Iskierka
ilustracje Piotr Zwierzchowski
Dworcową halę wypełniał hałas. Chrapliwe zapowiedzi w kilku językach mieszały się z głosami podróżnych, łoskotem kół odjeżdżających pociągów i przeraźliwym wizgiem hamulców. Ludzie tłoczyli się w kolejkach do kas, przebiegali w pośpiechu podziemnymi pasażami, pokonywali wysokie stopnie ruchomych schodów, ciągnąc walizki, dźwigając brezentowe torby i reklamówki. Zaciekawione i zdenerwowane dzieci trzymały się kurczowo matczynych rąk lub biegały po krawędziach peronów. Nieliczni szczęśliwcy, którym udało się znaleźć miejsce na niewygodnych ławkach, rzucali nieufne spojrzenia w stronę innych i obejmowali dłońmi bagaże, nasłuchując zapowiedzi. Smród lizolu, którym zmywano podłogi, przenikał ubrania, bukiety przywiędłych kwiatów, a nawet gotowane w bufecie potrawy. Nikt nie lubił dworca z jego nieustannym zgiełkiem, pośpiechem i smrodem. Nikt nie lubił też jego mieszkańców ( chwiejących się narkomanów, dziwek obscenicznie oblizujących uszminkowane wargi i brudnych obszarpańców wypełzających nocą ze swych kryjówek i bez żenady układających się do snu wśród przechodniów. Ci ludzie już dawno przestali budzić współczucie. Spojrzenia, które rzucano im z ukosa, były pełne cichej satysfakcji, że zły los dotknął właśnie ich, i pewności, że na niego zasłużyli. Joachim siedział oparty o drewnianą balustradę otaczającą górny hol i wodził zadziwiająco błękitnymi oczami za błąkającą się pomiędzy podróżnymi Iskrą. Mimo szumu wyraźnie słyszał jej błagalny głos: ( Kup zapałki..., kup zapałki... Przechodnie unikali dotknięcia brudnych rąk i spuszczali wzrok, jakby bali się, że skala ich bezpieczny świat samym spojrzeniem lub muśnięciem uszarganego rękawa. Joachim westchnął cicho, boleśnie, i zgniótł łzę w kąciku oka. Iskra, Iskierka, ruchliwa drobinka ognia tańcząca na wietrze, śliczna i psotna, pomyślał. To ja nadałem ci to imię, wierzyłem, że przyniesie szczęście i radość. Dziewczyna zastąpiła drogę kolejnemu podróżnemu i wyciągnęła rękę z zapałkami. ( Kup ( prosiła. ( Kup zapałki... Przypomniał sobie radość, jaka go ogarnęła, kiedy po raz pierwszy ją ujrzał: maleńkie ciałko drżące od chłodu z mocno zaciśniętymi piąstkami i rudymi włoskami zlepionymi matczyną krwią. Jesteś moja, myślał z dumą, gładząc delikatną skórę. Będę cię strzegł, zadbam, by nigdy nie stała ci się krzywda. Zaczepiony mężczyzna zmierzył Iskrę taksującym spojrzeniem, a potem wyciągnął z kieszeni banknot. ( Nie palę ( powiedział. Dziewczyna jak zahipnotyzowana wpatrywała się w pieniądze. Wolno skinęła głową. ( Chodźmy w jakieś ustronne miejsce. Joachim zdusił kolejną łzę. Jest dobra, myślał. Zapomniała, pobłądziła, ale ja wiem, że gdzieś, głęboko w środku jest ciągle moją małą Iskierką, czerwonowłosą, piegowatą dziewuszką z buzią umazaną lodami, przejętą dziewczynką w białej sukience i mirtowym wianku we włosach, klęczącą u stóp ołtarza, chudą nastolatką z plecakiem pełnym książek, zaczynającą powolutku i nieśmiało smakować dorosłego życia. Iskra znów pojawiła się w dworcowej hali. Miała wilgotne, zaczerwienione usta i puste spojrzenie. Drobne, brudne dłonie zacisnęła wokół ramion. Drżała. ( To wszystko moja wina ( szepnął Joachim. ( Tylko moja... Zlekceważył pierwsze oznaki, ulotne sygnały, że dzieje się coś złego: rozszerzone źrenice, wybuchy niekontrolowanego gniewu, drżenie rąk. Wierzył, kiedy mówiła, że to tylko chwilowa fantazja, owo smakowanie życia. Mylił się, tak bardzo się mylił... Z każdym dniem, z każdą godziną było gorzej. Iskra zapłonęła żywym płomieniem i porzuciła bezpieczne ognisko. Przeżywała życie wykreowane przez prochy, zapominając, że otacza ją bezlitosna rzeczywistość, w której wszystko ma swoją cenę. Porzuciła szkołę, uciekła z domu, wierząc, że wśród jej podobnych odnajdzie własną drogę. Razem z nimi stoczyła się na dno, odeszła w zapomnienie. Tylko on jej nie opuścił, podążał za nią krok w krok, nieodmiennie darząc miłością. Ale Iskierka nie zważała już na nikogo, nie słyszała słów, które szeptał jej do ucha. Przestała śnić. Dziewczyna, ściskając w dłoni pieniądze, weszła w cień za filarem. Poszedł za nią. Nie spojrzała w jego stronę, choć stanął tuż obok. Zawsze doszukiwał się w ludziach dobra, ale mężczyzna zwany Frankiem wzbudzał w nim odrazę. Był dealerem, handlarzem śmierci i tego Joachim nie mógł mu wybaczyć. ( Masz kasę? ( spytał Frank, patrząc z pogardą na dziewczynę. Joachim obronnym gestem położył dłonie na jej ramionach. ( Nie rób tego, Iskierko ( szepnął jej do ucha. ( Nie niszcz siebie. Jest jeszcze czas, żeby wszystko naprawić, zmienić. Dziewczyna drgnęła. Banknot wyleciał jej z rąk i, wirując, opadł na betonową posadzkę. Pełzała u stóp Franka, usiłując go schwycić. ( Ile? ( spytał handlarz, kiedy wreszcie na klęczkach podała mu pieniądze. Przeraźliwy kobiecy krzyk zlał się w jedno z łoskotem wtaczającego się na peron pociągu, zagłuszył niewyraźne słowa. Joachim mimowolnie odwrócił wzrok, wyczuwając tragedię. Kiedy spojrzał ponownie, Iskra trzymała już ręce w kieszeniach kwiecistej spódnicy. Znów drżała, tym razem z niecierpliwości. Frank odszedł, nie oglądając się za siebie, i spokojnie ukrył w cieniu, czekając na następnego klienta. Iskra szła szybko ponurymi pasażami, a potem skryła w małej niszy. W pośpiechu napełniła strzykawkę, podwinęła brudny rękaw. Wychudzona ręka pełna była strupków zaschniętej krwi. Joachim mógł jedynie bezsilnie patrzeć, jak wkłuwa się w żyłę i powoli wciska tłoczek. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że płynu było znacznie więcej niż zwykle. ( Nieee!!! Dopadł dziewczyny, ale ona już odpłynęła, zanurzyła się w świecie iluzji. Kiedyś dźwięczące ptasimi trelami powietrze unosiło ją ku górze, oszałamiało barwami. Teraz mogła jedynie opadać w dół, pogrążając w koszmarze. Leżała skulona na śmierdzącej moczem posadzce i dygotała, a jej serce biło coraz szybciej i szybciej... Umierała, jak Iskra, drobinka żaru, która rozbłysła na mgnienie, by po chwili zgasnąć. Joachim klęczał obok. Otulił ją skrzydłami, które już dawno, wieki temu przestały być białe, i kołysał, usiłując ogrzać stygnące ciało ciepłem swojej miłości. Po jego gładkiej, nieludzko pięknej twarzy spływały łzy.
|
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||