Recenzje (4)
Komiks
Batman to pipa
Cóż, komiks to taka dziedzina, w której twardziele rodzą się jak kolejne firmy ojca Rydzyka. Niektórzy, jak Marv z "Miasta Grzechu", są (w moim skromnym odczuciu) nie do ruszenia. Inni muszą sobie radzić z konkurencją.
Hitman (w dowodzie: Tommy Monaghan) działa na terenie już opanowanym przez jednego naprawdę twardego twardziela. Hitman mieszka i pracuje w Gotham City, a do swego antagonisty zwraca się per "mysza". To wyjaśnia, który z nich dwóch jest w rzeczywistości większym twardzielem. Było nie było, Batman biega w rajtuzach (choć nie zakłada na wierzch majtasów, jak Superman), zaś Hitman ubiera się jak równy koleś. Warto jeszcze dodać, że panowie nie pałają do siebie uczuciami zbyt serdecznymi z przyczyn czysto zawodowych - Monaghan, jak sugeruje jego ksywa, jest płatnym zabójcą.
"Hitman" powstał jako jeden z tak zwanych crossoverów, czyli historii, w których spotykają się postaci z różnych komiksowych światów, bądź mówiąc po ludzku, z różnych serii. Dzięki tej ciekawej idei Hitman mógł pojawić się w mieście, w którym jednego superbohatera już mamy. Dla przeciwwagi reprezentuje on trochę inną grupę interesów, choć nie wszystko jest tak jednoznaczne, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Monaghan zostaje obdarzony pewnymi mocami, które znacznie podnoszą jego zawodowe kwalifikacje. To również odróżnia go od "gacka", który jak wiemy, bicepsy zawdzięcza wyłącznie sali ćwiczeń. W historie wplątany jest zresztą jeszcze jeden bohater, który gościł już na naszym rynku. Demon Etrigan, stary kumpel Lobo; w Hitmanie nareszcie mówiący wierszem. Przy tej okazji ukłony dla tłumacza. "Hitman" naprawdę zachwyca językiem. Soczystym i dosadnym kiedy trzeba, ale przede wszystkim bardzo żywym. Zresztą nie ma się czemu dziwić. Za scenariusz odpowiada znany u nas dobrze i wysoko ceniony u siebie Garth Ennis, autor między innymi wydanego u nas "Pielgrzyma". Fabułę prowadzi w dość charakterystyczny dla siebie sposób, z dużą dozą inteligentnego humoru, z dystansem, ale i z wyraźnymi wątkami religijnymi. Widać, że Ennis odznacza się trochę bardziej oryginalną wyobraźnią niż jego koledzy po fachu z USA. Jak na faceta z Belfastu przystało. To dzięki temu mamy na przykład wpleciony wąteczek nazistów (epizodycznie) poprowadzony w sposób bardzo naturalny, nie rażący sztucznością.
Z pewnością "Hitman" nie będzie dobrą lekturą dla młodszych czytelników. Demony, giwery, trupy, to wszystko wymaga pewnego wyrobienia. Niemniej jest to z pewnością pozycja setki razy wybitniejsza niż dziewięćdziesiąt procent telewizyjnej oferty filmowej. Było nie było, Tommy jest człowiekiem o silnych zasadach moralnych...
Konrad Bańkowski
Hitman
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: John McCrea
Mandragora, 2002
Cena: 29.90 PLN
Komiks
Dużo rajtuzów
Przyznam się otwarcie. Po ten komiks sięgnąłem (nie bez bólu finansowego) z dwóch powodów. Po pierwsze Batman na okładce, a po drugie, gdy zajrzałem na pierwszą planszę, powaliły mnie kolory. I kreska. I w ogóle.
Z superbohaterami jest jak ze szpinakiem. Się lubi, albo się nie lubi. Ja, poza kilkoma wyjątkami (Batman), nie przepadam za "facetami w rajtuzach". Niby nie mam nic do mniejszości seksualnych, jednak tylko pod warunkiem, że żadna z nich nie przyzna się do Supermana (albo on do niej). W związku z tym nie jestem również wielkim miłośnikiem Ligi Sprawiedliwości, której zwyczajowe poczucie patriotycznego obowiązku wobec pasków i gwiazdek delikatnie rozmija się z moim światopoglądem. Niemniej "Ziemię 2" przyswoiłem z dużą dozą przyjemności, co z jednej strony jest z pewnością zasługą wspomnianej już szaty graficznej, a z drugiej całkiem ciekawego scenariusza. Dialogi w typie: "Daj spokój, nie jesteśmy w komiksie..." również mają tu swój mały udział.
No, ale do remu. Pomysł Granta Morrisona jest dość przewrotny. Lidze Sprawiedliwości przeciwstawia Syndykat Zbrodni z planety bliźniaczo do Ziemi podobnej, ale odwrotnej, odbitej w lustrze. Syndykat składa się więc z superbohaterów, których głównym zadaniem jest sianie zbrodni, zniszczenia i wszelkich innych niegodziwości. Pomysł sam w sobie może nie genialny, jednak zrealizowany niemalże po mistrzowsku. Jest tylko jeden warunek, trzeba odznaczać się dobrą orientacją w postaciach znanych z serii DC Comics. Wtedy zabawa w odkrywanie przeinaczonych bohaterów, którzy są zupełnie (lub tylko trochę) kim innym niż przywykliśmy, będzie naprawdę przednia. Poza tym Morrison, mimo oczywistego rozłożenia racji (na pierwszy rzut oka, he he he) bardzo umiejętnie wprowadza nas w niepokojący relatywizm. Ci dobrzy, którzy zawsze są dobrzy u nas, niekoniecznie będą dobrzy tam, a ci źli, choć faktycznie źli, nie są źli aż tak do końca. W każdym razie nie zawsze i nie wszędzie. Wszystko to przedstawione w sposób naprawdę inteligentny i całkiem dowcipny. Dzięki temu jest to pozycja nadająca się z powodzeniem nawet dla nie-miłośników gatunku, choćby takich jak ja. Choć z drugiej strony Batman jest świetny. Jak zwykle.
PS
Fun Media nadal chyba trochę przesadza z cenami. Jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten komiks spokojnie mógłby kosztować o pięć złotych mniej.
Konrad Bańkowski
JLA, Ziemia 2
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Frank Quitely
Fun Media, 2003
Cena 20 PLN
|
|