Po otrzymaniu pocztą elektroniczną wyników ekspertyzy genetycznej, Mikołaj Aleksandrowicz Gracz ze zdziwieniem dowiedział się, że jego DNA zawiera geny gwałciciela i mordercy.
Czyli, zgodnie z nowym prawem „o klasyfikacji genetycznej”, Mikołaj Aleksandrowicz zaliczony został do najniższej ludzkiej kategorii – klasy „C”. Skutkowało to pozbawieniem praw wyborczych, przymusowym wszczepieniem podskórnego chipu, informującego o zachowaniu naznaczonego kompetentne instytucje, jak również zakazem wykonywania wielu zawodów, wliczając w to profesję duchownego.
Gdy zszokowany gwałciciel i morderca poddał się powtórnemu badaniu, śliczna pielęgniarka klasy „A” spojrzała na niego z pogardą i szepnęła do wysokiego, rumianego policjanta klasy „B”:
– A jeszcze udawał popa.
– Wilkołak w duchownych szatkach. – Kiwnął głową policjant.
Powtórna ekspertyza nie tylko potwierdziła wyniki pierwszej, ale i dodatkowo wykryła rzadki gen koniokrada. Zadowolony z życia, korpulentny lekarz mrugnął do Gracza i zanucił:
– Nie płacz, cyganku! Pierwszy mąż mojej drugiej żony ma ten sam defekt. Tylko konie już prawie wyginęły.
Wracając do domu morderca, gwałciciel i koniokrad połykał łzy upokorzenia. Zawsze nienawidził bandytów, a teraz wychodziło na to, że przez całe życie darzył tym uczuciem samego siebie.
Widocznie dlatego nic mu w życiu nie wyszło...
Po chwili odpoczynku, zażyciu kropel na serce oraz przeczytaniu fragmentu Biblii, zdjął ze ściany portret prezydenta Trawkina, włożył go do miski i spalił w łazience. Grzał ręce nad popiołem, pozostałym z idola, gdy zadzwonił telefon. Człapiąc zdeptanymi kapciami po zimnej podłodze, ze zwieszoną głową, podreptał w kierunku aparatu.
– Mikołaj Aleksandrowicz Gracz, obywatel klasy „C”? – uprzejmie zapytał nieznajomy męski głos.
– Mikołaj Aleksandrowicz na linii. – Pokornie przytaknął Gracz
– Witam. Porucznik policji genetycznej Włodzimierz Wolfowicz Iwanow. Jutro o dziesiątej rano powinien pan stawić się w szpitalu w pobliżu miejsca zamieszkania w celu wszczepienia podskórnego chipu.
Mikołaj Aleksandrowicz zamknął oczy i pomyślał, że chyba nienawidzi tego kraju nawet bardziej niż przedtem.
– Niech pan zrozumie, wszczepienie chipu jest niezbędne dla pańskiego dobra – tłumaczył głos
– Rozumiem – westchnął.
– Przecież nikt nie wie, kiedy spod cienkiej otoczki pańskiego świeckiego wychowania wyrwie się instynkt gwałciciela i mordercy
– Myli się pan. Mam nie tylko świeckie wychowanie. Skończyłem seminarium i przez wiele lat pracowałem jako duchowny – zaprzeczył z nadzieją.
– Koszmar... – W głosie zabrzmiał przestrach. – Wyobraża pan sobie, czym by się to mogło skończyć, gdyby nie powstrzymano pana na czas?
– Czym?
– Jak gdyby pan sam nie rozumiał... Jak może gwałciciel i morderca być pasterzem duchowym?
Mikołaj Aleksandrowicz poczuł, że zaczyna w nim narastać ostre zniecierpliwienie. W jego głosie, jak za starych dobrych czasów zabrzmiał metal:
– Młody człowieku, niech pan posłucha. W normalnych krajach demokratycznych istnieje takie pojęcie: domniemanie niewinności. A na razie nikogo nie zgwałciłem ani nie zabiłem. Dlatego nie ma pan prawa mnie obrażać. To nie moja wina, że mieszkam w kraju, którym kieruje najpaskudniejsza z małp: nasz oszalały prezydent.
– No, ale rząd nie może czekać, aż pan kogoś zabije – złośliwie zauważył głos. – A obraza głowy państwa też podpada pod paragraf.
– Dranie! – rzucił na dobre już wkurzony Mikołaj Aleksandrowicz. – zwykłe dranie!
– Chamskie zachowanie sprawi, że otrzyma pan piętno na czole – bezlitośnie przypomniał szczęśliwiec pozbawiony genu gwałciciela i mordercy. – Proszę się nie zapominać.
Po czym policjant odłożył słuchawkę.
Spojrzawszy na zegarek, Mikołaj Aleksandrowicz włączył telewizor, legł na kanapie i niewidzące spojrzenie utkwił w twarzy zadowolonego z siebie prezydenta Trawkina, którego jak na złość, znowu pokazywano w wiadomościach. Prezydent prostymi i zrozumiałymi słowami tłumaczył ludowi, w jaki sposób dokładne i nieomylne badania genetyczne pozwalają przed czasem wykryć przyszłych przestępców, zagrażających cywilizowanemu społeczeństwu.
– Tylko nie należy sądzić, że w dzisiejszych czasach w Rosji dzieje się coś kompletnie nowatorskiego, czego nigdy przedtem nie było – mówił uśmiechnięty Trawkin. – Jeszcze w starożytności wśród plemion germańskich niebezpieczni ludzie klasy „C” nazywani byli berserkerami. Berserkerzy mieszkali w odosobnieniu, nosili inne ubrania, nie posiadali żon ani dzieci. Oczywiście, dzisiejsze państwo jeszcze nie może pójść aż tak daleko, ale...
Mikołaj Aleksandrowicz z obrzydzeniem wyłączył telewizor.
Przed zaśnięciem długo przewracał się na łóżku. Odgrywał w wyobraźni rolę starożytnego berserkera albo, mozolnie grzebiąc we własnej duszy, szukał w podświadomych fantazjach wrodzonego okrucieństwa i żądzy krwi. We śnie kilka razy z rozkoszą zabił prezydenta Trawkina. Ale po przebudzeniu w pamięci zostało tylko mgliste uczucie czegoś przyjemnego.
Przypomniawszy sobie, że wiara i nadzieja umierają ostatnie, postanowił poprosić o wsparcie siły wyższe.
– Ojcze nasz, któryś jest w niebie! – Stanąwszy przed ikoną, zaczął powtarzać wyuczone słowa, starannie kreśląc znak krzyża na piersi. – Święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi!
Ale nagle umysł jak błyskawica przeniknęła diabelska myśl: a po co się teraz modlić? W czym sens chrześcijańskiego zbawienia duszy jeżeli dusza jest całkowicie zależna od ciała, które odziedziczyła? Przecież badania naukowców-genetyków niepodważalnie dowiodły że...
– Przepadnij, siło nieczysta! – zakrzyknął i splunął na telewizor.
Poranek nowego dnia powitał w szpitalu, w towarzystwie innych gwałcicieli i morderców. Siedząc na krzesłach wzdłuż ściany długiego korytarza, spod oka patrzyli na siebie w milczeniu, aż wreszcie jakiś wielki i barczysty mężczyzna poprosił Gracza o papierosa.
– Przepraszam, nie palę – sucho odpowiedział.
Facet zarechotał.
– I wódeczki nie trącam, co? A to czemu? Przecież też jesteś z klasy „C”. Za późno pić borzomi, koleś...
Gdy nie ma już nerki... – dopowiedział w duchu Mikołaj Aleksandrowicz i zamyślił się.
– Nieprawda! Naszym obowiązkiem jest walczyć z negatywnymi skłonnościami – gorąco zaprotestował gwałciciel i morderca o powierzchowności inteligenta. – Tylko tak można poprawić złą karmę!
– Brednie! Długo nad tym myślałem i zrozumiałem: teraz możemy wszystko – spokojnie odpowiedział tchórzliwemu mistykowi niebieskooki morderca i gwałciciel w przyzwoitym drogim garniturze. – Przedtem zupełnie bezsensownie sądziłem, że powinienem się jakoś powstrzymywać, ograniczać. Po co? Nie wystąpisz przeciwko naturze.
– Naukowcy popełniają omyłki – zauważył Mikołaj Aleksandrowicz.
– Tylko nie genetycy – z całym przekonaniem zaprzeczył niebieskooki. – To dokładna nauka. A ponieważ teraz oficjalnie zostałem uznany za gwałciciela i mordercę, to czemu na początek naprawdę kogoś nie zgwałcić?
Ogromny facet o powierzchowności bandyty znowu zaczął rechotać, mrugać i nawet bezczelnie zapalił papierosa na oczach personelu medycznego. Dyżurna siostra pobiegła po policję.
– Jednego nie rozumiem – niebieskooki dalej rozwijał swą myśl. – W jaki sposób niedoludzie z klasy „A” albo nawet półludzie z klasy „B”, niezdolni do zabójstwa, zamierzają trzymać nas, urodzonych wojowników, na krótkiej smyczy? Chyba nie dzięki przewadze liczebnej? Przecież my nie mamy nic do stracenia oprócz łańcuchów.
– Lepiej jest umrzeć, stojąc, niż żyć na kolanach – zakrzyknął bandyta
– Posłuchajcie, posłuchajcie mnie! – Nagle poruszył się jeszcze jeden morderca i gwałciciel, który dotychczas z twarzą bez wyrazu patrzył w okno i nie brał udziału w rozmowie. – Trawkin jest zwykłym faszystą! Zwykłym śmierdzącym faszystą! Przedtem istniały trzy rodzaje faszyzmu: socjalny, rasowy i religijny. A teraz powstał nowy, najbardziej niebezpieczny rodzaj: faszyzm genetyczny. Precz z faszystami! Śmierć przeklętym faszystom!
Poruszeni mordercy i gwałciciele zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego. Zdenerwowany lekarz, który usłyszał podejrzany harmider, wyjrzał na korytarz i pewnym głosem zaprosił następnego na liście. Mordercy odpowiedzieli przekleństwami a najbliższy – dobrym ciosem. Drzwi do gabinetu w jednej chwili zostały zaryglowane, a na korytarzu pojawił się pierwszy policjant, młody chłopak z pistoletem w wyciągniętej dłoni.
– Spokojnie, obywatele. Proszę o przyzwoite zachowanie na terenie placówki zdrowotnej.
– Smarka utrzyj! – Agresywnie wstał z krzesła klasyczny bandyta – Żeby mnie nastraszyć, to potrzebny jest autobus takich jak ty, rozumiesz? – Facet pewnym krokiem ruszył wzdłuż korytarza w kierunku policjanta. – Albo może Trawkina w telewizji nie widziałeś? Ja jestem berserker, rozumiesz? Wiking! A ty?
Nagle, wbrew oczekiwaniom, policjant strzelił w nogę wikinga. Krew jaskrawymi kroplami spadła na podłogę. Ranny runął na plecy, a potem skulony, przewrócił się na bok . Policjant stał w milczeniu, nie spuszczając z niego złych, przestraszonych oczu. Potem podszedł ostrożnie.
– Zamknij dziób, ja też mam klasę „C” – wyjaśnił.
Wzdłuż korytarza, stukając ciężkimi obcasami, nadbiegały posiłki. Oszołomieni zabójcy i gwałciciele oczekujący na wszczepienie podskórnego chipu nie zdążyli nawet mrugnąć, gdy mordercy i gwałciciele z policji bez pardonu ułożyli wszystkich na podłodze, twarzą do dołu.
– Opamiętajcie się, bracia-wikingowie! – krzyczał niebieskooki filozof. – Nie strzelajcie do swoich! Jesteśmy rasą panów!
– Milczeć – nakazał oficer i walnął filozofa w plecy kolbą automatu.
Jednak, co dziwne, właśnie teraz, pokornie leżąc z nosem na zakrwawionej podłodze kliniki obok płaczącego inteligenta, Mikołaj Aleksandrowicz poczuł, jak w jego głowie wszystko się przejaśnia. Zagubione myśli znalazły ujście i ruszyły w nowym kierunku. Zrozumiał, że to nie koniec życia . Po prosu zaczął inne, nie mniej ciekawe. Najpierw można będzie znaleźć zajęcie w wojsku lub policji. A co? Kto niby ma tam służyć jak nie urodzony zabójca klasy „C”? Potem podejmie pracę w więzieniu, na przykład jako kat. Przecież dzisiejsza nauka bez najmniejszych wątpliwości udowodniła istnienie berserkerów. Nawet postawiła stempel w dokumentach. Genetyka ponad wszystko. Genetik über alles!
Tylko szkoda, że nauka tak zrobiła. Nie należało bezmyślnie dzielić społeczeństwa. Bo teraz – upośledzeni umysłowo, czyli gwałciciele i mordercy, szybciej odnajdą się nawzajem. I połączą. A co oznacza słowo „upośledzenie”? A to już zależy, z której strony patrzeć.
Wcześniej czy później klasa „C” stanie się klasą „A”. I będzie tak – roztropni pomocnicy przytaszczą wreszcie do piwnicy na kaźń samego prezydenta Trawkina. A Mikołaj Aleksandrowicz niczym kozacki ataman Taras Bulba koniecznie zapyta głupca, zdrajcę własnego rodu, który chciał podeprzeć się obcymi przeciwko swoim: no i co, synku, pomogli ci te twoje Lachy?
Mikołaj Aleksandrowicz zachichotał i bezwiednie powtórzył swoje przyszłe pytanie na głos:
– No i co, Trawkin, pomogła ci ta twoja genetyka?
– Ani drgnij – rzucił srogo stojący najbliżej policjant.
– Nie złość się – przyjaźnie odpowiedział stróżowi prawa morderca i gwałciciel nazwiskiem Gracz. – I na naszej ulicy będzie święto.
borzomi – znakomita, gruzińska woda mineralna o właściwościach leczniczych
Taras Bulba – tytułowy bohater powieści Mikołaja Gogola (przypisy tłumaczy)
z rosyjskiego przełożyli Marina Makarewska i Tomasz Bochiński