Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

[Recenzja] „Serce lodu” Arkady Saulski

Tytuł: "Serce lodu"
Autor: Arkady Saulski,
Wydawnictwo: Fabryka Słów,
Redakcja: Rafał Dębski,
Typ publikacji: papier,
Premiera: 15 marca 2019
Wydanie: 1
Liczba stron: 341
Format: 13x20 cm
Oprawa: twarda,
ISBN: 978-83-7964-401-8
Cena: 39,90 zł
Więcej informacji: Arkady Saulski „Serce lodu”

Droga na skróty

Gdy w jednej z Facebookowych grup pojawił się post o mapach w „Sercu Lodu”, wywołując dyskusję na temat zasadności (i jakości) map w powieściach fantasy, bez wahania zaczęłam bronić autora. Mapa to tylko dodatek, liczy się treść, dowodziłam, nawet jeśli sama mapa jest słabej jakości, bardzo szkicowa i przypomina znany nam świat. To treść jest najważniejsza, a reszta – mapy czy ilustracje – są wyłącznie jej uzupełnieniem.

A potem dostałam egzemplarz recenzencki tej powieści i zaczęłam czytać.

Nie będę opisywać fabuły, bo jest typowa dla fantasy. Bohaterowie wyruszają w daleką podróż, żeby zdobyć artefakt ukryty w dziczy i pokonać złego kapłana/czarnoksiężnika. Brzmi znajomo, prawda? Owszem, jest to motyw wielokrotnie przerabiany przez pisarzy fantasy, jednak – nawet jeśli znamy schemat – koniec końców powieść może okazać się ciekawa (ile razy już tak było, gdy autor umiejętnie bawił się konwencją i przerabiał wydawać by się mogło oklepane już motywy?). Nie w tym wypadku. Gdyby nie obowiązek recenzencki, rzuciłabym powieść Saulskiego w kąt. Przeczytanie jej zajęło mi dobre dwa tygodnie (a ma zaledwie 341 stron), i to wyłącznie z wspomnianego recenzenckiego obowiązku.

Problemem tej powieści jest… wszystko. Saulski obrał drogę na skróty w każdym aspekcie. Mam wrażenie, że pisząc, odhaczał z listy kolejne lokacje, banalne, kreślone grubą kreską postacie czy wydarzenia. Przez to powieść nie angażuje, a irytuje.

Drugim moim zarzutem wobec „Serca Lodu” jest język, jakim posługuje się Saulski. Krótkie, często szczekliwe zdania powinny podkreślać akcję, ale nie dominować. Niemal cała powieść napisana jest w tym stylu, a czytanie zwyczajnie męczy (nawet bohaterowie mówią równoważnikami zdań, i choć pochodzą z różnych szczebli społecznych czy kultur, ich sposób mówienia jest w zasadzie taki sam). Być może dla młodszych czytelników, przyzwyczajonych do tego, by wszystko działo się szybciej i mocniej, jest to atut, jednak ja byłam lekturą zmęczona. Opisy, które ledwie zarysowują postać, ubiór czy miejsce, nie dają możliwości poznania tamtego świata, chwili na przyjrzenie mu się czy zgłębienie ledwie muśniętych różnic kulturowych (a było tu ogromne pole do popisu!). Autor nie daje złapać oddechu czy chwili wytchnienia, nawet w trakcie scen pozbawionych szybkiej akcji gna na łeb, na szyję, przez co powieść sporo traci na ważności i doniosłości poszczególnych scen.

Absolutnie nie mówię tu, by rozpisywał się jak Robert Wegner (którego osobiście cenię za rozmach i drobiazgowość w tworzeniu świata), ale przydałoby się dokładniejsze i bardziej szczegółowe nakreślenie zróżnicowania krain, relacji między bohaterami czy podkreślenie napięcia, jakie towarzyszyło oblężonym w mieście mieszkańcom. Rozumiem, że pewną barierą może być zamknięcie historii w jednym tomie, ale jednak dogłębne opisy dałyby czytelnikowi możliwość emocjonalnego przywiązania się do czytanej historii, wczucia się w świat. Tego zwyczajnie zabrakło.

Trzecia wada to postacie. Doświadczony przez życie wojownik, walczący kapłan z sekretami, tajemniczy mnich, który zdobył ogromną moc i zmusza do walki zjednoczone strachem dzikie plemiona to wręcz gotowy przepis na dobrą powieść! Niestety, postacie są papierowe, nijakie. Żadna nie wzbudziła we mnie większych emocji, czy to negatywnych, czy pozytywnych. Kto ma być dobry – jest dobry, kto zły – pozostaje taki cały czas. Bohaterowie nie rozwijają się, żaden nie wyciąga wniosków (wyjątkiem jest Boghna, ale i jej nawrócenie jest tak nagłe, że wygląda nienaturalnie), tkwią tam, gdzie zaczęli, a ich perypetie zamiast zainteresować, nużyły. Na koniec dodam, że wątek romantyczny (tak, i taki się przecież musi pojawić) wydaje się dodany tylko dlatego, że i ten punkt należy odhaczyć na liście Rzeczy, Które Koniecznie Muszą Się Znaleźć W Powieści Fantasy.

Saulski w każdym aspekcie powieściowym obrał drogę na skróty. Zbudował pewne ramy dla wykreowanego świata, jednak nie rozwinął go. Stworzył kilka pochodzących z różnych kręgów społecznych postaci, które również nie doczekały się rozwinięcia. Nakreślił mapy, które – i tu muszę przyznać rację dyskutantom z wyżej wspomnianej grupy – są niemal kalką ze znanego nam świata (przytoczę kilka znajomo brzmiących nazw: Espada i Porta ulokowane na mapie mniej więcej w miejscu “naszego” Półwyspu Iberyjskiego, Lonbardia…), co wygląda jak kolejne odhaczenie motywu fantasy, który musiał się w powieści pojawić (jak to tak, fantasy bez mapy?).

Cenię Saulskiego za Kroniki Czerwonej Kompanii, które były dobrą rozrywką. Jednak gdy czytałam „Serce Lodu”, towarzyszyło mi wrażenie, że mam przed sobą fanfik i to niezbyt dobrze napisany. Trudno mi przez to określić, kto jest odbiorcą tej powieści. Osoby młodsze, zaczynające dopiero przygodę z fantasy, mogą po lekturze tej książki zniechęcić się do gatunku, uważając, że jest on zbyt płytki, natomiast dla osób, które fantasy czytają, będzie to historia wtórna, bez polotu i zwyczajnie nijaka.

Czytając powyższą recenzję, można odnieść wrażenie, że nic mi się w tej powieści nie podobało. Nie do końca jest to prawdą. Świetna grafika okładkowa i wydanie w twardej oprawie to zdecydowanie plusy. Do tego sam zarys historii świata i zaskakująca koncepcja tytułowego „Serca Lodu” (gdyby tylko te wątki zostały odpowiednio rozwinięte…). Jednak zachwyty towarzyszące promocji powieści, zapowiedzi sugerujące, że jest to niepowtarzalna historia, nijak się mają do rzeczywistości. Dla mnie „Serce Lodu” to jedno z największych powieściowych rozczarowań ostatnich miesięcy.

 

Magdalena “Ithilnar” Stawniak




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Andrzej Ziemiański „Virion. Obława”
Fantastyka Andrzej Ziemiański - 27 sierpnia 2018

Zapowiedź nowej książki Andrzeja Ziemiańskiegp pt. „Virion. Obława”.

Bez przebaczenia

Graham Masterton jest niekwestionowanym mistrzem horroru, a słynny cykl „Manitou” to świetne…

Autor się bawi
Bookiety nimfa bagienna - 26 lipca 2016

Sherlock Holmes niejedną ma postać, czyli Agnieszka Chodkowska-Gyurics recenzuje książkę Jô Soresa „Xango…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit