotrzebnymi przedmiotami i zbytkami niemającymi jakiegokolwiek praktycznego zastosowania, ponieważ żądza posiadania silniejsza jest od zdrowego rozsądku. Można posunąć się dalej w tym rozumowaniu, dochodząc do wniosku, że zaspokajając swoje konsumpcyjne żądze, jednostka całkowicie ogranicza swoje myślenie, koncentrując się jedynie na zdobyciu upragnionego przedmiotu. Wydawać by się mogło, że owa właśnie, niepotrzebna nikomu rzecz stanowi istotę jestestwa pragnącego, bez której życie staje się niemożliwe.

I tym oto prostym sposobem zwyczajny człowiek staje się... zombie.

George A.Romero problem „zombieizmu” skojarzył z konsumpcjonizmem po (nawet niezbyt wnikliwej, bo nad wyraz zauważalnej) obserwacji amerykańskiego społeczeństwa doby supermarketów. Wynikiem jego analiz była druga część cyklu o „żywych trupach”. Stworzył z niej dzieło ku przestrodze tych wszystkich, którzy kładą swoje człowieczeństwo na szalę wagi posiadania.

Film ten wbrew wszystkiemu nie traktuje o samym konsumpcjonizmie. Pojawiają się także (jak nieuleczalna zaraza) kwestie rasowe oraz powracająca (trzecia) fala feminizmu. Wszystko to okraszone gęstym trupem „wrogów”, przyjaciół oraz głównych bohaterów.

 

„Poranek żywych trupów”

Po nieudanej próbie powstrzymania tajemniczej zarazy, która rozprzestrzenia się coraz bardziej po terytorium kraju, widz odnajduje się w przepełnionym, przesyconym chaosem i paniką studiu telewizyjnym. Stacja stara się nadawać najświeższe wiadomości i, co najważniejsze, adresy tak zwanych „bezpiecznych miejsc”, które jedno po drugim padają pod naporem zombie.

W tej właśnie sytuacji pojawia się Francine, jedna z redaktorek, która za wszelka cenę stara się zachować zimną krew i zapanować nad sparaliżowaną strachem ekipą. Trwa właśnie program nadawany na żywo, w którym to dwóch panów wyglądających na uczonych debatuje o istocie zjawiska, którego nikt nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Ot, próba zachowania resztek normalności w oszalałym, apokaliptycznym pędzie w nicość. Nieoczekiwanie pojawia się życiowy partner Francine, Stephen, z propozycją ucieczki z miasta. Kobieta musi podjąć natychmiastową decyzję, wybrać między powierzonymi obowiązkami a ratowaniem własnego życia.

Tymczasem w innej części miasta trwa oczyszczanie ulic z nieustannie powiększających się hord żywych trupów. Do akcji ruszyły jednostki specjalne policji, a wśród nich kolejny bohater filmu, Roger. Zadanie, które otrzymał jego oddział z pozoru wydaje się proste – wyeliminować wszystkich zarażonych z budynku zamieszkanego przez nielegalnych imigrantów. Roger z coraz większą rezerwą odnosi się do tego, co przyszło mu robić. Stopniowo wycofuje się z „pola walki” na rzecz obserwacji otaczających i wciągających go wydarzeń. Z przerażeniem patrzy na poczynania jednego ze swoich towarzyszy broni, który w dzikim szale, kipiący agresją i podnoszący sobie poziom adrenaliny rasistowskimi wyzwiskami, zabija zarówno zarażonych, jak i ocalałych, uciekających z oblężenia. Roger do społu z innym funkcjonariuszem, Peterem (do tej pory ukazującym się w masce), obezwładniają stwarzającego dla nich samych zagrożenie agresora i w ferworze walki zabijają go. Punktem zwrotnym postępowania Rogera i Petera staje się rozmowa ze starym czarnoskórym kaznodzieją, oznajmiającym im, że „kiedy powstają umarli, musimy przestać zabijać (się), bo przegramy wojnę”. Postanawiają zdezerterować i uciec w bezpieczne miejsce, w którym można by przeczekać krwiożerczą zawieruchę.

Losy tych dwóch par (Francine – Stephen, Roger – Peter) splatają się ze sobą, kiedy okazuje się, że przyszło im podróżować jednym helikopterem. Z bezpiecznej wysokości obserwują rozgrywające się w dole sceny. Dłuższą chwilę przyglądają się obławie przypominającej suto zakrapiany alkoholem piknik. „Myśliwi” z wyrachowaniem i bezwzględnym okrucieństwem wybierają sobie „zwierzynę”, a każdemu celnemu trafieniu towarzyszą gwizdy, gromki śmiech i wyrazy uznania.

Po długich poszukiwaniach grupa ocalałych postanawia wylądować na dachu jednego z centrów handlowych na peryferiach miasta. Centrum oblegane jest przez tłumy zombie, które bez celu snują się wokół budynku. Po chwili zastanawiania się, dlaczego żywe trupy schodzą tak tłumnie właśnie do tego miejsca, nieoczekiwanie pada odpowiedź: „...instynkt, wspomnienia. Przychodzili tu za życia. To miejsce było dla nich ważne”.

Po wejściu do środka ruch kamery na przemian ukazuje wystawowe manekiny i równie odrętwiałe postacie zombie. Bohaterowie postanawiają sprawdzić teren, zostawiając Francine (bez broni) w, zdawałoby się, bezpiecznym miejscu. Akcja znów zaczyna toczyć się dwutorowo. Z jednej strony trzech mężczyzn uzbrojonych po zęby, całkiem nieźle bawiących się w wymijaniu i eliminowaniu kolejnych przeciwników, aby oczyścić sobie teren, z drugiej zaś kobieta bez broni, która rozpaczliwie stara się walczyć o życie z jednym tylko napastnikiem, którego nie ma czym unicestwić. Z opresji ratują ją wracający na czas towarzysze. Francine, zdając sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazła, zaczyna stawiać warunki: chce dostać broń oraz niezwłocznie ma rozpocząć naukę obsługi helikoptera. Panowie bez sprzeciwu na to przystają, ale oświadczają, że dopóki się nie usamodzielni, będzie traktowana jako słabsza i wymagająca opieki.

Grupa zaczyna organizować sobie warunki do przeżycia. Co się później okazuje, warunki były to nie byle jakie, wszak świątynia konsumpcji zapewnia im wszystkim wiele potrzebnych (jak i niepotrzebnych) towarów. Zamknięci w centrum towarowym, zaczęli korzystać z jego dóbr i zbytków. Przypominać by to mogło odzyskiwanie równowagi i jako takiego człowieczeństwa.

Jednakże chciwość bierze górę nad pozorną stabilizacją. Ocaleli bohaterowie do tej pory ulokowani byli na jednym piętrze supermarketu, a do „zdobycia” były jeszcze pozostałe dwa. Panowie długo się nie zastanawiali nad wyruszeniem na podbój, czego aprobować nie zamierzała Francine: „...to miejsce zawróciło wam w głowach swoim przepychem. Stało się naszym więzieniem”. Jak się okazało, jej obawy były słuszne. W trakcie „ekspansji” na niższe piętra Roger został ukąszony przez jednego z zombie. O dziwo, to nikogo nie powstrzymało przed opanowaniem coraz większych terytoriów centrum, a co za tym idzie, zdobyciem kolejnych łupów.

„Mamy tu wszystko, czego potrzebujemy”. Mimo nieszczęścia, jakie przytrafiło się Rogerowi, sielanka trwała nadal. Złote zegarki, futra, wymyślne kreacje, sprzęt najwyższej jakości – wszystko to było w zasięgu ręki, wszystko to przyćmiewało widmo śmierci i przede wszystkim strachu. Niestety, wszyscy z Rogerem na czele wiedzieli, co się z nim niebawem stanie. Tym razem wszyscy byli na to przygotowani, nie robiąc sobie złudnej nadziei. Rogera zastrzelił Peter, który przez tych kilka dni stał się jego najlepszym przyjacielem. Coś w rodzaju pogrzebu odbyło się w paraogródku. Życie pozostałej trójki toczyło się dalej.

Niespodziewanie w jednej ze stacji radiowych pojawił się komunikat armii o rychłym ratunku ocalałych w centrum. Euforia nie trwała długo, okazało się bowiem, że nie armia, a paramilitarna grupa awanturników przybyła z odsieczą po bohaterów filmu. Nie ratunek jednak był im w głowie, ale zysk, jaki mieliby ze splądrowania tak wielkiego marketu.

Przebijając się przez szklane drzwi centrum, wpuścili do środka tłumy żywych trupów kłębiące się na zewnątrz. Zapanował kompletny chaos przy wtórze wystrzałów, krzyków i tłuczonego szkła sklepowych wystaw.

Przy próbie wydostania się ze „złotej klatki” ginie Stephen. Francine natomiast korzysta ze zdobytych umiejętności obsługi helikoptera i wraz z Peterem opuszczają centrum, które z bezpiecznej przystani rychło zamieniło się w piekło, o dziwo, nie z powodu zombie, ale innych ludzi.

Przyglądając się wchodzącym do środka coraz większym tłumom żywych trupów, Peter stwierdził: „Nie tylko nimi powinniśmy się przejmować”.

Końcowa scena filmu ukazuje centrum, które mogłoby uchodzić za tętniące życiem. Ludzie jeżdżący ruchomymi schodami to w górę, to w dół, snujący się po sklepach, podziwiający fontannę, sklepowe manekiny. Wystarczy przyjrzeć się bliżej, żeby stwierdzić, że to już nie są ludzie.

Czym możemy się stać, kiedy konsumpcja wszelaka stanie się istotą naszego życia?

Odpowiedź jest bardziej niż prosta.

 


< 17 >