strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Piotr K. Schmidtke Publicystyka
<<<strona 16>>>

 

PeKaeSem 10: Wiara przenosi (w) górę

 

 

Motto:

W iskier krzesaniu żywem

Materiał to rzecz główna:

Trudno najtęższym krzesiwem

Iskry wydobyć z materii miękkiej i podatnej...

"Pytają mnie się ludzie..." ("Słówka")

Tadeusz Boy-Żeleński

 

 

Historia już po wielokroć udowodniła, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu (który, skądinąd, sam w sobie był daleko posuniętą nadgorliwością). Czasem w powyższej nierówności zamiast nadgorliwości umieszcza się fanatyzm. A właśnie fanatyzmu nie cierpię, jak mało czego. Bo nie dość, że z fanatykiem nijak nie idzie dyskutować, nie dość, że najstaranniej nawet dobrane i obiektywne argumenty można o kant dupy potłuc, to w dodatku istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo zarobienia w kły za niewinność. Czy też, precyzyjniej rzecz ujmując, za nietolerowalną winę wobec obiektu kultu. Najprostszym wyjściem byłoby nie wdawać się w dyskusje z fanatykami celem oszczędzenia sobie cierpienia i siniaków, a wyznawcy – stresów. Jednak czasami po prostu nie sposób się powstrzymać, i z pełną świadomością pakowania się w bezsensowne mordobicie bierze się udział w dyskusji. Czy też, jak to często w przypadku fanatyków bywa, pyskusji.

Do czego zmierzam? Otóż kilka dni temu, na krakowskim konwencie, miała miejsce premiera najdłużej tworzonego i oczekiwanego polskiego systemu RPG. Wydawca i twórca w jednej osobie wiele naobiecywał, wielokrotnie przekładał premierę, a także radośnie ignorował wszelkie głosy krytyki, niezależnie od prezentowanych argumentów. Na jednego, szczególnie zjadliwego krytyka (oddawszy sprawiedliwość: nie wszystkie padające uwagi były słuszne; tym niemniej, w wielu było sporo racji) publicznie się obraził, a także wyzywał go grubymi słowy na oficjalnej stronie systemu. Obok krytyków byli też jednak ludzie, którzy wierzyli w projekt i wspierali go, jak mogli (co bardzo często polegało po prostu na wyśmiewaniu krytykujących i chwaleniu twórcy). Dwóch z nich doczekało się nawet specjalnych podziękowań za wsparcie i wiarę na karcie tytułowej podręcznika. Wyjaśniając: to nie jest tak, że system, o którym mowa, jest zły. Zawarto w nim wiele świetnych pomysłów, a także ciekawych i innowacyjnych rozwiązań. Ale z drugiej strony, pojawiło się sporo głosów wskazujących na uderzające podobieństwo niektórych z użytych chwytów do patentów zastosowanych w dwóch systemach zachodnich, w tym jednym bardzo mało znanym. Poza tym podręcznik ten ma jedną, niezaprzeczalną, z pozoru, wadę – napisano go polszczyzną wyjątkowo kiepskiej jakości. Te i inne, mniej lub bardziej zasadne uwagi pojawiły się na forach dyskusyjnych – i wtedy ponownie aktywizowało się "wsparcie" twórcy. Na początek osobnik oficjalnie wyróżniony za wiarę udowodnił, że jego nazwisko nie na darmo wydrukowano w podręczniku. Niczym szlachetny rycerz na białym koniu, w srebrnej zbroicy i z krzyżem na piersi, stanął przeciwko pogaństwu. Choć, biorąc pod uwagę stopień fanatyzmu, nie mogłem oprzeć się skojarzeniu ze śniadym brodaczem w turbanie, z walizką pełną wąglików i imieniem Proroka na ustach. Ówże obrońca jedynej wiary najpierw spytał jednego z krytykujących, jak on śmie mieć uwagi. Inny dowiedział się, że się nie zna, trzeci, że jego zarzuty, nawet jeżeli słuszne, nie mają znaczenia, a system jest najlepszy, genialny i w ogóle bez skazy i zmazy. Szybko pojawili się naśladowcy i nagle okazało się, że ludzie mający jakiekolwiek zarzuty (również te nie podlegające dyskusji, jak uwagi co do stylu i interpunkcji) zostali oskarżeni o malkontenctwo, złośliwość i, pardon my french, dopierdalanie się. Stworzono atmosferę, w której nie dało się nic powiedzieć, bo natychmiast było się atakowanym za krytykanctwo. W takich warunkach ciężko prowadzić jakąkolwiek dyskusję, więc ludzie mający uwagi szybko umilkli. A skoro nie ma uwag krytycznych, a od pochwał aż się roi, przeciętna ocena podręcznika wzrasta niepomiernie. Tadam, wiara przeniosła w górę.

Z drugiej strony mamy inny przykład – grę karcianą, która powstawała ładnych parę lat, tworzona przez zmieniające się ekipy, już to w Warszawie, już to w Krakowie, wielokrotnie zarzucana i wznawiana. A jednak w końcu powstała, miała swoją premierę na tym samym konwencie, ale pozbawioną takiego rozmachu i z cichszymi fanfarami. I się spodobała. Pojawiły się entuzjastyczne recenzje, artykuły z kombinacjami kart, fani dyskutują o grze i przede wszystkim (bo to właśnie jest najważniejszym wyznacznikiem) grają. Tylko dlatego, że znalazło się kilku ludzi, którzy uwierzyli w ideę gry – i postanowili ją wypełnić. I okazało się, że wiara może przenosić w górę.

Na tym konwencie odbyła się także trzecia premiera, najmniej widoczna, bo pozbawiona głównego bohatera. Z przyczyn technicznych drukarze opóźnili się i nie zdążyli z podręcznikiem na czas – ale, biorąc pod uwagę nazwę systemu, nie powinno to nikogo dziwić. Ten z kolei podręcznik tworzony był w ciszy, przez zaledwie kilka osób. Dopiero niedawno, gdy prace były już na ukończeniu, zaczęły się w sieci pojawiać informacje. W chwili, gdy piszę te słowa, pierwsza partia książek wędruje właśnie do księgarń. Wkrótce okaże się, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Ale dwójka zakochanych, która ten system stworzyła, wierzy w niego. A życie pokazuje, że wiara może przenosić góry...

Naturalnie dopiero czas pokaże, czy produkty odniosą sukces. Najbliższe pół roku będzie decydujące, w chwili obecnej ciężko nawet prorokować. Czy wiara się ugruntuje, czy też osłabnie zależy w dużej mierze od tego, co zrobią twórcy. Na dziś autorzy pierwszego systemu milczą (ich apologeci bronią ich, argumentując, że im też by się nie chciało dyskutować z malkontentami), karcianki – biorą czynny udział w dyskusjach o swoim dziele, nie obrażając się za uwagi i nie nagradzając włazidupstwa. Twórcy drugiego systemu właśnie pakują go do paczek i wysyłają w Polskę.

Jakiś czas temu zostałem na tych łamach skrytykowany za wyśmiewanie się z cudzych marzeń. Przy okazji rozważań o wierze wyjaśnię Ci, Tomku, co tak naprawdę zirytowało mnie w opisywanych w tamtym felietonie przypadkach (choć jestem świadom, że z tekstu mogło wynikać co innego; cóż, nikt nie jest doskonały). Nie marzenia. Nie marzenia, a właśnie fanatyzm. Czy to autora powieści (który był tak przeświadczony o własnym geniuszu, że nie przyjmował do wiadomości żadnych głosów krytycznych), czy też fanów systemu RPG, którzy prędzej zglanują krytyka niż dotrze do nich, że obiekt ich wiary ma wady. I o ile ludziom niewidomym powinno się pomagać, to zaślepionych należy przede wszystkim unikać. I wierzyć, że się człowiek nie zarazi.

 

Na koniec prośba do Ciebie, Czytelniku. To już dziesiąty odcinek PeKaeSa. Wraz z tą częścią cykl kończy rok, bo pierwsza ukazała się w numerze wakacyjnym. Chciałbym, żeby drugi rok życia PeKaeS zaczął jako twór o wiele lepszy. Dlatego prosiłbym o przesyłanie uwag na temat tego cyklu i wrażeń z jego lektury. Sporo tego wyszło podczas kilku dyskusji, które rozpętały się na forum, ale na pewno jest tego więcej. Wierzę, że z Waszą pomocą wymaluję tego busa na lakier metalik i dokręcę alufelgi. Niech ma. W końcu to jego urodziny...

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Hormonoskop
Ludzie listy piszą
Galeria
Idaho
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Zimniak
Romuald Pawlak
Piotr K. Schmidtke
Eryk Remiezowicz
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Adam Cebula
Iwona Surmik
Magdalena Kozak
Marcin Mortka
Alastair Reynolds
P. Nowakowski
Kaim
XXX
Steven Erikson
Neil Gaiman
Paul Kearney
Romuald Pawlak
 
< 16 >