Gdyby ktoś mnie chciał zapytać, jak wyglądały konwenty 25 lat temu, to wysłałbym go do Chorzowa. Wyobraźcie sobie szkołę, taką szkolną-szkołę. Gdzieniegdzie obdrapane ściany, meble i sprzęt zbierany przez dziesięciolecia, więc wyglądający jak ni przypiął, ni przyłatał. I konwent.
W zasadzie na tym mógłbym zakończyć opis, bo podejrzewam, że każdy, kto bywał kiedykolwiek na konwentach, ma już pewnie obraz w głowie.
Przy czym żeby nie było nieporozumień – mówimy o fajnym, dobrze przygotowanym konwencie (bo z organizacją w latach 2000 bywało różnie). To, co mnie uderzyło w chorzowskiej imprezie, to postęp, jaki się dokonał przez te 20 lat i swego rodzaju profesjonalizacja. Z jednej strony mamy więc konwent zdefiniowany przez miejsce, w którym się odbywa. Z drugiej – niezłą organizację, w zasadzie chyba bez żadnych większych wpadek. Porządek w salach i na korytarzach oraz czyste toalety to coś, co na szczęście stało się już jakiś czas temu normą.
Z punktu widzenia uczestnika – program konwentu był znany już wcześniej, więc nikt nie powinien być zaskoczony. Otrzymaliśmy czytelny podział na różne „nitki” tematyczne, i jedynym dla mnie problemem było to, że nie da się być w kilku miejscach jednocześnie.
W tym roku wybrałem więc, że nie będę skakał po salach, wchodził i wychodził w trakcie prelekcji, tylko większość wysłuchałem od początku do końca. I powiem Wam, że nie żałuję tego, choć przez to zrobiłem mniej zdjęć.
Żadna z prelekcji, na którą się wybrałem, nie zawiodła mnie. Na niektórych dobrze się bawiłem, z innych dowiedziałem się paru nowych rzeczy. Poznałem nowe osoby czyli… otrzymałem wszystko czego potrzebowałem od konwentu. Czego więcej chcieć od życia?
A.Mason

[Recenzja] „Sen niespokojny” Radomir Darmiła
Na początku był Lem, potem polska fantastyka naukowa rozbłysła niczym supernowa i…

Tomasz Grysztar „Roswellitki”
Nie bardzo miałem się jak bronić, kosmita miał dużo więcej odnóży ode…

Marta Kładź-Kocot „Daraena”
Marta Kładź-Kocot ma wyczucie mitu jak nikt inny. Jej powieść sięga do…