strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Wojciech Świdziniewski Publicystyka
<<<strona 18>>>

 

Cimmerian Show 5

Największy wyczyn wikinga cz.1

 

Fantasy, zwłaszcza jej odmiana heroic, jak sama nazwa wskazuje, opiera się na bohaterskich czynach, czyli na zabiciu jakiegoś potwora, pokonaniu złego maga, strąceniu z tronu uzurpatora, czy też zniszczeniu jakiegoś artefaktu. We współczesnej fantasy nawet samotne ubicie niedźwiedzia czy też innej naturalnej zwierzyny, urasta do rangi bohaterstwa. A co było bohaterstwem u wikingów? Na pewno nie owo pokonanie misia, bo w sadze o Egilu jest wzmianka o tym, że mieszkańcy okręgu Raumariki musieli rokrocznie składać królowi Haraldowi daninę, w skład której wchodziły trzy skóry dobrze wyrośniętych niedźwiedzi. Wynika z tego, że zabijanie misiów nie było raczej niczym wielkim. Wielkim bohaterstwem było za to zabicie berserka w pojedynku, czy też stawienie czoła decydującej przewadze liczebnej wroga. Do czynów bliskich heroicznym należało też przepicie współbiesiadników. Jednak bezapelacyjnie uznawanym za największy wyczyn wikinga jest odyseja Thorgilsa Orrabeinfostriego. I nie ma ona nic wspólnego z pokonywaniem jakiejkolwiek istoty i niszczeniem czegokolwiek, a jednak uważa się, i obecnie, i tysiąc lat temu, że był to czyn nadzwyczaj bohaterski.

Oto, w skrócie, odyseja Thorgilsa Orrabeinfostriego, która dokładnie jest opisana w Sadze o Floamanach, przytoczonej przez Farleya Mowata w jego książce Wyprawy wikingów.

Thorgils, przyjaciel Eryka Rudego, został zaproszony do osiedlenia się na Grenlandii. Wyruszył więc z Islandii wraz ze swym synem Thorleifem, żoną Thoreją, wyzwoleńcem Kolem i jego rodzeństwem, Starkardem i Gudruną. Wziął też ze sobą bydło i dziesięciu niewolników. Razem z nim popłynął jego sąsiad z Islandii Iostan z żoną Thorgerdą, synem Thorarinem i trzynastoma niewolnikami.

Prądy morskie zepchnęły ich ze szlaku do Grenlandii i zaczęli błądzić po mroźnych wodach północnego Atlantyku. Trwało to trzy miesiące i w końcu zaczęli przymierać głodem. Wtedy to przyśnił się Thorgilsowi bóg Thor (Thorgils był świeżo upieczonym chrześcijaninem) i obwieścił mu, że jego tułaczka po oceanie będzie trwać, póki nie odda tego, co mu kiedyś przyobiecał. Thorgils obudził się i przypomniał sobie, że kiedyś ofiarował Thorowi cielę, które teraz już było rosłym wołem. Kazał tego wołu, w całości, wyrzucić za burtę w ofierze Thorowi. Wywołało to niezadowolenie współżeglujących, gdyż woleli zabić wołu, część zjeść, a dopiero resztę ofiarować Thorowi. Thorgils się na to nie zgodził.

Któregoś wieczoru statek rozbił się u brzegów Ziemi Baffina (uważanej przez wikingów za zachodnią część Grenlandii). Na szczęście wszyscy, zarówno bydło jak i ludzie, ocaleli. Obie rodziny, Thorgilsa i Iostana, wspólnie zbudowały hallę. Przedzielili ją tylko przepierzeniem, aby nie wchodzić sobie w drogę. Przygotowywano się do zimy, a jako że większość bydła zdechła (z braku paszy), zaczęto polować na foki i łowić ryby. Thorgils nakłonił swoich ludzi do wstrzemięźliwości, jak i do tego, żeby zachowywali się spokojnie i skupili się na gromadzeniu żywności. Powodem tego między innymi było to, że jego żona, Thoreja, była w zaawansowanej ciąży i słabowała.

Iostan i jego ludzie swawolili wieczorami i późno szli na spoczynek, urządzając różne dzikie gry i maskarady. Nic więc dziwnego, że ludzie Thorgilsa lepiej sobie radzili z połowami. Doszło nawet z tego powodu do kłótni między obiema rodzinami, którą zakończył Thorgils kierując swe słowa do Iostana: Ty dłużej łowisz wieczorem, a ja wcześniej zaczynam rano.

Od tej pory stosunki między nimi znacznie oziębły. Thorgils i jego ludzie nadal zachowywali się cicho, a Iostan wciąż urządzał nieprzyzwoite harce.

W środku zimy Thoreja urodziła syna. Nazwano go Thorfinem. Thoreja nie mogła nabrać sił od jadła, które mieli.

Po świętach Bożego Narodzenia zmarli (najprawdopodobniej na szkorbut) Iostan i jego ludzie. Pochowano ich w śniegu, z racji skutej lodem ziemi. Jednak jego duch, jak i duchy jego domowników powracały do halli i straszyły. Thorgils nakazał spalić ciała i dopiero wtedy wszystko się uspokoiło.

Przez resztę zimy Thorgils i jego ludzie pracowali przy budowie nowego statku ze szczątków starego. Nie udało im się jednak odpłynąć tego lata, ponieważ lód fiordowy nie spłynął z zatoki. Zaczęto więc polować i szykować się do kolejnej zimy. Thoreja była tak słaba, że już nie mogła podnieść się z łóżka i błagała swego męża, aby znalazł jakiś sposób na wydostanie się z tych niegościnnych okolic. Któregoś wiosennego dnia, Thorgils zdecydował, że wespnie się na pobliski lodowiec, żeby zobaczyć, czy lód fiordowy puszcza. Jego syn i dwóch wyzwoleńców poszło z nimi, choć Thorgils chciał, ażeby zostali i dopilnowali niewolników, jak i spraw domowych. Tak więc w domu została Thoreja, nadzorca niewolników Thorarin i sami niewolnicy.

Kiedy powrócili ze zwiadu, nie dostrzegli w pobliżu domu ani śladu statku. Weszli do halli i okazało się, że wraz ze statkiem znikły kufry z ich rzeczami, zapasy żywności jak i niewolnicy.

Weszli do ciemnej, dalszej części domu i usłyszeli cmoktanie od strony posłania Thorei.

Thorgils stwierdził, że Thoreja jest martwa, a dziecko ssie pierś trupa. Obejrzeli ciało i zobaczyli pod ramieniem zakrzepłą krew, i znaleźli małą rankę, jak od cienkiego ostrza noża. Całe posłanie było przesiąknięte krwią.

Thorgils odczuł najstraszniejszą żałość, jakiej kiedykolwiek zaznał. Pogrzebali Thoreję [...] i Thorleif robił, co mógł, aby ukoić żałość ojca. Niewolnicy skradli wszystkie zapasy żywności, zdjęli nawet drzwi z zawiasów i wzięli całą pościel i koce.

Przez całą noc Thorgils czuwał przy niemowlęciu i wiedział, że chłopiec nie wyżyje, jeśli on nie podejmie jakichś drastycznych kroków. Nie chciał pozwolić dziecku umrzeć, jeśli to będzie w jego mocy. Wówczas okazał odwagę, gdyż wziął w rękę nóż i naciął własną brodawkę sutkową. Zaczęła krwawić, a wtedy dał dziecku ją szarpać, aż krew zmieszała się z płynem, który wyciekał.

Niewolnicy zabrali ze sobą również narzędzia, a mimo to udało się Thorgilsowi zbudować skórzaną łódź o drewnianym szkielecie. Minęło lato, lecz Thorgils i jego ludzie nie mogli zdobyć wystarczającej ilości żywności, żeby zgromadzić zapasy na dalszą podróż. Czekała ich kolejna zima na tym wrogim człowiekowi pustkowiu. Cięższa niż dotychczasowe, gdyż musieli ją spędzić pozbawieni większości zapasów pożywienia. Wiosną zdecydowali, że pomimo niedostatków ruszą w drogę. Przeciągnęli łódź w miejsce, gdzie nie było już lodu. W końcu dotarli do obszarów częściej nawiedzanych przez ich ziomków, a dokładnie do Wysp Foczych (lokalizacja tych wysp jest obecnie nieznana). Za dnia płynęli, a w nocy przybijali do brzegu. Dalej cierpieli głód. Raz znaleźli złamane wiosło z wyrytymi na nim runami:

Leniuch mył sobie głowę, gdy ja, znużony, wiosłowałem.

Daleko na zimnym morzu raz po raz zanurzałem wiosło,

Aż pokaleczyłem dłonie. A ten leń miał głowę w pianie.

I tu się zatrzymamy na chwilkę. Powyższy krótki wierszyk jest świetnym przykładem starej poezji skaldycznej, pełnej zawiłych porównań. "Leniuch" to statek, a mycie głowy w pianie odnosi się do "kości w zębach", czyli fali dziobowej. "Leniuch mył sobie głowę" – to po prostu okręt nużający się w falach. Wikingowie lubowali się w takich porównaniach. I tak miecz nazywali "oraczem krwi", "pot miecza" i "morze rany" – były określeniami krwi, "karmiciel kruków" – wojownika, "rumak fal" – okrętu, a "niwa złotych pierścieni" – kobietą.

Wróćmy jednak do Thorgilsa.

Pewnego razu, tak jak zawsze, zatrzymali się na noc na brzegu. Rozbili namiot i wyciągnęli łódź. Położyli się do snu. Kiedy rankiem wstali, łodzi nie było. Powiedział wtedy zrozpaczony Thorgils:

Teraz już nie wiem, jak popłyniemy dalej. Weźcie chłopca i zabijcie go.

Miał na myśli to, że ponieważ wkrótce wszyscy umrą, byłoby lepiej, aby chłopiec nie męczył się ze śmiercią. Jego starszy syn, Thorleif, odmówił wykonania polecenia ojca. Podobnie ich dwaj towarzysze-wyzwoleńcy. Po jakimś czasie Thorgils doszedł do siebie i podziękował swym towarzyszom, że ustrzegli go od strasznej zbrodni.

Zaraz potem para tubylców-eskimosów oddała im łódź, która najprawdopodobniej spłynęła wcześniej z prądem. Ruszyli dalej poprzez Cieśninę Daviesa.

I w tym miejscu chciałbym przerwać tę opowieść, swoistą Odyseję Północy. Reszty dowiecie się za miesiąc w kolejnym "Cimmerian show"

 

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Farleya Mowata Wyprawy wikingów, PIW, Warszawa 1972

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
Spam(ientnika)
Wywiad numeru
Hormonoskop
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
Konrad Bańkowski
Andrzej Sawicki
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
Piotr Zwierzchowski
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Raven
Iwona Surmik
Michał Gacek
Jozef Girovsky
MPK
Anna Brzezińska
Feliks W.Kres
Ben Bova
Kir Bułyczow
Andreas Eschbach
Andrzej Pilipiuk
Eryk Algo
 
< 18 >