Fahrenheit nr 59 - czerwiec-lipiec 2oo7
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicytyka

<|<strona 13>|>

Flirt zaczepno-obronny

 

 

CHWYTASZ BIAŁY RÓJ?

 

Zaczepnie flirtuje: Messi, Katan, Elbra

Broni się i moderuje: Andrzej Zimniak

 

Katan: Podobno nie lubisz krytyków?

AZ: Chyba żartujesz. Krytycy są jak pochodnia, jak kaganek wiedzy o książce. Wchodzisz do księgarni, a tam sto tysięcy kolorowych okładek, z których każda krzyczy świecącą farbą: kup mnie!!! Jak zajrzysz na rewers którejkolwiek, dowiesz się, że właśnie dostąpiłeś szczęścia i trzymasz w rękach bestseller. Więc któż nam powie, w co władować kasę, jak nie krytyk?

Messi: No dobra, ale co powiesz o krytykach własnych utworów?

AZ: To samo. Ogólnie rzecz biorąc, krytyk – nie tylko moich utworów oczywiście – musi pisać mądrze, żeby zasłużyć na swoje miano, i tu jest pies pogrzebany. Głupi krytyk to nieszczęście, bo zanim się wyjaśni, że nie jesteś wielbłądem... O książce można napisać wszystko, ale od recenzji wara – nawet od grafomańskiej. Autor powinien znosić źle napisane recenzje jak ataki meszek przy śmietniku, ale nie zawsze zdzierży. Tuwim kiedyś nie wytrzymał i walnął na odlew:

Oto krytyk, który idealnie

geniusz potrafi połączyć z głupotą,

każdym słowem dowodząc genialnie,

że jest bardzo wybitnym idiotą.

Elbra: Dużo mamy takich „genialnych” krytyków?

AZ: Nawet nie tak wielu, zważywszy na specyfikę fantastyki. Krytycy głównonurtowi nie garną się do naszych utworów, bo: (a) nie zawsze chcą zniżać się do aż tak popularnej literatury, (b) nie zawsze potrafią ją zrozumieć i opisać, ponieważ brak im niezbędnego instrumentarium. W związku z tym utworzyła się grupa pisarzy i fanów, którzy wzięli się także za recenzowanie.

Elbra: Twoja powieść „Biały rój” (Wyd. Literackie 2007) miała dotychczas niewiele recenzji. Ukazała się pochlebna notka w NF 4/2007 i pojedyncze wypowiedzi w sieci, raczej negatywne. Że trudno coś zrozumieć, ale rzecz chyba o miłości, albo że wszystko jest do niczego – to był chyba jakiś Sępik, już nie pamiętam, gdzie sępił.

AZ: Mądra recenzja powinna być wnikliwa i bezstronna. Osobiście na przykład nie lubię prozy Pratchetta, ale nie twierdzę z tego powodu, że jest zła, i sporo dobrego bym mógł o niej napisać.

Elbra: Pamiętam, że ta superrecenzja Sępika nieźle mnie wkurzyła, bo od góry do dołu były tam sformułowania: książka nie wiadomo o czym, chaotyczny zbiór scen, brak myśli przewodniej, język jeszcze nie toporny, ale już nudny. Więc dlaczego WL to przyjęło? Chyba mają swoich recenzentów? Dodam, że lubię twoją prozę, a w „Białym roju” dałeś taki suspens, że czyta się jednym tchem. Daje też do myślenia o genetykach, co to z ludźmi mogą wyczyniać.

AZ: Dzięki za dobre słowo. Jak widać, skorzystałaś w szkole na lekcjach przedmiotów ścisłych, bo bez takiej podstawowej wiedzy nie wszystko się z przesłania „Roju” wyłapie, a niektórzy wręcz niewiele. Jeden z krytyków-humanistów głównonurtowych, lampion na krytycznoliterackiej niwie, zapewne brzydzący się całką, stwierdził, że książka jest dobrze napisana, ale nie wiadomo o czym.

Katan: A o czym jest?

AZ: Takie pytania zadajesz autorowi? Do licha, za to, co teraz zrobię, powinno się pisarzy wtrącać do lochów, a jeśli ze mną nikt tego nie uczyni, zobowiązuję się srodze odpokutować, na przykład stroniąc od piwa na najbliższym konwencie. A więc dwa słowa autoanalizy: w autorskim zamyśle głównym bohaterem „Białego roju” jest właśnie inżynieria genetyczna. Już niebawem zaczniemy majstrować przy naszych kanonicznych programach molekularnych i kształtować siebie od nowa, co zdeterminuje przyszłość ludzkiej rasy. Dysputy na ten temat, wizje i przestrogi zajmują pokaźną część tekstu książki. I tego wątku nie można traktować jako elementu sztafażu na równi z biustonoszem panny Helci. Drugim bohaterem jest indolencja społeczeństwa – w tym jego struktur oficjalnych – w reagowaniu na zdarzenia precedensowe. No, wystarczy tego referowania. Jak ktoś sam nie zrozumie, tłumaczenie da tyle, co napełnianie hermetycznie zamkniętego naczynia.

Elbra: Nic nie wspomniałeś o Armagedonie!

AZ: Jeszcze jest wiele wątków, o których nie wspomniałem, przecież nie będę wam streszczał książki.

Elbra: To spróbujmy inaczej. Czy sądzisz, że kosmiczne katastrofy są realne, czy jest to tym razem właśnie „element sztafażu SF”?

AZ: To jest temat, który warto poruszać, jak często się da. W Układzie Słonecznym nie dalej niż do orbity Marsa krąży kilka tysięcy asteroid, które mogą przy zderzeniu z Ziemią wywołać na niej katastrofę globalną. Że takie katastrofy się zdarzały, wiemy ze śladów na powierzchni. Ostatnio sto lat temu odwiedziła nas Kometa Tunguska i nadszedł statystyczny czas powtórnego spotkania z ciałem niebieskim o takich wymiarach. Jednak znacznie groźniejszy byłby impakt bolidu o średnicy, powiedzmy, dziesięciu kilometrów – na szczęście takie spotkania są rzadkie, statystycznie raz na sto milionów lat.

Messi: Czy przeżylibyśmy takie spotkanie?

AZ: Szanse są duże, że nie. Przy uderzeniu w ląd nastąpi eksplozja, połączona ze stopieniem, a nawet odparowaniem części skorupy ziemskiej. Ale to jeszcze nic – w pierwszych sekundach najgorszy będzie efekt termiczny. Pamiętacie zdjęcia i symulacje wybuchów jądrowych: najpierw błysk i potężna dawka promieniowania, także cieplnego, od którego wzniecają się pożary, a dopiero potem uderzenie huraganu. Podobnie będzie po upadku asteroidy, z tą różnicą, że efekt pomnóżmy przez tysiąc. Ostatnie badania wykazują, że po uderzeniu dziesięciokilometrowego bolidu 62 miliony lat temu, kiedy wyginęły dinozaury, na ogromnych połaciach Ziemi rozszalały się pożary. W temperaturze wieluset stopni natychmiastowemu zapłonowi ulegała cała materia organiczna, nawet podmokłe dżungle. Bo woda odparuje z nich w ciągu sekund.

Katan: Ejże, coś się nie zgadza. W twojej książce ma być deszcz lodowych komet i potop, czy nie?

AZ: Takie są fabularne prognozy w tej akurat powieści. Wszystko zależy od wzajemnej prędkości Ziemi i komet. Nawet woda zamieni się w plazmowy ogień, jeśli dostarczyć odpowiedniej ilości energii. Ale przy niewielkiej prędkości lód stopnieje i wszechocean zatopi kontynenty.

Messi: O ile dobrze zrozumiałam, ta książka jest ostrzeżeniem przed genetyką, głupotą urzędników i meteorami. Więc co mamy robić? Jak się przygotować?

AZ: Nie zapominać o problemach i myśleć. Dzisiejszy nastolatek może zostać naukowcem, który kiedyś opracuje sposób na odchylenie toru asteroidy, aby minęła Ziemię w bezpiecznej odległości. Albo wynajdzie taką metodę modyfikacji genotypu, że zmieniony człowiek będzie odporny na twarde promieniowanie kosmiczne. Niestety, na urzędniczą głupotę nic nie poradzimy nawet za milion lat, bo rośnie ona szybciej niż efektywność wszelkich środków zapobiegawczych.

 

Czerwiec 2007

 

______________________

 

Wiodące pytania zostały tematycznie wyselekcjonowane z kolekcji. Imiona, ksywy i etykiety są zmienione lub nadane przez AZ.

 


< 13 >