strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Idaho Publicystyka
<<<strona 21>>>

 

My own private

Nóż

 

Dzika gra! Straszna gra!

Oczy płoną! Serce gorze!

Który? Dwóch nas być nie może!

Albo ty – albo ja.

Raz-dwa, raz-dwa!

Na noże!!

Julian Tuwim "Na noże"

 

W MW Waldemara Łysiaka można znaleźć, między esejami, kilka opowiadań. A czytelnik, który poważnie podejdzie do kartkowania tej książki, z pewnością po niedługim wysiłku odkryje historię o Bogu Szachów. Jest to historia wyjątkowa, także dlatego, że znalazło się tam miejsce, w które wsadził Łysiak mocny i krwisty materiał o fantastycznym charakterze. Nie on jednak interesuje mnie teraz. W gruncie rzeczy pisanie o fantastyce może ostatnio sprawić człowiekowi sporo problemów. Jeśli pisze w temacie wzbudzającym agresję, doczeka się wojny na słowa. Wojny, z której tak czy siak niewiele wyniknie. Jeśli podejmie temat inny niż tych kilka, co to podnoszą poziom adrenaliny we krwi – efekt będzie taki, jakby wrzucił kamień w bezdenną studnię. Cisza zbyt wymowna, by nie wzbudziła w nieszczęsnym felietoniście myśli samobójczych lub przynajmniej impotencji nie wywołała.

Dlatego zapewne zwróciłem uwagę na prostą historię – opis filmów wyświetlanych w kraju rządzonym przez Genialnego Szachistę. Każdy z filmów owych, miałby być wedle autora Perfidii taki sam. Opowieść o dwóch mężczyznach, którzy stają na przeciw siebie z nożami w rękach i jeden zabija drugiego. Rozgrywka taka byłaby spokojna i, co najważniejsze, nie miałaby prywatnego, osobistego podłoża. Nie idzie jednak o słynne – dzięki kiepskim filmom sensacyjnym – "to nic osobistego". Nie chodzi bowiem o to, aby któremuś z tych mężczyzn zapłacono za zrobienie kuku drugiemu. Na takie komplikacje nie ma w filmach, pochodzących z kraju Szachisty, miejsca. Bo liczyć się ma w nich sama rozgrywka, moment, w którym dwie równorzędne osoby mają się zmierzyć, a liczyć się będą ich umiejętności, nie zaś bzdury takie jak determinacja, pragnienie zemsty, czy potrzeba wzbogacenia się. Owszem, warto być w życiu zdeterminowanym, wendetta z pewnością jest piękną sprawą, a bez pieniędzy nie można sobie nawet papierosów kupić. Istnieje jednak pewien szczególny typ konfliktu, w którym osobiste animozje, płytkie pragnienia i nadmiarowe ego stają się paskudną, zaropiałą blizną. Ów rodzaj walki cierpi, gdy pojawiają się takowe żałosne podteksty.

Napisałem o tym tylko po to, aby teraz zaznaczyć, że – moim zdaniem – dyskusja, zwłaszcza ta prowadzona w tematach kulturowych i okolicznych, powinna opierać się na podobnych zasadach, jak zmitologizowane do granic możliwości starcie na noże. Niestety, z dnia na dzień przekonuję się coraz bardziej, że dyskusja taka w dzisiejszych czasach nie jest możliwa. Żadnego, choćby pozornie intelektualnego konfliktu, nie udaje się rozstrzygnąć na arenie, na której bronią są argumenty. W modzie stało się "dowalenie" przeciwnikowi przez rzucenie aluzji do prywatnego życia. Niewiele da się też osiągnąć, bez zwyzywania oponenta, a osoba, która nie chce grzebać w cudzych brudach, uchodzi w oczach postronnych za słabą i niewartą zainteresowania.

Perspektywa, w której da się ową tendencję dostrzec, jest bardzo szeroka. Początkowo walka tego typu była standardem politycznym. Śmieszni panowie w przykusych garniturkach biegali po Sejmie, wyjmowali teczki, machali papierami i opowiadali cudaczne historie. Argumenty nie miały znaczenia, a ludziom już wówczas to się spodobało. Osobniczo polubiły tego typu działalność tzw. "elity kulturalne", które dość blisko, przynajmniej z początku, z politykami żyły. Wszystkie te zabawy transmitowała – i transmituje w dalszym ciągu – telewizja i wreszcie stał się dla wszystkich jasne, że dyskusja to nazwanie kogoś "bucem" lub porównanie do popularnego domowego zwierzaka, a w najgorszym razie wypomnienie nieciekawego (choć ciężkiego z definicji), domniemanego zawodu matki.

Mnie jednak marzy się, by dyskusje przebiegały inaczej niż teraz. Chciałbym podczas rozmowy oczekiwać argumentu, który zwali mnie z nóg i zmieni mój sposób postrzegania świata. Julian Tuwim w wierszu, który stanowi motto tego tekstu, napisał: Dobrze dźgniesz – Sam pochwalę!, a ja mogę napisać tylko, że wciąż poszukuję kogoś, kto zimną stalą zdrowego rozsądku udowodni mi, że można jeszcze dyskutować, nie zaś "dyskutować".

 

***

 

Wraz ze zwyczajem zwalczania się przez oblepianie błotem, zaistniała u nas także skłonność do rzucania tzw. delikatnych aluzji. Idzie o to, aby pisać tak, by wyrazić co się chce, a brzydką brązową substancję przyczepić komuś niezauważenie i tak, aby łatwo było odeprzeć w razie czego wszelkie zarzuty. "Czego dokonałem, Arne Saknussem."

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
Permanentny PMS
Joanna Kułakowska
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
J. W. Świętochowski
Tomasz Pacyński
Idaho
Agnieszka Kawula
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
M. Koczańska
Tadeusz Oszubski
Magdalena Kozak
Magdalena Kozak
Jolanta Kitowska
Miłosz Brzeziński
K. A. Pilipiukowie
Andrzej Filipczak
Tomasz Witczak
PanTerka
Andrzej Ziemiański
EuGeniusz Dębski
Richard A. Antonius
Zbigniew Batko
 
< 21 >