strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew Bookiet
<<<strona 05>>>

 

Bookiet

 

 

Obowiązkowa "Wyspa"

Podobno była to cecha każdych czasów, że czytywano tylko współczesnych. Podobno ta literatura się już zestarzała. Nie bardzo rozumiem, jak to możliwe, skoro w czasie, gdy mnie ruszyła, była już jak najbardziej zestarzała: autor w grobie od więcej niż pół wieku, cały świat się zmienił, w międzyczasie tworzył i Picasso, i Kafka i, Różewicz napisał "Kartotekę", nie wspominając o takich kilku drobiazgach, jak wynalezieniu żarówki radia, telewizji, odbyciu dwu światowych wojen i całkowitym przemeblowaniu mapy Europy. Jeśli więc Julisz Verne miał się zestarzeć, to na pewno do tego czasu kiedy nauczyłem się dosyć dobrze czytać, dostatecznie, żeby przebyć przez to dwutomowe dzieło, już się on był zestarzał. Dlaczego wracam do niego? Kiedyś wydawało mi się, że czytali wszyscy wszystko, co napisał, i wracanie do niego w towarzystwie, jest mniej więcej jak opowiadanie starych dowcipów. No i przekonałem się, że są tacy, co nie czytali, nawet tacy, co nie bardzo wiedzą, kto zacz, i wahają się, czy warto tracić czas?

Nie zamierzam tu wystawiać genialnemu Francuzowi pomnika, nie zamierzam robić wykładu o tym, co napisał. Tak mi się dla przykładu z półki wyciągnął tom drugi "Tajemniczej wyspy". Nie wiem, co jest jego największą powieścią, ale "Tajemnicza wyspa" na pewno należy do dzieł najwybitniejszych. gdyby ktoś pytał, czy warto czytać odpowiadam: należy! Należy z wykrzyknikiem. Verne dla miłośnika literatury SF jest obowiązkowy. Na tle obecnych produkcji jest to literatura, użyję niestety bardzo odstraszającego na tym polu określenia, intelektualna. Tak, bo autor ma jakieś przemyślenia dotyczące tego, o co ludziom powinno chodzić, jak powinni urządzić stosunki pomiędzy sobą, a nade wszystko, ma prostą i czytelną wizję , po czorta tak zwany postęp naukowo-techniczny. Jego optymizm w świecie, w którym wypada w ramach politycznej poprawności być sceptycznym do wszelkich wynalazków, ekologicznie chodzić w łapciach z lipowego łyka, jest jednocześnie i osobliwy, i na swój sposób pesymistyczny. Verne bowiem nakreśla moralne wymagania wobec ludzkiego rodzaju, które ten powinien nabyć, żeby z pomocą tej siły, jaką daje technika, nie zrobił sobie krzywdy. Jeśli odniesiemy jego bohaterów, bez zmazy i skazy, do ludzi z rzeczywistości, to pewnie nam trochę się odechce. Taka, myślę, jest ozdrowieńcza rola lektury: gdy uświadamiamy sobie, jak wiele brakuje do tego niezbędnego ideału, możemy dojść do wniosku, że tak naprawdę wszyscy stanowimy załogę pirackiego brygu , z którą kapitan Nemo nie może nic innego zrobić, tylko w czorty wysadzić porcją nitrogliceryny.

 

Baron


 

Juliusz Verne

"Tajemnicza wyspa"

Tłum: Janina Karczmarewicz-Fedorowska

Nasza Księgarnia, 1970

 

Magia bezsilnych zaklęć

Szczerze się przyznam, że o pisaniu czegoś takiego zawsze marzyłem. Historie niemal bez akcji, bez fascynujących przygód, bez bohaterów dokonujących bohaterskich, jak to na nich przystało, wyczynów, za to z narracją, ze słowem przemyślanym aż do bólu. Nie wiem, czy jest to nurt realizmu magicznego, czy co innego. Jest to piękna literatura, bynajmniej nie interesuje mnie czy na odwrót, literatura piękna, opowieści pełne znaczenia, w których nie tylko sprawy się dzieją, ale rozstrzygają się jakieś problemy na co dzień nas dotykające. To literatura, która odpowiada na pytania nie tylko jak żyć, nawet nie bardzo się tym interesująca, ale jak odczuwać życie, jak się od wewnątrz do niego ustawić. Historię opisaną w książce można w recenzji bez strachu opowiedzieć od początku do końca, przedstawić swe hipotezy na temat tego "co autor chciał powiedzieć" i chyba nic z tego dla lektury nie wyniknie. Tak bowiem naprawdę, od pierwszych kartek możemy przewidzieć, co się wydarzyć musi. Istotne jest to, jak to zostanie opowiedziane, jakimi słowami, w jakiej kolejności. Bohaterem książki jest zamarznięty wodospad tworzący tytułowy lodowy pałac i dziewczynka. Tematem jest śmierć, odejście człowieka, jego zniknięcie z życia innych i próby pogodzenia się z tym faktem. Nie jest to chyba książka o dzieciach, ale o pewnym kawałku "ja", które tkwi w każdym z nas, z banalnego powodu, że nie spadliśmy z kosmosu jako dorośli. No i jest ta kapitalna symbolika, z jej największą zaletą, że prawie jej nie ma, ów lodowy pałac, który jest naturalnym ale fantastycznym bytem, ciągle się przewijający, który ma znaczenie takie jak zamki królowej śniegu z baśni Andersena. Byt zachwycający, nieziemski, niemożliwy do zbudowania przez człowieka, powstały jakby za sprawą jakiegoś zaklęcia, choć w rzeczywistości zwyczajny, zamarznięty wodospad. Piękny, migoczący światłami, tajemniczy i jednocześnie śmiertelnie niebezpieczny. Byt, który wreszcie, jak zły czar, z hukiem pękających lodów znika z wiosną i spływa do morza. Książeczka jest cienka, podzielona na krótkie rozdziały, które trzeba czytać bez pośpiechu, z osobna. Nie wiem, czy zwolenników płaszcza i szpady potrafi utrzymać w napięciu scena, w której bohaterka walczy z nauczycielem o to, by nikt nie zajmował miejsca w ławce po jej zaginionej przyjaciółce. Formalnie bowiem akcja toczy się w naszym rzeczywistym świecie, w którym nie obowiązują przesądy i nie działa magia. Więc właściwie nie ma to żadnego znaczenia, czy miejsce zostanie wolne, czy puste, ale... Autor postara się, jeśli tylko dostatecznie uważnie wsłuchamy się w jego słowa, byśmy tę obojętność stracili i zaczęli się zastanawiać: czy naprawdę wolno zajmować to opuszczone miejsce? Na tym polega siła tej cieniutkiej książeczki, że zobaczymy rzeczywistość od jej magicznej strony, przy czym niezbywalnym elementem owej niezwykłości jest to, że żadne zaklęcia nie działają.

 

Baron


 

Tarjelei Vesaas

"Pałac lodowy"

Tłum: Beata Hłasko

Wydawnictwo Poznańskie, 1979

stron 145

 

Lasu cień

Najpierw było normalnie: zwykły kryminałek z lat trzydziestych ubiegłego wieku, ginące letniczki, okaleczane w niecodzienny sposób. Pościg za tanią sensacją lwowskiego dziennikarzyny Sterna, co nie gardzi podłymi chwytami. Poszukiwanie owego "kowala z lasu", który zabija li i tylko panny przyjezdne – około 120 stron. Potem zrobiło się dziwnie: rozmowy z cyrkówką, z paniczem, co wygrał pałac w karty, z flejtuchowatym wiejskim nauczycielem, jakiś lincz, jakieś samobójstwo – kolejnych stron czterdzieści. A potem zrobiło się zdziwniej jeszcze: Bella, co ma "uroczne oko", karty Tarota z Wisielcem w roli głównej, maska daniela w jutowym worku – stron kilkanaście. A potem przyszło oczyszczenie – dwie końcowe stronice. O oczyszczeniu nie napiszę, bo może kto ciekawy sięgnie po tę książkę. Ja – szczerze powiem – zmęczon, zdrożon i osłabion.

 

Malicious


 

Paweł Jaszczuk

"Foresta Umbra"

Rebis, 2004

Stron: 196

Cena: 23,00

 

Ile warta jest noc?

Wydawałoby się, że fantastyka anglosaska nie ma przed nami tajemnic. Publicyści psioczą na zalew zachodniej tandety, a redaktorzy drą szaty, biadając, że wszystko, co fajne lub wartościowe, już na polski przełożono. Nic bardziej mylnego.

Joan Aiken jest w naszym kraju pisarką niestety praktycznie nie znaną. W 1987 roku wydano jej zbiór opowiadań pt. "Pokój pełen liści" a w roku ubiegłym "Misję Kokatrys", z opisów sądząc – pozycję dla dzieci. Dwie książki wydane w odstępie 17 lat to niewiele, zważywszy że napisała kilkadziesiąt nowelek oraz kilkanaście powieści. W Anglii jej utwory weszły do kanonu fantastyki, a za swoją twórczość uhonorowana została nagrodą literacką im. Edgara Allana Poe. Otrzymaliśmy zatem zaiste skromną próbkę prozy wybitnej pisarki, należącej do naszego getta... Smutne to i, w pewnym stopniu, niepojęte.

"Pokój pełen liści", który postaramy się tu omówić, stanowi wybór z dwu angielskich zbiorów. Wydano go po polsku tylko raz, nie doczekał się wznowień, nie zaistniał w szerszej świadomości czytelniczej. A szkoda. Na książkę składa się piętnaście opowiadań. Już na wstępie możemy się zorientować, że zaklasyfikowanie ich do któregoś z gatunków fantastyki sprawi nam niemało trudu. Chyba najbliżej prawdy znaleźlibyśmy się, używając określenia "realizm magiczny", choć odnosi się ono jedynie do części tekstów. Magia jest silnie zakorzeniona w świecie przedstawionym, choć jej natężenie jest różne. Różnie też reagują na nią bohaterowie.

I tak, na przykład, dorosła kobieta bez oporów adoptuje ducha szczeniątka, a pewna rodzina zostaje wrobiona w opiekę się małym gryfem. Niemałe kłopoty rodzi zamiana pokoju na wsi na pokój z widokiem na nieznane miasto. To tylko niektóre z "drobiazgów", z którymi przychodzi borykać się postaciom. Choć zazwyczaj są nimi najzwyklejsi ludzie, reagują na zaskakujące wydarzenia dość spokojnie i szybko przechodzą nad nimi do porządku dziennego. Jeśli z okna pokoju na piętrze widać obcą rzeczywistość, zabierają się za to zdroworozsądkowo – przy pomocy sznura i drabiny podejmują próbę eksploracji.

To inny świat, inna Anglia, kraina zawieszonej niewiary, bliższa baśni niż rzeczywistości. Z niezwykłymi zdarzeniami i rekwizytami często mają do czynienia dzieci, jako te istoty, którym łatwiej jest je zaakceptować. To właśnie mały chłopiec, błąkając się po wielkim zamczysku, natrafia na tytułowy pokój pełen liści, zamknięte pomieszczenie, w którym rośnie wielkie drzewo będące domem zupełnie niezwykłych ludzi... To Anglia, w której, odwiedzając, antykwariat przypadkiem można kupić magiczną płytę, a żonglując orzeszkami i kuleczkami, przywołać Neptuna i zgraję mieszkańców morza. Są też i opowiadania ("Świński podarunek", "Ile warta jest noc") utrzymane w konwencji baśniowej. Czas staje się materialny i podzielny, popchnięta dziewczynka traci pięć minut, które musi za wszelką cenę odzyskać. Zły czarodziej odbiera krainie ciemność, skazując jej mieszkańców na życie w wiecznym blasku dnia.

Tym, co wyróżnia twórczość Joan Aiken jest, według nas, umiejętność tworzenia specyficznej atmosfery, nastroju – szczególnie w moim ulubionym opowiadaniu "Kupno za bezcen". Autorka w mistrzowski sposób potrafi łączyć świat rzeczywisty z elementami magii, co sprawia, że czytelnik odnosi wrażenie, iż czary mogą znajdować się za każdym rogiem.

I co najważniejsze – klasyfikacji wymyka się także odbiorca. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło że są to historie pisane dla dzieci, jednak przeczy temu ich złożoność i wielopłaszczyznowość. Lektura obowiązkowa każdego miłośnika fantastyki.

 

Ellen i Andrzej Pilipiukowie


 

Joan Aiken

"Pokój pełen liści"

Tłum: Małgorzata Grabowska

Nasza Księgarnia 1987

 


reklama

Wysyłkowa księgarnia internetowa www.fantastyka.now.pl

 

 

Szukasz książek z gatunków science-fiction, fantasy i horror lub komiksów? Gier figurkowych, fabularnych i karcianych? Zaj­rzyj do nas, znajdziesz prawie trzy tysiace pozycji, w tym trudnodostępne.

 

Na stronie księgarni oprócz tego konkursy, informacje o nowościach i zapo­wiedziach wydawniczych. I, co ważne, sprawdź nasze ceny, nie zawiedziesz się :-)

 

Zapraszamy do zakupów.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
Permanentny PMS
Joanna Kułakowska
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
J. W. Świętochowski
Tomasz Pacyński
Idaho
Agnieszka Kawula
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
M. Koczańska
Tadeusz Oszubski
Magdalena Kozak
Magdalena Kozak
Jolanta Kitowska
Miłosz Brzeziński
K. A. Pilipiukowie
Andrzej Filipczak
Tomasz Witczak
PanTerka
Andrzej Ziemiański
EuGeniusz Dębski
Richard A. Antonius
Zbigniew Batko
 
< 05 >