Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

„Włoski faszyzm to dla nas terra incognita” – wywiad z Andrzejem Pilipiukiem

Źródło: archiwum Andrzeja Pilipiuka

Andrzej Pilipiuk opowiada o Wenecji lat trzydziestych, zaskakujących wynikach własnych studiów historycznych oraz kulisach powstania podręcznika historii alternatywnej. Zdradza także, co sądzi o „Wiedźminie”, i który z pisarzy młodego pokolenia „namiesza w fantastyce”.

Jagna Rolska: W księgarniach właśnie pojawiła się Twoja kolejna publikacja, „Przyjaciel człowieka”, zbiór opowiadań z cyklu „Światów Pilipiuka”, nazywanych także „bezjakubowymi”. Sympatycy doktora Pawła Skórzewskiego nie będą zawiedzeni, ponieważ pojawia się on na łamach książki i to już na pierwszych stronach. Czy myślałeś kiedyś o napisaniu samodzielnej powieści poświęconej właśnie tej postaci?

Andrzej Pilipiuk: Zastanawiałem się nad tym, wydaje mi się jednak, że to – podobnie jak w przypadku Wędrowycza – raczej bohater dłuższych opowiadań. W najnowszym zbiorze „Przyjaciel człowieka” zawarłem dwa dłuższe teksty o doktorze, łącznie zajmują 3/5 objętości.

J.R.: Porozmawiajmy o Wenecji z lat trzydziestych, a więc drobiazgowo opisanym przez Ciebie miejscu, w którym rozgrywa się akcja opowiadania „Duchy Poveglii”. Czy wiele czasu zajęło studiowanie tematu, zanim przystąpiłeś do pracy nad tym tekstem? Co nastręczyło najwięcej trudności?

A.P.: Wenecją interesuję się od jakiegoś czasu – jest to miejsce zasadniczo odmienne od innych miast portowych. Kłopot z tym tekstem polegał głównie na tym, że miałem dobrze rozgryzioną historię Wenecji w czasach republiki oraz sporo włóczyłem się po Wenecji współczesnej. Akcję musiałem osadzić w Wenecji faszystowskiej. Złapałem się na tym że choć doskonale znamy nazizm, o tyle włoski faszyzm to dla nas terra incognita. Sięgnąłem w pierwszej kolejności do reportażu Stefana Niebudka „W kraju czarnych koszul”. Autor odwiedził faszystowskie Włochy w 1937 roku. Obok wtrętów antysemickich i licznych zachwytów nad faszyzmem oraz rozwojem włoskiej myśli technicznej zawarł sporo ciekawych informacji i obserwacji życia codziennego (postać ciekawa, zginął w Auschwitz…).

Było trochę roboty, by oddzielić ziarno od plew. Starałem się opisać tło możliwe obiektywnie, z jednej strony pokazać pozytywy życia w tym państwie, ale z drugiej wyjaśnić czytelnikowi, dlaczego faszyzm był złem. Jednocześnie to tylko tło. Fabuła opowiada o jednej z najpaskudniejszych ślepych dróg medycyny. Opowiadam historię walki o wolność, o zachowanie własnego „ja” – ale tym razem nie jest to walka jednostki z systemem totalitarnym. Tę pokazałem w drugim tekście o doktorze.

Dla porównania obecnej Wenecji z ówczesną pomocne były filmy znalezione w internecie. Paradoksalnie najwięcej trudności miałem ze sprawdzeniem cen i siły nabywczej pieniądza. Ale i to zdołałem ogarnąć.

Drugie opowiadanie o doktorze jest już bardziej przygodowe niż problemowe. Zaczyna się od tego, że Skórzewski siedzi na Pawiaku, oczekując na egzekucję, ale okazuje się, że Niemcy mają co do niego inne plany. Chcą wykorzystać jego wiedzę i fakt, że jest jedynym znanym im człowiekiem, który przeżył zakażenie potami angielskimi. Hitlerowcy planują z jego pomocą pozyskać straszliwą broń biologiczną. Oczywiście doktor nie ma najmniejszej ochoty, by im służyć nawet za cenę własnego życia.

J.R.: Niejednokrotnie wspominałeś w wywiadach, że pasjonuje Cię historia, co zresztą ma bezpośrednie przełożenie na Twoją twórczość. Czy zdarzyło Ci się kiedyś odkryć coś, co Cię kompletnie zaskoczyło i zaowocowało gwałtownym zwrotem akcji w fabule? Jeśli tak, to co to było?

A.P.: Lata temu, grzebiąc za informacjami o Nansenie, trafiłem na wzmiankę, że w młodości studiował zoologię, i pracując w muzeum w Bergen, napisał pracę naukową, w której zawarł swoje odkrycia z dziedziny neurobiologii. Badając system nerwowy pasożytów fok, wysnuł teorię o przekazywaniu informacji za pomocą ładunków elektrycznych (co kwalifikowało się do nagrody NOBLA!). Dowiedziałem się też, że pracował na preparatach barwionych atramentem.

Dwie dekady wcześniej w tym samym Bergen dr Gerhard Armauer Hansen, stosując preparaty barwione atramentem, odkrył bakterie trądu. Zbieżność metod badawczych i miejsca odkrycia wydały mi się ciekawym tropem. Zacząłem szukać informacji, czy dr Hansen i student zoologii znali się osobiście. Najpierw dotarłem do zdjęcia, gdzie siedzą w tym samym wnętrzu i przy tym samym mikroskopie. Później trafiłem na fotografię, gdzie uwieczniono ich razem. Wreszcie wygrzebałem norweski artykuł, który potwierdził moje teorie oraz rzucił więcej światła na życie intelektualne XIX-wiecznego Bergen. Informacje przydały się w stopniu umiarkowanym.

Gdy pisałem Oko Jelenia, zakładałem że katolicyzm w Norwegii raczej nie został zdmuchnięty przez reformację tak od razu, zakładałem, że w roku 1559 będzie istniała jakaś katolicka konspiracja. Skończyłem właściwie pisać pierwszy tom, gdy wpadła mi w ręce praca dra Andrzeja Żygadły, która potwierdziła moje przypuszczenia.

Czasem w trakcie uzupełniania wiedzy zmieniałem nieznacznie fabułę.

J.R.: Sporą część Twojej twórczości stanowią opowiadania, które zdaniem wielu uchodzą za trudniejszą od pełnowymiarowych powieści formę literacką. Jak jest w Twoim przypadku?

A.P.: Są pomysły o różnym ciężarze gatunkowym. Czasem pomysł wystarcza na powieść. U mnie najczęściej pomysły nie mają takiego potencjału. Dlatego piszę opowiadania. Ale piszę ich dużo, więc składam je w zbiory. Jednocześnie od czasu do czasu puszczam do czytelnika oko. W jednym z opowiadań Robert Storm kupuje stary zegarek – Omegę z nietypowo osadzonym mechanizmem do nakręcania. Wewnątrz odkrywa grawerowaną inskrypcję. Okazuje się, że to zegarek, który kilka dekad wcześniej służył doktorowi.

Pomysły są bardzo różne – są takie, które nadają się na krótkie, wesołe opowiadanko z mocna puentą. Są takie, przy których można podłubać kilka tygodni, by uzyskać w efekcie mocny tekst na poważnie.

Staram się stosować swego rodzaju płodozmian, by się nie zmęczyć i nie znużyć, piszę różne teksty, żongluję bohaterami, epokami, nastrojem.

O samym Wędrowyczu jest już ponad 150 u-tfu!-orów, o Stormie i Skórzewskim też sporo. I będzie więcej. Czytelnicy lubią bohaterów, chcą dowiedzieć się, co u nich nowego. Staram się zaspokoić te oczekiwania. Jak do tej pory powstało jedenaście zbiorów opowiadań „na poważnie” ujętych w cykl „światy Pilipiuka”. To już niemały dorobek. Zarazem „trochę” mi jeszcze brakuje np. do Aleksandra Grina który napisał ponad 300.

J.R.: Tego tematu pominąć się nie da: Jakub Wędrowycz. Po dłuższej przerwie i ku uciesze czytelników powróciłeś z tytułem „Karpie bijem”. Wszystko oczywiście sprowadza się do Wojsławic. Czy miejscowość z kart powieści ma dużo wspólnego z prawdziwą? Jak zachęciłbyś czytelników do odwiedzin Wojsławic? To jest pytanie mocno na czasie, ponieważ w tym roku będziemy tam celebrować XV edycję Dni Jakuba Wędrowycza.

A.P.: Wojsławice ukazane w moich opowiadaniach mają elementy wspólne z tymi prawdziwymi. Zarazem trzeba pamiętać, że jest to satyra. Można całkowicie bezpiecznie przyjechać.

Wojsławice to dobry punkt wypadowy dla poznania tej części ziemi Chełmskiej czy Zamojszczyzny. W samej osadzie mamy kilka ciekawych zabytków. XVII-wieczny kościół, XVIII-wieczną cerkiew, w ryku relikty zabudowy podcieniowej typowej dla przedwojennych żydowskich sztetli. W wyremontowanej synagodze jest muzeum gminne, w pobliskim Majdanie Ostrowskim – Dom trzech kultur, w Roziencinie – Dom rzemiosł. Okolica jest bardzo urokliwa. W promieniu 30 kilometrów znajdują się Chełm, Hrubieszów, Zamość i Krasnystaw. Opodal przebiega ścieżka rowerowa Green Velo łącząca Elbląg z Przemyślem.

J.R.: Jakie masz wrażenia po obejrzeniu serialu „Wiedźmin” wyprodukowanego przez Netflix? Ekranizację której z Twoich powieści najchętniej byś obejrzał?

A.P.: Nie oglądałem i raczej nie planuję. Kompletnie nie kreci mnie ta historia. Polskiej ekranizacji widziałem fragment i też mnie nie porwało. W grę komputerową też nie grałem, a książek o wiedźminie czytałem tylko fragmenty. Zarazem nie odmawiam Sapkowskiemu zasług dla polskiej fantastyki. Trudno dziś ocenić, co ostatecznie z tego wyniknie – czy jego sukces na Zachodzie będzie efemerydą czy może przetrze szlaki innym autorom.

Z mojej prozy? Najchętniej Oko Jelenia, ale byłoby nieprawdopodobnie drogie w realizacji. Storm, Skórzewski, Wędrowycz – tu można by coś pomyśleć.

J.R.: „Przeszłość dla przyszłości. Podręcznik do historii alternatywnej” pod Twoją redakcją ukazał się drukiem w listopadzie ubiegłego roku. Zdradzisz naszym czytelnikom genezę jego powstania?

A.P.: Pan Andrzej Dolniak ze stowarzyszenia Pokolenie wpadł na pomysł zorganizowania dużej imprezy poświęconej historii alternatywnej. Wymyślił, by imprezie towarzyszył film krótkometrażowy i by napisać podręcznik. Pokazać ludziom zupełnie inną wersję historii. Lepszą, fajniejszą.

Na festiwalu zastanawialiśmy się, czy były możliwe te inne – lepsze dla Polski – scenariusze. Np. Michał Gołkowski rzucił pomysł, że gdybyśmy wiosną 1939 roku nieoczekiwanie uderzyli na… Rumunię, pozbawilibyśmy Hitlera paliwa na prowadzenie wojen. Imprezie towarzyszyły też koncerty.

J.R.: W którym z pisarzy młodego pokolenia widzisz największy potencjał?

A.P.: Trudno ocenić. Myślę że Paweł Majka w przyszłości zdrowo namiesza w fantastyce.

J.R.: Doszły mnie słuchy, że będziesz gościem tegorocznego SkierConu. Możesz potwierdzić tę informację? Na jakich konwentach i imprezach czytelnicy będą mogli się z Tobą spotkać w najbliższym czasie?

A.P.: Trudno powiedzieć – lista nie jest jeszcze ułożona. Zobaczymy, czy sytuacja rodzinna pozwoli mi w tym roku na większą aktywność.

J.R.: Zdradzisz czytelnikom Fahrenheita, nad jakim projektem literackim obecnie pracujesz?

A.P.: Ryję pracowicie w zbiorze opowiadań o duchach. Idzie ciężko, ale powoli posuwam się do przodu. Będzie to historia na wesoło, taka trochę w stylu Wędrowycza, ale może bardziej z morałem.

J.R.: Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę Ci samych sukcesów.

A.P.: Dziękuję.




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Andrzej Pilipiuk „Kuzynki”

Drugie, poprawione wydanie pierwszego tomu trylogii Andrzeja Pilipiuka.Kim są „Kuzynki”? Katarzyna to 20-letnia agentka…

Andrzej Pilipiuk „Wampir z KC”

Komuna ustępuje miejsca krwiożerczemu kapitalizmowi, co jednak wcale nie oznacza, że wszystko…

Andrzej Pilipiuk „Reputacja”

Reputacja Andrzej Pilipiuk Wydawnictwo: Fabryka Słów Liczba stron: 400 LAMUS OSOBLIWOŚCI, SMAK…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit