strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Eryk Ragus
strona 23

Polska być kraj egzotyczny

 

W Polsce tradycja to rzecz święta, o czym mogliśmy się przekonać choćby w kultowym "Misiu" Barei. A trzeba powiedzieć, że tradycji mamy całe mnóstwo. Wystarczy spojrzeć na kalendarz - aż roi się w nim od czerwonych cyferek. Nieważne, czy święto komunistyczne, nieważne, czy kościelne, tradycja to tradycja i jak jest, tak pozostanie po wsze czasy, amen. Czy to źle? Ludzie pracy chyba nie mogą narzekać.

Ale liczne święta narodowe to nie jedyny przejaw wielkiego przywiązania Polaków do obrzędowości. Jeśli się dobrze rozejrzeć, okazuje się, że takie czy inne jej formy można u nas spotkać dosłownie wszędzie. Zaryzykuję stwierdzenie, że w każdym środowisku utarło się co najmniej kilka zwyczajów, choć nie spisanych, to równie, a czasem nawet gorliwiej od tych oficjalnych przestrzeganych.

Dobrodziejstwa tradycji nie ominęły światka fantastycznego. Trzeba przyznać - z wysoko uniesioną głową! - że w tej dziedzinie możemy się uznać za przodowników. Bo obyczajów kultywujemy wiele, i to naprawdę niecodziennych. Bo mamy ich obrońców, gotowych polec w walce o jedyny słuszny porządek. Bo w końcu posiadamy całe rzesze szarych wyznawców, którzy nie ośmieliliby się złamać któregokolwiek z fantastycznych - dosłownie i w przenośni - zwyczajów. A nie mówiłem? Jest się czym pochwalić.

Żeby nie być gołosłownym, w miarę skromnych możliwości spróbuję pokazać co ciekawsze tradycje, o których z takim zapałem opowiadam. Zastrzegam, że nie wszystkie - zbyt dużo byłoby z tym roboty, a i efekt pewnie zbyt rozwlekły i ciężkostrawny, mnie zaś zależy przede wszystkim na popularyzacji. Czyli - krótko, ciekawie i w miarę na temat.

Interesującą tradycją, obecną w niektórych redakcjach, jest nie udzielanie odpowiedzi na listy autorów. Gdzie ma początek ten niecodzienny obyczaj? Niełatwo udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Być może należy się w tym miejscu odwołać do legend? Być może chodzi o jakiegoś mitycznego gołębia pocztowego, który nie dotarł do adresata lub o jakieś historyczne wydarzenie? ("korespondencyji ci u nas dostatek...") Nie jestem znawcą kultury i wyrokować nie chcę ani nie mam prawa, dość powiedzieć, że tradycja jest, i to w wielkim poszanowaniu. Zwyczaj dla autorów frustrujący, o czym jednak nikt głośno nie mówi, a jeśli nawet ktoś spróbował, rychło się przekonał, co u nas, w Polsce, oznacza tradycja.

Przykład innego obrzędu, z pewnością nie mniej interesującego - redaktor i wydawca zawsze wiedzą lepiej od autora. Zapytacie - co? Najbezpieczniej będzie powiedzieć, że wszystko. Nie wspomnę o sprawach tak oczywistych, jak walory tekstu - to, rzecz jasna, oni  m u s z ą  wiedzieć lepiej (tak, zgadza się, nie ironizujmy). Ale na przykład wiedzą też lepiej, kiedy świeci słońce, a kiedy pada deszcz. Niech no tylko jakaś jaskółka zniży lot, gdy wydawcy to nie na rękę - kilo śrutu w brzuchu, jak amen w pacierzu. Czy jednak jest się czemu dziwić? Przecież ci wydawcy, ci redaktorzy to ludzie o wysokiej pozycji w środowiskowej hierarchii i autorytet jest dla nich tym, czym mocna głowa dla boksera - niezbędna, by przetrwać nieustanne ataki, a jak sędzia nie patrzy, to adwersarzowi z baśki.

Kolejnym ciekawym obrzędem, cieszącym się popularnością w pewnych redakcjach/wydawnictwach, jest zupełny brak zainteresowania osobą autora. Procedura (jeśli tak urzędowym słowem można w ogóle tradycję określić) wygląda następująco - redaktor bierze tekst, publikuje, aby później wskoczyć na hamak i oddać się słodkiemu lenistwu. W różnych regionach kraju istnieje wiele odmian tego zwyczaju - jedni nie dbają o należytą reklamę, inni o rozwój artystyczny młodego pisarze... etc. Uważny obserwator dostrzeże w tym zróżnicowaniu swego rodzaju regionalizm, zapewne obecny w tradycji jeszcze z czasów Polski dzielnicowej. Zaokrąglając - od prawie 900 lat i nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie cokolwiek miało ulec zmianie.

Z innej beczki - trochę o legendach. Podobno zdarzali się tacy, co nie płacili. Co prawda tu, niestety, sytuacja się zmieniła (a może to też legenda?), ale od czasu do czasu docierają do nas echa tych zamierzchłych wydarzeń. Podobno doszło nawet do tego, że jakiś niegodziwiec przysunął redaktorowi!  R e d a k t o r o w i ! ! !  A przecież wszyscy dobrze wiemy, że ani redaktorowi, ani wydawcy przyłożyć nie wolno w żadnym wypadku i pod żadnym pozorem. Nawet, jeśli publikuje tekst bez naszej zgody - bo przecież to nie dla jego chwały!, nawet, jeśli zapowiada wydanie powieści, do której nie ma praw, ba!, której jeszcze nawet nie napisano. Nie ma czego zazdrościć, przecież taki wydawca musi być trochę jak dobra wróżka, a trochę jak jasnowidz, no a poza tym ten wyraźny patriotyzm wyciska łezkę wzruszenia z oka - bo jeszcze nawet nie napisałem, a już we mnie wierzą, już mnie reklamują... Przepraszam za pauzę, musiałem sięgnąć po chusteczkę.

Tylko że wiadomo - najpiękniejsze nawet tradycje nic nie są warte, jeśli brakuje ludzi, którzy je pielęgnują. Na szczęście my, fantaści, to zagrożenie możemy skwitować uśmiechem politowania, bo kapłanów tradycji mamy wyjątkowo gorliwych. Biada temu, kto bez wiedzy o utartych obyczajach wtargnie w środowisko. Łup, ciach! - i już się delikwenta ustawia w kącie, rzecz jasna z możliwością warunkowego zwolnienia za dobre sprawowanie. Toteż każdy, kto się nadzieje, szybko łapie, o co chodzi i dołącza do grona wiernych wyznawców świeckich tradycji. Co jak co, ale nasi kapłani skutecznością przerastają najbardziej utytułowane brygady antyterrorystyczne świata. To cieszy, bo w takim środowisku człowiek czuje się bezpieczny, jak nigdzie indziej.

Na nieszczęście widzę czasem starania tych redaktorów i wydawców o obalenie naszych tradycji, jakże ciężko wywalczonych i z jaką starannością kultywowanych. Czasem któremuś się uda, ale biada mu! Wiadomo przecież, że tradycja rzecz święta i zmienić jej ot tak sobie - nie można. Cóż, możemy co najwyżej współczuć... I cieszyć się, że Polska to piękny kraj z tradycjami, jakich nigdzie indziej nie uświadczysz. Prawdziwa egzotyka.

 

Eryk Ragus

 

 

Szanowni wydawcy i redaktorzy! Pragnę zaznaczyć, że tekst ten nie jest kierowany do nikogo konkretnego ani nikogo konkretnego nie pomija. Przeto prosiłbym o powstrzymanie się przed - słusznym lub nie - zmieszaniem mnie z błotem. To by mogło tylko oznaczać, że macie coś za uszami.

 

A mówiąc poważnie - wiadomo, że powyższy tekst to humoreska i nie ma na celu obrażenia kogokolwiek. Jeżeli tak się stało - przepraszam. Chciałem po prostu napisać profilaktycznie o czymś, co przecież nigdzie nie ma miejsca, po to, aby przypomnieć, że miejsca mieć nie powinno.

 

I jeszcze na koniec krótka uwaga - jeżeli ktoś sądzi, że moje usprawiedliwienia są przejawem jakiejś tradycji, to...



Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Nagroda F
Wywiad
Stopka
Listy
Galeria
Andrzej Pilipiuk
Anna Studniarek
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Wróżek Okróżek
EuGeniusz Dębski
nonFelix
Eryk Ragus
Fahrenheit Crew
Paweł Laudański
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Duszyński
Aleksandra Janusz
Jerzy Grundkowski
A.Kozakowski
A.Pavelková
Ondřej Neff
KRÓTKIE SPODENKI
Andrzej Świech
[XXX]
 

Poprzednia 23 Następna