Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Bohdan Waszkiewicz „Przerwany krąg” (3)

***

Opuściwszy statek, przeszła kilka kroków i zatrzymała się, kierując wzrok ku niebu. Już po chwili stanął obok niej Jim i spojrzał w tym samym kierunku.

– Niedługo zaćmienie słońca, co? – zagaił.

– Owszem. Zostało jeszcze tylko kilka godzin.

Tocząc rozmowę o zbliżającym się zaćmieniu, wpatrywali się w ledwie widoczne i nisko zawieszone nad horyzontem księżyce. W porównaniu z jasnym światłem gwiazdy prezentowały się blado. Niemniej jednak astronauci zdawali sobie sprawę, że dzisiaj jeden z księżyców będzie w stanie przygasić blask słońca.

***

Wszyscy przebywali na najwyższym pokładzie statku, chroniąc oczy za solarnym filtrem ogromnej szyby. W milczeniu patrzyli na efektowne zjawisko astronomiczne i nikomu z nich nawet nie przeszło przez myśl, żeby zakłócić widok zbędną rozmową lub komentarzem. Niespełna minuta wystarczyła, żeby świat pogrążył się w zupełnej ciemności, takiej, że oko wykol, gdzie nie było widać niczego na cztery kroki.

Nagle rozległ się sygnał alarmowy.

– Co jest, do…? – Robert, chcąc nie chcąc, przestał podziwiać zaćmienie i spojrzał na ekran podręcznego palmtopa.

– Alarm? – zdziwił się Jim, a mina Rebeki wyrażała dokładnie takie same odczucia.

– Mamy ruch w jaskiniach – wyjaśnił na szybko Robert. –  Diabelnie dużo ruchu. Zobaczcie tylko.

Niewielki ekran ukazywał gromadzące się czworonogi. Kłębiły się, zbite w zwartą i rosnącą z każdą sekundą grupę. Podobnie wyglądały sceny z drugiej, nieco mniejszej jaskini.

– Boją się zaćmienia? – Robert rzucił pytaniem gdzieś w przestrzeń, które zabrzmiało bardziej jak rozważanie na głos.

– Na tej planecie nawet noce nie są zbyt ciemne. Może dlatego tak przeraża je zaćmienie? – Jim również szukał rozwiązania zagadki.

– Może. – Ton uczonej nie wybrzmiał zbyt przekonująco. Szybko dodała: – Choć byłoby to bardzo nietypowe zachowanie dla zwierząt.

Kończył się cykl zaćmienia, z każdą sekundą uwalniając kolejne partie energii słonecznej przez chwilę ukrytej za satelitą. Jasna poświata sunęła po planecie, stopniowo przywracając poprzedni stan rzeczy. Wszystko wydarzyło się dość szybko. Jednak ludzie z bazy odnieśli wrażenie, że cały proces trwał znacznie dłużej. Wpatrując się w palmtopa, w napięciu oczekiwali na kolejne posunięcie zwierząt.

Nie potrwało długo, kiedy czworonogi poczęły opuszczać jaskinie i na powrót kierować się do lasu. Wkrótce wszystkie, co do jednego, znalazły się pośród zieleni, a jedynym śladem po krótkotrwałym exodusie były zawieszone w powietrzu tumany kurzu.

– Muszę natychmiast udać się do lasu – powiedziała stanowczym tonem Rebeka. – Coś mi tu nie gra. Jim?

– Chodźmy – zgodził się bez wahania.

***

Jim sprawiał wrażenie lekko zaniepokojonego zachowaniem koleżanki. Bo Rebeka nieszczególnie starała się ukryć swoją obecność. Doświadczenie z poprzedniego rekonesansu oraz uważne obserwacje za pomocą dronów ugruntowały w niej pewność co do braku potencjalnego zagrożenia w lesie. Przeczesywała wzrokiem zarośla, a zauważywszy coś podejrzanego, natychmiast wbijała w to miejsce łopatkę.  Dotychczasowe starania spełzły na niczym, gdyż znalazła jedynie stare kości i nacięła się kilka razy na korzenie drzew, których fragmenty, wystając ponad ziemię, wyprowadziły ją w pole. Nawet nie wiedziała, co tak naprawdę usiłowała znaleźć, niemniej jednak liczyła na jakiś ślad, na cokolwiek pomocnego w odgadnięciu zagadki uciekających zwierząt. Podejrzewała, że wyjaśnienie musiało znajdować się gdzieś tutaj, pośród zieleni. Wbrew wszystkim niepowodzeniom nie poddawała się, kontynuując pracę z zawziętością wymalowaną na twarzy. Wreszcie jej uporczywość została nagrodzona.

Odkrycie tak ją zaskoczyło, że aż wstrzymała oddech. Przez moment stała jak wryta, po czym, przyklęknąwszy na jedno kolano, pochyliła się nad szczątkami czworonoga. To ciało wyglądało inaczej niż odnalezione wcześniej szkielety. Na kościach wciąż było trochę mięsa, zwisały z nich kawałki postrzępionej skóry, a pod żebrami leżały fragmenty narządów. Na pozostałościach martwego zwierzaka oraz wokół niego dało się dostrzec plamy zielonej posoki, która częściowo zdążyła już zakrzepnąć, tworząc jeden wielki i kilka mniejszych strupów.

– Co tu się stało? – spytał Robert ze szczerym przejęciem w głosie.

Astronautka w odpowiedzi wzruszyła ramionami i powiedziała, nie odrywając wzroku od szczątków:

– Potrzebny nam dron transportowy.

***

Słuchali wywodu Rebeki z niesłabnącym zainteresowaniem, jednocześnie śledząc wyniki badań na laboratoryjnym monitorze. Uczona objaśniała ze szczegółami, co udało się jej ustalić, a rezultaty budziły u astronautów niemałe zdumienie oraz rodziły masę pytań.

– Przejrzałam dokładnie nagrania z dronów i naliczyłam dwanaście martwych czworonogów. Może być ich nawet więcej.

– Jak je mogło cokolwiek zaatakować? – dziwił się Robert. – Przecież tam nic nie ma.

– Nie wiem. – Kobieta westchnęła ciężko. – Jak już mówiłam, nigdy nie spotkałam się z podobnym przypadkiem. Na pewno nie zrobiły tego inne czworonogi, bo nie są mięsożerne. No i nie znalazłam żadnych śladów zębów, żadnych ugryzień.

– No, ale coś, do cholery, je zżarło! – warknął poirytowany Jim, po czym dodał spokojniejszym tonem: – To musi mieć jakiś związek z zaćmieniem słońca.

– Następne będzie za siedem miesięcy – zauważyła. – Dopiero wtedy będzie szansa poznać prawdę.

– Nie możemy tyle czekać. – Robert pokręcił głową. – Niedługo muszę wysłać raport do centrali. Ale nie bardzo wiem, co w nim przekazać. Tak naprawdę, to mamy jedynie kupę domysłów niepopartych faktami. Z drugiej strony, Rebeko, teza wynikająca z twoich badań jest bardzo niepokojąca. Jeśli coś zabija czworonogi, to może również być niebezpieczne dla osadników.

– A gdyby tam wytworzyć coś na podobieństwo zaćmienia? Oczywiście, w mniejszym zakresie – zaproponował Jim, co spotkało się z wielkim zdziwieniem jego rozmówców. – Rozumiem wasze miny, bo wiem, jak to brzmi. Coś przyszło mi do głowy.

***

Zwierzę, wcześniej uśpione pociskiem wystrzelonym z drona, umieszczono w niewielkiej zagrodzie na skraju lasu. Robotom połączenie części tworzących płot nie zajęło dużo czasu. Przerwy między prętami nie były na tyle duże, żeby uwięziony czworonóg potrafił się wydostać. Kilka razy spróbował tej sztuki, niemniej udało mu się swobodnie przecisnąć tylko kończynę, nawet głowa okazała się zbyt masywna. Mimo to nie poddawał się i ciągle próbował, chodząc od ściany do ściany, by czasem zatrzymać się na chwilę i nasłuchiwać. A wtedy jego trąbiaste uszy drgały ledwo zauważalnie, niczym naturalne radary w poszukiwaniu kontaktu.

Wkrótce nad prowizoryczną klatką pojawił się kontener transportowany na stalowych linach przez kilka dronów. Gdy zawisł we właściwym punkcie, maszyny poczęły go wolno opuszczać. Wcześniej zamontowano w nim podgląd noktowizyjny oraz zdemontowano dolną płytę.

Załoga przebywała w sterowni naprzeciw jednego z ekranów.

– Zostało około trzech minut – oznajmił Jim, śledząc obliczenia na palmtopie.

Robert zajrzał mu przez ramię, jakby chciał się upewnić, co do prawdziwości usłyszanych słów, natomiast Rebeka nie odrywała wzroku od ekranu. Z uwagą śledziła zachowanie czworonoga od momentu jego wybudzenia. Zwierzę na początku przechadzało się dość leniwie wewnątrz ogrodzenia, jakby zaskoczone całą sytuacją, choć astronautka zrzucała takie zachowanie na karb oszołomienia środkiem usypiającym. Teraz, zauważywszy opadające z każdej strony ściany kontenera, zdecydowanie bardziej się ożywiło. Wierzgało, machało łbem, czasem kręciło się w kółko. Najwyraźniej coś je niepokoiło.

– Włączam noktowizor. – Jim stuknął palcem w ekran palmtopa.

Kontener osiadł na trawie, w ten sposób całkowicie zakrywając klatkę.

Astronauci wstrzymali oddechy.

Czworonóg padł na ziemię jak rażony piorunem. Jego ciało drgało, a na skórze pojawiało się coraz więcej dziwnych małych guzów. Tak jakby coś usiłowało się przez nią przebić. Z każdą sekundą guzy rosły, formując się w pokaźne garby. Nagle poczęły pękać, wręcz wybuchać i rozrywać w ten sposób skórę. Ciało zwierzęcia zalała gęsta wydzielina, która w okamgnieniu topiła tkankę niczym wysoko stężony kwas. Najpierw skóra, a potem mięśnie, żyły i wreszcie wnętrzności, wszystko znikało w piorunującym tempie. Wszystko, poza szkieletem, którego wydzielina nawet nie naruszyła.

– Kończymy. – Nie usłyszawszy słów sprzeciwu, Jim po raz kolejny użył palmtopa. – Dość już widziałem.

Liny naprężyły się, wydając cichy dźwięk jakby pękającego drewna, po czym  kontener oderwał się od ziemi ciągnięty przez drony. Niedługo potem, gdy tylko światło słoneczne padło na klatkę, dezintegracja czworonoga ustała jak nożem uciął. Zbliżenie jednej z kamer ukazało parujące mięso ze sterczącymi kośćmi. Połowa zwierzęcia zniknęła, ustępując miejsca zielonej mazi.

– Będziesz miała co badać – zauważył Robert, siląc się na uśmiech.

Rebeka nie odpowiedziała. Wpatrzona w przekaz z monitoringu, wciąż nie mogła uwierzyć w zdarzenie, którego właśnie była świadkiem. Przez jej głowę przebiegło mnóstwo chaotycznych myśli i masa zupełnie nieuporządkowanych pomysłów. Musiała  wszystkie informacje dokładnie przeanalizować, żeby sensownie zająć się pracą.

– Tak – wyartykułowała wreszcie, a gdy usłyszała swój zachrypnięty głos, odchrząknąwszy, dodała już pewniejszym tonem: – Muszę mieć to wszystko jak najszybciej w laboratorium.

***

Po wprowadzeniu wszystkich niezbędnych danych Rebeka usiadła wygodnie w fotelu, prostując nogi i ziewając przeciągle. Wcześniej spędziła sporo czasu w laboratorium, ze skalpelem w ręku, by potem przenieść się do pokoju IT i kontynuować pracę na komputerze. Czuła zmęczenie, już nawet pseudokawa z automatu przestawała pomagać, lecz mimo to czekała na wyniki. Przed jej oczami, na monitorze, wyświetlały się coraz to nowe obliczenia i wykresy, a ona tylko zagryzała wargi lub przełykała już dawno ostygły napój. Program łączył w jedną całość wszystkie zebrane informacje, od sekcji zwierząt po ich zachowanie filmowane przez drony, i szukał najbardziej prawdopodobnego wyjaśnienia. Wreszcie pojawiły się, punkt po punkcie, rezultaty ekspertyzy.

Czytała raport bez pospiechu, wnikliwie analizując jego przekaz. Kilkakrotnie, podczas zapoznawania się z wynikami, marszczyła czoło lub przecierała oczy ze zdumienia. Potem zastanawiała się przez krótką chwilę, czy powiadomić niezwłocznie resztę załogi, czy może zaczekać z tym kilka godzin. Nie będę zwlekać, pomyślała.

Wcisnęła guzik interkomu.

– Cześć, chłopaki. Wiem, że jest późno i pewnie już śpicie, ale są wyniki.

– Hej, Becky – odpowiedział jej Robert, który z rozbawieniem w głosie dodał: – Ja to się dopiero wyśpię, jak już stąd odlecę.

– Spać? W życiu. Kto to widział spać po nocach? – zgłosił się zaspany Jim.

– Okay. Cieszy mnie wasza wyrozumiałość. Wysyłam wyniki na wasze palmtopy. Komputer ocenił prawdopodobieństwo na 99,7 procent. Czyli, że w zasadzie możemy być pewni co do tych wyników.

Astronauci potwierdzili otrzymanie wiadomości i uczona bez ociągania przystąpiła do niezbędnych wyjaśnień, chcąc jak najszybciej to mieć za sobą i wreszcie położyć się spać. W głośnikach rozległ się cichy jęk niedowierzania, kiedy wyjawiła powód zgonów zwierząt. Nikomu z nich nie przeszło przez myśl, że za śmierć czworonogów ponosiły odpowiedzialność grzyby. Analogicznie, jak dla innych podobnych organizmów, światło słoneczne było dla nich zabójcze i nie potrafiły przetrwać w jego blasku, dlatego rosły w zacienionych miejscach lasu. Po spożyciu przez dowolnego czworonoga wydatnie wpływały, czy nawet wręcz zmieniały skład chemiczny jego krwi. Działały jak swoisty narkotyk pobudzający, jednocześnie zmniejszając łaknienie i eliminując poczucie głodu. Po około dwudziestu czterech godzinach grzyby przestawały działać i były wydalane, a w miejscu oddania uryny bądź defekacji pojawiały się na nowo. Badania wykazały, że zaczynały wykazywać ekstremalną ekspansywność w wilgotnym i ciemnym środowisku. Poprzez białe noce, trwające na tej planecie przez zdecydowaną część roku, grzyby nie były dla zwierząt zagrożeniem. Sytuacja przybierała zupełnie inny obrót podczas dość częstych zaćmień słońca. Wtedy grzybny roztwór w połączeniu z płynami ustrojowymi zamieniał się w śmiercionośną truciznę, której stężenie rosło w przeciągu kilkunastu sekund i osiągało poziom zdolny do pochłaniania żywej materii.

– Muszę jak najszybciej wysłać raport do centrali – oznajmił Robert zaniepokojonym głosem. – Uważam, że grzyby mogą stanowić poważne zagrożenie dla misji.

Odpowiedziała mu cisza. Trudno było znaleźć jakiekolwiek kontrargumenty przeciwko jego decyzji.

Pożegnawszy się, półśpiąca Rebeka ruszyła do sypialnej kajuty.




Pobierz tekst:
Strony: 1 2 3 4

Mogą Cię zainteresować

Anna Nieznaj „Czortowe dzieci”
Opowiadania Anna Nieznaj - 15 stycznia 2021

Biografii worożychy Horpyny Sienkiewicz poświęcił w Ogniem i mieczem raptem dwa zdania.…

Dariusz Domagalski „Hajmdal 3: Bunt”

Potężny drednot „Hajmdal” zostawia za sobą księżyce Monarchy i przemierza olbrzymie terytorium Cesarstwa…

Krzysztof T. Dąbrowski, 10 drabbli science fitction

Drabble to miniatury literackie, liczące po sto słów. Trochę zabawa, a trochę…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit