strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Magdalena Kozak Literatura
<<<strona 24>>>

 

Nuda

 

 

ilustracje Piotr Zwierzchowski

 

Księżniczka siedziała na parapecie wąskiego okna wieży. Znudzonym wzrokiem wodziła po doskonale znanym krajobrazie. Wciąż te same pola, lasy i smętne bajora topniejącego śniegu. Dzisiaj słoneczko przygrzewało już nieco mocniej, jakby właśnie się dowiedziało, że najwyższy czas na przedwiośnie, i postanowiło nadrobić wszystkie poprzednie zaniedbania.

Księżniczka ziewnęła. Poprawiła tradycyjny hennin w kształcie wysokiego stożka, z ciągnącym się niemiłosiernie, muślinowym welonem, który zawsze o wszystko zawadzał i darł się przy byle okazji.

– Pomocy, pomocy – obwieściła beznamiętnym tonem, bardziej z poczucia obowiązku niż rzeczywistej nadziei na wsparcie. – Ratunku.

– Cicho tam – powiedział strażnik, również trzymając się obowiązującej konwencji.

Siedział po turecku na wyleniałej trawie pod wieżą, wystawiając twarz na ożywcze promienie słońca. Położył włócznię na skrzyżowanych kolanach, oparł się rękami o rozmiękłą ziemię. W zębach zgryzał jakieś źdźbło niewiadomego pochodzenia.

Księżniczka wychyliła się z okna i z bezbłędnym wyczuciem napluła mu na sam środek hełmu.

– A masz – stwierdziła. – Kacie, oprawco.

Strażnik się nie przejął.

– Eee tam. Wielkie mi co. Jak mi hełm zardzewieje, książę pan kupi mi nowy. Nie masz co się wysilać.

Westchnęli oboje. Rzeczywiście, w ogóle nie było się po co wysilać.

Powiało tradycyjnym wczesnowiosennym chłodem. Strażnik wstał, przeciągnął się. Podszedł do wieży, otworzył małe, kamienne drzwiczki i zniknął we wnętrzu ciemnej izdebki.

Księżniczka westchnęła raz jeszcze, zrezygnowana. Rozejrzała się po ospałej, zastygłej w bezruchu okolicy. Nic się nie działo, absolutnie nic.

Po chwili strażnik wyszedł, opatulony grubym kocem. Popatrzyła na niego z zazdrością. Takiemu to dobrze, koc fajna rzecz... Też by się tak zawinęła, ale jej nie wypadało. Wiało w tej wieży jak cholera, a ona nic, tylko te muśliny i batysty, musi być przecież zwiewna i powiewna. Pociągnęła nosem. No tak, kolejny katar.

Strażnik zapatrzył się gdzieś w pole.

– Oo... – powiedział sennie. – Znowu jedzie. Jakieś coś.

Księżniczka wbiła wzrok w dal. Dostrzegła mikroskopijną kropkę na horyzoncie.

– Aha – potwierdziła. – Ale może to nie do mnie... – pocieszyła się złudnie.

– Daj spokój – zrugał ją strażnik. – Ile chcesz tu siedzieć, co? Lata lecą, a ty ciągle w tej wieży. Inne w twoim wieku to już mają mężów i dzieci, i w ogóle... Stroją się, na bale chodzą... – podpuszczał ją sprytnie.

Ziewnęła.

– I dzień w dzień muszą uśmiechać się do jakiegoś palanta, kłaniać mu się w pas i mówić: o tak, panie mężu – rzuciła z pogardą. – Brrrr... Nie dla mnie.

– Jasne – powiedział zgryźliwie strażnik. – Siedź tu sobie, siedź. Pewnie ci się wydaje, że ta placówka jest szczytem również moich marzeń.

– Obchodzą mnie twoje marzenia... – zadrwiła ostentacyjnie.

Nie odpowiedział.

Kropka rosła, zbliżając się, ujawniała szczegóły swojej tożsamości. Bez wątpienia, rycerz na koniu. Księżniczka popatrzyła z dezaprobatą. Przeszła na drugą stronę wieży, tę od jeziora.

– Te, Paskuda – zawołała głośno, wychyliwszy się przez okno. – Rycerz jedzie.

Nic się nie stało.

– Paskuda! – powtórzyła księżniczka. – Wstawaj! Micha! Podano do stołu!

Woda zabulgotała. Z gwałtownym plaśnięciem z głębiny wynurzyło się olbrzymie, zaspane oko, na wpół przykryte zieloną, chropowatą powieką. Załypało niepewnie, po czym jakby oprzytomniało nieco. Podążyło w górę, wyłaniając się z wody razem z drugim okiem i resztą potwornego pyska.

– Mniam? – zapytała Paskuda nieufnie.

– Tak, mniam – westchnęła księżniczka. – Znowu przywlokło jakiegoś łowcę przygód...

– Mniam! – zgodziła się z nagłym entuzjazmem Paskuda.

Wstała powoli, przeciągając się wśród ogłuszającego szumu przelewającej się wody. Ogromne, zielone, kostropate cielsko zachrzęściło, zazgrzytało. Paskuda z wyraźną przyjemnością rozłożyła błoniaste, podobne do nietoperzych skrzydła i spojrzała prosto w przedwiosenne słońce.

– Schowaj się, głupia! – ofuknęła ją księżniczka. – Jak cię teraz zobaczy, spierniczy, zanim zdąży zrozumieć, co widział. I na tym będzie koniec, po obiedzie, keine mniam, kapujesz?

Paskuda obrzuciła ją złym spojrzeniem, zanurzyła się jednak posłusznie.

– Ależ to głupie bydlę – skonstatował strażnik, stając na brzegu.

Oszkalowana nikczemnie bestia wynurzyła się na mgnienie oka i strzeliła w niego precyzyjnym strumieniem lodowatej wody. Strażnik zaklął pod nosem, przemoczony od stóp do głów.

– No, tak – powiedział wściekły. – Wygrała pani dzisiejszy konkurs w pluciu, gratulujemy. To bawcie się tu dobrze, miłe panie. Ja się idę przebrać. No i ogrzać, oczywiście.

– Idź, idź – rzuciła pogardliwie księżniczka z wysokości swojego okna. – I tak nigdy nie jesteś potrzebny. Paskuda wszystko załatwia sama, nie wiem, po co cię tu trzymają...

Zignorował przytyk. Zdecydowanym krokiem dotarł do swojej izdebki i zamknął się w niej.

Księżniczka postanowiła przystąpić do wypełniania obowiązków. Usiadła znów na parapecie.

– Po-mo-cy – wydeklamowała. – Ra-tun-ku.

Rycerz cwałował ku niej z zapałem. Najwyraźniej narzucił ostre tempo, był już bowiem całkiem nieźle widoczny.

Księżniczka przyjrzała mu się wnikliwie. Sylwetka owszem, niczego sobie. W siodle się trzyma prosto i pewnie. Wysportowany, znaczy się. Co do urody, trudno powiedzieć. Ten cholerny hełm prawie wszystko zasłania, niewiele widać, niestety. Chyba blondyn, bo to raczej nie słoma mu tam z tyłu wystaje... No i co poza tym: oczy ma, nos też, ręce ma, nogi ma... Do czasu, oczywiście. Jak to z rycerzami bywa.

– Po-mo-cy – westchnęła księżniczka z wysokości swego okna w wieży.

Pogrzebała lewą ręką w kuferku, wyciągnęła chusteczkę. Machnęła nią raz i drugi, dosyć niemrawo.

Rycerz był już całkiem blisko. Odsłonił przyłbicę, ukazując bardzo przyjemne oblicze.

– Uratuję cię, o pani! – zakrzyknął wzniośle.

– Czekam na to od lat! – odparła księżniczka, pilnując skrupulatnie, by w jej głosie nie zabrzmiała ani jedna nuta cynizmu.

Rycerz ukłonił się z siodła, zatrzymując konia pod wieżą.

– Oto i doczekałaś się, pani! – oznajmił pompatycznie. – Jam jest książę Gerneveral Trzeci, Dawca Sprawiedliwości, Wybawiciel Cierpiących, Opiekun Wdów i Sierot, Mściciel Krzywd Wszelakich...

Księżniczkę zemdliło. Zniosła jednak dzielnie całą litanię, nie zmieniając ani na jotę zachwyconego wyrazu twarzy.

Czy oni wszyscy muszą być tak głupi? – pomyślała. – Po co ci to, człowieku? Nie było innych chętnych księżniczek w pobliżu, czy co? A tak, to dołożysz sobie jeszcze jeden tytuł, szumny i dumny: Wyborny Obiad Niejakiej Paskudy...

Gerneveral skończył w międzyczasie swoją przemowę i spoglądał dumnie wzwyż, ku jej oknu. Uśmiechnęła się do niego obiecująco.

– Mości panie rycerzu – rzekła, trzymając się roli. – Uprzedzić cię jednak muszę, że pilnuje mię tu zwierz potworny a straszliwy... Wielu śmiałków los okrutny spotkał, w trzewiach jego żywot zakończywszy...

Przerwała, wzdychając ukradkiem. Ta oficjalna składnia zawsze zaczynała się w którymś momencie plątać. Wtedy lepiej było dać sobie spokój, przynajmniej na chwilę.

– Nie straszne mi zmory ni potwory! – zahuczał rycerz dumnie. – Przybądź, bestyjo! Nie będziesz dłużej tłamsić obecnością swą nadobnej niewiasty!

A ten najwyraźniej nie wie, kiedy przestać... – zauważyła księżniczka. – Już poplątał, ale będzie brnął dalej, założę się...

– Mniam?– ogłuszającym szeptem zapytała Paskuda, wyłaniając się nieco z wody.

Rycerz popatrzył na nią wyniośle, po czym nagle zbladł jak papier. Łydki zaczęły mu drżeć tak silnie, że koń obrócił ku niemu głowę z pełnym wyrzutu parsknięciem.

Gerneveral zaczął się pospiesznie zastanawiać. A może nadobna niewiasta przetrzymywana jest w wieży z jedynie słusznych i właściwych powodów? Może zasłużyła na ten los czynem jakowymś podłym i nikczemnym? Powinien był pierwej zapytać, a dopiero potem pakować się w te bezrozumne przechwałki. No cóż, teraz już za późno – pomyślał, wzdychając.

Spróbował otrzeć pot z czoła wierzchem dłoni, ale żelazna rękawica bynajmniej nie ułatwiła mu tego zadania.

– Nie dziwnym by mi było, gdybyście porzucili swój zamiar, panie rycerzu. – Księżniczka perfidnie nadepnęła mu na odcisk ambicji. – Zbyt wiele szlachetnych żywotów przerwały bezlitosne szpony owego potwora... – umilkła znów.

Zdecydowanie mi nie idzie to wzniosłe gadanie dzisiaj – stwierdziła w duchu ze złością. – Kompromituję się na całego. Ale cóż, ten i tak nikomu o tym nie powie, dureń bez cienia instynktu samozachowawczego. Właściwie, to tacy powinni ginąć, zanim jeszcze zdążą się rozmnożyć i obarczyć kolejne pokolenia taką głupotą.

– Uwolnię cię lub zginę, o pani – odparł rycerz. – To sprawa honoru! Niestety... – dodał w myślach.

Wydobył miecz. Popatrzył jeszcze raz w górę, na księżniczkę. Wcale a wcale nie wydawała mu się już nadobna. Wręcz przeciwnie.

– Mniam?– zapytała Paskuda z niecierpliwością w głosie.

– Mniam, mniam – potwierdziła Księżniczka, wzdychając.

Paskuda jednym skokiem wyprysnęła z wody. Kilkoma pospiesznymi uderzeniami skrzydeł wzbiła się w powietrze. Uśmiechnęła się do siebie po gadziemu. Uwielbiała ten moment, wiedząc, że wygląda właśnie teraz niesamowicie okazale i majestatycznie. Znieruchomiała w powietrzu z rozpostartymi skrzydłami.

Jak ona to robi? – pomyślała po raz tysięczny księżniczka z podziwem. – Jakby po prostu zatrzymała czas i zawisła w nim sobie, ponad górami, ponad słońcem, wygląda jak symbol, jak herb, jak sama śmierć...

Strażnik wyszedł ze swojej izdebki, przebrany już i opatulony kocem. Zmrużył oczy, popatrzył pod słońce, osłaniając oczy dłonią. On też uwielbiał oglądać Paskudę w akcji.

Gerneveral siedział na koniu, sztywno wyprostowany. Spojrzenie miał nieruchome, niczym w głębokiej hipnozie. Patrzył w twarz swojemu przeznaczeniu.

Jego koń najwyraźniej nie docenił artyzmu chwili. Z przeraźliwym rżeniem zaczął umykać w stronę zalesionych wzgórz.

Paskuda spikowała w dół, nieomalże natychmiast dosięgając konia z jeźdźcem. Zawisła nad nimi, po czym powoli, ostentacyjnie, poskrobała rycerza pazurem po pancerzu na plecach. Zarówno rycerz, jak i koń wrzasnęli, każdy po swojemu.

– To zołza – westchnął strażnik z dezaprobatą. – Droczy się i tyle.

– Głodna jest – pośpieszyła z obroną księżniczka. – To i wredna.

– Ano. – Strażnik nie miał ochoty na dalsze dywagacje.

Gerneveral skierował konia w lewo, potem w prawo, starając się wykrzesać z niego jakieś nieudolne uniki. Bezskutecznie, zwierz nie słuchał się go w ogóle i jak oszalały rwał do lasu. Rycerz zaczął gorączkowo rozważać następujący plan: gdyby tak zeskoczył i pobiegł w drugą stronę, może bestyja popędziłaby za koniem, jako za znacznie okazalszym kąskiem. Jasne, że to niehonorowo, ale pal licho honor, zresztą kto się dowie, ta cała księżniczka i tak nikomu nie powie, w życiu przecież nie wylezie z tej wieży, nie przy takiej obstawie... Postanowił zeskoczyć przy najbliższej okazji, czyli zaraz i to kurwa jak najszybciej!

Paskuda fruwała sobie nad nimi beztrosko. W uszach dudnił im jej gadzi śmiech.

– Dobra, mała, kończ to – powiedział strażnik z naganą w głosie. – Robi się niesmacznie.

Gerneveral wyjął obie stopy ze strzemion, szykując się do skoku. Było mu głupio, ale cóż, mówi się trudno. W końcu, trzeba wiedzieć, kiedy wstać i wyjść. Wtedy właśnie Paskuda jednym chrupnięciem przerwała wszelkie jego rozterki. Koń i człowiek wystarczyli na jeden chaps.

– Mniam – powiedziała Paskuda triumfalnie. – Mniam, mniam.

Usiadła wygodnie na błotnistej ziemi, popatrzyła w słońce z miną pełną błogości. Zachrupała czymś w gardle, odkaszlnęła.

– Wypluje chociaż miecz – powiedział Strażnik z nadzieją. – Zobaczysz, dzisiaj wypluje. Będę miał do kolekcji.

– Eee, nie – odparła Księżniczka z powątpiewaniem w głosie. – Za bardzo była głodna. Nic nie wypluje.

Paskuda wstała i poczłapała w kierunku jeziora. Tuż przy brzegu obejrzała się na nich.

– Mniam! – pochwaliła się z dumą w głosie.

– Byłaś super – przymilił się strażnik z przekonaniem. – Jak tam gardziołko, nic cię nie uwiera? Jakiś miecz na przykład, co? Może lepiej wypluj...

Paskuda popatrzyła na niego z pogardą i zanurzyła się w lodowatej wodzie jeziora. Niczego nie wypluła. Strażnik pogroził jej pięścią.

– No i umrę dziewicą – westchnęła księżniczka bez nadmiernego żalu w głosie.

Strażnik popatrzył w górę, kiwając głową.

– Wiesz, z chęcią bym ci pomógł rozwiązać ten problem, naprawdę – powiedział współczująco. – Ale mi nie wolno.

– Tak, tak – zgodziła się Księżniczka. – Wiem. Dzięki, stary.

– Nie ma za co. – Zadarł głowę i uśmiechnął się do niej. – Tylko już nie pluj, dobrze?

– Dobrze – obiecała.

Oboje wiedzieli, że absolutnie nie zamierza dotrzymać słowa.

Zapatrzyli się w otaczający ich krajobraz, wciąż ten sam. Westchnęli znów. Strażnik obszedł wokół wieżę powolnym krokiem, uważnie zlustrował jezioro.

– Paskuda śpi – powiedział niby obojętnym tonem. – Na pewno.

– Aha – odpowiedziała, równie obojętnie. – To co, zagramy? – zaproponowała.

Strażnik ochoczo pokiwał głową. Podniósł z ziemi kawałek piaskowca i z ożywieniem zaczął bazgrać coś na murze. Spojrzał w górę, oceniając ewentualny kąt widzenia z okna księżniczki. Nie, chyba nie będzie mogła podglądać.

– Duża rozgrywka czy mała? Na dziesięć jot czy dwadzieścia es? – spytała księżniczka, mażąc po ścianie swojej komnaty kredką do oczu.

– A, chodźmy na całość – zaproponował Strażnik. – Na dwadzieścia es.

– Się robi – zanuciła pod nosem, kończąc rysować planszę. – No, zaczynaj. Ależ oberwiesz dzisiaj, mój panie. Chciałam powiedzieć: kacie, oprawco!

– Pięć ce – strzelił na pewniaka strażnik, od lat znając jej ulubione miejsca. – I co ty na to?

– Trafiony, zatopiony – powiedziała szczerze zmartwiona księżniczka.

Słoneczko przygrzewało coraz mocniej, a oni grali.

Cóż począć, sama nuda.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...?
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
HOR-MONO-SKOP
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
W. Świdziniewski
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Łukasz Małecki
Łukasz Orbitowski
Konrad Bańkowski
Paweł Laudański
Adam Cebula
T. Zbigniew Dworak
Łukasz Orbitowski
Magdalena Kozak
Krzysztof Kochański
Tomasz Duszyński
Konrad Bańkowski
Bartuss
XXX
Tomasz Pacyński
Robert J. Szmidt
Agnieszka Hałas
Jacek Piekara
Alexander Brajdak
 
< 24 >