strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Piotr K. Schmidtke Publicystyka
<<<strona 16>>>

 

PeKaeSem (11)

Fantastyczne wakacje

 

Motto:

Rzeczywistość, czyli wariat na ślizgawce,

Frustrat na nie swoich łyżwach z brzytwą w ręku.

"W nieciekawych czasach" ("Rozdział zamknięty")

Wojciech Młynarski

 

Czerwiec się właśnie skończył (a przynajmniej powinien właśnie się skończyć; ewentualne opóźnienie/przyspieszenie pojawienia się niniejszego numeru Fehrenheita znajduje się zdecydowanie poza moją jurysdykcją, choć może – zwłaszcza opóźnienie – nastąpić z mojej przyczyny), uczniowie liceów właśnie zaczynają wakacje, tegorocznie maturzyści już od miesiąca radośnie bumelują (wyłączając krótką przerwę na egzaminy), studenci są już po/w trakcie/pod koniec/na początku sesji (najszczersze wyrazy współczucia dla reprezentantów ostatniej grupy), a uczciwie zarabiający na życie obywatele mogą co najwyżej zauważyć, że zrobiło się całkiem ciepło. A i to nie wszędzie.

Słowem, wakacje. Czas, który różni ludzie różnie spędzają. Każdy ma swoją receptę – czy to żagle, czy to góry, a może przesiadywanie na działce z przyjaciółmi – zazwyczaj jednak co roku istnieje jakiś stały punkt programu, choćby wyjazd z rodzinką nad morze. Tak stały, że gdy się wreszcie znudzi, wszyscy wokół łapią się za głowy, a niektórzy nawet posuwają się do protestów.

Ja chciałbym Wam wszystkim zareklamować moją receptę na udany odpoczynek – fantastyczne wakacje.

Na czym polega wypoczynek fantastyczny?

Na początek przyjrzyjmy się, jak wygląda oferta konwentowa. Na przystawkę, trzy imprezy w jednym terminie, z czego każda o zupełnie innym charakterze, choć nadal odbierająca uczestników dwóm pozostałym. Kolizje terminów to doskonale znana konwentowa bolączka, tym bardziej dziwi więc, że mimo kilku, na bieżąco aktualizowanych baz danych o konwentach, mimo tradycyjnych już terminów co większych imprez, organizatorzy wciąż robią sobie nawzajem koło pióra. Bez sensu zupełnie, bo konwenty to, jak wiadomo, niezbyt dochodowy biznes, i każdy uczestnik powinien być witany z otwartymi ramionami – a nakładanie się terminów powoduje, że na każdą imprezę przyjedzie mniej osób. Bo nawet, jakby się chciało pojechać wszędzie, to – jak w tym starym dowcipie o żabie – człowiek się nie rozerwie.

Sytuacja jest tym ciekawsza, że po trzech konwentach w jeden weekend mamy długo, długo nic, nie licząc jakichś lokalnych imprezek, tudzież zjazdów animaniaków (nie potępiam bynajmniej, zauważam obecność), dopiero pod koniec sierpnia kolejny duży punkt – największy polski konwent ogólnofantastyczny. Corocznie obfitujący w ciekawe punkty programy, kipiący wręcz od sław, w tym roku nie zapowiada się najciekawiej. Strona brzydka, dane kontaktowe nieaktualne (z wrodzonej dobrej woli zakładam nieaktualność, dlaczego – niżej), a informacji malutko. Ktokolwiek usiłuje się z organizatorami skontaktować, musi uzbroić się w cierpliwość; mnie nie odpowiadają już miesiąc, a próbowałem większości adresów zamieszczonych na stronie. Choć, z drugiej strony, może się okazać, że po prostu mam pecha i maile giną. Zdarza się. Zwłaszcza mi.

Nie samymi konwentami człowiek oczywiście żyje. Kina i wypożyczalnie pełne są filmów mniej lub bardziej fantastycznych, które warto obejrzeć. Nie wspominając o tych obrazach, które są już od dawna w naszej filmotece; oglądaliśmy je setki razy – i cały czas chcemy do nich wracać – na wszystko jest teraz czas. Można także, korzystając z pokładów wolnego czasu, nadrobić zaległości w lekturach, które niechybnie powstały w trakcie roku szkolnego czy akademickiego. A fantastycznych książek wyszło w tym roku, że ho ho. Zresztą najwięcej to takich, których czytać nie warto, o kupowaniu nie wspominając, ale to tylko moje zdanie. Przy okazji można wreszcie przeczytać wszystkie pozycje nominowane do tegorocznego Zajdla i wyrobić sobie opinię, aby móc dyskutować o Nagrodzie na przeróżnych forach (jak zwykle trafią się tacy, co to co prawda nie przeczytali, ale i tak wychwalają/mieszają z błotem, a także tacy, którzy czepiają się samej instytucji Nagrody). Po informacje, co warto czytać, zapraszam do działu recenzji. Zresztą nie tylko książki wchodzą w grę – coraz więcej na rynku komiksów, a wśród nich – wiele naprawdę wartościowych pozycji, które – zgodnie z najnowszym trendem – już wkrótce zostaną zekranizowane i zaczną straszyć w kinach, wzbudzając skrajne odczucia w fanach danego tytułu.

Można też, naturalnie, odciąć się od dokonań innych i poświęcić wakacje na pracę własną – na przykład pisanie książki. Fantastycznej, oczywiście. Czasu sporo, pomysłów na pewno nie brakuje, wzorów postępowania – też nie (zapoznany Wielki Grafoman, skądinąd kolega z łamów, potrafi napisać książkę w nieco ponad dziesięć dni; inny kolega, też grafoman, ale krypto, jedną ze swoich powieści napisał w dwa tygodnie). Nic, tylko siadać i pisać – a później już tylko zachwyty krytyków, wywiady, wizyty w zakładach pracy... wróć, nie ta bajka. I, dzięki Bogu, nie ta epoka. Tym niemniej, warto się za pisanie zabrać, zwłaszcza w obliczu ciągle narastającej presji społecznej (u mnie na roku, na ten przykład, już trzy osoby mają za sobą debiut powieściowy) – no bo jak to, jeden z drugim potrafi, drukują go (albo sam się drukuje), nagrody zbiera, mówią o nim – a ja co? Że co, że ja nie napiszę?

Przykłady można mnożyć, każdy miłośnik fantastyki wie, jak wplata się ona w codzienne życie i że w czasie wakacji poświęcamy jej więcej uwagi – bo po prostu jest na to wreszcie czas. Gracze mogą się wreszcie poumawiać na sesje i w jeden tydzień rozegrać więcej przygód, niż przez semestr, karciarze – tłuc do upadłego, figurkowcy – takoż, plus oczywiście pomalować armie (na co, jak wynika z mojego doświadczenia, zawsze jest za mało czasu). Słowem – przeżyć wakacje fantastyczne.

Prawdopodobnie każdy zdążył się już zastanowić, do czego zmierzam. Powymieniałem oczywistości, tu i ówdzie wtykając szpile, ale po co? Już wyjaśniam – otóż przy pomocy polskiej gramatyki zamierzam nieco się zabawić, i przestawić kolejność: moim celem bowiem wcale nie jest zachęcenie Was do spędzenia dwóch (bądź trzech) miesięcy w zamkniętych pomieszczeniach, czytając, oglądając i grając. Przeciwnie.

Ruszcie się w góry, pojedźcie na żagle, odwiedźcie samotnego Packa w Broku (ryzykując permanentne skocenie), mimo wszystko skoczcie na ten duży konwent (tylko pamiętajcie, głosować na Zajdla), spędźcie trochę czasu z rodziną (ewentualnie pomijając teściową; a także panią Halinkę – niby nie rodzina, ale jednak jest zawsze blisko człowieka. Za blisko) i, zasadniczo, bawcie się dobrze. By nie powiedzieć: fantastycznie. Na fantastycznych wakacjach.

Ja zamierzam.

 

Korzystając z okazji, pragnąłbym z tego miejsca życzyć wszystkim czytelnikom udanego wypoczynku, lekkiej pracy (jeśli ktoś już musi), niezliczonych popijaw do białego rana (tu pragnąłbym przytoczyć niezwykle mądrą, a nieco już zapomnianą maksymę Juliana Tuwima: "Nie zadawaj się z abstynentami. Spójrz na budżet państwa, a zrozumiesz, że to wywrotowcy"; jakby kto przesadził, polecam danie zwane ostrygą polską – żółtko, pół cytryny, szczypta soli i pieprzu. Smacznego), wreszcie tylu startów, co lądowań.

Jeśli wiecie, co mam na myśli.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
Permanentny PMS
Joanna Kułakowska
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
J. W. Świętochowski
Tomasz Pacyński
Idaho
Agnieszka Kawula
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
M. Koczańska
Tadeusz Oszubski
Magdalena Kozak
Magdalena Kozak
Jolanta Kitowska
Miłosz Brzeziński
K. A. Pilipiukowie
Andrzej Filipczak
Tomasz Witczak
PanTerka
Andrzej Ziemiański
EuGeniusz Dębski
Richard A. Antonius
Zbigniew Batko
 
< 16 >