Fahrenheit nr 69 - październik 2o1o
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Para-nauka i obok

<|<strona 22>|>

Wstępologia

 

 

Nie zawsze proste drogi prowadzą do celu. Ach, ta technologia! Ileż to razy wystawiła mój prosty rozum na tortury...

Czy wiecie, jak się pokrywa lustra aluminium? Ano właśnie, nie zaczynamy od pokrycia aluminium, bo zleci. Mniejsza o dokładny przepis, jeśli mnie pamięć nie myli, trzeba najpierw napylić tytan, wygrzać, potem dopiero aluminium. A ów tytan jeszcze cienką warstwą wysepkową kładziemy... No więc takie sztuki przyzwyczaiły mój rozum, że nie tylko co nagle, ale i co po prostu, to po diable. Krążenie, wydziwianie, pętlenie jest zwyczajnie koniecznie.

Poniekąd to jest także wytłumaczenie, że to wstęp – lub nie-wstęp – garść myśli lub tylko zdań, które mają uzasadnić zawartość kolejnego odcinka paranauki.

Pakiet dwóch tekstów o fotografii, owszem, jest o fotografii. Można się dowiedzieć, jak, co i po co, ale miałem zamysł pokrętny, by uczynić tu, że powiem górnolotnie, „znak czasu”. Tak sobie myślę, że jednym z najważniejszych celów istnienia słowa pisanego w jakiejkolwiek formie, jest rozumienie. Literatura piękna stara się być ogólna, a nie szczególna. To, co zwiemy uniwersalnością, zapewnia jej długi byt. Wszelako pomysły, by jednym wysiłkiem rozumu ogarnąć cały świat, prowadzą najczęściej do tego, do czego napylanie aluminium wprost na szkło. Cudowne teorie, niczym owe pokrycie, rozłażą się pod byle tknięciem palca. Potrzebny jest podkład ze szczegółu, dopiero wówczas cała konstrukcja będzie się dość mocno trzymała kupy, by dało się jej użyć.

Oba teksty różnym rzeczą mogą służyć, ale jedną z intencji jest to, by doszukać się w nich prostego zjawiska: otaczająca nas technologia się zmienia. Mamy przyzwyczajenia i wynikające z obyczaju przepisy, niekoniecznie ważne (na przykład prawa autorskiego) albo coś z całkiem innej parafii – system oceniania prac fotograficznych. Wszystko to, obyczaje, przyzwyczajenie, prawne regulacje są związane zazwyczaj o wiele silniej niż nam się wydaje z obowiązującą w jakimś czasie technologią. No i ta technologia się zmienia i diabli biorą sensowność systemu.

Trochę przewrotną ilustracją zjawiska może być sieć zwana Internetem i to, że jeden z tekstów został już w niej opublikowany. Zali ma sens kopiowanie go na serwer Fahrenheita, skoro mechanizm html-a pozwala zrobić tak, że user nie doświadczy tego, gdzie jest fizycznie kopia? Czy obchodzi go, dokąd prowadzi link?

Tak czy owak za uprzejmym zezwoleniem Autora uznałem za sensowne „przedrukować” jeden tekst do para-nauki. Jest li to przedruk, „przeklej” czy cokolwiek innego? No i mamy chyba dobry przykład tego, co technologia z klasycznym obyczajem wydawniczym może zrobić. Cóż, słowa powstały, gdy królowała metoda Gutenberga... W innych dziedzinach, zwłaszcza tam gdzie technika ma znacznie więcej do powiedzenia (bo w słowie pisanym niezmiennie od jakichś stu lat tekst musi być pracowicie wklepany), zamieszanie może być jeszcze większe.

Były czasy, że wykonanie udanej technicznie fotografii było trudne. W efekcie tego udało się wynieść na piedestał techniczną jakość. Cały mój tekst, poświęcony obiektywom, kręci się gdzieś pomiędzy socjologicznymi mechanizmami tworzenia technicznej plotki, działaniu środowiska konsumenckiego, które żyje z technicznego mitu, a próbami wyjaśnienia, jak to ma się do rzeczywistości technicznej.

Tekst Roberta, powszechnie znanego jako Mason, to pokłosie moim zdaniem, cyfryzacji fotografii. Ogólniej, refleksja nad problemami, które wynikły po mojemu z tego, że powstała łatwa technologia, także publikacji, w tym też fotografii. W innym miejscu omawia on zjawisko ujęte słowami, które są nieco wymagającą metaforą, że „prawie nikt nie ogląda fotografii [...], wszyscy chcą je robić”. To raczej metafora niż prawda, ale u jej podstawy jest to, że aktualnie mamy technikę cyfrową i że zrobienie zdjęcia to „jeden pstryk”.

To powoduje, że mamy potencjalnie tłum dostawców zdjęć. Czy jest to zasadniczy powód problemów, o których jest ta opowieść, to sprawa do dyskusji. Być może, jak sugeruje Mason, wielki wpływ ma to, że po dwudziestu latach od przejścia z socjalizmu do kapitalizmu dociera do fotografów, że ktoś na „sztuce dla sztuki” zarabia.

Elementem technologii cyfrowej jest także diabelnie łatwe tworzenie kopii danych. To zaś wygenerowało zjawisko zwane dziś walką z piractwem. Jednym z aspektów zjawiska jest tworzenie wrażenia, że ów straszny pirat stanowi potencjalne zagrożenie dla twórcy czy znacznie częściej -tfurcy. Otóż myślę, że tekst Masona jest dobrą ilustracją, że jest to wrażenie. Technologia pozwala, więc pewnie ludzie to robią. Tymczasem, jak widać na przykładach, jest problemem i problemy ma dystrybutor. Nie twórca tworzy regulaminy, nie twórca, poza nielicznymi wyjątkami, ściga „piratów”. Na marginesie pozwolę sobie jęknąć: to, że wydawca nie płaci, doprawdy nie znam wypadku innego, nie ma nic wspólnego z piractwem. Zaś tak naprawdę jedyny problem twórcy to ów wydawca czy dystrybutor, który nie płaci.

Technologia spowodowała dziwną sytuację dystrybutora. Z jednej strony pozwala mu traktować dostawców zdjęć, a coraz częściej i innych utworów, jak zjawisko atmosferyczne: przeleci jak letnia burza i zniknie. Z drugiej, stara się pobierać pieniądze za to, że ludzie tworzą sobie kopie „posiadanych” przez niego materiałów.

Osobnym, moim zdaniem, aspektem technologii jest podnoszący się stale poziom akceptowalnej głupoty. Co zawsze powtarzam, jeszcze trzydzieści lat temu, gdy chłop nie potrafił rozpoznać fazy od zera, jego genotyp był w naturalny sposób eliminowany. Zaskakujące jest to, że w czasach, gdy naokoło dmie się w wielkie trąby o prawach, mniejsza, że autorskich, zalewają nas prawnicze buble. Jak to możliwe? Coś mi się zdaje, że znów technologia. Nikt (na przykład) nie będzie wojował, że mu coś zabrano, co uzyskał jednym pstrykiem. A przynajmniej tak się wydaje temu, kto wymyśla owe regulaminy. Mechanizm zjawiska, co przyznaję po dyskusji z Masonem, może być całkiem inny, dość że standardy traktowania fotografa wyraźnie się zmieniły w ciągu zaledwie kilku ostatnich lat.

Wreszcie tworzenie iluzji. Otóż bynajmniej nie tej iluzji, o której piszę wprost, iluzji na zdjęciu, ale udawanie, że coś jest, gdy nie ma. Choćby iluzja praworządności, iluzja umowy, iluzja wartości, przydatności w przypadku towarów, iluzja kupieckiej solidności w przypadku regulaminów. Jak pisałem kilkakrotnie na różnych forach internetowych, w istocie w przypadku konkursów fotograficznych mówią one, że po zgłoszeniu prac fotograf na wszelki wypadek staje się własnością organizatora. Ot, taki signum temporis.

 


< 22 >