strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Konrad Bańkowski Publicystyka
<<<strona 19>>>

 

Myślę, więc myślę

 

 

Coś takiego w duszy gra... głupia ta jesień. Najpierw zimno, teraz zima nie chce nadejść. Niby się cieszyć, że ciepło, niby wszyscy o tym marzą, a tu dziwnie jakoś, bo śnieg zawsze był. I nimo. Jak z tym nieszczęsnym kompotem. Przyroda robi sobie z nas jaja, ale ludzie na żartach się nie znają i wariują. Może nie tak dokumentnie, jeszcze nie widziałem, żeby ktoś biegał po ulicach przebrany za Zorro, nie namnożyło się Napoleonów, nikt w tramwaju nie podszedł, nie podał się za encyklopedię, nie prosił, żeby otworzyć go na "p". Ale wariują, widzę po sobie. Ot, jesień, taka trochę bardziej. Kto lubi listopad, ręka do góry! No dobra, opuszczę, jedną ciężko pisać. Poza tym, głupio tak sam wyglądam. Proszę nie pytać, dlaczego. Mam tak i już. Nawet nie wiem, czy to normalne u wampirów, bo nie znam żadnego innego. Wiem natomiast, że ten wampir jesień lubi. Wiosna ogłupia, lato za głośno wrzeszczy, zima zostawia tylko kontury. A na jesieni... sami wiecie. Człowiek myśli, bo wszystko wokół milczy, to i jemu jakoś tak nieskoro się uzewnętrzniać. Jedna, bliska mi osoba, o jesieni mówi, że to takie zejście do Morii. Zejście, w sensie przeprowadzki. Coś w tym jest, nieprawdaż? I tylko z tym myśleniem problem, bo człowiek jest takim niedopracowanym eksperymentem, co to myślenie opanował, ale nadal się go boi. Adam Cebula napisał kiedyś, że głupota ludzka zatrzyma postęp. W tym też coś jest. Ta głupota, to ze strachu przed myśleniem po mojemu, więc o trzeciej nad ranem, siedząc w zaprzyjaźnionym domu, daleko od domu, kopcąc papierosa za papierosem (pozdrawiam Rzymowskiego Jerzego!), próbuję być mądry, przewalczyć strach. Myślę. O czym, mniejsza. Wiadomo, że myślę o tekście, co to rodzi się pod palcami w miarę pisania. W backgroundzie o czym innym, nie powiem, wyjdę na świntucha. Mówię, mniejsza o to. Ważniejsze jest to, że umiem. Każdy umie. I ty, i Ty, i Ty, dziewczynko. No dobra, część z Was śpi, ale myślę, że i tak myślicie. Każdy umie. Nie dlatego, że się nauczył, ktoś nam to cholerstwo ofiarował w zestawie, widać promocja taka była. Bierzesz dwie nogi, przeciwstawne kciuki, łeb z ograniczonym zarostem i dostajesz ten kociołek, który pod zmodyfikowaną sierścią wrze. Nawet jak na wolnym ogniu, i tak się gotuje. Fenomen, znaczy. Ponoć nie taki unikalny. Orangutany (pozdrawiam Terry’ego Pratchetta!) ponoć wśród małp najzmyślniejsze, pojęcia abstrakcyjne nie są im obce. Szympansy udowodnione mają poczucie humoru (czy szympansy o tym wiedzą?), delfiny tyż niegłupie. Ale może to tylko takie wishful thinking, bo są sympatyczne i śmieją im się pyski. Łatwo uczłowieczać coś, co z wyglądu sympatyczne i milusie. No i nie rwie ludzia na strzępy. Jednak nawet jeśli opowiadają sobie dowcipy o rekinach, to do homo sapiensa daleeeeko. Po czym można poznać? Ot, choćby po tym, że to ja tu siedzę i piszę a nie żaden butlonos. Prostackie? No dobra... Komputer. Ja bym tego nie wymyślił, ale gatunkowo przyznaję się ochoczo, a jakże! I film, com go pół godziny temu obejrzał w telewizji. Książka do czytania w pociągu, komiksy, którymi się dziś obkupiłem. Wymieniać można długo. Tak zwane wytwory myśli ludzkiej. Czy to nie zastanawiające? Kiedy próbujemy myśleć o naszym człowieczeństwie, kiedy rozpiera nas duma i próbujemy ją usprawiedliwić, udowodnić, podbudować, myślimy właśnie o nich. Wytworach Myśli Ludzkiej. Wytworach, podkreślam. O promach kosmicznych, komputerach, sztuce, kulturze i wszystkich tych rzeczach, co to napisałem, że wymieniać można by długo. Już stare "myślę, więc jestem" wskazuje na wynik. A co zatem z procesem? Czy cały ten fenomen służy tylko temu, byśmy mogli z zachwytem w oczach wypomnieć szympansom Szekspira i dynamit? By, klepiąc delfina po płetwie, stwierdzić: widzisz, stary... mam tę butlę i kawałek rurki, dzięki którym dałem radę wpaść z wizytą. Sam to sobie wymyśliłem, bo umiem. Zbuduj sobie akwarium, wpadnij do mnie na piwo, to wtedy pogadamy, jak myślący z myślącym. Kurczę, cała ta zabawa li tylko po to, by zbudować samochód i opracować strategię rynkową ENRONu? Bez żartów, proszę. Czy, gdybyśmy zarzucili zszywanie skór rzemieniami ciętymi krzemiennym nożem, bylibyśmy myślącymi mniej? A może myślącymi inaczej? Gdzie leży granica i kto ją wytycza? Czy pierwsza lepsza meduza nie ma prawa do własnych kryteriów określających myślenie? No, oczywiście, prawo ma, ale nie skorzysta. Bo nie myśli, galareta jedna. Tylko, czy to różni nas naprawdę najbardziej? Czy opozycja myśli/nie myśli nie jest przypadkiem znacznie mniej decydująca, niż galareta/kręgosłup? Ale zostawmy to, nie będziemy teraz o tym myśleć. Zastanawia mnie co innego... Od razu uprzedzam, nie jest to moja koncepcja, rzecz zasłyszana. Na wykładzie z teorii literatury zresztą (pozdrawiam profesora Lichańskiego!). Otóż historia dotyczyła pewnej zamkniętej populacji lwów w jednym z parków narodowych w Afryce. Pewnego roku splot warunków pogodowych doprowadził do wylęgu olbrzymich chmar much, które, jak to muchy, zaczęły gnębić zwierzynę wszelaką. Co ciekawe, najbardziej ucierpiały lwy, których populacja niemalże wyginęła. Czemu? Bo im te muszyska w oczy lazły, lwy gorzej widziały i zdychały z głodu. Z zapuchniętymi ślepiami ciężko umykający posiłek chwycić. Ciekawe, prawda? Lwy te stały się kompletnie bezbronne wobec problemu insektów włażących im w oczy. Nawet w obliczu zagłady jedyne, co potrafiły, to położyć się i cierpieć. Ktoś mógłby zakrzyknąć: bo nie myślą! Owszem, prawda. Ładny wniosek, cieszę się, że sam do niego doszedłeś, chłopcze. Ale nie przerywaj, bo to dopiero punkt wyjścia. Zaiste, lwy nie myślą. Gdyby myślały, wynalazłyby sobie gogle, spray na muchy, wykombinowały moskitiery, czy diabli wiedzą co jeszcze. Ale nie myślą, a samo machanie łapą przed pyskiem, jak widać na załączonym obrazku, nie przyniosło zbawiennych rezultatów. A wydawałoby się, że te lwy, to takie świetnie przystosowane do życia bestie. Wszyscy się ich boją. Sam wierzchołek łańcucha pokarmowego... Tymczasem, wobec radykalnej zmiany warunków, do których są w istocie wyśmienicie przystosowane, okazały się bezradne. Gdyby padło na człowieka, mocą swego intelektu, z pewnością jakoś by sobie poradził. Gogle, spray, te sprawy... Wniosek, ten naprawdę przerażający, jest taki: intelekt jest dla człowieka takim samym sposobem na przeżycie, jak siła, szybkość i kły dla lwa, paski zebry, a choćby i galaretowatość meduzy. Przypominam, nie moje to wnioski, przedstawiam tylko i referuję. Niemniej, myślenie, intelekt jako wykształcony ewolucyjnie mechanizm obronny przed wyginięciem z powodu much wydaje się być koncepcją dość zabawną. Bo gdyby ten punkt widzenia przyjąć za prawdziwy, to co się okazuje? Że wszystko, co dla nas najcenniejsze, co napawa nas największą dumą, jest najwyżej efektem ubocznym. I jak zabawnie mieszają nam się skutki z przyczynami! Intelekt wartością samą w sobie. Ha, ha... śmiechu warte. Spójrzcie na piramidy. Genialne dzieło myśli ludzkiej. I jakże bezużyteczne! Bo czy człowiek, jako gatunek, cokolwiek na tym zyskał? Czy efektywniej zaczął zdobywać pożywienie? Czy zagwarantował sobie większą odporność na choroby? Czy wpłynęło to in plus na zdolności rozrodcze homo sapiens? Nic z tych rzeczy. Więc po co? Niestety, pytanie bez odpowiedzi, a piramidy, jak już wspomniałem zbędne, bezużyteczne i całkowicie głupie. Niewątpliwie, dzięki posiadaniu intelektu, potrafimy ich obecność usprawiedliwić, wmówić sobie, że grobowce, że astronomia, że genialna inżynieria. Zachwycić dla samego zachwytu. Jednak nie wszystko gra tak do końca. Bo to mimo wszystko nadal jest bardzo umowne. Bez względu na to, czy postawimy piramidy, zbudujemy tamę na Żółtej Rzece, wyślemy człowieka w kosmos, stworzymy teatr antyczny, zwodujemy Titanica itd... Wszystko to wymaga uzasadnienia swego istnienia na poziomie intelektu. Sztuka broni się tu najsłabiej, po "Hamlecie" nie czuję się mniej głodny, mniej bezbronny w afrykańskim buszu, choć cytując z pamięci "Romea i Julię", być może podnoszę swoje szanse na przedłużenie gatunku. Z drugiej strony mamy takie wynalazki, które w jakiś tam sposób wpływają bezpośrednio na nasze życie, w tym wymiarze najbardziej gatunkowym. Rolnictwo pozwoliło nam się osiedlić, obróbka drewna i kamienia zakładać miasta, co pozwoliło nam nie mrozić coraz bardziej gołych dupin po lasach i wygoniło co większe drapieżniki w miejsca raczej oddalone, nie grożące zeżarciem. I tu znowu podobną wyliczankę można by prowadzić przez dni i nocy czterdzieści i siedem. Albo nawet dłużej. I zaczyna mnie zastanawiać, czy wszystkie te Wytwory Myśli Ludzkiej nie dadzą się podzielić na ewolucyjnie słuszne i niesłuszne. Cóż, przyjmując powyższy punkt widzenia, zapewne się dadzą. W efekcie otrzymalibyśmy dwie listy i nie mam najmniejszych wątpliwości, co do tego, która byłaby dłuższa. Zapomnijcie o literaturze, nie mówiąc już o fantastyce. Ciekawe też, co by się z nami stało, gdybyśmy wyeliminowali wszystkie te nieszczęsne efekty uboczne. Jest szansa, że życie stałoby się nudniejsze, ale pewnie bardziej uporządkowane. a zwłaszcza podporządkowane. I, tu zwracam uwagę na nadchodzącą błyskotliwą myśl, zapewne po prostu stalibyśmy się zwykłymi zwierzętami, tyle, że myślącymi. Wykorzystującymi intelekt w sposób właściwy, w sposób zgodny z instrukcją obsługi, którą my dawno temu postanowiliśmy przerobić na latawiec. Albo chusteczkę do nosa. Whatever. Tak myślę.

Pora więc zamknąć ten cały powyższy bełkot jakąś klamerką. Zostawię już w spokoju listopad, bo za cholerę nie wiem, jak do niego powrócić, a tym bardziej jak powiązać z resztą... Od myślenia zaczynając, powiedziałbym tak:

Myślimy, że myślenie odróżnia nas od zwierząt. To prawda, ale nie bardziej niż zwierzęta różnią się między sobą. Myślenie świadczy o naszej wyjątkowości. To prawda, ale tak samo o wyjątkowości głowonogów świadczy brak pozostałych części ciała, do których my sami jesteśmy z kolei bardzo przywiązani. Myślenie może być uwarunkowane ewolucyjnie w takim samym stopniu jak kły, pazury, mimetyzm i puszczanie kleksów (o kałamarnicy pomyślałem). To prawda, ale nie tłumaczy to piramid. I w ten sposób, całkiem zaskakujący dla mnie samego, dochodzimy do punktu, w którym możemy postawić wniosek na dobranoc: nie to nas różni od zwierząt, że potrafimy myśleć. Różni nas wyłącznie to, że potrafimy myśleć na marne.

Czego i Państwu życzę.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...?
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
HOR-MONO-SKOP
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
W. Świdziniewski
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Łukasz Małecki
Łukasz Orbitowski
Konrad Bańkowski
Paweł Laudański
Adam Cebula
T. Zbigniew Dworak
Łukasz Orbitowski
Magdalena Kozak
Krzysztof Kochański
Tomasz Duszyński
Konrad Bańkowski
Bartuss
XXX
Tomasz Pacyński
Robert J. Szmidt
Agnieszka Hałas
Jacek Piekara
Alexander Brajdak
 
< 19 >