strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Adam Cebula Publicystyka
<<<strona 19>>>

 

Światy równoległe liberała

 

 

Zawsze się zastanawiałem, co jest przyczyną takiego rozkwitu zainteresowania światami równoległymi, co stanowi, że fantasy niemal całkowicie wykopała fantastykę naukową z półek i teraz zabiera się za jej wymiecenie z ekranów, obojętne, kinowych czy telewizyjnych. Nade wszystko zastanawia mnie, co jest takiego ponętnego w tworzeniu światów, które na pewno nie są tym naszym najszczęśliwszym z istniejących światów.

Jedna z moich teorii jest taka, że sposób funkcjonowania tego, co widzimy wkoło, jest na swój sposób niesatysfakcjonujący przeciętnego pisarza. Żadna z idei, a w gruncie rzeczy autorem idei są ludzie, nie jest tu realizowana. Wszystko na skutek tego, że właśnie wymyślamy sobie jakieś idee jest obok nich. Bo kiepsko wymyślamy te idee.

Jednym z takich pomysłów, który mnie prześladował od dość wczesnej młodości, jest tak zwany wolny rynek. Młodsi nie mają do tego żadnego stosunku, bo oni się już w tym wychowali, oni mieli to od zawsze, ja natomiast mam za sobą gospodarkę planową. Widziałem te sklepy, w których już nawet octu na półkach zaczynało brakować.

Wolny rynek miał być lekarstwem na biedę. Jeśli dziś czasami mówię, że nie tęskniliśmy do kapitalizmu konkretnie, to jest to tylko trochę prawda: bo chyba rzeczywiście nie było dyskusji jaki ustrój. Natomiast chyba dla nikogo, kto miał oczy nie było wątpliwości, że komuna tłumiła ludzką przedsiębiorczość. Najważniejsze dla nas było nie to, żeby sklepy były pełne, ale, żeby odwalili się od nas różni urzędnicy, którzy zabraniali, wydawali koncesje, planowali, generalnie psuli, co jeszcze jako tako działało.

Okazało się w praktyce, że wystarczy niewiele, żeby się poprawiło. Lekkie poluzowanie i pojawienie się handlu "łóżkowego" spowodowało, że rynek nasycił się różnymi towarami. Dobrymi, złymi, ale wreszcie coś oprócz octu było. W ten sposób ludzka inicjatywa zagrała. W krótkim czasie zrobiliśmy także swego rodzaju skok majątkowy. Dziś sobie trudno wyobrazić, że rynkowy, dokładniej realny, czarnorynkowy przelicznik wartości zarobków z tamtych czasów to było kilkanaście, w porywach do trzydziestu dolarów. No i to zmieniło się na kilkaset. Miało to znaczenie tylko podczas zagranicznych wypadów, przy zakupie telewizorów marki Sony i, drobiazg, zachodnich samochodów.

Sama możliwość udziału w handlu wywindowała nas na inny poziom życia. Dlatego mam do wolności gospodarczej duże nabożeństwo.

Za tym szło u mnie dość bezkrytyczne popieranie każdego, kto tę wolność głosił. Dlatego długo uważałem się za liberała. Ostatnio zacząłem głosić poglądy, że jest... jak jest. Nie tak, jak sobie wyobrażamy że jest, ale tak, jak jest faktycznie. A bywa, jak się łatwo domyśleć, różnie. Owocem tego typu zapatrywań są przekonania chyba dość łatwe do przewidzenia, że nie wiadomo, nie tylko ja nie wiem, ale najprawdopodobniej nikt na Ziemi jak rozwiązać pewne problemy.

Tymczasem spotykamy ludzi, którzy wiedzą. Jak się ostatnio zorientowałem, należy do nich Witold Gadomski. Ma jasny, zdecydowany obraz świata (w pewnym znaczeniu słowa "jasny" oraz "zdecydowany"). Patrzy, mianowicie, na wszystko okiem liberała.

Pogląd, i owszem, bliski mojemu sercu i doświadczeniom. Niestety, nie zawsze zgodny z tym, co widzę.

W jednym z ostatnich numerów (Piszę to w okolicy Wielkiej Nocy) (artykuł Europejska jakość, amerykańskie bogactwo GW 17-03-2005) napisał on co nieco z żartobliwym tonie: Stary Kontynent ma wreszcie powód do dumy. W rankingu jakości życia od kilku lat publikowanym przez agencję Mercer czołowe miejsca zajmują miasta zachodniej Europy.

Dalibóg, ironia poniekąd uzasadniona, o ile oczywiście wziąć owe badanie mocno na serio. Jednym z zasadniczych argumentów opracowania jest to, że ...miasta europejskie mają na ogół świetnie rozwiniętą sieć metra (Warszawa jest tu wyjątkiem) i tym biją na głowę Waszyngton, gdzie metro nie dociera do bogatej dzielnicy Georgetown – bo jej mieszkańcy sobie tego nie życzą. Jak pisze autor, PKB jest mocno krytykowany. Nie pisze on już natomiast w wyczerpujący sposób dlaczego. Cytuje wypowiedź Zygmunta Baumana który z której wybrał dość ogólne fragmenty o "wartościach sąsiedzkich", które są łatwe do wykpienia. Ot, na przykład, jednym z cudów z PKB jest to, że potrafi on wzrosnąć nad podziw rejonach dotkniętych klęskami żywiołowymi. Osobliwie nawet tam, gdzie trzeba ludzi ewakuować. Słusznie też zauważa Gadomski, że Szwecja, przyłączona do USA, byłaby pewnie jednym z biedniejszych stanów.

Ironizuje (Gadomski), że Unia odgrażała się USA, że wyprzedzi je w tym PKB i gdy nic z tego nie wyszło, to chwycili się wskaźników bytowych . Tymczasem przykład Szwecji jest ciut nieszczęśliwie wybrany. Widzieliście te kolejki biednych Szwedów pod ambasadą amerykańską? Tymczasem w czystej walucie różnica dochodów wyraźna, zależnie od tego, jak liczyć, wynosi do od 1/4 do 1/3. Dlaczego Szwedzi nie pchają się, gdzie bogaciej? Gdyby zerknąć do danych statystycznych, można by znaleźć jakąś odpowiedź. Na przykład taką, że 68 % gospodarstw domowych tego biednego, północnego kraju ma dostęp do Internetu, podczas gdy w USA ten współczynnik wynosi około 50 % . Jeśli doczytamy się, że stopień wykształcenia bogatego społeczeństwa USA, wg badań Unesco jest mniej więcej taki jak biednych Polaków, tym razem zdecydowanie biedniejszych niż Amerykanie, to ogarną nas "pewne wątpliwości" co do wartości wskaźników PKB.

Wyobraźmy sobie przedsiębiorstwo produkujące pamięci komputerowe. W ciągu dziesięciu lat ich pojemność wzrosła drobne pięćset razy, szybkość ponad dziesięć razy, cena zaś... spadła. A więc w PKB przedsiębiorczość w dziedzinie komputerowych pamięci ma się nijak do postępu technicznego. Dokładnie możemy wyliczyć, że wzrost wydajności liczący sobie drobne pięć tysięcy razy jest kompletnie ignorowany. Podobnie jest pojemnościami twardych dysków, mocami obliczeniowymi procesorów. Generalnie, cena jednego z najbardziej obiecujących artykułów, który jest swego rodzaju nośnikiem nowoczesności i postępu, komputera spadła przez ostatnie kilkanaście lat, ze dwa razy, albo i trzy w zależności od tego, czy mówimy o cenie bezwzględnej, czy liczonej względem wielkości średniego zarobku. Możliwości komputera, każdy chyba wie, jak diabelnie się zmieniły. Cóż więc mierzy PKB? Na pewno nie wzrost jakości. Zwróćmy uwagę na tytuł artykułu...

Otóż PKB jest kulawym miernikiem, który działa jeśli spełnionych jest wiele czynników i który nie bardzo działa, bo nie nadaje się do porównywania gospodarek zbyt się różniących. To kiepskie narzędzie i dlatego szuka się lepszych. Nie dlatego, żeby poprawić Europejczykom humory, ale zwyczajnie dlatego, że od czasu do czasu dostajemy dzięki niemu kompletnie absurdalne albo kompletnie bzdurne wyniki, które nadają się tylko do kosza.

Powiem szczerze, że z punktu widzenia dzisiejszych czasów ów PKB jawi mi się jako coś bardzo bliskiego socjalistycznym wskaźnikom produkcji stali na mieszkańca, które również miały się nijak do zmian technologii. Kryje się za tym równie socjalistyczna wiara w to, że jakość gospodarki da się prosto wyrazić za pomocą kilku liczb.

Zupełnie socjalistyczna jest wiara, że jakaś jedna ideologia uzdrowi świat. Socjalistyczne jest także zjawisko oderwania od rzeczywistości. Autorowi Gadomskiemu zdarza się pisać o rzeczach, o których nie ma pojęcia, i czasami wierzy, że ów brak pojęcia zastąpi mu owo oko liberała. Ostatnio wypowiedział się, jak sądził w kwestii tak zwanej "dyrektywy patentowej". Niestety, wypowiedział się nie na temat, tak bardzo nie ten temat, że nie sposób podjąć jakiejkolwiek polemiki, poza stwierdzeniem tego faktu, że my tu o chlebie, a ani trochę o niebie.

Niestety, jakość myślenia tak zwanych autorytetów w dziedzinie ekonomii coraz mniej mnie zadowala. Ideologia, czyli wymyślone przez ludzi mrzonki o tym, jak świat powinien wyglądać, coraz gorzej się sprawdzają. Owszem, miło mieć wolny rynek i wara mi od jego krępowania. Wszelako nie będę wierzył w to, że kłopoty ludzkości rynkiem załatwimy. Owszem, niektóre tak. Owszem, jeśliby wrócić do dobrodziejstw gospodarki planowej, to znów będzie ocet na półkach.

O tym chyba jednak wszyscy wiedzą, a przynajmniej zdecydowana większość. Nie ma powodu więc ich przekonywać. Nie mam też, na przykład, wątpliwości, że lwia część ludzi, którzy siedzą dziś na bezrobociu, nie nadaje się do niczego. Niestety, skoro nadają się do tego niczego, to trzeba sobie powiedzieć rzecz banalną, lepiej nie kombinować, jak coś z nimi zrobić, lepiej niech nic nie robią. Jeśli zaczniemy ich zmuszać do roboty, to raczej popsują, oszukają, w najlepszym razie wyprodukują zabawki. Prosty przykład: przemysł samochodowy który wybujał po Wielkim Kryzysie. Lokomotywa światowej gospodarki, tysiące wspaniałych miejsc pracy. Fajnie, tylko ponoć 90 % przejazdów to jazda po mieście. Całkiem niepotrzebna. Czysta konsumpcja, dzięki której wypuściliśmy sobie do środowiska ileś milionów ton ołowiu i jak niektórzy uważają, mamy piękny wzrost zachorowań na raka. Teraz trzeba odkorkowywać miasta i w dalszej perspektywie wycofać się z samochodu w ogóle, bo to głupi pomysł. Mamy na co i komu wydawać pieniądze, czym się martwić, ale czy naprawdę o to chodziło?

Powiedzmy to sobie otwarcie, że problem bezrobocia to coraz bardziej problem socjologiczny, nie ściemniajmy, że gospodarczy. Aktywność gospodarcza ludzi, którzy mają problemy z przeczytaniem instrukcji, albo którzy zwyczajnie są już starzy i nauki im do głowy nie wchodzą, nie jest potrzebna. Owszem, jest problem, co zrobić z chęcią działania i wynikającą z niemożności frustracją. Owszem, jest problem społeczny. Nie gospodarczy, nawet z tanimi Chinami w tle, bo jest to tylko kwestia czasu, gdy najtańszego Chińczyka zastąpi maszyna.

Liberał za swego przeciwnika uważa urzędnika państwowego, zaś podstawowym jego problemem jest to, że ludziom nie chce się robić. Nie chce się jak cholera, a rząd rzeczywiście kombinuje jak może, żeby oskubać. Niestety, praktyka pokazuje, że z ludzkim lenistwem najlepiej sobie poradzić za pomocą maszyny. Postawić maszynę zamiast robotnika i będzie spokój. Technologia rozwiązuje problemy diablo lepiej od wszelkich ideologii. Po odkryciu penicyliny gruźlica przestała być wkrótce problemem po oby stronach żelaznej kurtyny, czyli i w kapitalizmie, i komunie. Owszem, wyjątkowo zła ideologia potrafi popsuć i technologię, ale gdy różnice nie są dramatyczne, gdy nie mamy do czynienia z kompletnie złym pomysłem na świat, to zadecyduje technologia. Dlatego uważam, że gdy mamy problem, to trzeba się zastanowić nad maszyną. Całkiem niedawno odkryłem, jak można znacznie ograniczyć problem sprzątania: zastosować technologię pomieszczeń pyłoszczelnych. Nie żadne cudowne samojezdne odkurzacze, ale instalacja wentylacyjna ze skutecznymi filtrami, która zresztą przy okazji nadałaby się do załatwienia dokuczliwych kosztów ogrzewania w zimie i chłodzenia w lecie. A skutek banalnej technologii, to na przykład ograniczenie roboczogodzin przeznaczonych na sprzątanie co najmniej o połowę.

Paradoksalnie urzędnika, co skubie, zdaje się najskuteczniej załatwili nie liberałowie, ale "komuniści" od Linuksa i socjalistycznego Wolnego Oprogramowania. Nie ma kosztów, nie aktu kupna– sprzedaży, nie ma podatków, nie ma gwarancji, nie ma potrzeby kontrolowania czegokolwiek. Żadne urzędy nie mają tu nic do roboty. Co ciekawe, nie ma żadnych "kosztów" czyli roboczogodzin, przeznaczonych na obsługę umowy społecznej zwanej systemem towarowo-pieniężnym. Wszelkie zarządzanie w RWO służy tylko i wyłącznie wytworzeniu konkretnej przydatnej rzeczy (programu). Dla tego w sensie nakładów pracy RWO pobije wszelką produkcję komercjalną.

Liberał chciałby wojować z ludzkim lenistwem, mnie się natomiast wydaje, że najbardziej doskwiera głupota.

Tak sobie pomyślałem, że ten świat, okiem liberała, coś mi przypomina. Co? Gry komputerowe. Albo RGP. Ja nie bardzo wiem, na czym polega RPG, ale czytałem sobie kiedyś opis świata i tłumaczono mi, o co chodzi. No i właśnie: jeśli zrozumiałem co mówili, Gadomski byłby dobry jako mistrz gry. W takim wymyślonym przez siebie świecie, gdzie nie ma szalejącego postępu, gdzie technologie zmieniają się jak pory roku, gdzie pieniądz jest przekładalny na towar i gdzie ów towar ma zawsze łatwą do określenia wartość użytkową, nie tak jak pamięci komputerowe. W świecie liberała prywatyzacja, dzięki walce konkurencyjnej, przynosi stały wzrost jakości towaru, prywatne szkoły starają się wypuszczać jak najlepszych absolwentów, przedsiębiorcy starają się brać udział w badaniach, żeby zdobyć dzięki innowacjom najlepszą pozycję na rynku.

Dlaczego ludzi uciekają w światy równoległe? Bo na przykład w naszym nic się nie zgadza. Prywatne szkoły w Polsce dołują z poziomem. Bez dwu zdań. W najlepszym razie markują, dobrze uczą dobrego wychowania. W gospodarce działa prawo Kopernika także dla towarów: w obrębie jednej technologii prawdopodobnie pogoń za obniżką kosztów powoduje pogarszanie się jakości. Czasami prywatyzacja powoduje konkurencję, czasami prowadzi do zmowy monopolowej. Innowacji dokonują zarówno pracownicy państwowych uniwersytetów, jak i czasami prywatne laboratoria.

Jeśli chcemy coś sobie w głowie poukładać, to musimy ten chaos uprościć. Udać się do uproszczonego, wymyślonego równoległe świata. Z różnych powodów, między innymi dlatego, że głowa (jest) mała, a świat wielki, to, co wymyślimy, jest zawsze uproszczone. Mam wrażenie, że dlatego te światy równoległe są takie popularne: tam się coś daje zrozumieć, coś z czegoś wynika, obowiązują zasady, nie tak jak w naszym, cholera wie dlaczego? A już najbardziej to nie wiadomo jak ten świat poprawić.

Jeśli naszym zawodem jest pisanie felietonów albo artykułów o tym, jak świat poprawiać, to zdecydowanie łatwiej i bezpieczniej pisać o świecie równoległym, byleby ów wyglądał i udawał przed czytelnikiem ten nasz, rzeczywisty. Będzie się zgadzać, nikt nas nie złapie na wewnętrznej sprzeczności, wszystko da się pięknie i logicznie wyprowadzić z zasad, które sami wymyśliliśmy.

Co jeszcze warto dodać? Ludzie zajmujący się czy to fantasy, czy SF czy RPG, czymkolwiek by nie było, nie udają, że zajmują się światem rzeczywistym. Nie wmawiają nikomu, że znają system, który jest najlepszy, że dzięki niemu spadnie bezrobocie i wzrośnie PKB, że od tego PKB będzie się zaraz lepiej żyło. Po prostu fantazjują, mówią, że fantazjują, i dlatego nikomu nie szkodzą.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Galeria
Ludzie listy piszą
Permanentny PMS
Wywiad
W. Świdziniewski
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
M. Kałużyńska
Adam Cebula
Adam Cebula
Piotr A. Wasiak
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
M. Koczańska
Magdalena Kozak
Adam Cebula
Tomasz Zieliński
Tomasz Pacyński
Zuska Minichova
Magdalena Popp
Natalia Garczyńska
Paweł Paliński
K. Ruszkowska
PS
Miroslav Žamboch
Anna Brzezińska
Robin Hobb
Marcin Wolski
 
< 19 >