strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew Recenzje
<<<strona 06>>>

 

Recenzje (2)

 

 


Książka

Dziurawe okręty

 

Ostrzyłem sobie zęby na tę książkę, nie powiem, wyczekiwałem z zainteresowaniem. Historia alternatywna, ha! Coś, co tygryski lubią, nawet jeśli nie najbardziej, to jednak całkiem bardzo. I, co tu dużo mówić, pomysł jest mi ocenić najtrudniej. Bo, niestety, temat jest ciekawy, ale trudno, żeby ogół czytelników dysponował odpowiednią wiedzą, wystarczającą, aby docenić wszystkie mniejsze, lub większe zabiegi przeprowadzone przez Autora. Gdyby książka dotyczyła historii Europy, wszystko byłoby łatwiejsze, jednak gdy chodzi o konkwistę i Inków... no, tu już trzeba zapaleńców. Romek Pawlak niewątpliwie takim zapaleńcem jest. Absolutnie chylę czoła przed wiedzą, jaką dysponuje, skądinąd wiem, że dysponuje nią na zawołanie. Jednak nie wiedzę Autora przyszło nam ocenić, a dzieło literackie. I sam nie wiem od czego zacząć... Wrócę jeszcze do pomysłu. Z jednej strony jest to historia alternatywnego podboju Ameryki Południowej, alternatywna, ale znowu nie aż tak odległa od pierwowzoru. Bo samo zrobienie na odwrót nie jest znowu aż tak oryginalnym pomysłem. Z drugiej, przez powieść przewija się wątek miłosny hiszpańskiego kapitana do indiańskiej dziewczyny. Wątek, przyznaję, całkiem sympatyczny. Żadne z nich dwojga nie jest tak do końca postacią jednoznaczną, choć o ukochanej – Asarpay dowiadujemy się znacznie mniej. Można i tu zauważyć pewną papierowość, podążanie schematem, ale mimo wszystko bohaterowie, którzy dają się lubić, są bohaterami, których nie należy się czepiać. Gorzej wypadają postacie drugoplanowe. Krwawy gubernator czy świątobliwy misjonarz, nawet mimo iż obaj są typami knującymi, rozgrywającymi swoje gierki i całkiem poważne gry, poza pewien szablon nie wychodzą. Pawlak zdaje się nie radzić sobie ze splataniem wielopiętrowej intrygi, układu knowań, walki wpływów i interesów. Pozostali bohaterowie są już zwykłymi statystami odpowiedzialnymi za wykonanie odpowiednich gestów w odpowiednim momencie. Niezbyt zaplątana jest również fabuła, choć miejscami widać że Autor próbował tęże zaplątać. Żebym nie został źle zrozumiany... nic nie zostaje położone, nie ma tu błędów, które psułyby efekt, nie ma znaczących potknięć. Raczej przeświadczenie, że można się było postarać nieco lepiej, przyłożyć, pokombinować.

Na koniec dochodzi jeszcze sprawa języka. I tu pada mój zarzut główny: książka napisana jest miejscami wręcz drętwo. Dialogi sprawiają wrażenie, jakby były wypowiadane w książce dla czternastolatków, z czym kontrastują tu i ówdzie zupełnie niepasujące wulgaryzmy i przekleństwa. Może nie jest to szczególnie męczące i drażniące, ale jednak zauważalne. Podobnie język narracji i styl miejscami popadają wręcz w infantylność literacką. Także bez przesady, niemniej w moim wieku, nawet nie aż tak bardzo zaawansowanym, po książce oczekuje się nieco więcej.

I to by w zasadzie mogło wystarczyć. Mogłoby? A w życiu! Nie ma tak łatwo. Bo nie wspomniałem o jeszcze jednym elemencie. Główny bohater, Pedro de Manjarres, miewa wizje. Malują się przed nim obrazy innego świata. Nieco odmiennego od jego własnego (być może jest to odleglejsza przyszłość) i dość mocno odmiennego od naszego. Świata czasowo zbliżonego do naszej współczesności. Według mnie, wizje te są fabularnie zbędne, Manjarres mógłby mieć zupełnie inną zdolność i też byłoby dobrze. Problem, zasadniczy dla mnie, polega na tym, że jest ich... za mało! Mówię wprost: o wiele bardziej wolałbym przeczytać tę "drugą" książkę, niż Inne okręty we własnej międzyokładkowej osobie. Fragmenty są zbyt krótkie, aby pokusić się o jakąś solidniejszą recenzję, ale... ale nie znalazłem w nich chyba żadnego z tych błędów i niedociągnięć, jakie dotyczą historii głównej. I naprawdę, sugerowałbym zastanowić się, czy nie byłoby sensownie napisać powieść na tej bazie.

Chciałbym się jednak zastrzec, że powyższa recenzja odnosi się wyłącznie do powieści Inne okręty. Ktokolwiek spróbuje na jej podstawie wyciągnąć wnioski co do pozostałej twórczości Romka Pawlaka ode mnie pierwszego dostanie kopa w międzypośladzie. Przyznaję, książka nie jest mistrzostwem świata, reprezentuje najwyżej dobre rzemiosło. Jednak przy odrobinę mniej krytycznym spojrzeniu (niż moje) będzie w stanie się obronić.

 

Konrad Bańkowski

 

Romuald Pawlak

Inne okręty

Agencja Wydawnicza RUNA

246 stron

Cena: 24,50 pln

 

 


Książka

Eddie i Elfy

 

Czasami wystarczy odrobinę naruszyć ustalony porządek codzienności, by zapoczątkować prawdziwą lawinę zmian nie do końca oczekiwanych i spodziewanych. Taka sytuacja staje się udziałem Eddie McCandry bohaterki powieści Emmy Bull Wojna o Dąb.

Eddie jest gitarzystką i wokalistką w zespole rockowym, którego lider jest jej chłopakiem. Pewnego dnia, w trakcie koncertu, Eddie dochodzi do wniosku, że ani mężczyzna, ani zespół nie są jej spełnionym marzeniem, i postanawia skończyć zarówno z jednym jak i z drugim, po czym natychmiast wprowadza swoją decyzję w czyn. Wracając do domu, jest głęboko przekonana, że oto udało jej się wywrócić własne życie do góry nogami, ale to dopiero początek zmian. – następne czekają już za najbliższym zakrętem. Na jej drodze stają wodniczka i kobold, od których Eddie dowiaduje się, że Zaczarowana Kraina elfów i wróżek jest miejscem jak najbardziej realnym, oddzielonym zaledwie cieniutką granicą od świata jaki zna. Tych dwoje jednak nie odnalazło Eddie tylko po to, by ją o tym przekonać. Eddie dowiaduje się, że została wybrana.

Mieszkańcy Zaczarowanej Kariny, tworzą dwie skłócone ze sobą frakcje a u podłoża konfliktu zaś leży stosunek do śmiertelników. Niektóre z istot magicznych są zdecydowanie wrogie ludziom – te tworzą Mroczny Dwór rządzony przez Panią Powietrza i Mroku. Wokół Tytanii skupia się Dwór Jasny, zdecydowanie mniej wrogi, co jednak nie oznacza, że przyjazny. Wśród poddanych Królowej Tytanii są i brązowe skrzaty (brownies), których domeną są prace domowe, czyli pomoc, było nie było, istotom ludzkim, ale w żadnym razie nie jest to obowiązujący standard. Członkowie Jasnego Dworu bez żadnych skrupułów utaplają człowieka w bagnie, postraszą, podtopią, nie upierają się jednak przy zejściu śmiertelnym obiektu psikusów. W przeciwieństwie do istot Mrocznego Dworu, dla których im mniej ludzi, tym lepiej. Dlatego też nieustannie toczą z Jasnym Dworem mniejsze lub większe potyczki, rozgrywają całe wojny o miasteczka, o parki, mosty, ścieżki, o dąb nawet – a gdzie panuje Mroczny Dwór, tam już nie ma miejsca dla ludzi. Tak jak elfy różne są od ludzi, tak ich walki nie przypominają tych, które znamy chociażby z historii. Wystarczy pamiętać, że w żołnierze obu armii są nieśmiertelni. Kolejne starcia, obrosłe już wielowiekową tradycją, poprzedzane odpowiednimi rytuałami, są też dla walczących pewnego rodzaju rozrywką, niewiele groźniejszą niż podwórkowe walki na kije. Chyba, że na polu bitwy znajdzie się człowiek, wtedy skazi je swoją śmiertelnością – rany zadane w bitwie będą nieść ból i cierpienie, a śmierć zbierze swoje żniwo.

To właśnie zadanie, do którego wybrano Eddie. Jeśli weźmie udział w następnym starciu, faerie będą umierać w walce, a ich przelana krew nada niezwykłej mocy rozstrzygnięciu i przypieczętuje władzę zwycięskiej strony nad spornym terytorium.

Muszę powiedzieć, że ta koncepcja zrobiła na mnie spore wrażenie. Pomysł poświęcenia własnej nieśmiertelności niesie w sobie tyle emocji, że książkę czyta się z zapartym tchem, a nie jest to jej jedyna mocna strona. Powieść spełnia wymagania dobrej fantasy, urban fanatasy, dokładniej mówiąc, bowiem do tego gatunku należy ją zaliczyć. Oba światy zostały odmalowane niezwykle plastycznie, zdają się być tak samo realne, jednocześnie zaś są całkowicie odmienne.

Wśród plejady bohaterów, prym wiodą phouka, Eddie i jej samozwańczy ochroniarz. Samozwańczy, bo Eddie wcale nie życzy sobie ochrony. Tak samo jak nie życzy sobie być stroną w jakimkolwiek konflikcie. Nie na wiele to się zdaje, bowiem wybór został dokonany, a phouka bezceremonialnie wprowadza się do mieszkania Eddie, z postanowieniem ochraniania jej zarówno w dzień jak i w nocy. Relacja między tym dwojgiem, często ujęta w dowcipne i błyskotliwe dialogi, to z pewnością kolejna z zalet, jakie można przypisać Wojnie o Dąb. Jednak, jak to mawiają, nie ma róży bez kolców, jakieś wady być muszą. I są. Jedną z nich jest język. Powinnam zaznaczyć, że piszę to z punktu widzenia osoby, której dźwięki muzyki w tle nie są niezbędne do życia, wobec czego rock and rolla było mi w powieści Emmy Bull aż nadto. Muzyka, zespół, granie, to stanowczo najważniejsze elementy powieści. Do tego wspomniany język – gdy pisze o muzyce, Bull zdaje się zatracać w słowach – tym niezaangażowanym, jak ja, może grozić pokusa przeskoczenia co niektórych opisów. Nie radziłabym jednak poddawać się takim chęciom. Muzyka w tej książce odgrywa kluczową rolę, tworzy nie tylko klimat, ale i sam wątek powieści. Inną rzeczą, którą uznałabym za nieco irytująca jest, nazwijmy to, motyw odzieżowy. Być może dla innych będzie to zaleta, jednak mnie drażniły zamieszczane co kawałek informacje, co kto miał w danej chwili na sobie. Tym bardziej, że różowa plisowana spódniczka i białe tenisówki w ogóle nie mieszczą się w moim światopoglądzie.

Tytułem podsumowania powiem, że okładkę książki zdobi biała opaska z napisem: Andrzej Sapkowski przedstawia, a skoro ktoś, kto jest twórcą kamienia milowego polskiej fantastyki przedstawia polskiemu czytelnikowi jedną z perełek fantastyki zza oceanu, to cóż może dodać recenzent?

 

Dominika Repeczko

 

Emma Bull

Wojna o dąb

Tłum: Anna Reszka

MAG 2003

Stron: 360

Cena: 29.90

 

 


Książka

Strach się bać, part II

 

No, Kochani, jadem plułam na księgarzy, że w taniej jatce to nic kompletnego dostać nie można: jak pierwszy tom dylogii, to bez drugiego; jak cały cykl, to akurat bez tomu otwierającego. No i odszczekać muszę. Ale to szczekanie ciche będzie i bez przekonania. Bo mam drugi tom czegoś, co mnie interesuje, dostałam go jednak tylko dzięki uprzejmości i dobrej pamięci naszego Wampira, który wiedział, że potrzebuję. No i odległość między jednym i drugim tomem spora, bo ponad 250 km. Może i mogłam znaleźć bliżej, ale nie chciało mi się jeździć od jednej taniej jatki do drugiej. Coleman pojeździł za mnie.

Dość dygresji, czas przystąpić do przybliżenia tomu drugiego antologii opowieści niesamowitych 999, wybranych i opracowanych przez Ala Sarrantonio. Tym razem 13 opowiadań nowych, do tej pory niepublikowanych. Z nazwisk mi znanych mogę wymienić Davida Morrella (Horror nad Rio Grande), Joego R. Lansdale’a (Lato wściekłego psa) i Williama Petera Blatty’ego (Gdzie indziej). Tak też się składa, że ich opowiadania podobały mi się najbardziej.

Nie mogę też odsądzić od czci i wiary pozostałych horrorów, chociaż część z nich bym spokojnie pominęła jako słabe. Na uwagę zasługują Angie Eda Gormana, Teatr Bentley’a Little’a, Próby Thomasa F. Monteleone’a i Ciemność Dennisa L. Mc Kiernana.

Zatrzymam się jednak na tych wymienionych jako pierwsze i najlepsze. Horror... i Lato... to bardziej powiastki sensacyjne, w których wiara bohaterów w rzeczy nadprzyrodzone gra główną rolę.

Za to mistrzostwem jest Gdzie indziej autora Egozorcysty. To mikropowieść, licząca prawie 150 stron. Klimatem ogromnie zbliżona do Innych – przeboju kinowego z Nicole Kidman. Nie wiem tylko, które było wcześniej... A co tam, zdradzać więcej nie będę, bo świństwo bym straszne zrobiła przyszłemu czytelnikowi.

Cieszę się teraz, że mam komplecik antologii na półce. Zainteresowanych zakupem, chęcią przeczytania tomu pierwszego odsyłam do poprzedniego numeru Fahrenheita. Tam starałam się przybliżyć 16 innych opowiadań, równie świetnych.

 

Karolina Wiśniewska

 

Antologia opowieści niesamowitych 999

Wybór Al Sarrantonio

Albatros, 2002

Stron: 480

Cena: 14,99 ( w taniej jatce)

 

 


Książka

12 zapachów Zimniaka

 

Fabryka Słów uraczyła nas kolejnym zbiorem opowiadań. Tym razem nie demonologią wzorem Grzędowicza, ale subtelnymi, pełnymi uroku opowieściami Andrzeja Zimniaka. Gwoli wyjaśnienia: do tego pierwszego nic nie mam, wręcz przeciwnie, jesienne demony bardzo mi się podobały.

12 opowiadań – każde inne, jedno tak różne od drugiego, że można by się spodziewać różnych twórców. A jednak nie, autorem wszystkich jest jeden człowiek: pisarz, naukowiec, publicysta, fotografik, podróżnik. I być może dlatego, że Zimniak ma tak szeroki krąg zainteresowań i pasji, jego dzieła mają tak rozległy wydźwięk.

W zbiorze Śmierć ma zapach szkarłatu mamy i opowiadania sf (opowiadanie tytułowe, Miłosne dotknięcie nowego wieku), i powiastki pełne humoru, którym blisko fantasy (Piknik w krainie oczekiwań, Trzydzieści przygód miłosnych pustelnika z Teresitas), i opowieść w listach (Na końcu będzie słowo).

Wszystkie łączy jedno – mistrzostwo wykonania. Pewnie, są lepsze i gorsze w odbiorze, mniej lub bardziej odpowiadające czytelnikowi, ale trudno odmówić Zimniakowi umiejętności lepienia ze słów ciekawych historii. A te są przesiąknięte liryzmem, niekiedy oniryzmem, subtelnymi pogrywaniami na bliskich psychice ludzi uczuciach: miłości, przywiązaniu do życia. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, bo czytałam i o smoku, który ofiarowuje inne, kolorowe życie zmęczonej, szarej kobiecie, i o krowach dających nowe życie tym, którym dar rozmnażania został odebrany, i o planecie "szaleńców", których życie zostało podporządkowane tylko i wyłącznie rozkazom jednej Wybranej.

Miłość i śmierć, życie i śmierć – to temat przewodni wszystkich opowiadań. Dwanaście opowiadań, dwanaście pięknych historii – oto Andrzej Zimniak.

 

Karolina Wiśniewska

 

Andrzej Zimniak

Śmierć ma zapach szkarłatu

Fabryka Słów, 2003

Stron: 400

Cena: 26,99

 

 



Czytaj dalej...




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...?
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
HOR-MONO-SKOP
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
W. Świdziniewski
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Łukasz Małecki
Łukasz Orbitowski
Konrad Bańkowski
Paweł Laudański
Adam Cebula
T. Zbigniew Dworak
Łukasz Orbitowski
Magdalena Kozak
Krzysztof Kochański
Tomasz Duszyński
Konrad Bańkowski
Bartuss
XXX
Tomasz Pacyński
Robert J. Szmidt
Agnieszka Hałas
Jacek Piekara
Alexander Brajdak
 
< 06 >