Fahrenheit XLVII - wrzesień 2oo5
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Hastatus Zakużona Planeta
<<<strona 27>>>

 

Dwa zgony i nobilitacja

 

 

Komentuje Karolina Wiśniewska

 

Przed czytelnikami tekst, który zgodnie z wolą Autora, został poddany wiwisekcji na „Zakużonej Planecie”. Uprzedzić muszę, że zachowaliśmy oryginalną pisownię i interpunkcję, zatem z pretensjami nie do członków redakcji proszę.

 

Dawno już nie płynął statkiem, ale dokładnie pamiętał swe wrażenia z podróżowania w taką metodą. Teraz właśnie miał wrażenie, jakby znajdował się na pokładzie rzucanej przez morskie fale krypy. Cały świat kołysał się to w jedną, to w drugą stronę, niczym targany sztormową pogodą. Zabawne, jakie to czasem cżłowiek ma skojarzenia.

Zaiste, zabawne... Szczególnie ten świat targany pogodą.

Zachichotał, a rwący ból w lewym boku, zadziałał niczym chluśnięcie kubłem lodowatej wody. Z cichym sykiem wciągnął powietrze, momentalnie przytomniejąc.

Rwący ból wciągnął powietrze? Tak by wynikało z poprzedniego zdania.

Niedobrze – tracił kontakt z rzeczywistością. A to oznaczało, że rana była poważniejsza niż myślał.

A ja zawsze myślałam, że tracenie kontaktu z rzeczywistością ma jakiś mglisty związek z gorączką. Jakże się myliłam!

Kiedy ponownie zaczął odpływać, a wirujący obraz drzew zachodził mgłą, potknął się o jakiś korzeń, co skończyło się kolejną falą paraliżującego bólu. Falą? Nastepne skojarzenie, które Anturiusowi wydawało się zabawne.

Zabawne, ale mi się w ogóle zabawne nie wydało. Chociaż może...? Ten wirujący obraz potykający się o korzeń jest zabawny.

Specyficzne poczucie humoru, uważał za zaletę, lecz w tych okolicznościach działało przeciwko niemu.

Niby dlaczego? Dobry humor nigdy nie jest zły.

Oparł się o najbliższe drzewo, by odpocząć, oraz by stłumić w sobie chęć roześmiania się na głos. Nigdy jeszcze nie wpadł w histerię, czy więc tym razem?..

Proszę, jaka autoanaliza! Jak głęboka! Śmiech w głos zaczątkiem histerii? – ciekawe...

Pochylił się do przodu,

Spróbowałam się pochylić w bok i do tyłu. Nie wyszło...

oddychając płytko, a z jego czoła skapnęła pojedyncza kropla potu pomieszanego z krwią. Uniósł dłoń, by wytrzeć twarz i uświadomił sobie, że zgubił gdzieś swój miecz. Jak to się mogło stać?

Normalnie, jak tak pływał po korzeniach, targany pogodą, to wziął i z łapek wypuścił.

Zlustrowanie wzrokiem pobliskich zarośli nie przyniosło rezultatów i Anturius musiał pogodzić się ze stratą. Cofanie się nie wchodziło w rachubę. W tym stanie nie był w stanie zamaskować własnych śladów, więc pogoń musiała już być niedaleko.

Wstanie w stanie Alabamie? Nie w tym stanie...

Ta myśl spowodowała, że zacisnął usta i odepchnął się od pnia. Lecz zamiast uciekać dalej osunął się na trawę, szurając plecami po korze – nie miał już sił by wykonać choćby jeden krok do przodu.

Albo się odepchnął, albo szurał. W tym stanie – nie da rady!

Nie miał już sił, czy chęci?

Nieważne. To już koniec – tego był pewien.

Spojrzał na przesiąknięty krwią, lepiący się dłoni, opatrunek i westchnął cicho. Wcześniej miał nadzieję, że rana zagoi się, ale w ferworze walki, otworzyła się ponownie. Paskudnie krwawiła.

Zaraz... Jedna rana była? To skąd ten krwawy pot z czoła, opisywany wyżej?

W swoim życiu widział już niezliczoną ilość ran, wiele razy był świadkiem śmierci. Wiedział co oznacza jego stan – miał bardzo nikłe szanse na przeżycie.

Przyjął ten fakt ze spokojem. Prawdę powiedziawszy nie miał już sił, by się wściekać.

Odchylił głowę do tyłu, opierając ją o korę i westchnął ponownie. Zobaczył korony drzew, a pomiędzy gałęziami błekitne niebo, po którym leniwie sunęły pojedyncze kłęby chmur. Dobry dzień na...

-Poddałeś się, Anturiusie? – Kobiecy głos przerwał ponure myśli rannego. A raczej konającego – może zdąży umrzeć zanim przyjdą i...

-Skup się. – W głosie kobiety pojawiły się nutki irytacji. – Gdzie twoja żelazna wola?

Zgubił ją pół kilometra wcześniej. Tak samo jak miecz. Zresztą ani jedno, ani drugie jeszcze mu się nie zdarzyło. Jakże nisko upadł...

Pod samo drzewo...

-Przestań się rozklejać. -Tym razem ton jej głosu zawierał odrobinę drwiny. Ta odrobina wystarczyła, by go poirytować.

Za kogo się uważa, by mówić do niego w ten sposób?! A tak w ogóle... To kim ona jest?

-Nareszcie właściwa reakcja. – Mruknęła cicho, lecz tak, żeby mógł usłyszeć. Swoją drogą, miała bardzo przyjemny głos – dźwięczny, nie za wysoki nie za niski. W sam raz...

-Dziękuję. – Powiedziała. – Chyba się zarumienię... No, no, nie zapędzaj się. Pamiętaj w jakim jesteś stanie. Taka chwila radości, pewnie by cię dobiła...

Rozumiem, że słuchanie w sam raz głosu...

Pewnie tak, ale byłaby to piekna śmierć...

-Mniejsza z tym. Odezwałam się do ciebie z pewnego powodu. Masz mało czasu...

tyle to sma wiedział. Nie potrzebował pojawiającego się nie wiadomo skąd głosu, by to stwierdzić.

-Nie błaznuj. -Kontynuowała. – Musisz podjąc decyzję, zanim twoja energia wyczerpie się do końca. Oferuję ci możliwość zemsty...

Zemsty? O tak, chciał zemsty, na tym... nie mógł nazwać go psim synem, bo byli braćmi. Ich było dwóch, a tron tylko jeden...

-Już nigdy na nim nie zasiądziesz. – Powiedziała stanowczo, a on wiedział, że miała rację. – Ale możesz sprawić, że on także na nim nie zasiądzie. Dobrze wiesz, jakby rządził. nieudolnie, źle, to zbyt przyjemne określenia. Co by się działo w królestwie, gdyby Ularius zasiadł na tronie?

Zasiadł, zasiądzie, zasiądziesz – jest jeszcze mnóstwo czasów i osób do wykorzystania – żeby wykazać umiejętność odmiany jednego czasownika. Niech się Autor nie krepuje.

Niepokoje, bunty, jednym słowem katastrofa.

-No właśnie. – Potwierdziła. – Nie możemy do tego dopuścić, prawda?

nie mogli. Ala jaka byłaby cena? Nie ma przecież niczego za darmo...

-To prawda. Ceną jest stanie się jednym z nas, jednym z duchów lasu. Wiecznośc w towarzystwie takich jak ja, to chyba niezła perspektywa?

Propozycja brzmiała dla niego kusząco. Bardzo kusząco. tylko jedno nie dawało mu spokoju...

-Kto przejąłby władzę? Oczywiście młodszy brat twego ojca, wój Erius. Znasz go, to madry, spokojny człowiek. Nigdy nie garnął się do władzy. bardziej zależało mu na spokoju w królestwie, niż własnych korzyściach...

Tak, wój erius będzie dobrym królem. A na pewno wielokrotnie lepszym niż Ularius. Więc wystarczy tylko?..

-Wystarczy tylko zgodzić się na moją propozycję.

Anturius nie namyślał się długo...

 

-Tu jest, panie! -Krzyknął jakiś żołnierz, wskazując mieczem siedzącego przy drzewie Anturiusa. – Znaleźliśmy tego suczego syna!

Ubrany w kolorową, paradną zbroję mężczyzna, podjechał do niego. Ciężko zsiadł z rsołego rumaka, po czym przebił mieczem swego podwładnego.

-To mój brat! – krzyknął mu prosto w pobladłą twarz. – Królewska krew. Nikt nie ma prawa go obrażać!

Wyszarpnął broń z ciała nieszczęśnika,a gdy ten osunął się na trawę, wrzasnął jeszcze:

-Chciałeś zyskać w tej wojnie tytuł szlachecki?! Za tę obrazę, twe dzieci uczynię niewolnikami! A żonę sprezentuję moim żołdakom!

Wybuch ubranego w paradną zbroję mężczyzny nieco nieadekwatny do zdarzenia, nie uważasz? Jakoś mało znalazłam wspólnego między okrzykiem: „tu jest, panie!” a wrzaskiem: „chciałeś zyskać tytuł szlachecki?!”. I to straszenie żołnierza w agonii niewolnictwem dzieci, gwałceniem żony. Myślisz, że jego to jeszcze interesuje?

Gdy zauważył, że ciało żołnierza drga jeszcze, dobił go krótkim, szybkim ciosem.

-Nikt nie prawa go obrażać. – Mruknął ularius. – Tylko ja...

Podszedł do siedzącego pod drzewem brata. A gdy przyjrzał się spoglądającej w górę twarzy, spełniły się jego obawy.

-Nie żyje. -Powiedział zawiedziony. A mógłby urządzić, taką widowiskową egzekucję! Cóż za strata...

nie spodziewał się, że czyjeś zimne dłonie chwycą go nagle za gardło. Z przerażeniem spojrzał we wpatrujące się w niego całkowicie czarne oczy swego brata. Na ich połyskliwej powierzchni zobaczył odbicie własnej, wykrzywionej bólem i zwierzęcym lękiem twarzy. Twarzy człowieka, którego opuszcza życie...

 

Postawny siwowłosy mężczyzna siedział samotnie w ciemnej komnacie. Nerwowo pukał palcami w blat solidnego, drewnianego stołu. Jego misterny plan zbliżał się ku końcowi. lata wytężonej pracy i ukrywania prawdziwych motywów! Doprowadzenie do smierci brata, po uprzednim skłóceniu dwóch jego synów.

W końcu otrzyma to, czego tak bardzo pożądał. Nareszcie zajmie należne mu miejsce!

Nagle w środku komnaty pojawił się słup ognia. Erius nie wystraszył się, poczekał cierpliwie, aż płomień zmieni swoją formę w pełną ponętnych kształtów postać, nagiej kobiety.

-Witaj Eriusie. – Powiedziała chrapliwym głosem demonica. – Wszystklo zakończyło siętak jak chciałeś.

Erius wstał gwałtownie.

-Co z Anturiusem? – Zapytał z przejęciem. – Zgodził się na twoją propozycję?

-Owszem. – Odparła demonica, przesuwając dłonią po kształtnych biodrach. – Powiedziałam mu, że jestem leśnym duchem. Czy to nie zabawne? Nigdy nie lubiłam tych eunuchów...

-Mniejsza, mniejsza. -Niecierpliwił się Erius. – A Ularius?

-Zabity przez Anturiusa. – Odparła, tym razem dotykając swych pełnych piersi. Od pierwszego spotkania z Eriusem, próbowała go uwieść. On jednakże wiedział czym to się mogło skończyć, więc nie zwracał uwagi na jej prowokacje.

A czym się to kończyło, powiedz proszę...

-A więc dokonało się! – Powiedział głośno i spojrzał w górę z uśmiechem triumfu na twarzy. – Po tylu latach...

-A co – zaczęła powoli demonica, stojąc już spokojnie – z duszą Anturiusa?

-Możesz ją sobie wziąć. – Rzekł erius i machnął lekceważąco dłonią. Z powagą usiadł na krześle i spojrzał dumnym wzrokiem na demonicę. – Zrób z nim co chcesz...

Kobieca postać zgięła się w ukłonie, zamieniła ponownie w słup ognia, a zanim znikła całkowicie w komnacie rozległ się jeszcze jej głos:

-Dziękuję ci... Królu...

 

Dobra, dość śmichów chichów. Czas na omówienia utworu (tylko nie bardzo jest co omawiać...). Te prześmiewki miały na celu uwidocznić braki warsztatowe. Powtórzenia, frazeologia i ogólny chaos opowiadania dyskwalifikują do publikacji innej niż w tym dziale.

Co my mamy? Dwaj skłóceni bracia. Walka o tron, który zagarnie i tak ten trzeci. Takich motywów literatura zanotowała ogromną ilość. Nie tylko literatura zresztą, historia również.

A dzieje się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co. Ot, taki sobie szorcik o niczym. Bo – szczerze – nie ma tu za grosz treści. Więc i nie ma sensu pisanie takich kawałków.

Teraz warstwa językowa:

W opisie prawdopodobnie średniowiecznego świata (miecz, zbroja) pojawiają się współczesne frazy: „przestań się rozklejać”, „mniejsza z tym”...

Kulejąca frazeologia: obawy się nie spełniają raczej, bardziej potwierdzają w takim kontekście, w jakim te określenia się znalazły.

I, na przodków!, zdania rozpoczynamy WIELKĄ literą. Imiona własne też. A „wuj” zawsze przez u otwarte.

I chyba tyle...

Karolina Wiśniewska

 

Okładka
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
PMS
Galeria
Anna Misztak
Adam Cebula
M.Kałużyńska
W.Świdziniewski
Andrzej Zimniak
Bartłomiej Czech
Dawid Juraszek
Adam Cebula
Jerzy Piątkowski
Magdalena Kozak
Dušan Fabián
Jacek Izworski
Anna Głomb
Marek Kolenda
Duo M
Hastatus
awatar Wal Sadow
Witold Jabłoński
Jaga Rydzewska
Wojciech Szyda
< 27 >