strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Andrzej Pilipiuk
strona 16

Piszemy Bestsellera cz. III


W dzisiejszym odcinku postaram się napisać wreszcie coś na temat - czyli jak zabrać się do pisania. Pierwszym i najważniejszym elementem naszej prozy jest Bohater. Tego etapu nie przeskoczymy, choćbyśmy się skichali. Dobrze wymyślony - wyciągnie nam utwór, uratuje nawet w przypadku niedoróbek fabuły (za dowód może posłużyć cała niemal moja proza). Dla odmiany, kiepski bohater położy nam opowiadanie lub książkę na amen. I nie pomoże najgenialniejsza fabuła...

Jeśli przywołujemy na myśl najwybitniejsze dzieła literackie, w każdym znajdujemy wyraźnie zarysowaną postać: Conana, Wiedźmina, Hannibala Lectera, etc. A zatem garść rad.

Istniej coś, co fachowo nazywa się targetem - to grupa docelowa czytelników, czyli kolesie i koleżanki, którzy będą czytali to, co naskrobiemy. Jeśli piszemy powieść dla młodzieży, robimy to nieco inaczej niż gdybyśmy kierowali ją do dorosłych. Jeśli piszemy dla dziewcząt - oczywiście będzie inna niż dla chłopców, etc. Nasz bohater powinien zasadniczo być w wieku potencjalnego odbiorcy. Dlaczego? Ano głównie dlatego, że przygody rówieśnika przeżywamy najmocniej. Identyfikujemy się z nim, z jego problemami. Bardzo ładnie zrobił to Niziurski w "Księdze Urwisów". Mamy tam grupę chłopców, bardzo niejednolitą wiekowo. Są w niej trzecioklasiści i siódmoklasiści... to pozwala rozciągnąć target szerzej na grupę w wieku 9-14 lat.

Metodę tę twórczo rozwinął Nienacki, tworząc postać Pana Samochodzika. Mamy tu wybitnego fachowca, którego z reguły otacza masa bachorów - "przypadkiem" w wieku potencjalnych czytelników. Dużo gorsze są tu powieści np. Alfreda Szklarskiego z cyklu o przygodach Tomka Wilmowskiego - za szybko sukinkot dorósł...

Oczywiście, czytelnik polubi bohatera lub nie polubi. Tu znowu kilka ciekawych trików. Bohaterowi warto na dzień dobry dać kopa w zad, żeby się nogami nakrył. Wdeptać w ziemię i przydusić. Potem dopiero stopniowo poprawiać mu los. Ładnie to pokazał Marek S. Huberath, choćby w opowiadaniu "Kara Większa". Gdy gnębimy naszą postać, czytelnik zaczyna jej współczuć. Dla odmiany, jeśli opiszemy przygody supermana, któremu wszystko idzie jak z płatka, w efekcie uzyskamy coś na kształt cyklu o przygodach "Dzikiej Mrówki", wydawanego w połowie lat osiemdziesiątych, a dziś kompletnie już zapomnianego. Dzika Mrówka był synem marynarza, dziwnym trafem władza ludowa dawała mu paszport, by z kumplami płetwonurkami powłóczył się a to po Jugosławii, a to po Andach. Rzygać się chciało - tak mu wszystko szło jak z płatka. W efekcie minęło 15 lat i książki te zostały równo zapomniane. Po prostu bohatera zbyt trudno było polubić. A zatem zagrajmy na współczuciu czytelnika. I kopmy naszego frajera w tylną część ciała. Im częściej i mocniej, tym lepiej.

Trik kolejny równie prosty. Sam bohater to nie wszystko. Należy dostarczyć mu świat, w którym będzie funkcjonował. Im świat będzie ciekawszy, tym lepiej. Oczywiście, każdy początkujący autor fantasy zaczyna od wyrysowania mapki, ponazywania ziem, czasem nawet na mapce się kończy. Tolkien, Sapkowski i Kres osiągnęli wielkość nie dlatego, że rysowali sobie mapki, ale dlatego, że potrafili zbudować w swojej wyobraźni kompletne światy, istniejące zarówno na płaszczyźnie świadomości, jak i podświadomości czytelnika. Mnie osobiście kreowanie od podstaw jakichś krain wydało się zadaniem ponad moje siły - dlatego wziąłem krainę realnie istniejącą i odrobinę wykoślawiłem jej opis... Jakub żyje sobie na Lubelszczyźnie, która jest odrobinę bardziej malownicza niż ta realna. Osadzanie akcji opowiadania czy powieści w innych epokach historycznych niesie ze sobą ryzyko pewnych błędów - co sygnalizowałem już wcześniej. Z tym trzeba naprawdę uważać. Szerzej o kreacji epok zamierzchłych - w jednym z kolejnych odcinków. Kończąc temat, daję następującą radę: świat wokół bohatera musi być po pierwsze kompletny, po drugie ciekawy. Czytelnik widzi go oczyma naszej wyobraźni. Pamiętajmy, by coś kryło się w cieniu niedopowiedziane - jak u Kresa, czarty - gatunek istot inteligentnych, który, z tego co wiem, był parę razy sygnalizowany ale jeszcze się nie objawił.

Oczywiście ciekawe otoczenie to nie wszystko. Postać nasza musi w nim funkcjonować - najlepiej zajmując się jakąś ciekawą działalnością. Tu znowu odwołam się do mojego bohatera. Jakub Wędrowycz jest wprawdzie dużo starszy od czytelnika, ale intelektualnie, z racji zacofania technicznego, stoi bardzo nisko - w wielu sprawach jego poczynania są iście dziecinne. Otoczenie ma całkiem niezłe - tu bimbrownia, tam skład partyzanckiej amunicji, tu bimbrociąg przez granicę... Do tego wszystkiego dołożyłem mu parę kopniaków od losu (aczkolwiek trzeba było mocniej) i dałem ciekawą robotę.

Kolejnym chwytem, jaki stosujemy, jest wyposażenie bohatera w wady. Popatrzmy na znany powszechnie komiks o Kajku i Kokoszu. Kajko jest strasznie papierowy, odważny, uczciwy do przesady, waleczny i sprytny. Nieprawdziwy. Kokosz podobał mi się bardziej. Jest gruby, głupszy od kumpla, lubi żreć i ma przez to kupę kłopotów. Jest dużo bardziej prawdziwy. Jeśli opiszemy anioła pozbawionego wad, pozbawimy go także życia. Komu się zechce czytać o tak świetlanej postaci? Kilka drobnych przywar wystarczy, by dodać mu smaku, jak szczypta soli zmienia smak talerza zupy. Jakub akurat składa się głównie z wad - ale to akurat w tym przypadku nie jest dobry przykład. Więcej Kokoszy, mniej Kajków.

Oczywiście tu uwaga naczelna - bohater musi wiedzieć dokąd idzie. Bardziej szczegółowo omówię to w przyszłości, tu tylko zaznaczę. Nasza postać musi realizować jakieś zadanie albo szukać możliwości jego realizacji. W przypadku Pana Samochodzika bohaterowie szukają skarbów lub wydzierają je konkurencji. U Szklarskiego łowią rzadkie gatunki zwierząt. Pierwsze powieści są lepsze, wyżej określono w nich stawkę, a tym samym działaniu bohaterów został nadany dogłębny sens.

Jeszcze jedna uwaga - niby oczywista, a jednak ważna. Czytelnikowi musimy w czytelny sposób zasygnalizować, kto jest głównym bohaterem - w przeciwnym razie wyjdzie nam coś takiego, jak powieść Nikołaja Breszko- Breszkowskiego "Córka wielkiego księcia" - co się człowiek do kogoś przyzwyczai, przychodzą bolszewicy i go mordują... Początkowo jest to zabawne, ale w trzecim tomie zaczyna nużyć...

Oczywiście nasza postać nie działa samotnie. Wcześniej czy później pojawia się problem bohaterów drugo- i trzecioplanowych. Oczywiście można stworzyć ich postaci na kilka różnych sposobów. Zacznijmy jednak od określenia ich liczby. Jeśli sięgniemy do powieści Elizy Orzeszkowej "Nad Niemnem" lub do "Pana Tadeusza", natkniemy się na legion rozmaitych typków. Kim są, co robią, skąd się wzięli niby wiadomo, ale snują się ich takie stada, że szybko się w tym totalnie gubimy.

A zatem jeden, dwu bohaterów pierwszoplanowych, do tego powiedzmy do czterech - pięciu drugoplanowych, reszta to elementy tła. Podczas budowy sceny, zwłaszcza jeśli prowadzony jest dialog, nie należy używać więcej niż trójki bohaterów na raz - po prostu czytelnikowi poplącze się, co kto mówi. Zasadniczo nie należy mnożyć bohaterów ponad potrzebę.

Jak ustawiać hierarchię postaci? To bardzo proste. Na wstępie opisujemy dość dokładnie bohatera głównego. "Drugi sort" umieszczamy dalej i opisujemy znacznie mniej dokładnie. Bohaterowi głównemu poświęcamy najwięcej miejsca w każdej ze scen, w których występuje. Ludzie mają zakodowane, że jak coś jest dokładnie omawiane - to znaczy, że ważne.

Warto przyjrzeć się funkcjom bohaterów. Znowu sięgnijmy do klasyki. W Panu Samochodziku mamy oczywiście tytułowego Pana Tomasza oraz towarzyszących mu harcerzy (mówię tu o klasycznych pozycjach Nienackiego, a nie tej imitacji, którą współtworzę). Pan Samochodzik jest tym, który zjadł wszystkie rozumy i szereg rzeczy tłumaczy swoim młodym pomocnikom. Owszem, przeżyją rozliczne przygody - ale to on jest tu siłą porządkującą rzeczywistość. Czasem nawet taki geniusz jak on czegoś nie wie - jeśli sięgniemy do tomu "Wyspa złoczyńców", znajdziemy tam archeologów, którzy z radością służą mu informacjami.

Wprowadzenie w poczet bohaterów jednej postaci mało kumatej ma dla dzieła zbawienny wpływ. Takiemu osiołkowi wszyscy będą tłumaczyć co bardziej zawiłe kwestie, a wraz z nim dowie się też średnio rozgarnięty lub niedouczony czytelnik. Gdzie można to dobrze podejrzeć? Znowu odsyłam do klasyki - książka J. Verne'a "Tajemnicza Wyspa". Postaci i relacje między nimi budowane są wedle bardzo przejrzystego schematu.

Na czele piątki rozbitków stoi inżynier. Wszechstronny geniusz. Wiernie sekunduje mu dziennikarz, który przekłada polecenia na zrozumiały język. Bratanek (lub siostrzeniec) dziennikarza jest tym, któremu należy tłumaczyć kwestie bardziej zawiłe - przeznaczone dla średnio rozgarniętego czytelnika. Wreszcie na dole hierarchii stoją dwaj robole od czarnej roboty - Marynarz i Murzyn. Ich postaci są niezbędne, aby otaczać inżyniera kultem i poprzez nich tłumaczyć pewne rzeczy już kompletnym idiotom. Powieść ta powstała przed 120 laty, ale schemat nadal jest żywy i można go nie tylko wykorzystać, ale i twórczo rozwijać.

Sięgnijmy do książkach o przygodach niejakiego Heńka Garncarza (Harry'ego Pottera, jeśli ktoś nie lubi tłumaczeń). Mamy tu skopiowanie schematu identyfikowalne natychmiast. Jest mało rozgarnięty Harry, któremu podstawowe sprawy świata magii trzeba łopatologicznie tłumaczyć. Zajmuje się tym przeważnie Hagrid, rzadziej Ron Weasley. Rolę inżyniera odgrywa dyrektor tej wesołej szkółki. To on jest tu fontanną mądrości i opoką, na której opiera się wszystko. Wraz z Harrym wkraczamy w świat czarodziejów. On zadaje pytania, które cisną mam się na usta, on poznaje i eksploruje nowy ląd...

Warto omówić jeszcze jedną kwestię. Bohaterowie zasadniczo dzielą się na pozytywnych i negatywnych. Fabuła opiera się zazwyczaj na walce dobra ze złem, rzadziej na walce zła z jeszcze gorszym, do absolutnych curiosów należy przypadek, gdy mamy do czynienia z pokojową rywalizacją pozytywnych bohaterów.

Najczęściej mamy więc relacje między naszym bohaterem głównym, a jego antytezą - wrogiem. Wróg przeważnie bywa bardzo inteligentny - czasem wręcz bardziej niż bohater. Starcie tych dwu wyznacza nam oś akcji. Zarówno bohater, jak i jego wróg, mają swoich przyjaciół, wspólników i pomocników. Hierarchię układamy podobnie. Wśród bohaterów pozytywnych jest jeden najważniejszy, wśród negatywnych także najczęściej jeden zostaje namaszczony na wodza prowadzącego spragnione krwi hordy...

W powieściach Nienackiego pojawia się wróg Pana Samochodzika, niejaki Jerzy Batura. Jest to typek niebezpieczny głównie dzięki temu, że jego inteligencja nie ustępuje inteligencji głównego bohatera. Starcie jest bardzo trudne, a efekt końcowy - choć do przewidzenia - to jednak zwycięstwo okupione wysiłkiem i porażkami.

W przypadku wczesnych powieści Verne'a wroga w zasadzie nie ma. Bohaterowie zmagają się głównie z nieujarzmioną przyrodą, czasem z dzikimi tubylcami traktowanymi jako żywioł. Wrogowie z krwi i kości pojawiają się w utworach późniejszych - przeważnie są to szaleni wynalazcy lub pozbawieni skrupułów dorobkiewicze.

Od czasów Verne'a przeszliśmy daleką drogę. Spójrzmy zatem na ten problem na przykładzie dzieł bardziej współczesnych. Zalecałbym tu lekturę "Milczenia Owiec" i "Hannibala" (film skopali niestety totalnie...). W "Milczeniu..." mamy klasyczną sytuację - dobra policjantka walczy z maniakalnym mordercą, doktor Lecter stanowi tu element tła, kontakty z nim to punkty zwrotne dla całej akcji. Nie bierze udziału w starciu dobra ze złem, stoi ponad tym i z uśmiechem spogląda z boku na starcie dwu sił. W "Hannibalu" sytuacja ulega zmianie. Wykolejony milioner dyszący żądzą zemsty poluje na doktora. Klasyczne starcie zła i jeszcze gorszego, pokazane częściowo oczyma Clarice Starling, która tu znajduje się głównie na pozycji obserwatora. Warto sobie do tego zajrzeć i poszukać elementów klasycznej verne'owskiej hierarchii i ustawienia ról bohatera.

Hannibal zajmuje stanowisko inżyniera - wie wszystko, policjantka to zagubione dziecko - jej oczyma patrzymy na tę rzeczywistość. Jej przełożony czasem z uśmiechem wyjaśnia, że doktorek wcale nie jest taki sprytny, za jakiego usiłuje uchodzić - i znajduje proste wyjaśnienia jego paradoksalnych i profetycznych pomysłów...

Skopiowanie tego schematu - a jeszcze lepiej twórcze rozwinięcie go, pozwoli nam uzyskać względną zwięzłość akcji bez konieczności stosowania kilkustronicowych przypisów.



Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Nagroda F
Wywiad
Stopka
Listy
Galeria
Andrzej Pilipiuk
Anna Studniarek
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Wróżek Okróżek
EuGeniusz Dębski
nonFelix
Eryk Ragus
Fahrenheit Crew
Paweł Laudański
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Duszyński
Aleksandra Janusz
Jerzy Grundkowski
A.Kozakowski
A.Pavelková
Ondřej Neff
KRÓTKIE SPODENKI
Andrzej Świech
[XXX]
 

Poprzednia 16 Następna