Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Bohdan Waszkiewicz „Przerwany krąg”

Na dobry początek miesiąca zapraszamy Was, drodzy Czytelnicy, do lektury opowiadania Bohdana Waszkiewicza „Przerwany krąg”. Tekst ukazał się pierwotnie w fanzinie Białostockiego Klubu Fantastyki „Widok z Wysokiego Zamku”.

Gumowa rękawica nie uchroniła Rebeki  przed chłodem bijącym od metalu, gdy dotknęła jednego z przęseł utrzymujących ogrodzenie. Przebiegając wzrokiem po wysokim na dwa metry płocie zdała sobie sprawę, że zabezpieczenie było prawie ukończone. Pozostało do zamontowania jeszcze kilkanaście płyt, z którymi roboty powinny się szybko uporać, po czym baza zostałaby w pełni odcięta od okolicy. Ogrodzenie było uformowane na kształt podkowy, ponieważ statek wylądował u podnóża wysokich skał, wykluczając tym samym potrzebę stawiania kolejnej zapory. Na pozostałą część bazy składał się hangar z łazikami i dwoma niewielkimi transporterami orbitalnymi oraz kilkanaście pełnych zaopatrzenia kontenerów. Centrum łączności i koordynacji znajdowało się na pokładzie rakiety.

– Jak myślisz, Jim? To konieczne? – spytała, odgarniając z czoła pukiel jasnych włosów. – W końcu te zwierzęta nie są agresywne.

– Znasz przecież wytyczne – odrzekł beznamiętnym tonem mężczyzna o ostrych rysach twarzy i orlim nosie. – Po lądowaniu…

– … należy zabezpieczyć bazę. – Rebeka dokończyła regułkę. – Wiem, tylko na tej planecie nie bardzo jest się przed czym bronić. Te zwierzęta są płochliwe, wystarczyłby sygnał dźwiękowy.

– Ja tam wolę płot niż syreny ryczące po nocach. – Skrzywił usta w lekkim uśmiechu. – Mam płytki sen.

Rebeka skinęła głową, nie chcąc kontynuować tematu. Ciągle rozbrzmiewał w jej hełmie głos kolegi wyjaśniającego zalety ogrodzenia, ale już nie skupiała się na tym. Trzymając w rękach prostokątny wyświetlacz, śledziła obraz przesyłany z drona, który niespiesznie przelatywał nad niedalekim lasem. Widok zmusił ją do zadumy. Powróciła myślami do istoty misji.

Niedawno odkryte ciało niebieskie należało do grupy planet skalistych. Strefa przyjazna dla osadnictwa rozciągała się wyłącznie wzdłuż równika, bo większość jej powierzchni stanowiły tereny pustynne, a tylko niewielką część globu zalewał słodkowodny zbiornik. Jego zmarzlina tworzyła także lodowiec, gdyż na obu biegunach panowała niska temperatura, utrzymująca się poniżej –100 stopni Celsjusza. Bliżej równika, było znacznie cieplej, stąd istnienie życiodajnej wody, a dzięki niej skromnej fauny i flory. Obszar przy jeziorze porastała bujna trawa, pośród której z rzadka sterczały krzaki, niemal łyse, bo liście na ich gałęziach dałoby się bez trudu policzyć. Jednak niewątpliwie największą uwagę zwracał las. To jego odkrycie spowodowało zainteresowanie planetą, roboczo nazwaną BW-46. Po kilku latach obserwacji wprowadzono w życie plan jej dokładniejszego zbadania, a w dalszej perspektywie kolonizacji.

– To ciekawe, że na lądzie żyje tylko jeden gatunek zwierząt – powiedziała, nie odrywając oczu od urządzenia. Szczególnie fascynowały ją widoczne pośród roślinności czworonożne stworzenia.

– Niby tak. – Jim pokiwał głową. – Ale odkrywaliśmy już planety, gdzie jedynymi organizmami były robale, bakterie lub nawet tylko jakieś badyle roślinopodobne.

Otworzyła usta, lecz w ostatniej chwili zrezygnowała ze skomentowania jego wypowiedzi. Tym razem jej uwagę przykuł przekaz z innego drona. Sunął nad brzegiem jeziora, gdzie seledynowa woda spotykała się z czerwonawym piaskiem. Rebeka wykonała zbliżenie, dzięki czemu pod powierzchnią dało się dostrzec ciemne kształty.

– Nie wiem, czy wystarczy mi czasu, ale chciałabym przebadać więcej stworzeń z jeziora. – W jej głosie wybrzmiała nutka podniecenia. – Na razie poznałam tylko te żyjące przy brzegu.

– Ja też. – Zaśmiał się i puścił do niej oko. – Były całkiem w porządku.

Rebeka z rezygnacją machnęła ręką na samo wspomnienie tamtego zdarzenia. Przed oczami stanął jej widok Roberta smażącego wodne stworzenie, którego głośno dopingował Jim. Jednocześnie zdawała sobie sprawę z leżącej po jej stronie winy, o ile w ogóle można było mówić o jakiejkolwiek winie, gdyż po przebadaniu organizmu z radością obwieściła załodze, że nie zawierał on żadnych szkodliwych związków, a dodatkowo stanowił bogate źródło białka. Astronautów, od dłuższego czasu żywiących się tylko pozbawioną smaku mieszanką proteinową, taka wiadomość błyskawicznie zachęciła do działania i już wkrótce opychali się nowo odkrytym gatunkiem. Smakowało im jak diabli. Próbowali nawet poczęstować Rebekę, lecz bardziej dla żartu, wiedząc, że jest weganką. Nie złamało to w żaden sposób zasad eksploracji planety, bo regulamin dopuszczał korzystanie z jej zasobów, jeżeli nie zagrażały zdrowiu ludzi. Jednak należało zachować ostrożność, żeby nadmierna konsumpcja nie wpłynęła negatywnie na ekosystem, niemniej trudno było oczekiwać, iż mogłaby tego dokonać trzyosobowa załoga, nawet w tak stosunkowo niewielkiej biosferze.

– Pojedziesz jutro ze mną, żeby zbadać jaskinie? – podjęła temat. – Chcę dokładniej im się przyjrzeć.

– Nie ma sprawy. Obrazy z dronów były niesamowite. Chętnie ruszę się z bazy.

– Dzięki.

***

Łazik mijał las w niewielkiej odległości od linii drzew. Podskakując na nierównościach, pojazd zostawiał za sobą ślady kół oraz kłęby pyłu, które powoli rozpraszały się, po czym długo opadały na grunt. Wkrótce wjechał na kamieniste podłoże, by skierować się do widocznych z oddali jasnych punktów. Znajdowały się u podnóża skalistych szczytów i emanowały widocznym nawet w pełnym słońcu białym światłem.

Rebeka przyglądała się krajobrazowi, porównując widok skał i lasu, stojących wobec siebie w totalnej sprzeczności, jakby spotkały się w tym miejscu dwa zupełnie różne światy, choć dzieliła je stosunkowo nieduża odległość. Pierwszy jawił się jako  pełny życia i cieszący kolorem zieleni, a drugi szary i martwy, na którego tle świecące jaskinie prezentowały się bardzo efektownie, kusząc niecodziennym blaskiem niczym syreni śpiew zabłąkanych żeglarzy.

Zatrzymali się obok okazałej groty. Jim, mrużąc oczy przed jasnym blaskiem, oznajmił:

– Powinniśmy przyciemnić szyby w hełmach. Chcesz zacząć od tej?

– Jasne. Z obrazu dronów wyglądało, że jest największa.

Ostrożnie weszli do jaskini. Rozejrzeli się.

Ściany pieczary pokrywał świecący kryształ. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak lód, lecz brak jakiegokolwiek topnienia szybko przypominał, że astronauci mieli do czynienia z czymś innym. Nieprawdopodobna jasność przywodziła na myśl mocne lampy halogenowe, z kolei wysoko zawieszony strop kojarzył się wręcz z jakimś bajecznym pałacem. Po sklepieniu przebiegała szeroka rozpadlina, niejako sklejona, czy też zatkana nieregularną kryształową masą. Przez jej całą długość przebijał się błękit nieba, ale inny niż na zewnątrz, trochę zamazany, przymglony i wyglądający nierealnie pięknie, czym wzbudził podziw pary eksploratorów. Kryształ pokrywał niemal całe wnętrze jaskini, lecz zdarzały się odsłonięte miejsca, ukazujące litą skałę.

Astronauci ruszyli w głąb groty. Ich kroki odbijały się echem od ścian, lecz nie mogli tego słyszeć przez szczelne hełmy. Szli powoli, trzymając bezpieczny dystans i rozglądając się na wszystkie strony. Jaskinia zaskakiwała obszernością, ale jeszcze bardziej dziwił jej niezmienny kształt niczym lochu lub tunelu. Ani nie zwężała się, ani też nie poszerzała.

– Dziwne, nie? – przerwał ciszę Jim.

– Owszem. Ale jest to jak najbardziej dzieło natury, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać inaczej. Coś ci pokażę.

Zaprosiła towarzysza ruchem głowy, po czym oboje zbliżyli się do jednej ze ścian. Litą skałę pokrywały ledwie dostrzegalne nieregularne rowki oraz malutkie wybrzuszenia, przywodzące na myśl grudki zastygniętego cementu.

– Mam teorię, że ten teren znajdował się kiedyś pod wodą – tłumaczyła, nakreślając ręką niewidzialny okrąg. – Te zagłębienia wyglądają jak wyżłobione przez pływy wodne.

– Przekonujące wyjaśnienie. – Cmoknął z uznaniem. – Chodźmy dalej. Może zobaczymy jeszcze coś ciekawego.

Niedługo potem dotarli do krańca pieczary, która na ostatnim odcinku nieco się zwęziła, by wreszcie skończyć się niewielkim zagłębieniem.

Po krótkim rekonesansie postanowili zawrócić i sprawdzić sąsiednią grotę. Kiedy zmierzali ku wyjściu, Rebeka badała wzrokiem podłoże. Porządnie ubite, sprawiało wrażenie, jakby przejechał po nim jakiś ciężki pojazd lub przemaszerowała gromada ludzi. Coś zwróciło jej uwagę. Zatrzymała się. Przykucnąwszy, delikatnie usunęła grubą warstwę pyłu pokrywającego grunt.

– Odcisk kończyny? – zainteresował się Jim.

– Na to wygląda. Choć bardziej to zarys – odparła, po czym sfotografowała zaskakujące odkrycie.

– Pewnie któreś z tych leśnych zwierząt zapuściło się tutaj – zawyrokował. – No bo co innego?

– Też tak sądzę. Sprawdzę to, jak wrócimy do bazy – odpowiedziała, rozglądając się na boki. – Poszukajmy na spokojnie, to może zauważymy jeszcze jakiś ślad.

Wkrótce ich wzrok napotkał inne, ledwie widoczne, ślady trójpalczastych łap. I to na dużo więcej, niż się spodziewali znaleźć. Znajdowały się w zasadzie wszędzie, co wprawiło astronautów w niemałe zdumienie i dało im materiał do przemyśleń.




Pobierz tekst:
Strony: 1 2 3 4

Mogą Cię zainteresować

[Recenzja] „Czarny ptak. Golimistrz powraca”, Bohdan Waszkiewicz

Sam Brzytew jawi się jako połączenie Wiedźmina i Jamesa Bonda. Jakkolwiek nie…

Anna Nieznaj „Czortowe dzieci”
Opowiadania Anna Nieznaj - 15 stycznia 2021

Biografii worożychy Horpyny Sienkiewicz poświęcił w Ogniem i mieczem raptem dwa zdania.…

Radomir Darmiła „Chłopiec do umierania”

Tego ranka Chłopiec umierał w wyjątkowo parszywym nastroju. Klient był niezdarny, na…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit