strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Richard A. Antonius Na co wydać kasę
<<<strona 40>>>

 

Qanaria tom II (Fragment)

 

 

Jaskinia

 

Marcin drgnął. Wydawało mu się, że w przygasającym ognisku strzeliła głośno gałązka. Otworzył oczy i spojrzał na śpiącą Qasilindę. Przypomniał sobie jej ostatnie słowa: "Teraz ty opowiedz mi o twoim kraju." Nie zdążył, gdyż zmorzył ich sen. Teraz postanowił dorzucić do ogniska kilka gałązek. Naraz kątem oka złowił ruch jakiegoś wydłużonego cienia na ścianie groty. Równocześnie w powietrzu wyczuł dziwny zapach. Przemógł strach i obejrzał się za siebie. Tuż nad głową zobaczył ostrze kija wymierzone prosto w niego. Równocześnie rozległ się groźnie brzmiący ni to świst, ni to zbiorowy jęk. Chłopiec znieruchomiał. W mroku nad nim połyskiwały białe gałki groźnych oczu.

– Spongożelcy. Nie ruszaj się – dobiegł go szept Qasilindy.

Od mroku oderwała się wysoka postać okryta ciemnym habitem, po którym spływały strumienie kolorowych sznurów. To ona trzymała skierowany ku chłopcu ostro zakończony kij.

Na głowie miała rogatą czapę, której diabelski cień tańczył na załomach ścian. Postać stanęła teraz przed Marcinem i Qasilindą i odezwała się świszczącym dyszkantem:

– Jak śmieliście rozpalić ognisko u wejścia do naszych korytarzy?

– Śmierć za zdradę – zawtórowały w mroku głosy pozostałych postaci.

Marcin spojrzał pytająco na swoją towarzyszkę, równocześnie kątem oka mierząc odległość do wbitej w piasek szabli.

– Wiemy, że jesteście ludźmi Generała.

– Srebrnego Monokla – zawtórowały smutne głosy.

– O, bardzo państwa przepraszam – odezwała się Qasilinda. – Nikt nas tutaj nie przysłał. Zabłądziliśmy i schroniliśmy się w tej grocie przed deszczem. Nie wiedzieliśmy, że to jest jakieś wejście. Nic a nic.

Postać w rogatej czapie potrząsnęła kijem.

– Dźgaj i kłuj – zabrzmiała chóralna zachęta.

– Proszę, zaczekajcie, panowie spongożelcy – powiedziała towarzyszka Marcina. – Srebrny Monokl poluje także na nas. A jego matkę... – tu wskazała na Marcina – nawet ją porwał.

– Kłamstwo i fałsz – zapiszczało z mroku.

– Jej ojciec jest prezydentem – powiedział nagle Marcin głośno i wyraźnie.

Grotę wypełnił chóralny śmiech.

– Po coś z tym wyjechał? – szepnęła do niego Qasilinda. – Nie uwierzą.

– Nie wiem... To pokaż im to – chłopiec wskazał palcem na jej guzik.

– Mój guzik? – zapytała.

– Guzik? – powtórzyli jakby z nutą zaciekawienia spongożelcy ukryci w mroku.

Głowa w diabelskiej czapie pochyliła się nad guzikiem, który dziewczyna wzięła w palce. Postać wydała z siebie świst, a potem pokiwała głową na cienkiej szyi i powiedziała:

– Malachitowe Q!

– No właśnie. Jej tata nazywa się Qasimiro – powiedział Marcin, jakby wyprzedzając ponury komentarz pozostałych spongożelców.

Rozległ się pomruk, który mógł być zarówno wyrazem zadziwienia, jak i gniewu.

A jednak ostrza kijów uniosły się nad ich głowami i znowu zawisły gotowe do zadania śmiertelnego ciosu.

– Śmierć szpiegom! – zapiszczał spongożelca w habicie. Uprzedził ruch Marcina i zręcznie wsadził koniec kija w uchwyt szabli. Poderwał ją w górę. Jego różnokolorowe sznury wzbiły się wraz z jego ramionami w górę jak macki ośmiornicy. Równocześnie buchnęła od niego silna woń skwaśniałego sera. – Oto dowód! – zapiszczała triumfalnie postać. – Mordercza biała broń!

Marcin i Qasilinda skulili się bezradnie.

– Superczadowo – pomyślał chłopiec. – "Marcin Hundreddots w wieku czternastu lat zginął przekłuty jak oliwka wykałaczką". Taki oto napis na nagrobku umieści mu zapewne Agaton Rip. Oczywiście na nagrobku internetowym.

Nagle z głębi groty rozległo się ostre terkotanie drewnianej kołatki. Wprowadziło to dziwne poruszenie wśród spongożelców.

– Mistomägan, Mistomägan – odezwały się trwożne głosy.

Ostre kije wycofały się w mrok. Postać w habicie zrobiła brzydką, kwaśną minę.

– Przyprowadzić ich do mnie! – usłyszeli donośny, lecz jakby bulgoczący głos dochodzący z najgłębszej szpary groty. – Nie przecisnę się z moimi taczkami.

Marcin i Qasilinda poczuli na ramionach ostrożne poszturchiwania. Musieli wstać.

– Marsz! – powiedziała postać w habicie, a na jej wychudłej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. – Dobrze więc. Niech spotkają Mistomägana.

Szli popychani w głąb groty, gdzie, o dziwo, za wąskim przejściem pobłyskiwał płomień pochodni. Musieli przeciskać się bokiem, lecz po drugiej stronie otworzyło się niespodziewanie obszerne pomieszczenie.

Na środku stała wielka postać z naroślami, a przede wszystkim z ogromnym brzuchem, który sama dźwigała na masywnych taczkach z wielkim kołem. Obok straszliwego grubasa stał chłopiec w wieku lat szesnastu i rytmicznie wachlował go wielkim, kolorowym wachlarzem na długim kiju. Marcin zwrócił uwagę, że jedna noga chłopca tkwiła w olbrzymim bucie. Na szyi wachlującego wisiało coś w rodzaju drewnianej kołatki – terkotki, a z za jego pleców wystawało coś na kształt kołczanu.

– Ha, ha, ha! – zahuczało w całej podziemnej grocie. – Zbliżcie się.

Marcin i Qasilinda spłoszyli się. Chcieli się wycofać, lecz poczuli za sobą zwarty mur spongożelców. Rozglądali się w poszukiwaniu źródła głosu.

Zwraca się do was Mistomägan. Burzobrzuch.

– To on – usłyszeli szeptane wyjaśnienie z za pleców. Równocześnie dobiegł ich gwałtowny odgłos przepastnego bulgotu.

Domyślili się. To postać z brzuchem na taczkach przemawiała do nich, a głos i bulgoty wydobywały się... z jej ogromnego brzucha.

– To brzuchomówca. Taki, co umie gadać brzuchem – szepnął do Qasilindy Marcin.

– Boję się. Źle im z oczu patrzy – odpowiedziała.

Nagle postać nazwana Burzobrzuchem zaczęła szarpać uchwytami taczek. Cały brzuch okryty wielką narzutą w spiralne wzory zatrząsł się jak gigantyczna galareta i pomieszczenie napełniły głośne bulgoty jak w zepsutym zlewie. Postać jeszcze raz poruszyła taczkami. Wtedy dopiero drgnął chłopiec z wachlarzem. Do tej pory bowiem, od pierwszego ujrzenia przybyszów, stał jak zastygły, nie spuszczając oczu z towarzyszki Marcina. Teraz już znowu posłusznie poruszał wielkim wachlarzem.

– Niech podejdą – usłyszeli bulgoczący głos Burzobrzucha.

Jego mała głowa ukryta była za nabrzmiałymi wałkami kilku tłustych podgardli. Ciężkie powieki sprawiały wrażenie, jakby spał.

– No, przyprowadź ich tu bliżej, Strupyexo.

Marcin i Qasilinda pchnięci przez spongożelcę w habicie podeszli bliżej. Zapach, jaki bił od wielkiego cielska, nie należał do miłych.

– Na pewno nacierają go rybim olejem. Żeby go potem przepychać przez wąskie korytarze – spróbował to sobie wytłumaczyć Marcin.

– Bracie Burzobrzuchu – zapiszczał spongożelca, nazwany przez tamtego Strupyexo – schwytaliśmy dwoje szpiegów. To ludzie Srebrnego Monokla. Rozpalili ognisko przed jednym z wejść i wysyłali znaki za pomocą ognia i dymu.

Burzobrzuch znowu szarpnął taczkami. Był to sygnał skierowany do chłopaka z wachlarzem.

– Filyoleyko! Wachluj! – zabulgotało z brzucha.

Chłopiec drgnął, poczerwieniał na twarzy i oderwał od Qasilindy swoje duże oczy. Wachlarz znowu rytmicznie zaczął poruszać się nad brzuchomówcą.

Strupyexo wyjął teraz spod swoich sznurów szablę Qasilindy i odezwał się uległym tonem:

– Oto ich mordercza, biała broń, spongobracie.

– Zadeptaliście ognisko? – zapytał Burzobrzuch.

– Natychmiast. Ale niestety. Słyszeliśmy wycie strasznego psa.

– Ach tak. To mogą być psy Połykacza Piorunów Kulistych.

– Tak, spongobracie. To na pewno był pies naszego prześladowcy.

– Przez tych zdrajców będziemy teraz musieli zasypać jeszcze jedno wejście do podziemi. Wachluj Filyoleyko – Burzobrzuch ponownie upomniał chłopca z wachlarzem.

– Więc co z nimi zrobimy, spongobracie? – zapytał Strupyexo.

– Ha, ha, ha – zatrząsł się brzuch. – Zepchniemy ich do podziemnej rzeki. Ale najpierw przejadę po nich moim żelaznym kółkiem. Ha, ha, ha!

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
Permanentny PMS
Joanna Kułakowska
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
J. W. Świętochowski
Tomasz Pacyński
Idaho
Agnieszka Kawula
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
M. Koczańska
Tadeusz Oszubski
Magdalena Kozak
Magdalena Kozak
Jolanta Kitowska
Miłosz Brzeziński
K. A. Pilipiukowie
Andrzej Filipczak
Tomasz Witczak
PanTerka
Andrzej Ziemiański
EuGeniusz Dębski
Richard A. Antonius
Zbigniew Batko
 
< 40 >