strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Wojciech Świdziniewski Publicystyka
<<<strona 18>>>

 

Zdobywanie grodu za pomocą czynnika żywego i nieumarłych

 

 

Do "Fahrenheita" przyszedł list Zrozpaczonych Wikingów, z nietypową prośbą o pomoc.

 

Redakcja, chcąc kompetentnie rozwiązać zaistniały problem, postanowiła przedstawić go ekspertom z różnych dziedzin.

 

W dyskusji udział wzięli:

Coleman – wampir

Cleritus – krasnolud

Mroo – mrówkojad

Becer – Eskimos

PWC – tłumacz, co zawsze tłumaczy

Shane – przyszły dochtór

Kiwaczek – z wykształcenia inżynier chemii, z zawodu wojskowy, z zamiłowania piroman

 

Oto zapis wynikłej dyskusji. Najpierw rzeczony list, a potem zapis burzy mózgów efefmanów.

 

"Drodzy przyjaciele! Musimy zdobyć gród. Drewniany gród, że sprecyzuję. Problem w tym, że nie możemy zastosować przy jego dobywaniu żadnych machin oblężniczych, ognia i innych procedur obecnych zazwyczaj przy tego typu akcjach. Nie możemy nawet zastosować wielce skutecznego sposobu "na olimpijczyka" zaproponowanego przez Petera Jacksona w "Dwóch wieżach". Możemy tylko rozwalić bramę. Pomóżcie! W Was nasza ostatnia nadzieja! Wymyślcie coś!

Zrozpaczeni Wikingowie"

 

Coleman: Eeee.... Czyli co, nie będzie rzutu krasnoludem?

 

Cleritus: Przecież napisali, że można rozwalić tylko bramę.

 

Coleman: Nie rozumiem... Nie można użyć krasnoluda? Przecież to nie jest machina oblężnicza.

 

Mroo: No nie wiem. Przecież było nawet takie cóś: wieszałeś krasnoluda poziomo, głową do przodu na linach, i waliłeś ową głową w bramę. Bramy nie wytrzymywały. Ponoć rzadko kiedy przetrzymywały po takim ataku mury...

 

Cleritus: Rzut krasnoludem jest bardzo niebezpieczny. Pijany krasnolud (no, trzeźwego raczej nie uda się namówić do rzucenia. Chyba, że zanim dokona się rzutu krasnoludem, rzuci się wpierw elfa. Krasnolud, chcąc udowodnić, że jego rasa nie jest gorsza, sam wówczas zgłosi się do rzutu), nawet rzucony i wykonujący lot bezwładny jest bardzo niebezpieczny, gdyż bardzo lubi zbaczać z kursu. A oni mogą rozbić tylko bramę. I to dokładnie mówiąc, wrota tejże bramy. Rzut krasnoludem nie wchodzi w rachubę. Nie daj bogowie jeszcze w locie by odzyskał przytomność... Kiepsko by było i z obrońcami, i atakującymi.

 

Coleman: W zasadzie, tego się właśnie obawiałem. Pozostaje mi tylko cieszyć się niezmiernie, że nikt nie opracował metody zdobywania grodu wampirem.

 

Cleritus: Wampiry to dywersanci – wlatuje taki do grodu jako nietoperz, siada na bramie, zmienia postać, wypija strażników i otwiera bramę. Taka zmodyfikowana wersja nietoperza trojańskiego.

 

Coleman: No, w teorii to wygląda i owszem, ładnie. Cicha robota, bez robienia rąbanki, mielonki i czego tam jeszcze, jak to weseli woje mają w zwyczaju. Taka dywersyjka, co to każdy pomyśli, że dla wampira to błahostka, ba! przyjemność nawet, bo się pożywi. Ale niestety, każda praca ma blaski i cienie, nie myślcie sobie, że to tak łatwo. Po takiej misji trzeba sobie potem rezerwować przynajmniej tydzień na detoksie. Bo jak świat światem, zamki zamkami i grody grodami, jeszcze nikt nie widział trzeźwych wartowników...

 

Mroo: Nie obraź się, Coleman, ale zamiast wampira można użyć zwykłych trupów. Wyrzucasz takiego z katapulty, a po drugiej stronie on już robi swoje. No, w wersji podstawowej trupy po prostu przenosiły zarazę... a wampir to po prostu taki Extra Pack.

 

Coleman: Ja cię wystrzelę, bydlaku, ja cię wystrzelę! Monty Python strzelał krową, przyjdzie czas i na mrówkojada... Patrzcie go, z katapulty! Na Twoim miejscu uważałbym na gęstniejące opary, bo jak cię zemgli...

 

Mroo: Eh...Mrówkojadów używa się zazwyczaj w oblężeniach w defensywie. Wpuszczasz takich kilka do lochów, piwniczek itp. i pozwalasz im szukać oznak tego, że wróg podkopy robi... My to na nos wyczuwamy. No, niestety, wartość mrówkojadów w ofensywnych działaniach antygrodowych jest znikoma. Co najwyżej można takim strzelać z łuku i liczyć na to, że ryjkiem przebije obrońcę. Ale to już, szczerze mówiąc, bardziej podoba mi się obniżanie morale broniącej się załogi przez zbombardowanie grodowego burdelu skunksami. Wszystkim się odechce walczyć... A mrówkojad? Żadnych zalet. Tak że póki co, czuję się bezpieczny.

 

Kiwaczek: Albo jeszcze inaczej – zgodnie z realiami historycznymi. Znano już wtedy saletrę potasową, znano i siarkę. Mieszamy te dwie substancje, napełniamy tym garnce, pakujemy na katapulty, czekamy na bezwietrzną pogodę, podpalamy i wystrzeliwujemy w kierunku grodu. Musi być tego sporo – można to obliczyć dokładnie. No, a potem można spokojnie wchodzić do miasta. Trupy zakopywać w dużych skupiskach, minimum dwa metry pod ziemią. A z resztą...W kwestii formalnej....Po co zdobywać?? Nie wystarczy wysadzić w powietrze?

 

Coleman: A róbcie co chcecie, byle nie wampirem.

 

Cleritus: Wampirem to można taki gród też podpalić. Trza wąpierza przywiązać nocą do palisady i poczekać, aż wzejdzie słońce. Wampir dostanie samozapłonu i sfajczy przynajmniej palisadę.

 

Kiwaczek: O tym nie pomyślałem!! Genialne!! Jaka jest temperatura płonącego wampira w warunkach polskich, przy kiepskim słońcu? Może dałoby się w ten sposób zrobić pierwszy światłoczuły zapalnik. No i podłączyć go do prochu oczywiście, a nie do palisady. A taki zestaw dopiero do palisady! Nie ma jak wniosek racjonalizatorski.

 

Coleman: Te, spryciarzu, dawno ci nietoperz do zupy nie nasrał?

 

Kiwaczek: Jak by tu powiedzieć, żeby nie skłamać, a prawdy nie powiedzieć...Nigdy mi jeszcze nietoperz nie narobił do zupy....Więc wszystko przed Tobą!

 

Coleman: Wybacz, Słonko, ale jak już podejdziesz pod tę pieprzoną palisadę, to dlaczego nie zechciałbyś rozpalić zwykłego ogniska, niech się cholerstwo zajmie? Aż tak bardzo skomplikowane?

 

Cleritus: Bo to trzeba by było drewna naznosić i pieprzyć się z hubką (pieprzenie to tarcie, a tarcie to iskra, iskra i hubka to ogień). A tak wampir załatwia to wszystko za jednym zamachem. I to dokładnie o wschodzie słońca. Co za precyzja ataku!

 

Coleman: A poza tym nikt nie powiedział, że wampiry płoną, tylko zamieniają się w kupkę popiołu. Powodzenia, mądralo.

 

Becer: Właśnie. A jak ktoś się pomyli i go do tej palisady przyszpili jakimś drewnianym gwoździem? To zamiast wampira mamy proch z wampira, ale czy on aby wybuchowy?

 

Cleritus: A właśnie, że płoną! Bo niby skąd ten popiół!? Musi się coś spalić, żeby był popiół! Wampir ma bardzo wysoką temperaturę spalania, skoro momentalnie zmienia się w popiół. Palisada zajęłaby się w trymiga!

 

Kiwaczek: Dokładnie. Zgodnie z zasadą zachowania energii. Skoro masa wampira gwałtownie spada, to musi się wydzielać olbrzymia ilość energii, czyli mamy biologiczny termit. Jeśli chodzi o wyższość wampira nad zwykłymi środkami zapalającymi, to nawet ja widzę zasadniczą różnicę między cichym nocnym podejściem i przybiciem wampira do palisady (i uciec się wtedy nawet da), a rozpalaniem pod wzmiankowaną palisadą ogniska. Nie dość, że się sami oświetlamy jako cel, to jeszcze alarmujemy całą wartę. Więc jednak wersja Cleritusa jest bardziej przekonująca. Oczywiście z tym zastrzeżeniem, że wzmiankowany wampir jest przytwierdzony do beczułki z prochem. Jeśli beczułka jest odpowiednio duża, a wampir skrępowany i zakneblowany, to wystarczy coś takiego położyć pod palisadą od wschodu. I unikamy w ten sposób hałasu spowodowanego przybijaniem wampira do palisady.

 

Shane: Nie lepiej wystrzelić mrówkojada?

 

Kiwaczek: Chyba nie.... Za mały... Ale jakby ich było odpowiednio dużo, to czemu nie? Lepiej będą lecieć do celu – ogon będzie stabilizował lot. Większa celność to możliwość uderzeń taktycznych – ograniczamy się na przykład do pokoju kasztelana, czy innego grododzierżcy. Czyli użycie mrówkojadów ma sens....Ale jak bestia będzie w locie kręcić ogonem???

 

Shane: Byle odpowiednio szybko. Wtedy uzyska własny napęd i dalej zaleci. Razić będzie można z większego dystansu. A przy odrobinie ćwiczeń, może nawet udałoby się otrzymać mrówkojada samonaprowadzającego się.

 

Cleritus: Mrówkojad samonaprowadzający się? Da się zrobić. Najpierw zasiedlamy taki gród mrówkami. Mrówki gdzie łażą? Tam, gdzie jest żarcie. U kmieci raczej było go mało, za to u takiego grododzierżcy...ho, ho! Bywało tego trochę. Mrówkojad musi być wygłodzony, wówczas wystrzeliwujemy takiego mrówkożercę ogólnie w kierunku grodu. Mrówkojad węszy i się naprowadza ogonem na największe skupisko mrówek, czyli na chałupę takiego kasztelana. Idźmy dalej. Są przecież jeszcze dzięcioły, a w palisadzie korniki, nie? Przy pomocy kilkudziesięciu dzięciołów można by zrobić wyłom w najbardziej zakorniczonym fragmencie palisady. A stukot ich dziobów mógłby zdezorganizować obrońców.

 

Kiwaczek: Ale to będzie trwało chyba jednak za długo. A my chcemy w końcu ten gród jak najszybciej zdobyć. Więc mrówkojad niestety nie wytrzymuje konkurencji z Cole... wampirem dowolnym przywiązanym do beczki z prochem...Chociaż...? To ma sens... Głęboki.... A jak wypchać takiego mrówkojada nie mieszaniną siarki i saletry, a prochem, to możemy nawet uzyskać efekt kumulacji (czaszka ma w końcu kształt zbliżony do wkładek kumulacyjnych). A to zwiększa wspaniale możliwości wykorzystywania mrówkojadów na współczesnym polu walki.

 

PWC: Temperatura samozapłonu wampira nie jest ustalona jednoznacznie. W Buffy wampiry paliły się dość niewinnie – jak pochodnie. Ale w Ultraviolet (po polsku chyba Barwy widma) jeden z bohaterów użył śpiącego wampira i słońca do wysadzenia bramy stodoły, gdzie był zamknięty.

 

Cleritus: To trzeba poeksperymentować na Cole... jakimś wampirze.

 

Kiwaczek: Temperatura samozapłonu nie jest istotna. Ważna jest temperatura spalenia. A to można obliczyć z prawa zachowania energii. A sądząc po minimalnym czasie zamiany Cole.... wampira dowolnego w popiół, to będzie BARDZO dużo energii. I musi się wydzielić poprzez ciepło, bo jak inaczej? Gdyby to był błysk – to w Buffy by błyskało co chwilę, gdyby to było promieniowanie, to Buffy już dawno padłaby na chorobę popromienną. Czyli zostaje nam ciepło.

 

Coleman: Gówno prawda. Ja rozumiem, że to są sprawy nie na inżynierskie głowy, które wampira, choćby i dowolnego, każą traktować w kategoriach fizycznych. Wampir jest istotą magiczną. Spróbuj, drogi Kiwaczku, wyjaśnić w powyższy sposób przemianę wampira w mgłę, na przykład. Kiedy mówię, że wampir zmienia się w popiół, to znaczy, że _zmienia_się_w_popiół. I nic więcej. A zupa, cholera, to będzie tylko początek. Żebyś miał zachowane prawo zachowania masy, najem się jeszcze w ludzkiej postaci.

 

Kiwaczek: A co mnie jakaś tam magia obchodzi! Ja wiem tylko, że Cole... wampir, podłączony o świcie do beczułki z prochem, spowoduje eksplozję. I czy stanie się to za sprawą magii, czy za sprawą lekceważonej tu wyraźnie inżynierii (fizyki, chemii, itp.) to mnie tam wsio ryba. Liczy się efekt!

 

Coleman: Zwracam uwagę, że znam przynajmniej jednego wampira, który tendencji do jakichkolwiek przemian termicznych na widok jutrzenki nie przejawia. To żadna reguła. Więc żebyście się nie zdziwili, jak sobie rankiem Cole... dowolny wampir z beczki zejdzie i postanowi przedstawić swój punkt widzenia na robienie głupkowatych dowcipów. I rzucanie mrówkojadami nie pomoże. Jak ktoś ma umysł ograniczony do fizyki i chemii, może przeżyć wstrząs.

 

Kiwaczek: Co do mrówkojadów. Trzeba założyć, że wzmiankowany mrówkojad będzie chciał współpracować. A on pewnie, bestia jedna, współpracować nie będzie chciał...

 

Shane: Wystrzelony z katapulty nie będzie chciał współpracować? Idę o zakład, że zrobi wszystko, żeby nie pizgnąć w fosę albo mur. A dalej już z górki.

 

Coleman [wspomagany Autorytetem]: Nie znacie się na mrówkojadach bojowych. Uwaga, cytuję za dobrym źródłem: "Każdy mrówkojad ma wbudowany z tyłu fabrycznie gazogenerator, który uruchamia się automatycznie w momencie wystrzelenia, pod wpływem stresu. Dzięki działaniu gazogeneratora (efektowi base blend) mrówkojad uzyskuje donośność max. o ok. 40% większą. Przy większym stresie uzyskujemy też działanie smugowe, a nawet i broni masowego rażenia. Jeśli mrówkojad cierpi na owsiki, może w locie uwalniać subamunicję. Poszczególne owsiki naprowadzają się samodzielnie na wybrane cele. Ogon służy wyłącznie do stabilizacji, mrówkojad jest zwierzęciem o dużym wydłużeniu, a co za tym idzie sporym obciążeniu aerodynamicznym przekroju. Stabilizacja ogonowa mrówkojada daje znacznie lepsze efekty niż próby stabilizacji obrotowej. Zaleca się więc wystrzeliwanie mrówkojadów z katapult gładkolufowych. Przy strzelaniu z katapult gwintowanych należy stosować mrówkojady wyposażone w odrzucane pierścienie wiodące – tzw. ATSDS (Aardvaark Tail Stabilised Discarding Sabot)"

 

Shane: No, ba! I na biopaliwach poleci. To dopiero cudo.

 

Kiwaczek: Tyż prawda... Ale żeby było skuteczniej, proponuję posłużyć się metodą kombinowaną (zawsze to większy stopień bezpieczeństwa). Czyli użyć wstępnie Cole.... dowolnego wampira w wersji beczułkowej, a w ramach promocji podesłać im jeszcze mrówkojada z gazogeneratorem. Mamy w ten sposób dwa w jednym i gród jest nasz! Chociaż ja tam bym wolał go wysadzić.....

 

 

W powyższych rozmowach nie ucierpiało psychicznie ani fizycznie żadne zwierzę, krasnolud czy wampir. Podane rozwiązania można stosować jedynie pod okiem odpowiednio wyszkolonych ekspertów.

 

Opracował Cleritus

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...?
Spam (ientnika
Wywiad
Hor-Mono-Skop
Konkurs
Adam Cebula
Łukasz Orbitowski
Romuald Pawlak
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Pilipiuk
Adam Cebula
W. Świdziniewski
W. Świdziniewski
Tadeusz Oszubski
Satan
Paweł Laudański
Adam Cebula
Adam Cebula
B. Anterionowicz
Eryk Remiezowicz
Marcin Mortka
P. Nowakowski
Tadeusz Oszubski
Jolanta Kitowska
Dawid Brykalski
XXX
Wit Szostak
M. L. Kossakowska
T. Kołodziejczak
Brian W. Aldiss
Antologia
 
< 18 >