strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
James Barclay
strona 53

Cień w Południe (15)

 

 

*

 

Septern powrócił przez portal gnany wściekłością i niezwykłość tego faktu nadal napełniała Sha-Kaana radością. Mag nie był specjalnie wysoki jak na człowieka, miał może trochę powyżej metra sześćdziesięciu według miar Balai. Dla porównania - Sha-Kaan, będąc wtedy młody, mierzył jakieś trzydzieści metrów od pyska do końca ogona. Od tej pory urósł do ponad czterdziestu i był jednym z  największych smoków, które nadal latały. A co najważniejsze - nie stracił prawie nic z dawnej szybkości.

Septern wyskoczył z portalu, otrzepał się, natychmiast zobaczył Sha-Kaana i zaczął wyzywać jego i jego gatunek. Vestar, który zrobiłby coś takiego, zostałby zabity albo w najlepszym razie wygnany za niesubordynację. Septern co chwila pokazywał też za siebie.

- Czemu sam tam nie przejdziesz i nie zobaczysz, co twój kochany, jak go nazywasz, Miot, zrobił? Zniszczyliście spokojną i piękną cywilizację waszym cholernym ogniem, kłami i pazurami. Jak śmiecie decydować o życiu i śmierci ludzi w innym wymiarze? Jak śmiesz? Na szczęście dopilnowałem, byście nie zrobili tego samego w moim świecie. I nikt z twojego cholernego Miotu morderców nie zobaczy już wymiaru Ptaków z moją pomocą. Modlę się tylko, żeby przeżyło wystarczająco wielu, aby odbudować to, co im odebraliście.

Nie jesteście władcami świata, tylko swego wymiaru, chociaż patrząc, jak unicestwiacie wszystko na swej drodze, trudno mi uwierzyć, że jesteście czymś więcej niż bezmyślnymi zwierzętami. Jak mordowanie niewinnych istot może wam pomóc? Co? Czy może mowę ci odebrało?

W tym momencie Septern stał już dosłownie obok pyska spoczywającego na ziemi Sha-Kaana. Smok ułożył głowę na miękkiej trawie, zwinął skrzydła, ogon obwinął wokół ciała i pod długą smukłą szyją. Powstrzymał pragnienie ukarania człowieka, pamiętając, jak ważny może okazać się dla przetrwania i rozwoju Kaan.

Za Septernem czwórka Kaan, która przeżyła bitwę ze Skar w wymiarze Ptaków, wynurzyła się z falującej brązowej głębi portalu, wydając z siebie okrzyki zwycięstwa, odbijające się echem po spustoszonych ziemiach Keolu.

Sha-Kaan pamiętał dalszą część ich rozmowy, jakby miała miejsce wczoraj.

Poczekał, aż inne smoki odlecą, popatrzył na niebo, węsząc w powietrzu w poszukiwaniu Skarów, a potem, wysławszy uprzednio mentalną wiadomość do najbliższych Vestari, by przybyli, zaczął mówić.

- Powiem ci trzy rzeczy: Nazywam się Sha-Kaan z Miotu Kaan, twój świat nie ma się czego obawiać z naszej strony, a ty musisz powstrzymać swój język, bowiem inni z mojego gatunku nie są aż tak wyrozumiali jak ja.

- Wyrozumiali? Nie rozśmieszaj mnie. Ich rzeź w tamtym świecie też nazwiesz wyrozumiałością, tak?

- Nazwę ją przetrwaniem - odpowiedział Sha-Kaan, używając łagodnego tonu, który zwykle uspokajał Vestari.

- Przetrwanie? Zburzyliście ich domy, spaliliście ich ciała i skrzydła, sprowadziliście na niebo ciemność i pioruny. Raczej nie są pod wrażeniem waszego usprawiedliwienia, tym bardziej że pewnie jeszcze wczoraj nie słyszeli o istnieniu Miotu Kaan.

- Ale słyszeli o Skar. I służą Skar. Z tego powodu, choć nieświadomie, byli przeciwko nam. To wojna, a oni są sprzymierzeńcem wroga. Stanęli po przeciwnej stronie. - Gdyby Sha-Kaan mógł tak jak człowiek wzruszyć ramionami, zrobiłby to. Zamiast tego zmarszczył kościane brwi. Widział, jak z Septerna uchodzi napięcie i czekał.

- Ale czy oni, Ptaki, wiedzieli o tym?

- Skar powinni powiedzieć im wszystko o smokach i powodach, dla jakich zostali wybrani do służby. Podobnie jak ty.

- Nie wątpię, że powinienem być wdzięczny - rzekł Septern. - Najpierw powiedz mi, w jaki sposób Ptaki mogły pracować jako sojusznicy smoków. To nie ma sensu.

Sha-Kaan poruszył głowę, przygotowując się do powstania.

- To nie jest pytanie, na które można prosto odpowiedzieć - oznajmił. - A my powinniśmy się przenieść w bezpieczniejsze miejsce. Moi słudzy dadzą ci jedzenie i zapewnią eskortę. Będę oczekiwał twego przybycia w legowiskach Kaan.

- A kto mówi, że wybieram się gdziekolwiek poza powrotem przez ten portal? - zapytał hardo Septern.

W ślepiach Sha-Kaana pojawił się ogień. Dmuchnął, nie używając paliwa, ale obalając maga na ziemię.

- Ja mówię - zagrzmiał. Septern zbladł przerażony, wykrzywił twarz i zakrył uszy dłońmi. - Ty i twój wymiar możecie przynieść Kaan wiele korzyści, a w zamian za to my będziemy was chronić przed innymi, mniej tolerancyjnymi Miotami. I uwierz mi, delikatny człowieku, gdybyś tak szczęśliwie nie wpadł w moje łapy, prędzej czy później znalazłby was jakiś inny Miot.

Tak więc będę cię oczekiwał w legowiskach, gdzie przemówisz przed starożytnymi Kaan. Vestari ci pomogą, ale nie mówią twoim językiem, a ty możesz nie być w stanie czytać ich myśli. Do czasu, gdy znów się spotkamy, oczyść swój umysł i otwórz go, albowiem ten świat jest dużo większy, niż mógłbyś sobie wyobrazić.

Potem rozwinął skrzydła i odleciał, czując na sobie wzrok Septerna i walcząc z pokusą, by zajrzeć do jego umysłu. Bez wątpienia był wielkim człowiekiem. Pojął magię podróży między wymiarami i potrafił ją kontrolować, a to czyniło go prawdziwym skarbem dla Kaan. Obejrzał się raz, nie zawracając, a jedynie wyginając szyję pod siebie. Vestari przybyli. Z nimi będzie bezpieczny.

Sha-Kaan wydał z siebie ryk zadowolenia i pomknął ku legowiskom.

 

Rozdział 9

Kard, Kerela i Barras stali w milczeniu pośród gęstej porannej mgły, zwróceni w stronę Całunu-Demonów. Wewnątrz jego falującej powierzchni pojawiały się i znikały upiorne bladobłękitne zjawy. Uśpione podczas nocy, w ciągu dnia nadawały grozie Całunu dodatkowego poczucia niesamowitości. Wartownicy nad Północną Bramą poinformowali, że Senedai zbliża się samotnie do murów kolegium, stąpając ulicami, na których jeszcze niedawno toczyło się spokojne życie Julatsy. Teraz te ulice należały do Wesmenów, a ich lord miał właśnie osądzić decyzję Rady Julatsy.

Na znak Kereli otwarto bramę i magowie Julatsy stanęli naprzeciw Senedai, przedzieleni jedynie Całunem. Tym razem nie było proporców, łuczników, straży. Spotkanie zapowiadało się na krótkie.

- Widzę, że twoi przyjaciele dotrzymują ci towarzystwa w ten miły poranek - Senedai uśmiechnął się spod wąsów. Jego głos po drugiej stronie Całunu zabrzmiał mechanicznie i głucho.

- Nie widzę nic miłego w naszej sytuacji - odparł po chwili Barras. - Generał Kard i Starszy Mag Kerela są tu, aby wysłuchać twojej odpowiedzi na naszą decyzję.

- Świetnie. A więc, jaki jest wynik waszych obrad?

- Nigdy nie poddamy kolegium - oświadczyła krótko Kerela.

Senedai skinął głową, a przez jego twarz przemknął cień żalu.

- Niczego więcej nie oczekiwałem. Szanuję waszą decyzję, lecz nie pozostawia mi ona wyboru, jak tylko wyciągnąć was zza tej diabelskiej mgły środkami innymi niż negocjacje.

- To właśnie ultimatum, o którym mówiłeś wczoraj? - wykrzyknął Barras.

Senedai zignorował go.

- Przybyłem nieuzbrojony i bez straży, albowiem chcę byście mi uwierzyli. Jeśli po tym, jak skończę, zdecydujecie się zniszczyć mnie jednym ze swych zaklęć, niech tak się stanie. Ale wtedy to, o czym chcę powiedzieć, zostanie jedynie przyspieszone.

- Słuchajcie teraz - wyszeptał Kard.

- W jakim stanie są pojmani przez was jeńcy? - zapytał Barras.

- Żyją - odrzekł Senedai - ale są jeńcami. Nic dla mnie nie znaczą - przerwał na chwilę. - Nie ma pośród nich magów. Obecnie, w każdym razie. Nie mogłem ryzykować, że ich zaklęcia mnie zaskoczą.

- To blef - wyszeptał Kard, odwracając głowę od Wesmena. - Nie mógł ich odróżnić w tłumie. Musiałby widzieć, jak rzucają.

Senedai klasnął w dłonie, a dźwięk odbił się głucho po niewielkim dziedzińcu przed bramą.

- Koniec rozmów. Oto, co nastąpi, jeżeli się nie poddacie. Codziennie o świcie, w południe i o zmierzchu, przyprowadzimy tu pięćdziesięciu jeńców i zmusimy ich, by przeszli przez waszą barierę. Każda próba powstrzymania nas zakończy się egzekucją kolejnych trzystu jeńców. Ponieważ nie będziemy mogli przekazać wam ich ciał, pozostaną one pod murami, gnijąc na waszych oczach.

- Ponadto każdego kolejnego dnia o świcie liczba przyprowadzanych jeńców wzrastać będzie o pięćdziesiąt. Możecie zatrzymać tę... repatriację - Senedai uśmiechnął się na swój dobór słów - wywieszając znaki pokoju lub poddania na tej bramie i usuwając magiczną barierę. Pierwszych pięćdziesięciu jeńców przybędzie tu jutro o świcie. Tym samym daję wam jeszcze jeden dzień na dokonanie właściwego wyboru. Nie zmuszajcie mnie, bym spełnił swą obietnicę - skończywszy, Senedai odwrócił się i odszedł.

Barras i Kerela patrzyli na Karda.

- Zrobi to - generał ponuro pokiwał głową. - Bez wątpienia. Nawet jestem zaskoczony, że dał nam kolejny dzień.

- Niech go diabli... - wybuchnął Barras.

- Ale nie możesz odmówić mu logiki, prawda? - odezwała się Kerela. - To sprawa publiczna. Nasi ludzie zobaczą, jak ich przyjaciele, a może rodziny, giną od czegoś, co stworzyliśmy.

- Ale to on za tym stoi, Kerelo - zaprotestował Barras. - Jesteśmy niewinni.

- To prawda - odpowiedziała cicho Kerela - ale jest w naszej mocy powstrzymać tę rzeź. A w krótkim czasie julatsńczycy obrócą się przeciw nam. Musimy być na to przygotowani.

- Nie mówisz chyba o poddaniu się? - zapytał Barras.

- Nie. Pamiętaj jednak, że większość ludzi za tymi murami to nie magowie. Nie pragną za wszelką cenę ochronić kolegium, ponieważ nie pojmują, co oznaczałaby jego utrata. - Kerela przygryzła wargę i zaczęła iść z powrotem w stronę Wieży. - Musimy zastanowić się, co powiemy naszym gościom.

 

* * *

 

W ciszy panującej w Skrzydlatym Dworze Sha-Kaan przeciągnął się i rozwarł paszczę. Poprzez delikatne wibracje w ścianach i posadzce wyczuwał szybkie kroki swego sługi. Miał mu wiele do powiedzenia, ponadto czekała go podróż. Wiele z tego, co miało zdarzyć się teraz w Keolu i Terasie przypominało okoliczności przybycia Septerna wiele cykli temu, istniała jednak pewna kluczowa różnica.

Septern okazał się zdolny udzielić im pomocy, jakiej potrzebowali, dzięki głębokiemu zrozumieniu natury wymiarów. Sha-Kaan nie pokładał podobnej wiary w umiejętnościach Hirada Coldhearta i jego Kruków.

A jednak zastanawiał się, czy to wszystko nie było po prostu kaprysem losu, nad którym nikt z nich nie mógł mieć władzy. Niebiosa wiedziały, że tak to właśnie wyglądało. Któż jednak mógł przewidzieć, jakie odległe wydarzenia zapoczątkuje przybycie Septerna do legowisk?

Sha-Kaan ponownie zamknął oczy, wypuścił gorące powietrze na wilgotną ziemię, na której leżał i wspomniał spotkanie Septerna z Najstarszymi. Mag przybył w złości, ale w dobrym zdrowiu, a Sha-Kaan doskonale pamiętał wyraz zachwytu na jego twarzy, gdy po raz pierwszy ujrzał legowiska. Oczywiście Skrzydlaty Dwór nie istniał wtedy jeszcze, ale gniazda Najstarszych wznosiły się wysoko nad ziemią, jako świadectwo ich przywództwa nad Kaanami.

Najstarsi wybrali na miejsce spotkania brzegi Tery, tak by potrzebujący mogli zanurzyć się w jej chłodnym nurcie. Prócz Sha-Kaana - zaproszonego jako ten, który odnalazł Septerna - w rozmowie miało uczestniczyć trzech Najstarszych, Ara, Dun, i Los-Kaan. Wszyscy zbliżali się już do swego ostatniego lotu, ich łuska ze złotej stała się brązowa, a skrzydła wyschły, sprawiając, że każda podróż łączyła się z bólem.

Septern stanął pomiędzy nimi, wykręcając szyję tak, by móc widzieć ich pyski. Masywne cielska wznosiły się nad nim niczym wieże, a długie ogony niecierpliwie zamiatały ziemię. Ara-Kaan otworzył pysk, by przemówić, ale Septern go ubiegł. Umysł Sha-Kaana zmroziła dumna myśl. Ara był smokiem o porywczej naturze, toteż obecny Wielki Kaan poczuł pradawne drżenie, wspominając to, co nastąpiło...

- Nie podoba mi się to - zaczął Septern. - Przybywam w dobrej wierze, zdobywszy zaufanie Ptaków na tyle, że pozwolili mi zbudować szczelinę wymiarową na swojej ziemi, a w nagrodę dosięga ich zniszczenie ze strony waszych... poddanych, czy jak tam ich zwiecie. Ich największym nieszczęściem okazała się moja niepełna znajomość działania magii wymiarowej w ich świecie, co uczyniło szczelinę o wiele większą niż planowałem. Potem, jakby tego było...

- Milcz! - zagrzmiał Ara-Kaan. - Nawet gdyby niebiosa się waliły, wy ludzie nie potrafilibyście utrzymać swych nędznych języków na wodzy. - Krzyk Ara-Kaana odbił się gromkim echem o ścianę doliny i ponownie obalił Septerna na ziemię. Mag jednak nadal spoglądał hardo prosto w olbrzymie ślepia Ary.

- Rozumiem, że jestem dla was ważny, w przeciwnym razie już byłbym martwy - powiedział.

- A więc niewiele rozumiesz. - Ara wyciągnął szyję i obniżył pysk do poziomu człowieka. Septern widział pęcherze okalające niebieskie oczy powoli tracące już swój blask. - Mamy już sposób, by podróżować do waszego wymiaru, sam go nam pokazałeś. Możemy negocjować z innymi ludźmi.

- A więc spal mnie i przekonaj się, jak bardzo się mylisz - Septern podniósł się z ziemi.

Ara odchylił głowę.

- Nie! - ryknął Sha-Kaan. - Wielki Kaanie, nie!

Ara-Kaan zamarł i łypnął jednym okiem na Sha-Kaana.

- Wysłuchaj go - poprosił młody smok. - Opanował kontrolowane połączenie wymiarów. Zasługuje na szacunek.

- Jest człowiekiem - wycedził Ara z pogardą.

- Jest też w miejscu, gdzie nie powinien się znaleźć - poparł Sha-Kana Dun, odzywając się po raz pierwszy. - Wysłuchaj go.

Ara rozluźnił mięśnie szyi:

- Mów, człowieku.

- Dziękuję - odparł po prostu Septern. - Pozwólcie, że się przedstawię. Nazywam się Septern i nominalnie jestem magiem Kolegium Dordover w Balai. Tym niemniej nie poczuwam się do przynależności do któregokolwiek z kolegiów, albowiem los pobłogosławił mnie zrozumieniem wielu różnych dyscyplin.

- Doskonale - włączył się Los-Kaan, na wpół zanurzony w nurcie Tery, bezwiednie zagarniając ogonem wodę, by schłodzić grzbiet. - Ale czy to oznacza, że więcej niż jedna z tych dyscyplin zawiera wiedzę o, jak to nazwałeś, magii wymiarów?

Septern spojrzał hardo na Los-Kaana, ważąc w myślach znaczenie pytania. Potem wzruszył ramionami.

- Tak, w teorii wszystkie cztery kolegia mają wiedzę niezbędną do rozwoju magii wymiarowej. To temat często przekraczający granice etyki. Jednak to pojedynczy mag zawsze odpowiada za rozwój badań, a bardzo niewielu pracuje w tej dziedzinie. Teoria wymiarów jest nowa i wzbudza wiele kontrowersji.

- Ale nie u ciebie - powiedział Ara chrapliwym głosem.

- Oczywiście, że nie - Septern uśmiechnął się. - To ja jestem jej autorem.

- Doprawdy? - zapytał Ara i otworzył paszczę, ukazując rzędy pożółkłych kłów. - Powiedz mi zatem, dlaczego tak bardzo się mylimy co do twoich bram?

- Ponieważ, kiedy przeszedłem przez szczelinę, by ujrzeć wasze ludobójcze dzieło, poczyniłem zmiany w magii szczeliny. Teraz istotny jest punkt początkowy podróży, a ponieważ szczeliny do wymiaru Ptaków i na Balaię są połączone, musielibyście zacząć w Balai, aby tam powrócić. Tym samym, te szczeliny są dla was bezużyteczne, czyż nie? - uśmiech Septerna stał się pobłażliwy, Sha-Kaan widywał już taki wyraz twarzy u Vestari.







Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Adam Cebula
A.Mason
Tomasz Pacyński
A.Cebula, R.Krauze
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Eugeniusz Dębski
Jerzy Rzymowski
Kot
J. Kaliszewski
KRÓTKIE PORTKI
S.Chosiński
Irina Jurjewa
James Barclay
 

Poprzednia 53 Następna