Science fiction, fantasy & horror - a first polish sf&f web periodic







Dystans

copyright © bt Kaziemierz Przybysz

"6"

    Sześć palców u nóg miał ponoć książę Henryk Pobożny. Po tym znaku szczególnym miała rozpoznać jego ciało matka - Jadwiga. Ciało wrocławskiego, krakowskiego i wielkopolskiego księcia zostało pozbawione głowy. Głowa była obnoszona na włóczni. Książe poległ pod Legnicą. W wielkiej bitwie z Tatarami. Był schyłek XIII wieku. Pod Legnicą wyznaczyła sobie spotkanie Europa z Azją. Europa nie dotrzymała w 1241 roku pola Azji. Pod Legnicą padł nie tylko Henryk. Zginął tam kwiat polskiego rycerstwa. Zginęli rycerze Zachodu. Azjatyckie wojska wycofały się, choć Europa leżała już przed nimi otworem. Wycofały się nie ze strachu przed europejskimi potęgami. Wycofały się na wieść o śmierci swego władcy. Ważniejsze wydawało się załatwienie wewnętrznych spraw, niż marsz na Paryż i Rzym.
     Azjatyccy wojownicy wypracowali skuteczną strategię zastraszania. Ludzkie osady pustoszono ogniem i mieczem. Niewiele trzeba było czasu by na wieść o zbliżających się zastępach Tatarów pustoszały całe połacie kraju. Ludność szukała schronienia w lasach, mniej obawiając się zwierząt niż najeźdźców ze wschodu. Na polu bitwy pod Legnicą eksperymentowano z nowymi broniami. Konie płoszyły się na widok zionących ogniem maszkar.
     W XX wieku doktrynę tę twórczo rozwinęli trzej generałowie: Douhet (Włoch), Fuller (Anglik), Ludendorff (Niemiec). Pierwszy z nich był lotnikiem, drugi pancerniakiem a ten trzeci kwatermistrzem. Była to autentyczna międzynarodówka. Po doktrynę tę sięgnęli w 39 roku Niemcy. Nazwali ją blitzkrieg. Wbrew powszechnej opinii blitz wcale nie oznacza błyskawiczny. Blitz to znaczy nalot. Tak więc blitzkrieg to wojna nalotowa. W Polsce przyjęło się określenie wojna błyskawiczna.
     Tylko John Frederic Charles Fuller przeżył II Wojnę Światowa. Zmarł w 1966. To już nie była epoka dla poważnych generałów Wielkiej Wojny. To już była epoka Beatlesów. Erich Ludendorff zmarł w roku 1937. W Niemczech panoszył się faszyzm. Ludendorff współpracował z Adolfem w latach dwudziestych. Ale w latach trzydziestych ich drogi się już rozeszły.
     Najkrócej żył Gulio Douhet. Zmarł w 1930.
     Nie każdy generał pisze książki. Ale ci trzej byli ambitni.
     Każdy z nich pisał książki.
     Z myśli zawartych w tych pracach skorzystali twórcy blitzkriegu.
     Każda wojna nosi zalążek wojny następnej. Wielka Wojna polegała na tym, że w okopach umieszczono miliony mężczyzn. Ginęli oni od pocisków mężczyzn, którzy gnieździli się w okopach naprzeciw. Ginęli w błocie i ciemności. Jeszcze mniej szczęścia mieli ci, których poszczuto gazami. Ginęli w męczarniach.
     W okopach Wielkiej Wojny rodziła się myśl o wspanialej wojnie bez okopów, bez gazów. Bystrzejsi dowódcy dostrzegli olbrzymie możliwości czołgów i samolotów. Broni, które zrodziły się wraz z nowym wiekiem.
     Ci trzej generałowie przelali swe myśli na papier. Niemieccy stratedzy sformułowali doktrynę blitzkriegu. Polscy cywile ćwiczyli zakładanie gazowych masek. Francuzi wierzyli w linie Maginota. Albion był odgrodzony Francją i Kanałem.
     Maski w czasie II Wojny byłyby przydatne w komorach gazowych. Niestety. Tam nie można ich było zabrać. Linia Maginota okazała się mało przydatna. Niemcy w 39 roku uderzyli na Polskę ogniem i żelazem. Spadli z nieba i z ziemi. Uderzyli na ludność cywilna. Z dymem pożarów poszły miasta i wsie. Siali terror i strach. Pancerne wojska wdzierały się w głąb Rzeczpospolitej. Udało im się zdezorganizować działanie Państwa Polskiego. Klęska stała się faktem.
     Można skrupulatnie sumować dywizje. Można liczyć samoloty i czołgi. Jednak kluczowa role odgrywa doktryna. Trzeba mieć pomysł jak wykorzystać samoloty i czołgi. Niestety. To Niemcy mieli taki pomysł. Znaleźli go w książkach trzech generałów. Cóż, jedni czytają romanse, inni czytają książki o strategii. Blitzkrieg powiódł się w Polsce, Belgii i Francji. Ugrzązł na bezdrożach Rosji. Impet utknął w błocie rosyjskiej jesieni.
     Po doktrynę blitzkriegu sięgnął w 67 roku Izrael. Wykorzystał ją w wojnie sześciodniowej. Jeszcze wówczas strategia blitzkriegu przyniosła sukces. Sukces błyskawiczny.
     Pal sześć doktryny. Każdy fotoamator znał niegdyś format 6x9 i 6x6. Obecnie żyjemy w epoce 24x36.Dlatego teraz nikt nie zrozumie powiedzenia "Ty masz głowę sześć na dziewięć". Ci z głową 24 na 36 (format małoobrazkowy) zawładnęli światem. Dawniej spotykało się ludzi z aparatu. Teraz gdzie się nie ruszyć człowiek z aparatem. Kolejny przesąd XX wieku. Zdjęcie na tle morza. Zdjęcie na tle gór. Zdjęcie po zdjęciu ubrania. Potem pokazują te zdjęcia na cioci u imieninach. Albo nie pokazują wcale.
     - Proszę pana, niech pan mnie zdejmie na tle tego budynku.
     - Nie mam czasu.
     - Ale ja muszę mieć to zdjęcie!
     - Dobrze. Ale niech pani zdejmie sukienkę.
     - No wie pan...- zabrała aparat i poszła.
     Tę epidemię zaczęli dawni panujący. Kazali się portretować Rembrandtom i Leonardom.. Teraz każdy chce być władcą i malarzem w jednym. Niezdrowe naśladownictwo.
     Mam coraz większe wątpliwości co do tego czy w aparatach są błony (podobnie zresztą jak w tych aparatkach). Sądzę, że pstrykanie aparatem to taki dwudziestowieczny ludowy obyczaj.
     Taka scenka przed schroniskiem górskim. Podjeżdża taksówka. Wysiada dwoje młodych ludzi. Niespecjalnie rozglądają się wokół. Stają pod schroniskiem. Dają taksówkarzowi aparat. On ich ustawia. Dokonuje się pogański obrządek fotografowania. Obiektyw nie pękł ze wstydu. Obrzędy skończone. Teraz w drogę na następną górę. Jak wiadomo góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z górą i z aparatem - owszem.
     A poza tym "Gdzie kucharek sześć tam stołówka zakładowa".
     No to sześć!
    

na górę