Fahrenheit nr 62 - styczeń-marzec 2oo8
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 16>|>

Flirt zaczepno-obronny

  

 

HOMO FUTURUS

 

Zaczepnie flirtują: Margot, Remiz, Patrząca

Broni się i moderuje: Andrzej Zimniak

 

Margot: Lubisz przepowiadać przyszłość?

AZ: Takie pytanie jest jak strzał z rusznicy na niedźwiedzie – nigdzie się nie schowasz, efektywność barona Münchhausena, kilka sztuk trafionych za jednym zamachem. Czy lubię? Gdyby złota rybka spełniła moje trzy życzenia, wybrałbym się w przyszłość odległą o sto, tysiąc i milion lat, żeby przywitać się z ludźmi z tamtych czasów i zapytać ich, co słychać. Przepowiadać – piękne określenie! Bo faktycznie znakomita większość prognoz pozostaje nietrafiona...

Patrząca: No to po co się męczysz?

AZ: Rozczarowujesz mnie, dziewczyno. Po co wcierasz w twarzyczkę tony kremu, odsysasz wiadomą tkankę, zwalczasz cellulitis? Wszak wiesz dobrze, że trud daremny.

Remiz: Ej, daruj sobie takie podchody. Lepiej powiedz, jaki sens widzisz w futurologii?

AZ: W drobiazgowej – żaden. W antycypowaniu technologicznych rozwiązań – też żaden. To się nie może sprawdzić z tego prostego powodu, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć nowych wynalazków technologicznych, które stanowią zwrotnice dziejów. Ale ogólne trendy – owszem, wtedy prognozowanie może mieć sens. Człowiek od zawsze przejawiał aktywność na polach zdobywania środków (polowanie), powiększania stada (prokreacja) i ekspansji terytorialnej (pilnowanie domu, wojny). Trudno przypuścić, aby ta fundamentalna hierarchia dążeń nagle się zmieniła. Trzeba futurologizować historycznie, ot co. Należy sięgać nawet do paleohistorii, bo pewne wydarzenia, jak zmiany klimatu czy upadki asteroid, zachodziły cyklicznie od milionów lat, więc pojawią się znowu, prędzej czy później.

Margot: No właśnie, co nas czeka?

AZ: Jestem dobrej myśli – przed ludźmi długie, ciekawe życie. Będą tąpnięcia, katastrofy, ale one powinny jeszcze nas wzmocnić, bo zmuszą człowieka do maksymalnego wysiłku. Milion lat mamy jak w banku, a potem – następny.

Patrząca: Szafujesz tymi milionami, bo wiesz, że teraz nie przegrasz. Nikt nie może dowieść, że się mylisz.

AZ: Nie jestem wróżką, więc nie twierdzę, że z pewnością będzie tak czy inaczej. Stawiam prognozy według swojej wiedzy i przekonań, ale nie próbuję nikomu powiedzieć, że jestem nieomylny. Tym niemniej przypuszczam, że wiele z moich prognoz się ziści, zwłaszcza tych dotyczących trendów.

Margot: Czytałam w „njusach”, że wydajesz książkę z futurologią i opisujesz człowieka za milion lat? Ile będzie miał palców?

Patrząca: Ja ci powiem – siedem! Szósty do pukania w czoło, a siódmy do uprawiania seksu. Palec wystarczy, bo wszyscy będą z probówek, a urosną w macicach z bioorganicznego polietylenu. Mam rację, prekognisto od cellulitisu?

AZ: No jasne, przynajmniej jeśli chodzi o probówki. Ludzie już wkrótce zaczną się ulepszać, uszlachetniać, dodawać sobie wigoru, siły, urody, mądrości, talentów. Lekarze zabiorą się za gamety, żeby poprawić ich wyposażenie genetyczne, a jak już przygotują taki superzestaw, nie będą mieli serca, żeby męczyć kobietę i wszczepiać jej to do macicy. Kobieta podczas ciąży przechodzi rewolucję hormonalną, tyje, psują jej się zęby, mdleje, chce pić wódkę albo rzuca się na kiszone ogórki. Trzeba ją chronić! Ha, myślę, że większość kobiet odetchnie z ulgą – niech tę ciążę nosi ktoś inny! Niektóre pozostaną wierne naturze, ale tylko niektóre.

Patrząca: Nooo... nie wiem. Wydaje mi się, że wolałabym nosić dziecko między własną trzustką a wątrobą, ale również nie chciałabym paradować ze sflaczałym biustem. A ty, Margi?

Margot: Ja wcale nie chcę mieć dzieci. Poczekam, aż chłopy będą zdatne do rodzenia, niech zobaczą, jaka to frajda.

Remiz: Powiedz lepiej, co to za książka.

AZ: Ma tytuł „Jak NIE zginie ludzkość – prognozy naukowca i wizjonera”, wydaje ją Solaris, premiera: kwiecień 2008. Stanowi podsumowanie moich przemyśleń dotyczących prognoz wszelkiego zasięgu, od krótkookresowych do bardzo odległych czasowo. Starałem się nie wchodzić w fantastykę i chyba mi się udało – rozważania są uzasadnione naukowo, choć przyznam, że nieraz śmiało sobie poczynam. W miejscach, w których wyobraźnia wiedzie prym wobec science, wyraźnie to zaznaczyłem, żeby nikomu się nie pomyliło.

Remiz: Masz nadzieję, że ludzkość przetrwa? Mimo wzmagającego się efektu cieplarnianego, wycinania lasów tropikalnych, zanieczyszczenia, przyszłych wojen jądrowych, eksplozji demograficznej, wymierania gatunków? Co na to powiesz?

AZ: Nic nie powiem, bo dajemy sobie radę, podobnie jak dawaliśmy radę w przeszłości. Nie twierdzę, że wszystko było dobrze, chcę powiedzieć, że było wystarczająco dobrze, byśmy przeżyli jako gatunek i ocalili cywilizację. Tak było i będzie, a kasandryści w każdych czasach przepowiadali apokalipsę i nie przestaną przez nadchodzący milion latek.

Remiz: Reprezentujesz niepoprawny hurraoptymizm. Zupełnie jakbym słuchał reklamy pasty do zębów, po której odrastają zużyte trzonowce.

AZ: Są ludzie, którzy lubią słuchać malkontentów, bo czują się trochę jakby oglądali horror, inni odwrotnie: nie znoszą ponuractw i ponuraków. O gusta nie należy się sprzeczać, jednak najważniejsza jest logika wywodu, a tę starałem się zachować w każdym rozdziale, od pierwszego do ostatniego słowa.

Patrząca: Musisz jednak przyznać, że narobiliśmy w środowisku nieodwracalnych szkód. Jak tak dalej pójdzie, za kilkadziesiąt lat zostaniemy sami na gołej skale.

AZ: Rozumiem, że cytujesz truizmy ekowojowników. Przypominają mi się ostrzeżenia przeciwników kolei żelaznej, którzy twierdzili, że krowy przestaną dawać mleko, jak między pastwiskami przejedzie piekielna machina – parowóz. Dwa wieki temu pewien londyński futurolog wieszczył, że życie w mieście zamrze, gdy w następstwie błyskawicznego rozwoju transportu ulice wypełnią się aż po dachy końskim łajnem. Dziś modne jest załamywanie rąk nad szkodami, jakie człowiek czyni mateczce Gai. Jeszcze trochę konsekwencji i cała ludzkość powinna wstąpić do jakiejś nowej sekty Wschodzącego Słońca i popełnić sepuku, dopiero wtedy uwolniona Ziemia odetchnie i rozkwitnie.

Margot: Nie przeginasz, hombré?

AZ: Może trochę, dla kontrastu. Wiadomo, że człowiek jest w swojej niszy ekologicznej dominującym gatunkiem i „rozpycha się”, ale to samo czynią obecnie małże w Wielkich Jeziorach czy dawniej czyniły króliki w Australii – i jest to normalne. Wiele gatunków żyje w biocenozie miejskiej i dopiero tam czuje się doskonale (gołębie, gawrony, sroki, małe gryzonie, niektóre owady – a podobno nawet i większe zwierzęta, miejska fauna jest bogatsza niż sądzimy). Człowiek tworzy nową homeostazę, ale to i tak się dzieje, zawsze jakieś gatunki dominują. I nic na to nie poradzę, żem taki zimny drań, ale naprawdę bardziej zależy mi na poprawieniu ludzkiego bytu niż na ocaleniu jakiegoś gatunku muszek tropikalnych, jeśli taki ma być wybór.

Żeby nie było wątpliwości: wszelkie procywilizacyjne i prohumanistyczne postawy wyrażają się w działaniach wyważonych, preferują złoty środek i zdrowy rozsądek. Ale o takie stanowisko uprasza się wszystkie strony w dyspucie.

 

Marzec 2008

======================

Wiodące pytania zostały tematycznie wyselekcjonowane z kolekcji. Imiona, ksywy i etykiety mogą być zmienione lub nadane przez AZ.

 


< 16 >