strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
MPK Zakużona planeta
<<<strona 29>>>

 

Sposób na zabicie czasu

 

 

Oprawił: Romualdo di Luna della Pampeluna

 

Dzień zbliżał się nieuchronnie ku wieczorowi. Pomarańczowa kula słońca wdzierała się przez okna, oślepiając swym intensywnym blaskiem oczy wszystkim pasażerom znajdującym się po jednej ze stron autobusu. Również w oczy Waldka, który siedział przy oknie zwrócony zgodnie z kierunkiem jazdy pojazdu, który mknął wzdłuż ulicy z zawrotną prędkością, rzucając we wszystkich kierunkach ludźmi, którzy ledwo utrzymywali równowagę, trzymając się kurczowo uchwytów, zgodnie z "optymistycznym" zaleceniem kierującego tym pojazdem. Zalecenie to było zapisane czarnymi literami na ścianie kabiny kierowcy:

BARDZO PROSZĘ TRZYMAĆ SIĘ UCHWYTÓW. PRZYJEMNEJ JAZDY

Pół godziny później, kiedy zbliżał się na miejsce, na dworze robiło się coraz ciemniej. Latarnie, stojące rzędem po obu stronach ulicy, zapaliły się automatycznie. Oświetlając pobocza swym jasnym blaskiem.

Autobus zatrzymał się na jednym z przydrożnych przystanków. Po chwili kierowca otworzył drzwi wejściowe, które sycząc rozsunęły się za sprawą sprężonego powietrza. W środku było tłoczno od ściśniętych razem ludzkich ciał. Waldek złożył gazetę, którą czytał podczas jazdy i schował do swojej brązowej wykonanej ze skóry teczki, po czym wstał i ruszył w kierunku wyjścia, przeciskając się wśród tłoku. Lecz z pozoru ta prosta czynność jak wysiadanie okazała się istnym utrapieniem, gdyż w tym czasie do środka ładowały się kolejne osoby. Jakoś udało mu się wydostać na zewnątrz z przeładowanego autobusu komunikacji miejskiej. Kiedy znalazł się na chodniku, rozejrzał się wkoło. Znajdował się na zwykłej ulicy, wzdłuż której ciągnęły się po obu stronach dwupiętrowe kamienice, z których kilka było w opłakanym stanie. Jedna z nich to była ta, do której chciał się dostać. Z zewnątrz była w fatalnym stanie. Niektóre fragmenty ozdobne po prostu odleciały, a inne były gotowe do odpadnięcia, co było już tylko kwestią czasu. Kiedy? Była to istna fantastyka. Kamienica usytuowana była po drugiej stronie jezdni, wzdłuż której sunęły sennie samochody w obu kierunkach. W oddali, skąd przyjechał, majaczyły górujące nad miastem szare sylwetki wieżowców.

Z wolna ruszył lekkim chodem, w stronę widocznego przejścia dla pieszych. Kiedy znalazł się po drugiej stronie, zatrzymał się w miejscu, spoglądając ruchem głowy obu kierunkach, by któryś z przechodniów go nie potrącił. Spojrzał na swój zegarek. Wskazówki pokazywały godzinę szóstą dziesięć. Dzień nadal był wyjątkowo ciepły jak na październik, jak na taką porę. Wiedział, że jest już spóźniony na ważne spotkanie w domu hobbystów. Do bramy wejściowej dzieliły go już tylko metry.

Wewnątrz było ciemno. Od razu dało się poczuć intensywny koci zapach, zmieszany wraz z wonią trutki dla szczurów. Na dwóch piętrach światła były pogaszone, nie świeciła się ani jedna lampka. I nic dziwnego, gdyż okoliczni mieszkańcy przychodzili tu regularnie by skorzystać z wykręcania "darmowych" żarówek, które na koszt spółdzielni były montowane. Na ostatnim piętrze, świeciła się jedyna na klatce schodowej żarówka, której blask przyciągał niczym latarnia morska wśród wzburzonych fal. Tylko, że tutaj tymi falami były różnej wielkości stopnie, a także różnej jakości, niekoniecznie bezpiecznej. Były tu takie, na których stanięcie mogło okazać końcem wędrówki na ostatnie piętro. Z dość bolesnym dla wchodzącego, lądowaniem na samym dole. Wolno, więc zaczął piąć się w górę po stromych schodach, uważając w ciemnościach na zdradliwe stopnie. Dochodząc na pierwsze piętro, na domiar złego zgasła ostatnia lampka, która wyznaczała mu cel wędrówki. Próbował znaleźć włącznik światła, lecz w tych okolicznościach było po prostu za ciemno, a także nie miał na to specjalnie dużo czasu. Teraz szedł jeszcze wolniej, po skrzypiących pod jego ciężarem, stopniach. W ciszy, podczas której posuwał się coraz wyżej, słyszał odgłos swoich kroków, które niosło echo po całej klatce schodowej. Na zewnątrz słychać było warkot różnych pojazdów, które przejeżdżały obok budynku oraz donośna rozmowa miejscowych pijaczków, którzy rozpoczęli hucznie, kolejną już libację. Rozbijając rytualnie butelkę.

W końcu dodarł na samą górę. Skręcił w lewy korytarz, gdyż właśnie tam spostrzegł wydobywające się szczelinami w drzwiach jasne światło i dobiegający szum rozmów. Z bijącym sercem zapukał do drzwi. Po czym z wahaniem wszedł do środka otwierając powoli drzwi.

Rozmowy, które cały czas były prowadzone, zostały na jego widok przerwane. Wszyscy spojrzeli na niego, po czym prowadzący zajęcia zwrócił się wprost od niego, z pytaniem:

– Witam pana, Panie...

Spojrzał na swoją kartkę, na której widniała lista osób.

– Waldemar Ciekawski, zgadza się? – spytał się ten po chwili.

– Tak... zgadza się – rzekł nie pewnym głosem Waldek.

– Proszę, niech Pan siada – wskazał na jedno z pustych miejsc na sali.

Waldek spojrzał przed siebie i podszedł do wskazanego miejsca, stawiając na ławce swoją teczkę. Siadając rozejrzał się wokół. Dookoła niego siedziało z dziesięć osób, których wzrok był skierowany w jego kierunku. Odwzajemnił to z szerokim uśmiechem. Po czym, wszyscy, a może połowa z nich również się uśmiechnęła i powrócili do słuchania tego, o czym mówi prowadzący spotkanie. Reszta grupa słuchaczy, ta najdalej znajdująca się od niego, wróciła do swoich rozmów, szeptem.

On natomiast, otworzył swoją teczkę i wyjął z niej swój referat, który chciał tutaj wygłosić. Referat ten był bez tytułu, jedynie był podpisany imieniem i nazwiskiem autora. Jeszcze wyłożył osiem albumów z licznymi przezroczami. Nie były to zdjęcia z podróży czy też nie przedstawiały one osób, lecz różne rodzaje chmur. Wszelkich kształtów, kolorów, skupisk a także wykonanych o różnych porach dniach i roku.

W czasie, gdy układał plan swojej wypowiedzi, wstała z miejsca pierwsza osoba, która zdecydowała się jako pierwsza zabrać głos. Kątem oka spojrzał, kto to taki. Ochotnikiem okazała się młoda kobieta, o jasnych blond włosach i smukłej sylwetce. Osóbka ta najpierw przedstawiła się, podając swoje nazwisko, które, w jej głosie zabrzmiało niczym sygnał radiowy, kiedy straci częstotliwość, co również uczyniło trudnym do zapamiętania, a co gorsza do jego powtórzenia, przez jakąkolwiek z osób tutaj zebranych. A referat, który dzisiaj wygłosiła, był o bardzo ciekawej tematyce: Ja i gwiazdozbiory. Dziewczyna powiedziała wszystko, co chciała, gdyż ostatnie zdanie brzmiało: To wszystko na ten temat i dziękuję wszystkim za uwagę. No! Wszystkim była to lekka przesada. Jedyną osobą, która wysłuchała jej referatu był Waldek.

Drugim referatem, trochę nudniejszym, tylko, dlatego iż zaporą do jego zrozumienia okazał się język ojczysty, jakim mówił pewien gruby, niskiego wzrostu o czarnych krótkich włosach Wietnamczyk. Po jego zakończeniu, ktoś słusznie zauważył, iż jedynie to, co zrozumiał z treści było nazwisko, – bo i tak było ono wcześniej napisane na tablicy w formie zapisu fonetycznego przez prowadzącego.

Później, to znaczy półtorej godziny dalej, frekwencja słuchaczy zaczynała spadać, bowiem tematyka prezentowanych przez kolejnych hobbystów swoich zainteresowań była delikatnie mówiąc – nudna. Dla przykładu, niektórzy wygłaszali swoje referaty na tematy: Ja i lalka Barbie; Moje żółwie; Kolekcje młotków, motyli, dzwoneczków, pudełek od zapałek z całego świata, etc.

Przedostatnią osobą, która chciała coś powiedzieć od siebie, okazał się wysoki łysy mężczyzna, szeroki w barach, w wieku około pięćdziesięciu lat, który opowiadał o całym swoim życiu i na koniec przeszedł do sedna sprawy, iż jego jedynym hobby, a nawet całym jego życiem było i jest śpiewanie operowe. Ktoś podniósł rękę i poprosił jego by zademonstrował to, co potrafi. A wierzcie, że potrafił. Wtedy to wszyscy się nagle obudzili z błogiego snu, jak rażeni prądem, nawet prowadzący, który z wrażenia podniósł słuchawkę od telefonu. A miał dziś wyjątkowego pecha, gdyż przystawił sobie do ucha olbrzymiego, najeżonego złowrogo kolcami, kaktusa, stojącego tuż obok aparatu.

Ów człowiek w taki sposób wykazał swoje zdolności wokalne, że chyba ze trzy czarne, włochate pająki oderwały się od sufitu, spadając wprost pod buty siedzących ludzi, którzy nagle nadepnęli na nie, gdyż zerwali się na równe nogi. W pomieszczeniu tym korzystając z ciepła, jaką może dostarczyć zwykła 100 watowa żarówka, odpoczywało sobie sześć spasionych much. Które nagle wzbiły się w powietrze, gdy dotarły do nich drgania akustyczne. Następnie próbowały schować się za tablicą wraz z pchającą się przed nimi chmarą komarów. Słowem zrodził się Horror.

W końcu prowadzący zajęcia zerwał się z miejsca, krzycząc:

– Dość!!! – Jego twarz po chwili przybrała czerwonego koloru.

Człowiek-tenor spojrzał na niego, jak na wariata. Po czym dodał:

– A o co chodzi? Coś nie tak.

Na co trzeźwo myślący prowadzący, odpowiedział:

– Nie. Ale mamy do końca zajęć zaledwie kwadrans i został nam jeszcze jeden referat. Więc niech Pan będzie taki dobry i usiądzie na swoim miejscu.

Jegomość mrucząc coś pod nosem, usiadł oburzony i chyba zaczął intensywnie myśleć, czy coś w tym rodzaju, gdyż twarz jego rozpromieniła się czerwonym kolorem. Wstał, lecz w końcu jednak usiadł na miejscu. Prowadzący zajęcia jeszcze pochwalił tego człowieka, że bardzo ładnie śpiewał, a następnym razem poprosi go by, jeśli zechce, jeszcze raz zaśpiewał tutaj. Chwalił jeszcze wszystkich, po kolei, którzy wystąpili tu dziś ze swoim odczytem. Ostatnim zdaniem poprosił na środek, by nowo przybyły do nich członek klubu – Waldek – też coś powiedział.

Waldek z wolna podniósł się z krzesła i podszedł ku stojącej przed nim sylwetce, prowadzącego. Stanął przodem do wszystkich, których wzrok był skupiony właśnie na nim..

– Nazywam się Waldemar Ciekawski – zaczął.– Chciałbym tutaj wszystkim zebranym opowiedzieć i zarazem pokazać, czym się aktualnie zajmuję...

Otóż, jestem człowiekiem, który zajmuje się kolekcjonowaniem zdjęć amatorskich, chmur. – Wyjął pierwsze trzy albumy z przezroczami. Włożył część z nich do magazynka od rzutnika. Następnie włączył aparat. W tym czasie ktoś na sali wyłączył światło. Rzutnik wyświetlił pierwsze zdjęcie na białej powierzchni ściany. Obraz przedstawiał na pierwszy rzut oka zwykłą chmurą. Na co zebrani, zareagowali głuchym pomrukiem. Ale już po paru minutach, gdy mocno skupili wzrok na tym obrazie (i na następnych) mogli śmiało ujrzeć różne formy. Podobnie jak w czasie wróżb z wosku, które układają się na wodzie, w noc andrzejkową.

Gdy pokaz dobiegał końca, człowiek-tenor wstał z miejsca i zadał pytanie:

– No dobra. Bombowo. Powiedziałeś, Waldku..., że jesteś kolekcjonerem chmur...

– Fotografem-amatorem chmur – sprostował go Waldek.

– Yychh... Taak, zgadza się. Przepraszam... jesteś fotografem – ciągnął dalej człowiek-tenor. Opowiadałeś bardzo ciekawie, bardzo ładne zdjęcia. Niezła gra świateł... Fajne kształty, barwy, ale... legendy! To już lekka przesada. No, nie? – rozejrzał się po twarzach, których rysy wyrażały różne emocje.

– I co Pan chciał przez to powiedzieć, że chmury mają legendy. – Rzekła niczym radio, ów blondynka – Przecież to są zwykłe chmury.

– Chciałem dać do zrozumienia, iż nie tylko my – ludzie mamy legendy, czy też zwierzęta i roślinny. Ale także chmury. Przecież to one dały na Ziemi w odległej przeszłości, początek oceanom... i życiu. No, nie. – Wyraził się, chowając w tym czasie swoje przezrocza do teczki.

– Noo, tak..., Ale, co to jest w ogóle za hobby?! Co za wydziwiactwo. – Wypowiedziała się blondyna. – Co?

– To nie jest tylko hobby. To jest po prostu... – rozłożył ręce – jedynie zainteresowanie. Jak każde inne. Wszystko, czym się każdy z nas zajmuje, jest uzupełnieniem czasu, jaki został nam dany. Bez tego świat byłby nudny i bez odkryć... i marzeń. I wiele, wiele innych. Ale zawsze wrócimy do jednego stwierdzenia: Jest to sposób na zabicie czasu.

 

 

Zgodziłem się w tym dziale oprawiać cudze teksty. Nie chciałbym jednak, aby ktoś pomyślał, że po wydaniu pierwszej własnej książki od razu poczułem się Wielkim Pisarzem. Nie, zapewniam, nie poczułem się. Natomiast w opowiadaniach, których dla różnych pism popełniłem sporo, publicystyce i wreszcie wspomnianej książce, nastrzelałem sporo błędów, które albo zostały poprawione, albo nie. Miałem więc czas i sposobność troszkę posmakować, jak to jest z tym pisaniem.

Możecie liczyć, że uczciwie napiszę, co myślę. Ale litościwy nie będę.

A teraz – do roboty!

*

Widziałem gorsze opowiadania: bez bohatera, bez treści...

A jednak uważam, że jest to niedobry tekst. Może nawet bardzo niedobry, niestety. Pomijając fakt, że niewiele ma wspólnego z fantastyką, to opowiadanie jest strasznie monotonne i banalne (jest także pełne błędów stylistycznych czy gramatycznych, ale szkoda miejsca na ich wyliczanie, jak mawiał Mark Twain, spuśćmy kurtynę milczenia na te niedoskonałości). Historia jest opowiedziana zbyt szczegółowo, przez co ta krótka opowieść ginie w nadmiarze mało interesujących detali – wystarczy spojrzeć, ile miejsca zajmuje opis dojazdu, a potem dojścia do tej sali pełnej hobbystów.

Widać zresztą, że autor próbuje zbudować klasyczne short story, prowadzi do silnej puenty, na tym zależy mu najbardziej. No i problem w tym, że ona też jest banalna. Bo cóż to za odkrycie, że nie da się żyć samym chlebem, że światu potrzeba marzeń? A już kończyć tekst takim manifestem wyjaśniającym wszystko... Nie, szanowny autorze, tak się nie robi.

Ale jest coś, o czym warto wspomnieć. Otóż w tym nadmiarze słów znalazła się jedna interesująca, a zupełnie niewykorzystana myśl: owo "życie" chmur. Być może autor powinien się zastanowić, czy nie warto podejść do tekstu od tej właśnie strony i pokazać w praktyce, co ma na myśli. To mogłoby być ciekawe i niebanalne.

 

Romek Pawlak

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
Spam(ientnika)
Wywiad numeru
Hormonoskop
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
Konrad Bańkowski
Andrzej Sawicki
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
Piotr Zwierzchowski
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Raven
Iwona Surmik
Michał Gacek
Jozef Girovsky
MPK
Anna Brzezińska
Feliks W.Kres
Ben Bova
Kir Bułyczow
Andreas Eschbach
Andrzej Pilipiuk
Eryk Algo
 
< 29 >