Fahrenheit nr 69 - październik 2o1o
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 13>|>

Wampiry

 

 

Wampir – jak wygląda każdy widzi, a jak nie widzi, wystarczy włączyć telewizor lub też przejść się do najbliższej księgarni, a na pewno jakiś się trafi. Co prawda czasy, gdy kojarzono wampiry z frakiem, kapeluszem i peleryną, minęły prawie że bezpowrotnie, jednak czar lub też jego substytut pozostał. Współcześnie można by rzec, że rasowe wampiry popijają butelkowaną krew i podrywają kelnerki w małomiasteczkowych barach. Jeśli zaś idzie o pochodzenie, to rzadko który może wylegitymować się tytułem szlacheckim. Czy to upadek wampirów, czy może przystosowanie się do współczesnych czasów i wymogów społeczeństwa? A może wraz z rozwojem naszego społeczeństwa, wampiry zostały całkowicie zasymilowane?

Wbrew pozorom Bram Stocker wcale nie wymyślił wampirów jako takich. Stworzył wizerunek Draculi, dystyngowanego, błękitnokrwistego i romantycznego, choć okrutnego. Jednak krwiopijcy w różnych formach występowali pod każdą szerokością geograficzną w kulturach, w których chowano zmarłych.

Można by zacząć od sukkubów i inkubów, które pasują doskonale do definicji wampira. Niewyżyte seksualnie, piękne, kuszące, żywiły się tak energią życiową, jak i krwią. Pojawia się jednak pytanie – zwłaszcza że chrześcijaństwo zarzucało im pewne kombinacje z nasieniem – czy na pewno można je włączyć do szlachetnego grona wampirów? Osobiście uważam, że tak. Po prostu powstało jedno określenie, które umożliwia sklasyfikowanie poszczególnych odmian.

Najdziwniejsze wydają mi się wampiry japońskie, były one bowiem zróżnicowane, od kappa – będącymi niczym nasze topielce mieszkańcami wód, wciągającymi żywych – przez ożywione zwłoki, po strażników świata ludzi. Tak, tak, biedny krwiopijcy strzegli świata ludzi przed demonami. Cóż, praca jak każda inna, w końcu trzeba mieć jakieś zajęcie na wieczność, a choć trudno w to uwierzyć, wtedy nie było jeszcze „Mody na sukces”.

W Polsce mamy rodzime, niezwykle mściwe strzygi i wampierze. Niekoniecznie urodziwe, ale za to jakie swojskie. Strzygi skupiały się głównie na zemście i to zazwyczaj konkretnej. Wiadomo, „niech cię ręka boska broni przed zemstą wzgardzonej kobiety, gdyż ja nie zamierzam” powiedziało jedno z kinowych wcieleń Lucyfera. Wampierze zaś gotowe były strzec wsi i okolicznych mieszkańców przed wrogimi zakusami obcych wojsk.

Dracula zatem nie jest ani specjalnie innowacyjny, ani też najstarszy, za to zdecydowanie jest jednym z lepiej ubranych wampirów.

Jaki jest w ogóle cel istnienia krwiopijców – trudno stwierdzić. Nasz drogi Dracula był w czasach Stockera wyzwoleniem od konwenansów. Wolny od ograniczeń i norm społecznych, mógł robić, co mu się żywnie podobało. Otoczony przez kobiety, zdawał się być uosobieniem męskich fantazji i kobiecych pragnień. Przystojny, dobrze sytuowany, szlachetny, a jednak dosadny i okrutny, był zbiorem cech bliskim ideałowi.

Niestety, w dzisiejszym konsumpcyjnym społeczeństwie stary dobry Dracula nie miałby najmniejszych szans. Dlatego też autorzy dostosowali wygląd i styl bycia wampirów do współczesnych norm społecznych. W serialach takich jak „Kindred” czy „Moonlight” możemy zauważyć, jak doskonale radzą sobie „dzieci nocy” w sferze biznesowej. Podobnie jak w wymienionych wcześniej, tak i w „Blood Ties” znajdują zajęcia takie jak praca detektywa, której celem jest pomaganie ludziom lub bardziej przyziemnie – tworzenie opowieści graficznych, przez złośliwych zwanych komiksami.

Całkowicie nowym wymysłem jest zaś melancholia związana z byciem „dzieckiem nocy” pod tytułem: „Jak ja nie chcę być wampirem”. Wówczas wampir psioczy i marudzi: „Och, jakie to straszne, jestem wampirem, co prawda nie zabijam ludzi, kupuję sobie krew zwierząt lub też ludzką, w zamian żyję wiecznie, ale, ojej, jestem wampirem. Tak mi źle, potrafię oczarować większość kobiet, mogę częściej i dłużej niż przeciętny mężczyzna, ale jakie to straszne, że jestem wampirem”. Co prawda z reguły bohater na swój wampiryzm „wyrywa” panienki, ale co tam. Cierpienie i mina zbitego psa górą. Można to było zaobserwować na przykładzie postaci Angela, najpierw w „Buffy – postrach wampirów” później zaś w „Angelu”. Już jego kolega „po kle”, Spike, ma o wiele zdrowsze podejście do tematu. Angela nie tłumaczy nawet posiadanie duszy, gdyż kolega Spike także zafundował sobie takową, jednakże nie pogrążył się w użalaniu nad sobą, co zapewne jest wygodne, jednakże niesamowicie mało efektywne. Rozumiem, że brak możliwości wylegiwania się na słońcu może być dla kogoś uciążliwy, jednak w zestawieniu z wiecznością nie wydaje się już taki straszny. Tego typu mania prześladowcza dotyczy też bardziej współczesnego Micka z „Moonlight”. Ten zaś krwiopijca pomimo stałych dostaw ludzkiej krwi, dochodowego zajęcia i możliwości chodzenia za dnia – chociaż w sposób ograniczony – również nieznośnie dramatyzował z powodu swojej nieśmiertelności. A wystarczyłoby jedynie stracić głowę i problem rozwiązałby się samoistnie.

Wampir narzekający na to, czym jest, to popularny problem obyczajowy w wampirzych produkcjach. O wiele zdrowsze podejście do swojego nie-życia prezentuje Bill z „True Blood”. Tutaj jednak wampiry wyszły z cienia w celu pełnej asymilacji ze współczesnym społeczeństwem. Popijają butelkowaną krew, upominają się o dawne majątki, prowadzą własne interesy, a także stają się celem producentów „dopalaczy” w postaci krwi wampirzej – niezrównanego leku, wzmacniacza sił witalnych, bardziej skutecznego niż viagra.

Zrezygnowawszy z salonów, krwiopijcy ruszyli do liceów, gdzie podobnie jak Edward („Zmierzch”) podrywają aspołeczne, sierotkowate dziewczęta. Część też dla odmiany śledzi te uczennice, które piszą właśnie pamiętniki, które to docelowo staną się „Pamiętnikami wampirów”.

Czas zatem odwiesić pelerynę na haczyk, porzucić dotychczasowe maniery i sposób bycia na rzecz współczesnego konsumpcjonizmu. Wciąż niedoścignione, wciąż ponad ludźmi, lecz już jakby bez czaru, wyblakłe i spowszedniałe. Zamiast księcia z (mrocznej) bajki, można otrzymać lubiącego wypić i zapalić quick-time-loverboya w zdezelowanym wraku samochodu lub też dobrze wychowanego biznesmana, który – jak na karierowicza przystało – podnieca się bardziej pędem za pieniędzmi niż nagimi przedstawicielkami płci przeciwnej. Już nie zakrada się potajemnie do sypialni, szepcząc namiętnie imię kobiety, ale w razie potrzeby wybiera „memory five” i wszystko jasne. Co prawda gdzieniegdzie pojawia się nieco bardziej zawiły romans, jak chociażby ten między „obserwatorką”, a Lestatem w „Królowej Potępionych”, ale jest to już rzadkość.

Trochę szkoda owego uroczego czaru, magnetycznego spojrzenia, bezczelnej bezpośredniości, jaką przejawiał Dracula, lub też namiętnego szeptu w ciemności. Ale czego spodziewać się po wampirach, skoro nawet zimny Casanova, zwany Jamesem Bondem, zaczął mieć uczucia i stał się wrażliwy, pragnąc jedynie odrobiny ukojenia?

Jest oczywiście wiele wampirów, o których nie wspomniałam, jak chociażby Louis z „Wywiadu z wampirem”, ale tu zgadzam się z Lestatem – jego zrzędzenie jest gorsze nawet niż Angela.

 


< 13 >