Oczy znów ją piekły – i to nie z powodu pyłu. Rozpoznawała opakowania. Wcześniej, gdy zdobywała lek u Fibonacciego, wydawało jej się, że są tylko podobne do tych, które kupowała w aptece przed laty. Nie mogły być identyczne, bo niby dlaczego? Produkowano je nadal w odległej Szwajcarii. Daty ważności były zatarte, ale rozumiała, że doktorek ze skąpstwa pozyskiwał lek bliski końca terminu, po obniżonej cenie.
„Ta bateryjka ma na sobie ludzką krew, wiesz o tym?”
„Pod Sochaczewem był nieruszony magazyn.”
„Jestem zwykłym detalistą, leki szmuglują nam mrówki.”
Doktorek jednak od początku kłamał. Nigdy nie wpuszczono go za granicę. Może nie istniała żadna zagranica. Jego tytuł nie miał już znaczenia i nie dawał żadnych przywilejów, po prostu skończyły się łatwe do obrobienia magazyny. Chociaż znając prawdę, Jagoda podejrzewała, że Fibonacci był tylko magistrem albo i zwykłym technikiem farmacji. Lub pospolitym hipochondrykiem, który nauczył się tego i owego o etykietach.
Czarna Wdowa i Spidey przespacerowali się jeszcze po aptece. Sąsiadowała z drogerią, tam też znajdowały się skarby, za które na bazarze dało się dostać przyzwoitą cenę. Zadawali jej tylko zdawkowe pytania, już bez dziecinnej ciekawości i zachwytu w głosie. Jagoda zastanawiała się, ile zrozumieli. Za co zginęli ich towarzysze.
Wymieniła trzy młode życia na jedną starą babę.
Trzy przyszłości za jedną teraźniejszość.
*****
Niebo krwawiło zachodem słońca, a nad Warszawą zapadała kolejna podzwrotnikowa noc, gdy Jagoda ciężkim krokiem zbliżała się do bloku na ulicy Raabego. Powietrze łaskotało nozdrza ciężkim dymem grilla i zapachami podpłomyków z sorgo, pieczonych batatów oraz mięsa drugiej świeżości hojnie obsypanego przyprawami. Dzieci skakały na odrapanych rowerkach po chodniku, a gdzieś w piwnicy powarkiwał nielegalny generator prądu. Najmniejszy liść nie drgał na wietrze, wilgoć wdzierała się do płuc, sugerując nadchodzący huragan.
Na cembrowinie porośniętej trawą piaskownicy siedział Morty i dwie dziewczyny z osiedlowego gangu. Nawet nie dostrzegł Jagody, opowiadał ze swadą jakąś historię, gestykulując dla podkreślenia słów. Musiała być ciekawa, bo słuchaczki siedziały wpatrzone w niego jak w obrazek. Obok stał odrapany elektryczny skuter z wpiętym kablem ciągnącym się aż do bloku i znikającym w piwnicznym okienku, a do skutera przypięto sakwę z ładunkiem, zapewne cały czas tym samym.
Złomiarka weszła po schodach, zapukała do drzwi i nie czekając na odpowiedź, otworzyła je własnym kluczem. Paulina siedziała przy laptopie, wdzięcząc się do kamery. Miała słuchawki na uszach.
Odwróciła się dopiero, gdy Jagoda zrzuciła na ziemię korpus szukacza. W ślad za nim poszedł gremlin.
A później wysypała zawartość plecaka, który zapakowała specjalnie dla matki. Szampon i farba do włosów. Słoiczki kremów przeciwzmarszczkowych. Płyn do mycia naczyń, paczki jednorazowych golarek, rajstopy z elastanem oraz bambusowe skarpetki, szczoteczki do zębów, lusterko, worki na śmieci. Myjki do pleców i zastrzyki z hialuronowym wypełniaczem do ust. Ręczniki, szczotki do włosów, a nawet jedna kwadratowa patelnia do omletu po japońsku. Męskie i damskie perfumy, całe wielopaki tealightów i wkładów do zniczy. Stos piętrzył się coraz wyżej i wyżej, a Jagoda nie mówiła ani słowa.
Nie było takiej potrzeby.
Aleksandra Janusz
Opowiadanie po raz pierwszy ukazało się w zbiorku „Fenix Antologia 5/2019”, znanym także jako Fenixa. Zbiorek został skompletowany przez – w przeważającej części – kobiecą ekipę i pełniłam w nim rolę gościnnej redaktorki naczelnej.
Pobierz tekst:

[Recenzja] „Ćma: Pierwszy kontakt”, Tomasz Grodecki, Grzegorz Kaczmarczyk
Ukrywający się pod postacią nocnego motyla Cyprian Leopold Różewicz musi tym razem…

Tomasz Pacyński „Linia Ognia”
W ramach wspominek mamy dla Was opowiadanie „Linia ognia”, które pierwotnie było…

18 rocznica śmierci Packa
Każda rocznica kiedyś wchodzi w dojrzały wiek. Zwykły człowiek się wtedy w…
Fajnie zobaczyć „Mrówki…” na naszych łamach.
Tylko do dziś zdumiewa mnie, że nie zdobyły Zajdla, ani nawet nominacji…
Wiesz, jest pełno dobrych opowiadań bez nominacji. Zajdel wymaga też (prócz dobrego tekstu) pracy nad rozpoznawalnością, a ja cały czas w labie siedzę :)
Chyba „trochę” się nie doceniasz ;).
Ale po namyśle mam pewną hipotezę – Zajdle, tak jak i Hugo zresztą (bo w obu wypadkach są to nagrody publiczności) zdobywają często (i to nawet nie jest zarzut, bardziej konstatacja) teksty popowo fajne (choćby i kosztem głębi), z bohaterami skrojonymi tak, by dali się lubić (w sensie, w jakim lubi się np. postacie z komiksów Marvela), tymczasem Twoja Jagoda, jest postacią ponuro-realistyczną, sympatyczną na swój sposób (mimo wszystko), ale motywowaną (adekwatnym do okoliczności) bezwzględnym instynktem przetrwania. Może to to zdecydowało? Co – broń Borgu – nie oznacza bym namawiał Cię do poświęcenia naturalizmu, na rzecz umizgów do (powiedzmy) masowego czytelnika.
E, nie sądzę, żeby to tak głęboko szło i żeby miało cokolwiek wspólnego z samym tekstem. Raczej chodzi o to, gdzie się coś ukazuje, w jakim momencie, pewnie jeszcze milion innych spraw.
Gdzie… Przecież „Fenix” to kiedyś była część SF-owej Wielkiej Dwójki obok „Fantastyki”/”NF”. Potem Wielkiej Czwórki, bo doszły „Esensja” i – nieco wcześniej – nasz „F.”.
No ale zamykam się już ;), bo chciałem Cię (zasłużenie) pochwalić, a nie spierać się z Tobą :).
A to bardzo doceniam :)))
(no i takie pytanie pozostaje, czy jednak nie jest to wrażenie bardzo subiektywne i jednak większość nominujących/głosujących po prostu uważa inaczej, jakkolwiek by się części czyających nie podobało i jak bardzo nie byłabym z tekstu dumna XD)