strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Romuald Pawlak Na co wydać kasę
<<<strona 33>>>

 

Rycerz bezkonny (fragment)

 

 

O KSIĄŻCE
Fillegan z Wake ma prawdziwego pecha. Choć marzeniami sięga gwiazd, życie wciąż boleśnie go doświadcza, każąc sypiać po wykrotach i poruszać się pieszo. Nasz bohater zarabia na życie kradnąc, najmując się do noszenia ciężarów jako niewykwalifikowany robotnik czy wreszcie za nędzny grosz pasując na równych sobie szlachciców przebrzydłych kupców. Do tych ostatnich żywi całkiem uzasadnioną urazę. Jeden z nich bowiem, niejaki Ayermine, za długi przejął Wake, rodową siedzibę Fillegana. Przemierzając Europę, rycerz hoduje więc coraz większą nienawiść do kupieckiego cechu. Lecz przewrotny Los sprawia, że nie kto inny jak Perdigan, kupiec, gotów jest oddać Filleganowi cały majątek w zamian za ocalenie swej ukochanej. Jak się okazuje, dorzuca jeszcze parę ksiąg poświęconych magii. I tak w dziejach świata nastaje nowa era. Rycerz, który zaczynał od badania korzeni drzew w wykrotach, zdobywa nie tylko pieniądze, lecz drzemiącą na kartach prawdziwą potęgę. Pierwsze eksperymenty magiczne nie są co prawda udane, jednak na horyzoncie dziejów rysują się całkiem ciekawe możliwości...

Mandragorę, aby nie utraciła swych magicznych mocy, należy rwać nocą, w świetle księżyca w pełni. Honoriusz posuwał się jeszcze dalej, twierdząc, że potęgę mandragorowego ziela bardzo wzmaga ogień pochodni. Zgadzając się z Laputańczykiem, Fillegan zamierzał wypełnić wszystkie warunki. Księżyc znajdował się w odpowiedniej fazie, noc nadchodziła, pochodnie były przygotowane.

Wreszcie zapadły ciemności i ekspedycja naukowa pod wodzą rycerza zajrzała do psiarni.

Pukiel, uwiązany na łańcuchu niby krowa, skamlał rozpaczliwie. Fillegan spojrzał pytająco na Duendaina:

– Nic dziwnego nie zauważyłeś?

Giermek zaprzeczył ruchem głowy.

– W normie. Tylko się boi.

Nieszczęsny pies zapierał się łapami, jakby wiedział, co go czeka. Na przemian musieli go ciągnąć i popychać.

Strategiczne miejsca w leśnej głuszy Fillegan wytypował już wcześniej. W trakcie poszukiwań całą kompanią znaleźli siedemdziesiąt trzy mandragory. Rycerz odkrył ponadto dziwne ruiny, niemal całkowicie pokryte mchem, dające się jednak rozpoznać jako resztki stołpu.

Na pierwszy ogień wybrał samotny krzew rosnący na skraju niewielkiej polanki zakrytej paprociami. Miejsca było dość, aby bez trudu założyć dogodny punkt obserwacyjny, ściana lasu ściśle wyznaczona – prawdziwy raj dla naukowca.

Ale nie dla narzędzia badawczego. Pukiel szalał. Usiłował się wyrwać Duendainowi z ręki, napięty łańcuch drgał niczym struna. Prawie by można zagrać na nim "Boże, coś słodką Francję ocalił..."

Fillegan odchylił kępę paproci i w świetle pochodni mandragora ujawniła się w całej okazałości zgromadzonym tu adeptom magii botanicznej.

– Nie krzycz, maleńka! – szepnął czule do wiechcia blado połyskujących liści.

Pod pieszczotą palców roślina ożywiła się niczym niemowlę na dźwięk słów matki... albo głodna krwi pijawka.

– Łopata! – zarządził, popadając w naukowe szaleństwo. Giermek pospiesznie wcisnął mu ją do ręki. Rycerz szybko spulchnił ziemię wokół mandragory, niejako mimochodem karczując przeszkadzające w operacji zarośla skrzydlicy.

Jos, który przejął psa od giermka, burknął coś pod nosem. Pukiel nadal nie zdradzał chęci do współpracy, właśnie dał temu wyraz, wgryzając się w łydkę kupca. Ten kopnął go lekko.

– Nie rusz! – wrzasnął Fillegan, gniewnie spoglądając na Perdigana. – Jak mu się coś stanie, sam będziesz wyrywał to zielsko! – Po czym już spokojniej dodał: – Rzemień i rękawice, poproszę.

Duendain szybko podał mu jedno i drugie.

Podczas kiedy giermek wraz z Perdiganem przytrzymywali szarpiącego się wściekle Pukla, rycerz najpierw uwiązał mu rzemień do szyi, po czym nałożył rękawice i zbliżył się do mandragory, żeby ją połączyć z psem.

– Zatyczki! – przypomniała lekko pobladła Orri. Fillegan z trudem wrócił do rzeczywistości. Skinął głową. Dobrze się stało, że przy kolacji nie zdołał wyperswadować dziewczynie udziału w tej niebezpiecznej wyprawie.

– A tak, musimy się przygotować na ten moment, gdy zielsko, umierając, zacznie krzyczeć. Zatyczki do uszu włóż! – zarządził, zaraz też dając przykład. Krzywił się przy tym niemiłosiernie, bo płótno, choć miękkie, i tak drażniło kanały słuchowe niczym kolec wbity w ciało.

Teraz już naprawdę byli gotowi na wszystko. Nawet na krew, ból i wreszcie śmierć. Psa i mandragory, oczywiście, nie swoją własną. A ściślej rzecz biorąc, jeden rycerz był gotów. Reszta kompanii z niepokojem popatrywała na eksperymentatora w nadziei, że ten wie, co czyni.

Fillegan obwiązał rzemień wokół korzenia, po czym wrzasnął:

– Psa puść!

Perdigan i Duendain nadal trzymali Pukla w żelaznym uścisku. Dopiero gniewne gesty rycerza sprawiły, że giermek pojął, w czym rzecz. Wyjął z worka kawał kiełbasy i rzucił zwierzęciu.

Oś mandragora – pies – kiełbasa została ustanowiona.

Pukiel wściekle wyrwał się do przodu. Zignorował jednak kiełbasę, wybierając wolność – ta zaś czekała w ciemnościach lasu. Sznurek łączący go z mandragorą na moment luźno zwisł, ale zaraz znów się napiął i wszyscy ujrzeli, jak dorodna męska alrauna nagłym ruchem wysuwa się z ziemi, po czym, pomykając za Puklem, znika w gęstwinie.

– A niech to! – rycerz ocknął się z osłupienia i rzucił na poszukiwania. – No, na co czekacie, łapać tego cholernego kundla, do cholery! – krzyknął jeszcze reszcie kompanii, zanim przyświecając sobie pochodnią, zniknął w zaroślach.

Szukał kropel krwi, jaką miała broczyć umierająca roślina. Powinny go one doprowadzić do martwego psa, leżącego gdzieś w pobliżu. Nic jednak nie znalazł. W kole o promieniu pięciuset kroków nie było śladu ani po mandragorze, ani po zwierzęciu, chyba że w tych ciemnościach rozświetlanych chybotliwym blaskiem żagwi przeoczył je, leżące pod jakimś krzakiem albo w borsuczej norze. Wrócił na polanę, klnąc pod nosem.

Giermek już czekał, stojąc z poirytowaną miną.

– Dobrą kiełbasą wzgardził, kundel jeden... – mruknął z niechęcią, pokazując wędlinę. Już dobrały się do niej mrówki, więc odkopnął ją ze wstrętem.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Hormonoskop
Ludzie listy piszą
Galeria
Idaho
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Zimniak
Romuald Pawlak
Piotr K. Schmidtke
Eryk Remiezowicz
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Adam Cebula
Iwona Surmik
Magdalena Kozak
Marcin Mortka
Alastair Reynolds
P. Nowakowski
Kaim
XXX
Steven Erikson
Neil Gaiman
Paul Kearney
Romuald Pawlak
 
< 33 >