Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Z tej i nie z tej ziemi

Z pisaniem o książkach gigantów pióra, takich jak Stephen King, mam zawsze ten sam kłopot: każdy, najlepszy nawet autor, ma książki lepsze i gorsze, lub – jak kto woli – bardziej lub mniej trafiające w czytelniczy gust recenzenta. Jest fizyczną niemożliwością napisać pięćdziesiąt książek (a King napisał ich ponad pięćdziesiąt!) na identycznym poziomie. Można bawić się w rozważania czy niektóre książki Mistrza są lepsze od innych, czy też na odwrót – niektóre są mniej udane. Moim zdaniem są to wywody pozbawione sensu. Czysta sofistyka i tyle. Ważne jest co innego. Jeśli nawet mówimy o gorszych książkach, to często poziom ich jest i tak na tyle wysoki, że wielu mniej utalentowanych pisarzy dałoby sobie rękę uciąć, gdyby w zamian mogli napisać coś równie „złego”. To jak z biegaczami. Gdybym była w stanie osiągnąć wyniki takie, jakie ma sportowiec przybiegający na olimpiadzie albo mistrzostwach świata gdzieś tam środku stawki, pewnie bym się popłakała z radości i udała na kolanach na dziękczynną pielgrzymkę pieszą.

A teraz do rzeczy. Jaką książką jest „Outsider”? W moim odczuciu przeciętną, z tym, że jest to przeciętna książka w dorobku Kinga, czyli pozycja plasująca się znacznie powyżej średniej rynkowej.

„Outsider” zaczyna się naprawdę dobrze, choć nie da się ukryć, że wedle utartego schematu. Małe miasteczko gdzieś w Stanach Zjednoczonych. Wyjątkowo okrutna zbrodnia. Oburzeni i wstrząśnięci mieszkańcy. Oczywisty podejrzany. Autor z precyzją i ogromną spostrzegawczością analizuje zachowanie lokalnej społeczności. Masowe uleganie histerii, nakręcanie spirali nienawiści i agresji, presja na organy ścigania. Czy nie przypomina wam to czegoś? Akcja toczy się wartko, postaci może nie są zbyt głębokie, ale wyraziste i budzące emocje. Tekst wciąga, a czas spędzony na lekturze mija jak z bicza strzelił.

Stopniowo, jak to u Kinga, w opowieści społeczno-obyczajowej zaczynają pojawiać się elementy nadprzyrodzone. Początkowo nieśmiało przemykające w tle, z czasem coraz odważniej przebijają się na pierwszy plan. To jedna z rzeczy, za które lubię Kinga: narastający po trochu nastrój grozy i tajemnicy. Czytając kolejne rozdziały, coraz bardziej oddalamy się od małomiasteczkowej amerykańskiej prowincji, a coraz bardziej zanurzamy w świat baśni i legend Ameryki Łacińskiej przetworzonych i dostosowanych do naszych czasów przez wyobraźnię autora.  I tu niestety powolutku zaczynają się schody. Czytelnik wie, czego może oczekiwać, wie, że u Tego Autora rozwiązanie musi być nie z tej ziemi, nie jest więc zaskoczony. Co więcej, wiedząc, że w całą sprawę muszą być zamieszane siły nieczyste, zaczyna się irytować, obserwując bohaterów kręcących się w kółko niczym pies za własnym ogonem. Myślę, że gdyby King naprawdę chciał  zaskoczyć swoich wielbicieli, rozwiązanie powinno być w stu procentach racjonalne. Tego nikt by się nie spodziewał!

Porzućmy jednak gdybanie i wróćmy do tekstu.  Dalsza akcja rozwija się bez większych zaskoczeń, autor idzie wytrwale utartym szlakiem: im dalej w las, tym więcej niesamowitości, tym bardziej proza obyczajowa ustępuje miejsca horrorowi, by w końcu, co z przykrością muszę skonstatować, stoczyć się do poziomu epatującego dosłownością horroru klasy B. Mnie to nie do końca pasuje – zdecydowanie wolę niedopowiedzenia niż wykładanie kawy na ławę. Trudno to jednak uznać za zarzut – to jedynie osobista preferencja. Z pewnością są osoby o dokładnie odwrotnych upodobaniach.

Niestety, o ile część pierwsza, którą umownie nazwę „obyczajową”, jest treściwa, o tyle im bliżej końca, tym bardziej tekst staje się przegadany. Ile razy można powtarzać, że coś jest niemożliwe? Ile razy można wracać do tych samych faktów? Rozumiem, że bohaterowie mogą w kółko rozmawiać o tym samym (sama tak mam, że jeśli coś mnie poruszy, zadręczam tym otoczenie), ale czy ja-czytelnik muszę za każdym razem być o tym informowana? Przyjęłam fakty do wiadomości dziesięć stron temu i nie ma potrzeby znowu mi o nich przypominać. Ale może się czepiam? Może tak się teraz pisze? Cóż, zwięzłość nie jest chyba cnotą cenioną we współczesnej literaturze.

Myślę, że – paradoksalnie – „Outsider” bardziej przypadnie do gustu osobom rozpoczynającym swą przygodę z twórczością Kinga niż wielbicielom jego twórczości. Wyjadacze pewnie też mogą mieć z lektury powieści niejaką frajdę, jednak przyjemność będzie im nieco psuć mgliste poczucie, że to wszystko już było.

Agnieszka Chodkowska-Gyurics

Tytuł: „Outsider”

Autor: Stephen King

Tłumacz: Tomasz Wilusz

Wydawca: Prószyński i S-ka, 2018

Stron: 640

Cena: 45,00 zł




    Pobierz tekst:

    Mogą Cię zainteresować

    [Recenzja] „Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach” Sequoia Nagamatsu

    Słodko-gorzka pigułka pisarskich refleksji opakowana jest w świetną literaturę i naprawdę warto…

    O poszukiwaniu nowego domu

    Recenzja książki „Hajmdal. Początek podróży” Dariusza Domagalskiego. Klasyczne space opery rządzą się…

    Zardzewiały zamek

    Recenzja ksiązki „Hayden War. Nowe otwarcie” autorstwa Evana Currie. Ostatnio, gdy czytam…

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *