strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Andrzej Ziemiański Publicystyka
<<<strona 14>>>

 

Wrocław poddaje się ostatni

 

 

O AUTORZE
Andrzej Ziemiański - rocznik '60. Jeden z najpoczytniejszych autorów SF w ostatnich latach. Laureat wielu nagród (Zajdla, Sfinks) za szereg opowiadań i powieści. Autobahn nach Poznań, Legenda, Bomba Heisenberga, Achaja - to parę nagrodzonych tytułów. Z zawodu: architekt, z zamiłowania: militarysta, z namiętności: palacz. Człowiek renesansu - porozmawia na każdy temat, mając szeroki wachlarz zainteresowań.

Zawsze byłem dziwakiem. Różniłem się od innych ludzi. I choć zawsze sprawiało mi to kłopoty (sprawia i dziś) – niczego nie żałuję. Ludzie niezbyt normalni częściej dostrzegają rzeczy ukryte, schowane gdzieś pod pozorną szarością wokół.

Początkowo jednak Wrocław wydawał mi się miastem zupełnie niefantastycznym. Jako młody człowiek marzyłem o (jak to ładnie ujął Drzewiński) "tak zwanej Ameryce" – czyli zlepku naiwnych wyobrażeń czerpanych z filmów i pocztówek stamtąd. Tak, tak – wzrok Was nie myli – napisałem "pocztówek". Trudno w to uwierzyć, ale mam dowód. Dwudziestodwu piętrowy budynek Poltegoru wygląda po prostu jak monstrualny prostopadłościan wbity w ziemię, z drzwiczkami na dole jak w zwykłym, małym sklepie. Nie ma żadnego zaplecza na poziomie "zero", nie ma kilku kondygnacji przeznaczonych na usługi, handel, mały biznes... Czysta, geometryczna bryła osadzona bezpośrednio w gruncie. Dlaczego? Jak w anegdocie – dlatego, że ówcześni architekci dostawali pocztówki ze Stanów, na których były pokazane tylko szczyty wieżowców.... Śmiem w to wierzyć.

Jako młody człowiek wierzyłem też, że ładne są socjalistyczne, bezduszne osiedla, a brzydkie – poniemieckie, skomplikowane budowle. Potem dopiero, studiując architekturę, zacząłem rozumieć, że istnieje coś jeszcze – ukryte, tajemnicze miasto. Dziwne, niezrozumiałe początkowo, jakby spowite we mgle. Trzeba się cholernie starać, być bardziej wnikliwym niż Sherlock Holmes, żeby odsłonić choć rąbka tajemnicy. Szukałem długo. I nagle doznałem olśnienia. Nagle zacząłem Wrocław kochać. Tak, kochać to miasto, które nie ma prawa istnieć, a mimo to radzi sobie zdecydowanie dobrze.

Kiedy po dziesięciu latach milczenia usiłowałem zrobić back to bussines, zrozumiałem, jaki przedtem byłem głupi, pisząc o "Ameryce", o której nie mam żadnego pojęcia. A przecież w każdej zachodniej szkole pisarstwa powtarzają: pisz o tym, na czym się znasz, pisz o tym, co cię fascynuje, pisz o tym, co kochasz.

W Bombie Heisenberga po raz pierwszy opisałem coś z mojego Wrocławia/Breslau. Tak, nie ma się czego wstydzić: oprócz tego, że jestem Wrocławianinem, mogę śmiało powiedzieć też: Ich bin ein Breslauer. Zrozumiałem nareszcie, jakim dziedzictwem obdarzyły nas pokolenia Słowian, Polaków, Niemców, Czechów, Żydów, Tatarów i dziesiątek innych nacji, które budowały to miasto. Zaczynając od ugoru i przez tysiąclecia tworząc coś, co na zawsze pozostaje w pamięci – pomnik ludzkiej zaradności i piękna, które zawsze w nas gdzieś tkwi. Wielonarodowy tygiel, miasto kupców, miasto przesiedleńców z Wilna i Lwowa, którzy przynieśli ze sobą śliczny kawałek naszej wschodniej kultury.

Tutaj właściwie w każdym miejscu wystarczy kopnąć jakiś kamień, a spod niego coś wystaje. Kopiąc dalej, można odkryć ludzkie czaszki, jakieś kości albo płytki z tajemniczymi napisami po niemiecku czy hebrajsku. To miasto zmienia się, ale jakieś przesłanie w nim zawarte, brnie przez otchłanie czasu, by przekazać swoją istotę komuś w przyszłości. Jestem tego pewien. I ta myśl skłoniła mnie do napisania Legendy... Są przekazy sprzed tysiącleci, są i nowsze. Na przykład Osiedle Sępolno – gigantyczna, niemiecka dzielnica mieszkaniowa. Dopiero z lotu ptaka widać, że ma kształt orła. I że orzeł jest chłopczykiem, a nie dziewczynką, o czym świadczy stercząca w odpowiednim miejscu... wieża kościoła. Architekt, który to projektował, chciał mi coś powiedzieć. Chyba wiem, co.

W ogóle idea łączności z "braćmi w czasie" ogarnia mnie zawsze, kiedy wyglądam przez okno. Kolega pracuje przy tym samym biurku, co Zygmunt Freud. Ja – urodziłem się blisko miejsca powicia Czerwonego Barona von Richthofena, a pracuję niedaleko uczelni, które wypuściły trzech noblistów. Znajomy przebudowywał gmach, gdzie lekarzom po raz pierwszy udało się pokonać barierę różnicy ciśnień i przeprowadzić operację na otwartych płucach... Wszystko wokół, te stosy pamiątek, pomników i dziwnych budowli, skłoniło mnie do napisania Waniliowych plantacji Wrocławia. Przeżyjemy to jeszcze raz, sądzę. Koło czasu się obraca. Te wspaniałości nie znikną w niepamięci. Wszystko, co dobre – przeżyjemy jeszcze raz. Jestem niepoprawnym optymistą. Nieuleczalnym.

Misja w czasie, ukryty przekaz sprzed lat, to wszystko było ziarenkiem, z którego zakiełkowało opowiadanie Chłopcy, wszyscy idziecie do piekła!. To także fascynacja "Trójkątem Bermudzkim" – dzielnicą, gdzie łatwo zarobić cegłą w głowę i gdzie wszystko znika w niewytłumaczalny naukowo sposób. Nie bez przyczyny słynną scenę z filmu Ewa chce spać, w której bandyta mówi do przechodnia: "Kup pan cegłę!", kręcono we Wrocławiu. Widać scenarzysta odwiedził Trójkąt Bermudzki. Szczęściem (skoro napisał scenariusz), nic mu nie zniknęło – poza portfelem.

Są też we Wrocławiu budowle groźne: podziemne ulice, gdzie mogą się mijać nawet dwie ciężarówki naraz, schrony w każdym parku, prawie przy każdej ulicy, ukryte pod grubym betonem stanowiska dowodzenia z krętymi, wybrukowanymi alejkami i fosforyzującymi w ciemności ścianami (to taki awaryjny system oświetlenia). Jest też kilka megabunkrów – wysokich na kilka pięter, o których przeznaczeniu nic nie wiemy. To z kolei inspiracja Zapachu szkła. Zawsze zastanawiałem się, czemu te betonowe konstrukcje służyły, ale jako architekt nie potrafiłem znaleźć żadnej odpowiedzi. Stąd wyjaśnienie fantastyczne.

Wrocław jednak, to przede wszystkim ludzie. To miasto nigdy nie zasypia. Można się bawić, spotykać znajomych, w środku nocy krążyć wśród tłumów, bywają przyjazne, jak nigdzie indziej. Tutaj o każdej praktycznie porze można skorzystać z zaplecza intelektualnego – czyli zamęczać kolegów fachowców z różnych dziedzin pytaniami o szczegóły, których muszę użyć w pisanym właśnie tekście. Bez tych ludzi, bez nastroju radości i sprzyjania, fachowych rad, czy choćby poklepania po plecach przez obcego przechodnia o trzeciej w nocy, nie powstałoby żadne opowiadanie. Już zresztą czuję, że w głowie rodzi się, mglisty jeszcze, pomysł na tekst Breslau never sleeps. Tytuł już mam, zalążek akcji też. Zobaczymy, co dalej.

Zresztą, mówiąc o ludziach, muszę przyznać, że nigdy nie tworzyłem wymyślonych postaci. Każdy z bohaterów ma jakieś osadzenie w rzeczywistości, oczywiście pod zmienionym imieniem, z dopisanymi przygodami, których nie przeżył. Wszyscy bohaterowie to prawdziwi wrocławianie. Mogę więc powiedzieć, że poruszam się wśród fantastycznych ludzi. Idąc chodnikiem, spotykam często majora Wagnera, Maćka Śleszyńskiego (zawsze z Majką), dyskutuję z generałem Baryłą. Murzynka Sue Kristy-Anderson studiuje w gmachu obok mojego, Toy Iceberg już chyba nie pracuje przy krawężniku na ulicy Gwarnej, Zoe naprawdę jest kajakarką. A Achaja, zupełnie serio, gołymi rękami, jest w stanie wpylić paru facetom naraz. Często widzę ją, jak spaceruje pod rękę razem z sierżantem Shhą. Zaan pracuje w biurze projektowym i wiecznie knuje. Sirius nie przejmuje się niczym – jak dzwoni, to od razu ustawia świat na właściwym miejscu. Mayfed naprawdę jest snajperem. Nie mogę powiedzieć, czy najlepsza w mieście, w kraju, czy... na świecie – bo bym za dużo zdradził. Ale pomyślcie sami, o kogo mi chodzi – znacie ją, znacie. Wszyscy oficerowie służb różnych, opisani w Waniliowych plantacjach... są naprawdę oficerami i choć nie ścigają "słowiańskich agentów", to wykonują swoją robotę dobrze.

Natomiast zawsze, patrząc przy goleniu w lustro, myślę, skąd się wziął Biafra z Achai i Marek Hofman z Zapachu...

 

 

Jestem otoczony ludźmi, którzy należą w pewnym sensie do dwóch światów. I bardzo mnie to cieszy, bo sam nie żyję w realnym, choć go bardzo lubię.

Fantastyczny Wrocław to także Fahrenheit. Wpadłem na pomysł tego periodyku, opracowując założenia Projektu Rej. Potem zaprosiłem do współpracy Gienka Dębskiego i razem stworzyliśmy pierwszy polski, literacki periodyk sieciowy poświęcony fantastyce. Pracowaliśmy właściwie tylko we dwóch, do momentu, kiedy dołączył do nas Adam Nakonieczny, wybitny grafik komputerowy. Odtąd każdy numer Fahrenheita miał za każdym razem inną, oryginalną szatę graficzną, czym zaczął się odróżniać od periodyków, które wtedy już zaczęły powstawać w sieci. Nakonieczny jest, w znacznej mierze, twórcą legendy pisma – wprowadził je na profesjonalny poziom. A poza tym, o czym przekonałem się na konwentach – to było przedsięwzięcie jedyne w swoim rodzaju: bez zadęcia, pełny luz, bez złudnego poczucia powagi misji. Chcieliśmy coś zrobić, a nie robić. Chcieliśmy się bawić, ale też pomóc początkującym autorom. Wielu z ówczesnych naszych debiutantów opublikowało swoje dzieła na papierze. Wielu ma już swoje książki, wyeksponowane w księgarskich witrynach, kilku zostało nawet nominowanych do nagrody im. Janusza A. Zajdla, Sfinksa i innych. Po mojemu: well done!

Potem dochodziło do różnych fuzji (czasem i konfuzji), Fahrenheit profesjonalizował się coraz bardziej, do redakcji dołączyło wiele nowych osób. Szata graficzna została ujednolicona, przyszli nowi felietoniści i autorzy. Periodyk zmierza ku nowym, lepszym horyzontom.

Czasy się jednak zmieniają.

Chciałbym się pożegnać z Czytelnikami. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy nam pomagali i czynem, i ciepłym słowem. Chciałbym także rozwiać obawy tych, którzy twierdzą, że jak wejdziemy do "Europy", to się zunifikujemy i stracimy, jako polska fantastyka, swój własny, odrębny rys.

Nie bójcie się. Czy w czasach wojny, czy za Powodzi Tysiąclecia... Wrocław zawsze poddaje się ostatni!

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika )
Hormonoskop
Andrzej Sawicki
M. Koczańska
EuGeniusz Dębski
Grzegorz Żak
Andrzej Ziemiański
Adam Cebula
Jacek Inglot
Adam Cebula
Zbigniew Ceglarski
EuGeniusz Dębski
Łukasz Orbitowski
Kareta Wrocławski
Adam Cebula
Andrzej Drzewiński
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
T. Graf v. Mannsky
J. Grzędowicz
Robert J. Szmidt
Jacek Inglot
Jacek Inglot
Michał Studniarek
Drzewiński, Inglot
Marcin Przybyłek
 
< 14 >