strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew Recenzje
<<<strona 08>>>

 

Recenzje (3)

 

 


Książka

Trudno być Zbawicielem

 

Nastaje świt jest drugim tomem dylogii Zimne brzegi. Ponieważ są one tak ściśle ze sobą powiązane, że praktycznie stanowią jedną całość, więc tym, którzy nie mieli styczności z pierwszą częścią, polecam lekturę recenzji w XXVIII numerze Fahrenheita. Tym, którzy czytali Zimne brzegi, przypomnę tylko, że mamy do czynienia z alternatywnym światem, w którym żelazo jest towarem deficytowym, co zdeterminowało odmienny rozwój technologiczny, co za tym idzie, polityczny tegoż świata. Kolejnym elementem odróżniającym rzeczywistość przedstawioną w książce od naszej jest Słowo – swego rodzaju zaklęcie, dzięki któremu wybrańcy, którzy je znają, mogą ukryć swoje skarby w Chłodzie. Trzecim elementem, który sprawia, że wizja Łukjanienki jest tak świeża i interesująca, jest religia, która jest zmodyfikowaną wersją chrześcijaństwa. Zbawicielem nie był Syn Boży, ale Pasierb Boży, na dwunastu apostołów przypadało jedenastu zdrajców i jeden wierny, a Zbawiciel umarł nie na krzyżu, a na słupie. Myślę, że nie zdradzę zbyt wiele, jeśli stwierdzę, że ten właśnie aspekt świata okaże się w drugim tomie kluczowy dla całej opowieści.

Akcja powieści toczy się wartko, do czego zresztą Łukjanienko przyzwyczaił już czytelników swoimi wcześniejszymi dokonaniami. Co prawda schemat fabularny jest kontynuacją tego, z czym mieliśmy do czynienia poprzednio, nasi bohaterowie przez większość czasu ukrywają się przed pogonią i próbują wydostać się z Mocarstwa, w którym grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo. Z czystym sercem należy stwierdzić, że książka po prostu "czyta się sama". Jednak nie to stanowi o sile Łukjanienki. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku innych pozycji tego autora, pod płaszczykiem sensacyjnej fabuły pojawiają się przemyślenia na tematy fundamentalne jak: dobro i zło, poświęcenie i egoizm, grzech i odkupienie. Właściwie Nastaje świt można by określić mianem "fantasy religijnej" czy może "fantasy filozoficznej". I choć refleksje pojawiają się praktycznie dopiero po przewróceniu ostatniej kartki, to sprawiają one, że czytelnik czuje się wręcz oszołomiony i przytłoczony dylematami, które serwuje nam Autor, w tak lekkiej, wydawałoby się, postaci. Z czystym sercem polecam oba tomy dylogii. Tym, którzy jeszcze nie czytali pierwszej części, trochę zazdroszczę, bo kilkumiesięczna przerwa w lekturze wybija z rytmu i sprawia, że przez kilkanaście pierwszych stron trzeba sobie przypominać wydarzenia z tomu pierwszego. Pamiętając, że w zeszłym roku niemal jednocześnie ukazały się Zimne brzegi, Jesienne wizytyNocny patrol, należy stwierdzić, że jeśli można było wydać trzy tytuły praktycznie w jednym czasie, realne było równoczesne wydanie obu tomów dylogii. Szkoda, że tak się nie stało.

Kiedy rok temu pojawiły się zapowiedzi wydania przez KiW kilku powieści Łukjanienki, zapytałem naszego redakcyjnego eksperta od literatury rosyjskojęzycznej Pawła Laudańskiego o opinię na temat Zimnych brzegów. Stwierdził on wtedy, że dylogia ta jest, jego zdaniem, szczytowym osiągnięciem Łukjanienki. Po lekturze pierwszego tomu uważałem, że z pewnością jest to książka interesująca, pokazująca, jaki potencjał posiada w sobie fantasy, ale najlepszą powieścią tego autora raczej bym jej nie nazwał. Po skończeniu lektury drugiego tomu pomyślałem, że to jednak Paweł miał rację...

 

Tomasz Kopyra

 

Siergiej Łukjanienko

Nastaje świt

Przełożyła: Ewa Skórska

Książka i Wiedza, Warszawa 2003

Stron: 324

Cena: 33,00

 

 


Komiks

Czy kot może być żydem?

 

Kot rabina zwyciężył w ubiegłym roku w polskiej edycji nagród Alpha Art (przypomnę, że jeszcze wcześniej triumfatorem był Frederik Peeters i jego znakomite Niebieskie pigułki, swoją drogą tenże autor zdobył ponownie nagrodę w tegorocznym wydaniu Alpha Art). Ale do rzeczy...

Był sobie rabin. Miał córkę i kota, który był jej ulubieńcem. Żyli sobie spokojnie, aż do czasu gdy kot zeżarł papugę i został dzięki temu obdarzony darem mowy. Rabinowi zdecydowanie się to nie spodobało, zakazał więc kotu przebywać w pobliżu córki. A kot tęsknił, postanowił więc zostać prawowiernym żydem, w związku z czym chce przejść przez obrzęd Bar Micwy. Aby tego dokonać, musi wpierw poznać Torę (choć wolałby zostać wtajemniczony w sekrety Kabały), poprosił więc rabina, by ten wyłożył mu istotę judaizmu. Być może nie byłoby to trudne, gdyby przekorna natura nie kazała kotu, mającemu na każdy temat własne zdanie, sprzeczać się o wszystko i negować wszelkie zasady religii swojego pana.

Autor komiksu Kot rabina dokonał rzeczy zaiste niezwykłej: stworzył dzieło w pełni filozoficzne i teologiczne, a jednocześnie leciutkie, przystępne, zachwycające formą zarówno literacką, jak i graficzną. Zawierając w kocich wypowiedziach swoje własne (jak sądzę) poglądy na temat judaizmu (i wiary samej w sobie), sprawił, że nawet najdziwaczniejsze spostrzeżenia nie wydają się ani głupie, ani kontrowersyjne. Cała ta historia opowiedziana jest przy tym z ogromnym wdziękiem i dowcipem, sprzeczki i dysputy pomiędzy kotem i rabinem są celne, zwięzłe i mądre. Nie narażając się ani na śmieszność, ani na niezrozumienie, Sfar pokazał, jak powinno się wykładać podstawowe idee filozoficzne, zwłaszcza ludziom, którym są one obce. Naprawdę rzadko zdarza się – przynajmniej u nas – taka fajna rzecz: z jednej strony dzieło, z drugiej po prostu kawałek dobrej rozrywki. A wszystko połączone w fascynującą całość.

 

Kuba Demiańczuk

Kot rabina, tom 1.Bar Micwa

Scenariusz: Johann Sfar

Rysunki: Johann Sfar

Post, Kraków 2004,

ocena: 5

 


Komiks

Rosomak w Japonii

 

Jakoś tak się składa (a może tylko mi się tak wydaje), że japońskie klimaty są ostatnio w modzie. Kolejne tomy przygód Usagiego, czy Ostatni samuraj na ekranach kin, już nie wspominając o wszechobecnej wciąż mandze. To dobrze, bowiem Japonia to kraj fascynujący i piękny. Nie wiem wszakże, czy ta popularność Kraju Kwitnącej Wiśni sprawiła, że mamy teraz możliwość poznania kilku szczegółów z japońskiego epizodu życia Wolverine’a.

Logan to bez wątpienia (a może to znowu tylko mi się tak wydaje) najpopularniejszy i najciekawszy osobnik z całego zestawu X-Men. Tkwi w tej postaci ogromny potencjał, który dobrzy scenarzyści komiksowi potrafią wykorzystać do maksimum. Nowy (u nas, w Stanach oryginalne zeszyty ukazały się kilkanaście lat temu) album to szansa nieco niewykorzystana. Logan wraca do Japonii, by odszukać swoją dawną miłość i przy okazji rozprawić się z bezlitosnym gangsterem, który jest tej właśnie ukochanej ojcem. Wolverine jest jednak, jak sam o sobie mówi, maszyną do zabijania, łatwo więc przewidzieć, że żądza zemsty przeważy nad miłością. Mutant sam jednak wpadnie w pułapkę. Upokorzony, bliski śmierci będzie musiał walczyć z własną słabością równie silnie, jak z licznymi wrogami.

Sporo w tym albumie się dzieje, z postaci Wolverine’a faktycznie scenarzysta wyciska tu sporo, jednak za dużo jest w tym wszystkim schematów, rozwiązań zbyt prostych i przewidywalnych. Ale nie można narzekać za bardzo, bo Wolverine w wersji Claremonta i Millera (tego samego od Sin City, ale uwaga, ten album jest narysowany całkowicie inaczej) to i tak interesujący komiks. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że mogło być lepiej. A może to tylko mi się tak wydaje?

 

Kuba Demiańczuk

Wolverine

Scenariusz: Chris Claremont

Rysunki: Frank Miller,

Egmont, Warszawa 2004

Cena: 22,90

Ocena: 3+

 

 

 




 
Spis treścii
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Hormonoskop
Wywiad
Kirył Jes'kow
Andrzej Pilipiuk
Adam Cebula
Piotr K. Schmidtke
P. Zwierzchowski
Andrzej Zimniak
Romuald Pawlak
M. Koczańska
Ł. Orbitowski
W. Świdziniewski
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
M. Koczańska
Joanna Łukowska
T. Zbigniew Dworak
Magdalena Kozak
Anna Marcewicz
XXX
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon
D. Drake, S.M. Stirling
Fabrice Colin
Clive Barker
Steven Erikson
Eugeniusz Dębski
Marcin Wolski
 
< 08 >