Fahrenheit nr 50 - styczeń/luty 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Wywiad

<|<strona 08>|>

Wywiad z Jamesem Patrickiem Kellym

 

 

Serdecznie dziękujemy Martinowi Králikowi za udostępnienie wywiadu przeprowadzonego dla Fantazii.

 

Martin Králik: W latach 70. przewinąłeś się przez najważniejsze warsztaty dla pisarzy science fiction – Clarion, w dodatku dwukrotnie. Wciąż jednak wielu krytyków uważa, że podobne warsztaty nie mają zbyt wielkiego znaczenia. Według ciebie, jakie są najważniejsze korzyści z nich płynące?

James Patrick Kelly: Jest wiele korzyści płynących z warsztatów, jednak nie każdy pisarz jest w stanie właściwie je wykorzystać. Warsztaty mogą uzupełnić lub nawet zastąpić rolę redaktora. Dają też swego rodzaju oparcie dla młodych, wciąż nieco osamotnionych twórców. Dają możliwość sięgnięcia poza dotąd przyswojone, wygodne nawyki i poznania nowych technik. Pozwalają mu też podążać krok w krok za najnowszymi trendami na polu pisarskim.

MK: W latach 80. byłeś uważany za twórcę humanistycznego, jednak jedno z twoich opowiadań znalazło się w antologii cyberpunkowej Mirrorshades. Jak widzisz tamte gatunki dziś? Co sądzisz o nowych trendach, jak new weird, czy new space opera?

JPK: Osobiście najchętniej prześlizguję się po wszystkich tych trendach, próbując nakierować je ku moim własnym literackim zainteresowaniom. I właśnie dlatego, kiedy mój przyjaciel (i kolega z warsztatowej „ławki”) Bruce Stirling próbował mnie wrzucić do jednego grupowego worka ze Stanem Robinsonem, Johnem Kesselem i Connie Willis (którzy również są dla mnie inspiracją oraz przyjaciółmi), zdecydowałem, że udowodnię mu, iż ja również byłbym w stanie napisać coś cyberpunkowego. Pisałem też space operę i choć nie jestem przekonany, czy zdołałem już w pełni zrozumieć termin new weird, to jestem przekonany, iż starałem się już pisać w duchu slipstream. Te teksty są zresztą jednymi z moich ulubionych, jeśli chodzi o mój najnowszy dorobek.

MK: A co myślisz o najnowszych autorach cyberpunka jak Charles Stross, czy Richard K. Morgan? Jakie największe różnice widziałbyś pomiędzy starym cyberpunkiem a twórczością tych autorów?

JPK: Stross i Morgan są genialni, nawet pisałem do nich listy jako fan! Wydaje mi się, że tym, co klasuje tych autorów poza głównym nurtem science fiction jest fakt, iż są tak ewidentnie sobą. Owszem, można w ich twórczości dostrzec jakieś wpływy, jednak ich głosy są absolutnie oryginalne.

MK: Twojemu opowiadaniu „Najlepsze święta w życiu” zabrakło zaledwie kilka głosów do wygrania Hugo. Prawdopodobnie był to pierwszy w historii tekst opublikowany w Sieci, który zaszedł tak wysoko. Jak oceniasz to wielkie osiągnięcie w tej chwili?

JPK: Mam mieszane uczucia odkąd SciFiction się wycofało (z publikowania opowiadań fantastycznych – przyp. red.). Jak dla mnie, to był wielki krok dla literatury online. I jakoś nie mogę przestać myśleć, że jednym z powodów, dla których moje opowiadanie otrzymało nominację na Worldconie zorganizowanym w Europie był fakt, iż zostało opublikowane w Internecie. Gdyby zostało wydrukowane w jakimś amerykańskim magazynie, z pewnością nie trafiłoby do tak wielkiej liczby czytelników. Zawsze uważałem, że zadaniem pisarza fantastycznego jest przemawianie do całej planety, a nie tylko jednego kraju. Prawdopodobnie najlepszym zwieńczeniem tego dzieła jest fakt, iż moje opowiadanie zostało przetłumaczone na siedemnaście języków (osiemnaście! – przyp. red.). Pozdrawiam moich nowych przyjaciół ze Słowacji!

MK: Malkontenci twierdzą, że publikacje elektroniczne nie zastąpią tradycyjnych, papierowych tak długo, jak długo nie będą się w równym stopniu nadawały do czytania w toalecie, czy autobusie. W erze palmtopów i telefonów komórkowych z wyświetlaczami nowej generacji to ograniczenie wydaje się być już pokonane. Co według ciebie wciąż powstrzymuje ekspansję literatury w wydaniu elektronicznym?

JPK: Myślę, że oczy, które wciąż dziś jeszcze kupują literaturę, nie są nawykłe do czytania z ekranu. Moje pokolenie musi odejść – jak dinozaury. Kiedy nasze oczy odejdą na emeryturę, a nowe przejmą kontrolę nad rynkiem wydawniczym, wtedy era publikacji elektronicznych wreszcie nastanie na dobre.

MK: W swoim felietonie na łamach Science Fiction Asimova przedstawiłeś swoją wizję Hugo w wydaniu elektronicznym, która przyznawana by była wyłącznie publikacjom internetowym. Jak długo, według ciebie, przyjdzie nam jeszcze czekać na spełnienie się tej wizji?

JPK: Żaden utwór, opublikowany oryginalnie i wyłącznie w tradycyjnym druku nie wygra Hugo w roku 2018. Łatwo mi mówić!

MK: Jednym z najlepszych źródeł świeżej amerykańskiej fantastyki, a słyszałem już i opinie, że najlepszym, jest dziś darmowy serwis SciFiction (był – przyp. red.). Kolejne dwa magazyny oferujące najwyższych lotów literaturę – Strange Horizons i Infinite Matrix także nie pobierają opłat od czytelników. Czy uważasz, że w tym leży ratunek dla magazynów fantastycznych? Ostatnie doniesienia mówią jednak, że SciFiction ma zostać zamknięty, jakie są twoje odczucia z tym związane?

JPK: Jak już powiedziałem, to smutny fakt. Potrzebny jest jednak funkcjonujący model biznesowy, w którym pisarze i redakcje serwisów internetowych mogliby zarabiać normalne pensje. Ani Strange Horizons, ani Infinite Matrix takiego modelu nie posiadają i uważam, że podobny system nie zaistnieje do momentu, kiedy czytelnicy nie byliby w stanie dokonywać mikrowpłat za dostęp do zawartości twórczej. System iTunes zmierza w tym kierunku jednak chodzi o sytuację, w której tysiące czytelników płaciłoby mniej niż dolara za dostęp do literatury.

MK: Na twojej stronie internetowej można też znaleźć pliki mp3 z twoimi opowiadaniami. Inne można też znaleźć na Seeing Ear Theater. Czy myślisz, że to dobry sposób na upowszechnianie twórczości literackiej w Sieci?

JPK: Jak najbardziej. Twoi czytelnicy niech wiedzą, iż rozprowadzam wiele moich utworów, a co najważniejsze, moją najnowszą powieść poprzez podcasting. Mam nadzieję, że każdy, kto czyta te słowa, znajdzie chwilę, aby zajrzeć na moją stronę www.jimkelly.net i ściągnie sobie mp3, albo zasubskrybuje sobie podcasting. Jak już wspomniałem, nic nie ucieszy mnie bardziej niż świadomość, że moja twórczość trafia do wszystkich zakątków świata.

MK: Twoja najnowsza powieść „Burn” ma zostać opublikowana przez stosunkowo niewielkiego wydawcę – Tachyon Press. Jakie z tego płyną korzyści? Czemu coraz więcej amerykańskich i brytyjskich autorów decyduje się na mniejsze oficyny, z gorszą siecią dystrybucyjną?

JPK: Prawdę powiedziawszy, w moim przypadku był to drobny błąd. Początkowo miałem dla Tachyona napisać opowiadanie na 25000 słów, jednak w trakcie pracy tekst rósł mi coraz dłuższy i dłuższy. W efekcie tekst rozrósł się do 39000 słów, a ponieważ wydawca ruszył już z procesem produkcyjnym, musiałem kilka projektów odłożyć na później. Gdybym od początku wiedział, jak się ta książka rozrośnie, pewnie poprosiłbym mojego agenta, aby wysłał ją do któregoś z większych wydawców. Kiedy jednak myślę nad twoim pytaniem, dochodzę do wniosku, że mniejsi wydawcy mają chyba jednak tendencję do wydawania książek ważniejszych, książek, które żyją dłużej.

MK: Na koniec pytanie nieco bardziej personalne. Czy mógłbyś powiedzieć, które twoje święta były najlepsze w życiu i dlaczego?

JPK: Oczywiście, najtrudniejsze pytanie zostawiłeś na koniec! Przypuszczam, że musiały to być któreś ze świąt, kiedy byłem mały. Może kiedy miałem sześć, czy siedem lat... A dlaczego? Bo święta to magia, a ja zawsze pragnąłem magii w życiu. Jednym z powodów, dla których napisałem tyle opowiadań świątecznych, jest chęć dotknięcia jeszcze raz magii mojego dzieciństwa.

Dziękuję za tak wrażliwe pytania, odpowiadanie na nie sprawiło mi przyjemność.

 

Przetłumaczył: Konrad Bańkowski

 


< 08 >