strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Tadeusz Oszubski Literatura
<<<strona 29>>>

 

Dziewczynka po drugiej stronie lustra

 

 

Podróż morska z portu w Trieście na wyspę Capri szybko minęła. Siedmioletnia Helenka Czekanowska widziała w niej, po długiej i nużącej jeździe koleją, niezwykłą przygodę. Jednak dla Tosi, bliźniaczej siostry Helenki, pobyt na luksusowym parowcu pasażerskim "La Luna" stanowił udrękę. Helenkę fascynowało pokonywanie przestrzeni, a także nieznane dźwięki płynące spod wyłożonego drewnem stalowego pokładu: chrzęst konstrukcji parowca, łoskot niewyobrażalnych machin ukrytych w trzewiach statku. Dla Tosi świt na morzu oznaczał ataki kaszlu – ból w płucach i plamki krwi na batystowych chusteczkach. Ze zdrowiem Tosi było coraz gorzej.

Helenka nie chorowała na gruźlicę, jednak empatycznie odczuwała cierpienia siostry. Była dziewczynką zaradną, pokonującą wszelkie trudności. Jednak to Tosia była dzieckiem niezwykłym, wszechstronnie utalentowanym. Nocami, po tym jak guwernantka zgasiła już naftową lampę i rodzice ucałowali obie dziewczynki na dobry sen, Tosia układała wiersze, które szeptem recytowała siostrze. Było tak też w podróży. Gdy chora dziewczynka zasypiała, Helenka, otulona pledem, wsłuchiwała się w pracę silników, monotonną, jak chrapliwy oddech siostry dobiegający z sąsiedniej koi.

Cały świat kurczył się w tamtych chwilach i przylegał do Helenki ściśle, niczym rękawiczka z genueńskiej skóry do kobiecej dłoni. Wtedy, nocami na Adriatyku, dziewczynka miała wrażenie, że znajduje się w centrum świata, i że jest tam jedynym człowiekiem. Że jest samotna. Chwilami ogarniało ją przerażenie, natychmiast jednak przypominała sobie o Tosi. Nigdy nie dotknie jej samotność! Współczuła innym ludziom, bo nie mieli siostry bliźniaczej: żywego lustra przed oczami, towarzyszki w odczuwaniu wszelkich doznań. Helenka i Tosia czuły to samo – nie musiały o to siebie pytać, aby o tym wiedzieć.

– Dlaczego one są tak do siebie podobne?

Tak brzmiały pierwsze słowa Hieronima Zapałowicza, wuja dziewczynek, gdy zobaczył je w porcie, kiedy już zawinęła tam "La Luna". Zapałowicz nie widział wcześniej córek swojej siostry, więc na ich widok zareagował jak większość ludzi. Przyglądał się z zadziwieniem filigranowym, identycznie ubranym blondyneczkom o takich samych twarzach i nie spuścił oka z dziewczynek, aż do chwili, gdy dotarli do jego posiadłości.

Tosia i Helenka zamieszkały z rodzicami i guwernantką, panną Pelagią Mirską, na cudownej wyspie Capri – w ogromnej willi z białego kamienia, tuż przy urwistym brzegu morza. W domu tym kilkoro smagłoskórych, uprzejmych służących dbało o zaspokajanie potrzeb Hieronima Zapałowicza i jego gości. Wuj dziewczynek był człowiekiem majętnym. Jak mawiał Jerzy Czekanowski, ojciec bliźniaczek, Zapałowicz wart był tyle, co koronowane głowy.

Po tygodniu gościny u wuja Hieronima, stan zdrowia Tosi gwałtownie się pogorszył. Bardzo osłabła, kaszel rwał jej płuca, krew znaczyła chusteczki. Zalecenie lekarza Czekanowskich, aby wywieźć dziecko dla poprawy zdrowia do ciepłych krajów, wydawało się spóźnione.

Helenka nie odstępowała siostry na krok. W słoneczne dni, gdy ojciec z wujem zabawiali się polowaniem na króliki, dziewczynki w towarzystwie matki i guwernantki, pod osłoną muślinowych parasolek, przesiadywały godzinami na tarasie willi. W centrum zainteresowania wszystkich była Tosia leżąca na sofie. Panie rozmawiały o włoskiej przyrodzie i legendach. Helenka z przyjemnością słuchała tych opowieści. Jednak w tych błogich chwilach czuła też czasem ostry ból w piersiach. Spoglądała wtedy ze współczuciem na Tosię, swoje nie tak już wierne odbicie – blada twarz siostry stała się ostatnio niemal przezroczysta.

Jednego z takich dni spędzanych na tarasie, na krótko przed obiadem, Tosia nagle poderwała się, usiadła na sofie. Przez chwilę mruczała coś niezrozumiale, potem wyciągnęła dłoń ku niebu i wskazała cienkim paluszkiem ptaka kołującego nad posiadłością Zapałowicza.

– Jest jak pozbawiony otoczenia słów przecinek na gładkiej kartce nieba – powiedziała Tosia głośno, kategorycznym tonem.

Matka i panna Pela zdrętwiały. Brakło im słów, by zareagować na takie oświadczenie siedmioletniej dziewczynki. Tosia zaś, nadal wskazując ptaka palcem, ciągnęła:

– Krąży, i krąży, i krąży... Jak wygląda śmierć, proszę mamy?

Pani Czekanowska, zaskoczona pytaniem, zastosowała unik.

– Nie mów głupstw, Antonino! – wykrzyknęła.

– Czy śmierć jest czarna? Czy to, co krąży na niebie, to jest śmierć, proszę mamy? – ciągnęła z uporem Tosia.

– To wiersze – powiedziała Helenka, wyjaśniając dorosłym zaskakujące słowa siostry. – Tosia często wiersze układa i mówi mi je na dobranoc.

– To tylko samotny ptaszek szybujący na niebie, panienko Antonino – szepnęła wstrząśnięta panna Pela, nie zważając na to, co usłyszała od Helenki. Mirska w wielu już domach pracowała jako guwernantka, nie traciła więc rezonu, gdy dzieci zadawały trudne pytania. Jednak tym razem o śmierć chodziło, a pytanie zadało umierające dziecko.

– Ptaszek fruwa, bo szuka drugiego ptaszka, bratniej duszyczki – dodała guwernantka. Na tarasie zaległa cisza. Wreszcie kobiety, poszeptując "Ma gorączkę, wysoką gorączkę", podniosły się z wiklinowych krzeseł i przeniosły chorą do jej sypialni.

Scena ta zapadła Helence głęboko w pamięć: pobladła siostra, a nad nią drapieżny ptak – czarny symbol na błękitnej emalii nieba.

Gdy zapadł zmierzch, Tosia zaczęła kaszleć tak mocno, że wezwano do niej lekarza. Około północy ruch w willi zamarł. Chwilę później Helenka przebudziła się z płaczem. Bolało ją w piersiach i czuła, że jest sama na świecie. Sama! Samotna!

Rankiem przyszła do dziewczynki matka i powiedziała, że Tosia została w nocy aniołkiem.

Helenka sporo wiedziała o aniołkach od panny Peli. Aniołki to nieziemska słodycz, dobroć, skrzydełka jak u białej gołębicy. I niewidzialność. Dlatego też dziewczynka była wielce wzburzona, gdy pokazano jej ciało bliźniaczej siostry ułożone w białej trumience. Oszukano ją, była tego pewna, ale milczała. Tosia nie została aniołkiem, z Tosią stało się coś strasznego. Helenka nie mogła obwiniać za to ojca, matki, czy panny Pelę. Inaczej jednak rzecz się miała z wujem Hieronimem. Gdybyśmy do niego z Tosią nie przyjechały, nic złego by się nie stało, myślała Helenka, zaciskając z wściekłości dłonie w piąstki.

Tosi nie było! Widziała jej ciało, ale nie czuła myśli, emocji, które zawsze do niej płynęły od siostry. I po raz pierwszy w życiu Helenka nie mogła zobaczyć swojego odbicia w oczach bliźniaczej siostry. Skąd miała teraz wiedzieć, czy nie ma włosów w nieładzie, czy wpięta w nie kokarda nie jest przekrzywiona?

Capri nie była już rajem na ziemi. Helence i jej rodzicom wrył się w pamięć cmentarzyk przy rybackiej osadzie, gdzie trzech ubogo ubranych grabarzy opuściło białą trumienkę do dołu w ziemi. Czekanowskimi targały emocje. Chcieli zapomnieć i wrócić do kraju, ale nie potrafili wyjechać – zatrzymywała ich świeża mogiła.

Każdego dnia Helenka, po lekcjach z panną Pelą miała wiele wolnego czasu. Nazbyt wiele. Brakowało jej Tosi. Wiedziała już, co oznacza słowo samotność. Często szukała wzrokiem winnych: Zapałowicza i krążącego na niebie czarnego ptaka. Milcząc, rzucała im wrogie spojrzenia.

Zmiana zaszła tydzień po tym, jak Tosia, wedle słów mamy, została aniołkiem. Około piątej po południu Helenka dostrzegła, że ptak zniżył lot, by zniknąć wśród drzew parku okalającego posiadłość. Dziewczynka, gnana ciekawością, pobiegła tam, gdzie ptak poleciał – do kryjących się wśród starych drzew stajni i bażanciarni z kurnikiem. Tam właśnie przysiadł na ziemi ptak, wróg Tosi.

Skrzydła drapieżnika poruszały się majestatycznie. Zakrzywiony, ostry dziób opuszczał się i unosił. Ptak silnymi szponami przyciskał do ziemi innego ptaka. Helenka wpatrywała się w tę scenę z fascynacją. Między ptakiem z nieba i ptakiem ziemskim, rozpłaszczonym na klepisku, wytworzyła się złowieszcza więź. Krew barwiła zakrzywiony dziób drapieżcy, zlepiała pióra ofiary. Spływała z rozdartego ciała na spijające wilgoć klepisko. Gdy wreszcie młody bażant znieruchomiał w szponach jastrzębia, Helenka zacisnęła usta i skinęła głową w zrozumieniu. Wiedziała już dlaczego odeszła Tosia. To ptak zabrał jej siły i krew, myśli i uczucia.

– Jesteś niedobry! – krzyknęła Helenka na ptaka. Jastrząb w odpowiedzi gwałtownie rozpostarł skrzydła, łypnął na dziewczynkę czarnymi oczami, skrzeknął ostrzegawczo. Ani myślał dzielić się łupem.

Helenka przestraszyła się. Uciekła do willi, do swojego pokoju.

Bała się ptaka – że przyjdzie po nią, jak po Tosię. Ale jeszcze bardziej przerażała ją samotność. Zaczęła więc zastanawiać się, jak inni ludzie radzą sobie z tym uczuciem. Ludzie, którzy nigdy nie mieli swojej Tosi. I Helenka szybko odkryła, że sposób zabijania samotności znany był mamie, pannie Peli, a nawet wujowi Hieronimowi i jego służącym.

Dziewczynka natychmiast pobiegła do sypialni Zapałowicza, gdzie kiedyś ukradkiem zajrzała i odkryła mnóstwo umocowanych na ścianach ogromnych luster z weneckiego kryształu. Helenka była pewna, że wuj boi się spać w samotności, więc dodaje sobie otuchy własnymi odbiciami. Z kolei mama, panna Pela i włoskie służące, nie rozstawały się z małymi lusterkami o rzeźbionych rączkach. Mogły w nie zerkać, kiedy tylko chciały.

Jeszcze tego wieczoru Helenka, nie odczuwając wyrzutów sumienia, dopuściła się przestępstwa. Zakradła się do służbówki i ukradła lusterko jednej ze służących.

Pobiegła do swojej sypialni, usiadła na łóżku. Wzięła głęboki oddech i z determinacją spojrzała w zwierciadło. To, co w nim zobaczyła, przerosło jej oczekiwania. Uśmiechnęła się więc szeroko, pomachała ręką. Postać w szkle powtórzyła ten gest.

– Dzień dobry, Tosiu – powiedziała Helenka do dziewczynki w lustrze. – Wiedziałam, że mnie nie zostawisz. Jesteś teraz aniołkiem?

Dziewczynka w lustrze nie wydała żadnego dźwięku.

– Aniołki nie umieją mówić, tak, Tosiu? – spytała Helenka.

Dziewczynka w lustrze uśmiechała się – nadal milczała. Dla Helenki była to jednoznaczna odpowiedź.

Odtąd dziewczynka co wieczór spoglądała w zwierciadło. Także wtedy, gdy wraz z rodzicami opuściła Capri i wróciła do kraju. Tosia, choć była aniołkiem i musiała mieszkać w lusterku, znów była przy Helence. Dzięki temu samotność przestała być dokuczliwym zwierzem, a z czasem odeszła w niepamięć.

Bliźniaczki często wiodły bezgłośne rozmowy na uśmiechy i gesty. Czasami z lusterka płynęły jakieś uczucia, myśli – wiersze małej Antoniny.

W życiu Helenki znów zapanował ład, jednak dziewczynka nie zapomniała złych chwil. Nadal nie lubiła wuja Zapałowicza. Często też spoglądała w niebo, wypatrując czarnego ptaka. Bała się, że dopadnie ją kiedyś znienacka, że odbierze jej uczucia i krew. Helenka nie była pewna, czy jeśli tak się stanie, to ona trafi do tego samego lusterka, co Tosia. A w takim wypadku znów byłaby samotna.

Helena Czekanowska przez całe swe życie była czujna. Postanowiła sobie, że nigdy już nie popadnie w samotność.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
Permanentny PMS
Joanna Kułakowska
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
J. W. Świętochowski
Tomasz Pacyński
Idaho
Agnieszka Kawula
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
M. Koczańska
Tadeusz Oszubski
Magdalena Kozak
Magdalena Kozak
Jolanta Kitowska
Miłosz Brzeziński
K. A. Pilipiukowie
Andrzej Filipczak
Tomasz Witczak
PanTerka
Andrzej Ziemiański
EuGeniusz Dębski
Richard A. Antonius
Zbigniew Batko
 
< 29 >