Koniec Zwierzojaszczura (8)
(opowieść)
Wiedział, że Ajrin nieuchronnie o to zapyta, ale, usłyszawszy jej głos, nagle poczuł rozdrażnienie. Nie chciało mu się kłamać, wywnętrzać się- także nie, jednak Berold rozumiał, że coś powinien odpowiedzieć.
- To moja córka, czuje się bardzo źle. Mam nadzieję, że ci goście zdołają jej pomóc.
- Wierzysz w to? Nie podobają mi się.
- To ciebie nie dotyczy. Ja im wierzę.
Gdyby Ajrin zadała jeszcze jakiekolwiek pytanie, straciłby panowanie nad sobą. Czując to, umilkła. Ale, zamiast wyjść, przysiadła na twardym krześle. Berold mógłby kazać jej wyjść, ale nic nie powiedział.
Spodziewał się, że duchowni długo będą u córki. Zgodny chór pięciu głosów, coś tam równo mruczący za drzwiami, słychać było dość wyraźnie. Ale zamiast spokoju, który zazwyczaj wywoływała modlitwa Zgromadzenia, Berold czuł strach, który rósł z każdą minutą.
Wydawało mu się, że posługa Zgromadzenia trwa całą wieczność, i, kiedy chór zamilkł, wzdrygnął się. Berold mógłby przysiąc, że tam, za ścianą, coś było nie tak! Drzwi otworzyły się, i pięciu kapłanów wyszło na korytarz.
- Zamknij drzwi, - bardzo ostro nakazał mu przewodniczący Zgromadzenia.
- Co z Mirtą? - odpowiedział pytaniem Berold.
- Plugastwo nie będzie żyło między ludźmi - twardym głosem rzekł przewodniczący. -Nie możemy pomagać tej dziewczynie! Powinna umrzeć.
- To znaczy jak? Chcecie powiedzieć, że nie wyjdzie z tej dziwnej niemocy? Że ona ją po prostu zabije?
- Pozwolić jej żyć pośród nas byłoby strasznym grzechem. Niech zabierze ją Śmierć. Za sześć godzin do twojego domu wejdzie człowiek. Oddasz mu klucz i odejdziesz. Jesteś człowiekiem wpływowym, bracie Beroldzie, i będziesz potrafił znaleźć stosowne wytłumaczenie nagłej śmierci tej opętanej.
Berold nie od razu uwierzył w to, co usłyszał.
- A jeżeli odmówię? Jeśli nie podporządkuję się przykazaniu braci? - spytał wreszcie kapłanów.
- Wtedy będziemy musieli na jakiś czas zapomnieć o naszej niechęci do Mistrzów Służby Magii i donieść, gdzie się ukrywa pewne dziecko, które powinno było trafić w ich ręce. Przechodzień poda Mistrzowi list, w którym szczegółowo opiszemy, skąd wzięło się twoje dziwne przezwisko, jak tłumiłeś swą Siłę, uczestnicząc w Zgromadzeniu, i jak ta dziewczyna zdemaskowała twoją brzydką tajemnicę samym faktem swojego urodzenia. Masz przecież rozum, i pojmujesz konsekwencje tego kroku... Tak czy nie?
Berold nic nie odpowiedział. Kiedy kapłani wyszli, nawet nie ruszył się z miejsca, nie mogąc zrozumieć tego, co przed chwilą usłyszał.
- Po ich tu wzywałeś? - głos Ajrin dobiegał z dziwnej oddali. Słychać go było jakby poprzez grubą warstwę puchu. - Trzeba było pójść do Mistrzów, do Służby Magii. Przecież egzorcyzmy - to ich specjalność. Wysyłają na stos Naznaczonych, ale mogą pomóc tym, w których wstąpiła siła nieczysta.
Słowa wyrwały go z transu, przypomniały, że nie jest sam. Ajrin słyszała wszystko, co powiedzieli mu kapłani, i zrozumiała to po swojemu, ale... Może Ajrin ma rację? Może Mirta została opanowana przez jakiegoś złego Ducha, z tych, co się tłuką pod ziemską skorupą? Przecież z kompletu cech zewnętrznych, wymaganych przez Służbę, niczego jej nie brakowało. Berold wcześniej o tym nie pomyślał, wierząc że Siła - to najpewniejsza ochrona przeciw nieczystemu. Ale Mirta przecież nigdy nie była Naznaczoną! Czarodziejska Siła żyła w nim, w Beroldzie, i w Aldis. Była w Norcie i w Rammanie, ale nie w potomku dwóch magów i jaszczurki z Czarnych Skał. Ajrin zdołała bezbłędnie uchwycić istotę tego, co stało się z Mirtą, bo uważała ją za zwykłą dziewczynkę!
A jeśli Mistrz ze Służby zrozumie, zdoła jakoś wyczuć Siłę jej przodków? Nie, bzdura! I poza tym, z dwojga złego trzeba wybrać zło mniejsze. Berold wiedział, że kapłani nie żartują. Już lepiej sam wezwie Mistrza, zanim zrobi to ktoś inny! Sześć godzin? Zdąży. Konsekwencje? Wątpliwe, czy będą gorsze niż decyzja duchownych. Przecież Mirta - to zwyczajna dziewczynka. To znaczy, że Mistrzom jest niepotrzebna!
Uwinął się ze wszystkim w ciągu trzech i pół godziny. Berold nie wzywał Inkwizytora, wolał przyprowadzić do domu jednego z Podręcznych. Tego, u którego dwakroć w roku poddawał się nieuniknionemu obrzędowi, potwierdzającemu, że nie jest związany z magiczną Siłą. Obrzęd, znienawidzony przez niego z całej duszy.
Zapraszając go, Berold pomyślał że młodszy Podręczny ma wystarczająco dużo doświadczenia, żeby przegnać siłę nieczystą, a nie jest tak zaprzedany Radzie ze Skerling, jak Inkwizytor. Łatwiej będzie go kupić, jeśli coś pójdzie nie tak.
Dawno, jeszcze zanim po raz pierwszy przeszedł obrzęd "szukania wrażych Sił", Berold chodził do Zakonu Prawdy, prosił aby wywiedziano się o nim wszystkiego. Ten właśnie Podręczny nie zdołał w wymaganym czasie przeobrazić się w Mistrza. A Podręczny, dla którego zamknięta była droga do wyższego klanu Służby, powinien być bardziej przystępny, niż Inkwizytor...
Obrzęd egzorcyzmów trwał długo. Kiedy posłaniec od kapłanów stanął na progu, Berold ze złośliwą satysfakcją oznajmił mu:
- W moim domu znajduje się funkcjonariusz Służby Magii.
Gość z sekty odszedł, a Berold starał się nie myśleć, czym mu to grozi. Jeśli Mirta znów stanie się taka, jak poprzednio, to znajdzie się sposób na zażegnanie tego niebezpiecznego konfliktu.
Obrzęd zakończył się, gdy na ulicy zapadł już zmrok. Kiedy młodszy Podręczny wyszedł na korytarz i przysiadł na ławie, Berold od razu pojął, że jest on u kresu wytrzymałości. Zwycięstwo nie było łatwe.
- Duch odszedł - rzekł do Berolda, - i więcej już nie wróci.
- Jestem wam wdzięczny. Niezmiernie - odparł Berold, - i chciałbym wam wręczyć...
Chciał jeszcze coś powiedzieć i wyjąć sakiewkę, kiedy niedoszły Mistrz powstrzymał go władczym gestem i wyjął jakiś odłamek, podobny do wycinka dysku. Berold nigdy nie widział takiego metalu, ale zrozumiał od razu, że jest to Żelazo Sfer niebieskich, znak Służby Magii, i poczuł pustkę w głowie. Wiedział, co oznacza taki gest.
- Beroldzie, Jaszczurze Władcy, w imieniu Służby oskarżam was o złamanie naczelnego prawa. Pójdziecie ze mną.
- Dlaczego? - spytał Berold z uśmiechem, chociaż zrozumiał już wszystko. - Tak, słyszałem, że ludzie oskarżają mnie o to, że mam w swoich żyłach krew przeklętej rasy z gokstadzkich Skał. Ale przecież nie raz i nie dwa przechodziłem obrzęd "szukania wrażych Sił". I za każdym razem wy sami wydawaliście orzeczenie, że jestem zwykłym człowiekiem. Czy chcecie publicznie przyznać się do błędu? Nie sądzę, żeby wam wybaczono takie uchybienie!
- U nas nie wybaczają pomyłek - odpowiedział Podręczny zmęczonym głosem. - Powtórzę raz jeszcze, że wy sami - jesteście zwykłym człowiekiem. Ale nie cofnęliście się przed wejściem w związek z jednym z tych stworzeń, które znieważają nasz świat już samym swoim istnieniem. Wasza córka - to nie człowiek. Nie ma w niej Siły, ale cały jej wygląd - to kpina z praw rządzących życiem. Od tej chwili ani dla was, ani dla niej nie ma miejsca wśród zwykłych ludzi.
- Oj, bo mogę się obrazić!
- Za późno. Dam wam radę: powiedzcie otwarcie, kto jest matką tej dziewczynki. Gdzie mamy jej szukać? To wyznanie ułatwi wam życie.
- A jeśli wyznam, że ja sam - jestem zwierzojaszczurem z Czarnych Skał Gokstad? - uśmiechnął się znów Berold. - Że zawsze nim byłem? I że wiedzieliście o tym? I że specjalnie wprowadziliście w błąd Służbę? Że płaciłem wam za to oszustwo?
- Przestańcie opowiadać bzdury, - obojętnie zauważył Podręczny.
- No właśnie, - zadźwięczał nagle głos Ajrin, sprawiając że Berold drgnął, zapomniał o jej obecności - Nie trzeba oczerniać siebie, żeby mnie ratować. Ja jestem jej matką! Jestem matką Mirty, ale nie jestem czarownicą. Mirta nie ma z tym nic wspólnego. Wygląd Mirty - to następstwo działania Ciemnych Promieni. Słyszeliście o nich? O orężu, którego używają za Morzem? O Ciemnych Promieniach, które usypiają wojsko, odbierają chęć do walki? Część żołnierzy potem po prostu przychodzi do siebie, część łysieje, a niektórzy nagle zaczynają się fizycznie zmieniać. Ale Promienie - to nie magia! W Zbiorze Praw jest punkt, zabraniający krzywdzić tych, którzy ucierpieli od Promieni. Tak?
Berold spojrzał na kochankę. Jej interwencja nie miała sensu, bo Podręczny, jak wszyscy obdarzeni Siłą, umiał czytać myśli. Był w stanie od razu odkryć kłamstwo, chociaż Ajrin po mistrzowsku odegrała wyznanie. Drżenie rąk, pąsowe wypieki na pobladłej gwałtownie twarzy, gorączkowy blask czarnych oczu... Berold sam o mało jej nie uwierzył! Ale Służby nie da się oszukać nawet najlepszą grą. Słowa są im niepotrzebne. Przy pomocy Żelaza Sfer i skoncentrowanej Siły mogą oni zobaczyć wszystko, co było, i odczuwać doznania tego, z kim rozmawiają.
- Promienie? Jak to się stało? - dość beznamiętnie zapytał Ajrin młodszy Podręczny, dając swojej nowej ofierze sposobność zaplątania się we własne kłamstwa, zanim jeszcze dotknie Żelaza.
- Dawno, trzynaście lat temu... - zaczęła Ajrin, robiąc wrażenie, że trudno jej teraz mówić o tym dawnym wydarzeniu. - To było jakieś chłopskie święto we wsi, i poprosiłam żeby mi pozwolono tam pójść. Ciocia się zgodziła... Tam spotkałam Berolda, który przejazdem był w Gokstad, i zachciało mu się popatrzeć na miejscowe święto... Kiedy podszedł do mnie, trochę się wystraszyłam, ale bardzo mi pochlebiało to zainteresowanie gościa...
Berold rzetelnie starał się wyobrazić sobie, jak to wszystko mogło się odbyć. Mało to spotykał wiejskich dziewcząt? Wszystkich nie spamiętasz ... Wiedział, że powinien zmusić się do wiary w to, co mówi w tej chwili Ajrin, w przeciwnym razie jego zachowanie zdradzi przed czasem jej kłamstwo.
- I kiedy zaproponował że odprowadzi mnie do zamku, zgodziłam się. Była już noc i wiedziałam, że most został podniesiony. Więc postanowiłam, że wejdę podziemnym przejściem...
- Podziemne przejście? - powtórzył za Ajrin Podręczny. Berold rozumiał, jak śmiesznie brzmi wzmianka o podziemnym przejściu w mizernym mająteczku.
- Dziura w ziemi - bardzo stanowczo kontynuowała Ajrin. - Wejście było w starym parowie, za murem, a wyjście prowadziło do piwniczki z zapasami. Nasze służące prawie każdego wieczoru przechodziły przez tę dziurę na spotkania z miejscowymi chłopakami.
Berold zrozumiał, że teraz Ajrin mówi prawdę.
- Te przejścia ziemne nazywane są przy Dworze norami, - wtrącił. - Nory niezbyt przypominają podziemne przejścia w stołecznych pałacach, ale służą do tych samych celów.
- Skąd mogłam wiedzieć, że pójdzie za mną? I co mogłam zdziałać w tym głuchym korytarzu? Sam na sam? W ciemnościach? - w głosie Ajrin dźwięczało jawne wyzwanie. - W ogóle nie wiedziałam, co się dzieje! Wystraszyłam się, oczywiście, śmiertelnie, i twardo postanowiłam milczeć o tym, co zaszło. A potem nagle zrozumiałam, że jestem w ciąży... Co było robić? Akurat w tym czasie w majątku mojej ciotki zatrzymał się oddział wojska... Jechali za Morze. Postanowiłam z nimi uciec.
Podręczny nie wierzył, ale nie spieszył się z demaskowaniem Ajrin. Pozwalał, aby opowiadanie ją wciągnęło, co miało osłabić jej czujność i sprawić, by się ostatecznie odkryła.
- Ich setnik zainteresował się mną, a ja potrzebowałam obrońcy. Wydawał mi się taki dobry, szczery, kochany... Ale pomyliłam się! Kiedy się zorientował, że oczekuję dziecka, i że termin już blisko, rozgniewał się i zaczął mnie prześladować. A potem...
Młodszy Podręczny prawie niezauważalnie ścisnął odłamek Żelaza. Berold wiedział, co teraz nastąpi. Impuls Siły zmusi myśl Ajrin, by wróciła do chwili obecnej, całkowicie zapominając o swoich wymysłach...
Berold nie wiedział, o czym Ajrin myśli naprawdę, co wspomina, ale widział jak nagle zadrżała i pobladła... Jakby oślepła, nie widziała nic wokół siebie.
Strach... Niedowierzanie... Nieprzytomny wybuch rozpaczy...
Berold nie wiedział, o czym ona w tej chwili myśli, ale jej twarz mówiła bardzo wiele. Nagle Ajrin straciła przytomność.
Młodszy Podręczny spojrzał na Berolda niepewnie.
- To prawda?
- Co konkretnie? Ja nie czytam w myślach, - głucho odparł Berold.
- O Promieniach i o dziewczynie... Byłem pewien, że wasza przyjaciółka postanowiła wam trochę pomóc w grze, ale... To wszystko prawda?
- Po co miałaby kłamać Służbie? - zauważył Berold, starając się włożyć w słowa odrobinę fałszywego patosu. - Ja sam nie jeździłem za Morze, ale jeśli ona twierdzi, że wszystko było właśnie tak, i dysk teraz to potwierdził, to jaki jest sens to podważać? Mam rację?
- Możliwe.
Berold, posadziwszy Ajrin w fotelu, wziął maleńki dzwoneczek z brązu i zadzwonił.
- Pani źle się czuje - głośno powiedział do sługi, który przybiegł na jego wezwanie. - Zanieś ją na górę, do pokoju, i pomóż jej.
Wydawszy rozkaz, Berold znowu zwrócił się do Podręcznego. Rozmowa z nim była ostatnią rzeczą, na którą miał teraz ochotę, ale rozumiał, że drugiej takiej chwili nie będzie. Kwestia powinna być rozstrzygnięta teraz, albo nigdy.
- Jesteście wyjątkowo zdolnym Podręcznym - rzekł Berold. - z waszym talentem możecie bardzo wiele... Opowiem na dworze, jak długo walczyliście ze straszliwym Duchem o życie mojej dziewuszki. Powszechnie sądzi się, że opętanie - to prosta droga na stos. Ludzie zaczęli ostatnimi czasy uważać Służbę Magii za nasze przekleństwo. Trzeba im przypomnieć, że niebezpieczni jesteście jedynie dla sił nieczystych i czarnoksiężników! Że prosty człowiek może śmiało powierzyć wam swoje życie. Że tak samo czcicie Prawa, jak wszyscy pozostali... Władca z przyjemnością dowie się, że znacie paragraf o Promieniach.
- Wasz Władca nie ma prawa nam rozkazywać.
- Oczywiście! Jedynie Rada Skerling może wydawać wam rozkazy - bez wahania zgodził się Berold. - Ale jest tak daleko, a Władca tak blisko... I jest bardzo szczodry! Ja również. Zawsze pamiętam o tych, którzy mi pomogli. Jestem waszym dłużnikiem!
Gdyby Młodszy Podręczny zdecydował się w tej chwili poszperać w jego myślach, łatwo by się połapał, że Berold sam nie wierzy w to, co mówi. Ale Podręczny, który, jak widać, dawno sobie uświadomił, że nie zdoła zostać Mistrzem Służby, awansować, postanowił nie tracić tego, co samo pchało się w jego ręce.
- Możliwe, że wskażę Promienie jako przyczynę jej niezwykłego wyglądu - zaznaczył Podręczny. - Jednakże...
- Chcecie wiedzieć, co działo się z nią później? Spotkaliśmy się znowu, i zabrałem Mirtę. Wywiozłem ją, niczego nie wyjaśniając. Miałem wtedy wątpliwości, czy dziewczynka będzie normalna, i oddałem ją chłopskiej rodzinie, mamce. Przez kilka lat wahałem się, czy ją uznać, czy też zapomnieć, że w ogóle istnieje. - Berold nie kłamał, po prostu "zapomniał" o paru szczegółach, zmieniających sens opowieści. - Kiedy po nią wróciłem, odkryłem że ona... Nigdy nie zapomnę słów wiejskiej mamki, że Mirta - to urocza dziewuszka! Cicha, łagodna, grzeczna... A ja byłem zaszokowany. Byłem urażony, rozgniewany i dotknięty. Nie było mi łatwo pogodzić się z tym, że ta obojętna na wszystko dziewczyna jest moją córką.
- Promienie rzeczywiście odbierają energię i chęć do życia - znowu zgodził się Podręczny. - Ale to krótkotrwały efekt.
- Tak, u żołnierzy. A widzieliście choć jednego malucha, który podlegał działaniu Promieni przed urodzeniem?
- Nie.
- Ja też nie. Mam nadzieję, że wystarczy wam tyle, żeby sporządzić sprawozdanie?
Czy pytanie to dotyczyło zeznania, czy też pieniędzy - nie wiadomo, ponieważ Berold, odemknąwszy szufladę niedużej szafki wyjął stamtąd szkatułkę. Podniósłszy wieczko, odwrócił ją wysypując na stół złoto.
- A to dla was ode mnie, na znak mojej szczególnej wdzięczności - powiedział jaszczur z dobrotliwym uśmiechem, kładąc na wierzchu pierścień z wielkim brylantem.
- Mam nadzieję, że dziewczynka zdoła stać się znowu taką, jaka była - rzucił Podręczny, biorąc pierścień. - Jednak teraz dwa razy do roku powinna przechodzić Próbę.
- A czy wy osobiście nie moglibyście jej badać? Niezmiernie cenię troskę, jaką okazaliście Mircie, i będę szczęśliwy mogąc was gościć w moim domu.
- Myślę, że to możliwe.
Podręczny wyszedł, a Berold długo jeszcze nie mógł się uspokoić. Dopiero teraz, pożegnawszy go, w pełni zdał sobie sprawę, czym o mało co nie zakończyła się ta ryzykowna wizyta.
|