Żużel, cieszący się w niektórych rejonach Polski wyjątkową estymą, jest dość specyficznym sportem motorowym. Nie dlatego, że obserwuje się zmagania czterech zawodników krążących kilkukrotnie po owalnym torze. O wyjątkowości nie decyduje również wykorzystywany sprzęt, pozbawiony podstawowych funkcji typowych dla większości pojazdów – motocykle nie mają skrzyni biegów czy hamulców, za to są przystosowane do jazdy w lewo. Natomiast bez wątpienia niepowtarzalny charakter „czarnego sportu” bierze się z osobistego doświadczenia. Mogą potwierdzić to niemal wszystkie osoby przynajmniej raz uczestniczące w zawodach, przysłuchujące się bezpośrednio rykowi silników, wdychające spaliny czy dzielące z innymi kibicami atmosferę z pogranicza religijnego święta i plebejskiego pikniku.
„Czarna książka. Zostać mistrzem” to drugi zbiór opowiadań przygotowany przez Joannę Krystynę Radosz na temat speedwaya. O ile na jogo kartach pojawiają się bohaterowie z tomu „Czarna Książka. Antologia opowiadań żużlowych”, o tyle znajomość ich wcześniejszych przygód nie jest wymagana. W tomie znalazło się jedenaście historii, w tym jedna stworzona przez Zuzannę Śliwę. Fabuła każdej z nich skupia się na mniej lub bardziej pogmatwanych losach innej postaci. Odrębność jest jednak tylko pozorna, ponieważ poszczególne części tworzą spójną całość. Czytelnik śledzi zatem rozwój wypadków zachodzących przez kilka sezonów w żużlowym świecie.
Osoby, które nie są zainteresowane tego rodzaju wyścigami motocyklowymi, nie muszą w żadnym wypadku rezygnować z lektury. Bowiem „Czarna książka. Zostać mistrzem” skupia się tak naprawdę na ludziach – ich relacjach („Baszkirska jesień”, „Sześciu wspaniałych (i jeden na kacu)”, „Święto Bajora”), doświadczeniach („Cudza wojna”, „O jabłkach”), marzeniach („Kolejarz”, „Zostać mistrzem”, „Wrzód na sumieniu”), dramatach („Konie narowiste”, „Kosa albo wszyscy skończymy tak samo” „Życie po”) oraz – zwłaszcza – emocjach. Żużel jest istotnym, ale nie dominującym tłem wydarzeń. Bez większych problemów i konieczności wypełniania logicznych luk można wyobrazić sobie, że uprawiana przez protagonistów dyscyplina sportu zostaje zastąpiona przez inną.
Co jednak jedni potraktują jako zaletę, dla drugich może stanowić istotny zarzut wobec twórczości Radosz. Nieprzypadkowo fundamentalnym założeniem dobrej literatury science fiction jest nieusuwalność elementów fantastyki i nauki. Inaczej używane są one wyłącznie jak sztafaż mający albo przyciągnąć odbiorcę, albo ukryć pisarskie braki. Podobne zasady dotyczą literatury przygodowej – czy, precyzyjnie mówiąc, przygodowo-sportowej. Na usprawiedliwienie autorki trzeba przyznać, że nie jest łatwo odnaleźć właściwie proporcje i nie stworzyć dzieła zbyt hermetycznego – o co w przypadku żużla nietrudno – lub odwrotnie, pozbawionego wyraźnego indywidualnego rysu.
Opowieści składające się na „Czarną książkę. Zostać mistrzem” charakteryzują się zróżnicowanym poziomem. O ile pod względem językowym nie można mieć uwag, o tyle już konstrukcja fabuły czy postaci wzbudza mieszane uczucia. Właściwie w każdej historii razi naiwność bohaterów kryjąca się pod ich domniemaną szlachetnością. Trudno uwierzyć, aby prawdziwi zawodnicy speedwaya (czy też innych sportów) mieli w sobie takie pokłady moralnych zasad, które nie pozwolą im wykorzystać z premedytacją większych czy mniejszych potknięć przeciwników. Podobnie sprawa ma się z działaczami – niestety od wielu lat sport jako taki stał się domeną wielkiego biznesu, gdzie dominuje żądza zysku. W konsekwencji życie wewnętrzne protagonistów, choć interesujące, jest zupełnie niewiarygodne.
Jeśli zaś chodzi o intrygi, najlepiej wypadają „Baszkirska jesień” oraz „Święto bajora”, w których autorki – odpowiednio Radosz i Śliwa – postawiły na bezpretensjonalną przygodę. Najgorszą zaś jest chyba „Kosa albo wszyscy skończymy tak samo”, nawiązująca do kryminału. Napięcie budowane jest zbyt długo, a rozwiązanie zagadki i zamknięcie historii nie dają żadnej satysfakcji z lektury. Słuszne emocje wywołuje niemal perfekcyjna kompozycja „Koni narowistych” czy „O jabłkach”. W pozostałych przypadkach zupełnie poprawna struktura traci swoje zalety przez nieprzystające do niej postacie.
W „Czarnej książce. Zostać mistrzem” Joanny Krystyny Radosz (i Zuzanny Śliwy) widać autentyczną miłość do sportu żużlowego. Prawdopodobnie to właśnie ona zgubiła autorkę, która nie potrafiła zachować odpowiedniego dystansu do swojego dzieła. Bez krytycznego spojrzenia na świat wyścigów motocyklowych zbiór opowiadań Radosz jest tylko przyjemną i kolorową laurką. Jakkolwiek wydaje się, że to i tak więcej niż dotychczas speedway otrzymał ze strony kultury popularnej, to jednocześnie niewątpliwie sport ten zasługuje na coś więcej poza peanami.
Maciej Tomczak
Autor: Joanna Krystyna Radosz, Zuzanna Śliwa
Tytuł: „Czarna Książka. Zostać mistrzem”
Wydawca: Inicjatywa Literacka Imperium 2018
Liczba stron: 260
Cena: 35,99 zł
Pobierz tekst:
Kilka powodów, żeby przeczytać (albo nie)
Debiutancka powieść Jaya Ashera „13 powodów” przez wiele miesięcy zajmowała czołowe miejsce na liście…
Niebyt przeszeregowuje priorytety
Tytuł:Demon luster Autor: Martyna Raduchowska Wydawnictwo: Fabryka Słów, 2014 Stron: 499 Cena:…
[Recenzja] „Nomen Omen” Marta Kisiel
Ratując się przed nieuniknionym szaleństwem, Salka opuszcza rodzinną Kotlinkę Kłodzką i przenosi…
Dziękuję za recenzję :)
Nie rozumiem jednak zarzutu co do bohaterów. Sport jest pełen przykładów na to, że wynik nie zawsze jest najważniejszy. Zwłaszcza w dyscyplinach uznawanych za niszowe, gdzie zawodnicy, kibice i działacze mają poczucie, że stanowią jakiś rodzaj rodziny i wzajemna pomoc to jedyny sposób na przetrwanie. Lubię z brzydkiego świata wyciągać te momenty, które pokazują, że jest jednak dla nas nadzieja – nawet w skali mikro – i nie wszyscy ludzie to parszywi, źli do szpiku kości niegodziwcy.
No właśnie o te „przykłady” chodzi – w zbiorze mamy całe ich spektrum. Kumulacja prawości i sprawiedliwości jest nieco odrealniona. Jasne, że nie każdy sportowiec jest bezwzględny, ale też nie należy podążać w kierunku drugiej skrajności.
„Lubię z brzydkiego świata wyciągać te momenty, które pokazują, że jest jednak dla nas nadzieja (…) i nie wszyscy ludzie to parszywi, źli do szpiku kości niegodziwcy” – a to jest akurat piękna idea. Przy czym, parafrazując (bardzo niedokładnie) Terry’ego Pratchetta, kogoś czeka przykre zderzenie z rzeczywistością;)