Science fiction, fantasy & horror - a first polish sf&f web periodic







Literatura

copyright © Wasz Literaturoznawca, osobiście, 1999, 2000, 2001 itp.

No i cóż, rebiata, jak mówi Gin. Przychodzą do nas listy, że chcielibyście nas zobaczyć. Pragniecie publikacji zdjęć członków redakcji (pewnie w celu identyfikacji, żeby później z karabinu snajperskiego waląc z dachu budynku naprzeciw, nie zastrzelić niewinnej sprzątaczki)... Ależ bardzo proszę, oto całe dossier filmowe. Tylko nie miejcie później pretensji. Czytacie i oglądacie na własne ryzyko.

Gin i Tonic w drodze do pracy. Ten co jedzie zygzakiem to Gin. Tonic się trzyma... Zespawał sobie kierownicę "na blachę" więc się jej trzyma i jedzie prosto...
Gin i Tonic jak tylko dojadą na miejsce przebierają się w stroje służbowe, a tymczasem...

...tymczasem Redaktor Naczelny wprowadza nowego pisarza na redakcyjne salony. Pisarz to bardzo ważny element Fahrenheita. Każdego naszego autora traktuje się z należną atencją, częstuje kawą (czy czym tam chce taki jeden z drugim), zabawia, adoruje... Pozwala mu się nawet bawić pilotem do klimatyzacji, głaskać redakcyjne koty. Biedak nie wie, że w tym czasie...

... w tym czasie Gin i Tonic (przebrani już w służbowe, redakcyjne garnitury) czytają jego teksty. Czytają powoli, uważnie, bez pośpiechu. (Tylko złośliwi twierdzą, że robią to powoli, bo szybciej nie potrafią). Każdy tekst jest jest dogłębnie analizowany w atmosferze spokoju, ale i koncentracji, metafizycznie, ale i z pełnym poczuciem realizmu, poetycko... ale i TWARDO! W tym czasie Redaktor Naczelny z całym szacunkiem przeprowadza autora z salonów do pokoju redakcyjnego gdzie...

... gdzie Gin i Tonic tłumaczą mu jak wiele błędów popełnił i delikatnie skłaniają do naniesienia koniecznych poprawek... Trzeba przyznać, że nie wszyscy pisarze są w pełni uświadomieni. Wielu z nich po tej wstępnej rozmowie z redaktorami merytorycznymi nie chce okazać skruchy i trwa w maniackim uporze, twierdząc, że ich proza jest świetna. Cóż... Każdy może mieć swoje zdanie na każdy temat. U nas w redakcji szanujemy wolność słowa i przekonań. Krnąbrnego autora wcale nie zabijamy jak twierdzą wrogie nam elementy. Pisarz... przepraszam, odtąd już "tak zwany pisarz" wędruje...



...wędruje do luksusowych i wygodnych pomieszczeń umieszczonych przez naszego dekoratora wnętrz w piwnicach redakcji. Nasi twórcy otrzymują tam rzecz bezcenną - otrzymują czas! Wiele czasu na przemyślenie swoich błędów (i wypaczeń).
Warunki prawdziwie sanatoryjne: świeże powietrze (bo Gin wybił po pijaku szyby), czysta, kryniczna woda do picia (tak twierdzi Tonik, ja sam nigdy nie sprawdzałem co płynie u nas w kranie). Nawet dbamy o ich linię i cholesterol (dostają codziennie kromkę czerstwego, a więc najzdrowszego, chleba).
Autorowi, który kontempluje upływ czasu, nie brakuje niczego.

Sam Redaktor Naczelny odwiedza go codziennie z pytaniem "Co słychać?" (aczkolwiek, by trzymać się prawdy, do środka "pokoju kontemplacji" raczej nie wchodzi).

Gin i Tonic również odwie- dzają klienta codziennie...
Tonic nawet przynosi mu własne teksty do ponownej lektury.


No niestety... Nie wszystkich udaje się przekonać. Trudno. Nigdy nie rezygnujemy za pierwszym razem. Człowiek wymaga ludzkiego podejścia. Jeśli Gin i Tonic nie zdołali niczego wskórać, wysyła się...


...wysyła się naszą sekretarkę, która uczy delikwenta szacunku dla literatury (oczywiście tylko tej przez duże "L").
Powiem Wam szczerze: nie uwierzycie jak wiele jest na świecie ludzkiej zaciekłości. Jak wiele zakłamania i wiary w grafomanię... Nie wszyscy dają się przekonać sekretarce. Cóż za upór.
Autorzy jednak nie wiedzą, że my i tak nie zrezygnujemy. Twórców, którzy trwają nadal w swoim uporze kierujemy...

...kierujemy do gabinetu gdzie urzęduje nasz redakcyjny Grafik, wraz ze swoją asystentką. Dusza nie człowiek. On wierzy we wszystko co plotą autorzy, w UFO, w spiski rządowe, w rekombinacje DNA, w tajne pociągi wożące sale tortur dla lieratów, w Literackie Siły Zbrojne, które mają opanować świat... Dusza, nie człowiek... No cóż. Kiedy nasz grafik przestanie słuchać uśpiony namolnymi, nie trzymającymi się kupy opowieściami o Fahrenheitowskim spisku, który stworzył Radio Maryja, Jego asystentka prowadzi delikwenta...



...prowadzi delikwenta z powrotem na salony redakcyjne. Niech zobaczą, a raczej jedynie usłyszą, jak naiwne jest zaprzaństwo kolejnego autora, który nas odwierza. Tkwią tuż pod nim. Słyszą jak nowy pisarz pewny siebie wkracza na salony, jak ufny w wartość swych dzieł oddaje je do przeczytania Ginowi i Tonicowi (a przecież mógłby jeszcze uciekać...) i jak w naiwności swojej sam włazi w srogie łapska załogi Fahrenheita (która zawsze trwa na posterunku).
Twórcy pod podłogą salonu są w tym momencie tak blisko swojej ukochanej "pozafahrenheitowskiej" rzeczywistości. Są o krok, o wyciągnięcie ręki od człowieka, który bawi się pilotem do klimatyzacji, głaszcze koty, pije kawę (czy co tam cholernik sobie zażyczył) i nie wie jeszcze co kryją podziemia Fahrenheita...
Nikt nie przetrzymał tej próby. Wszyscy się załamują. Ale na skruchę za późno!

Autorów odprowadza się na zwiedzanie redakcyjnego akwarium.

Ale nie są sami. Zawsze towarzyszę im ja.

        

Wasz Literaturoznawca.



na górę