Fahrenheit nr 56 - grudzień 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 13>|>

Jak nie zachwyca, jak zachwyca?

 

 

NAUCZYCIEL:
Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca.

GAŁKIEWICZ:
A mnie nie zachwyca.

NAUCZYCIEL:
To prywatna sprawa Gałkiewicza. Jak widać, Gałkiewicz nie jest inteligentny. Innych zachwyca.

GAŁKIEWICZ:
Ale, słowo honoru, nikogo nie zachwyca. Jak może zachwycać, jeśli nikt nie czyta oprócz nas, którzy jesteśmy w wieku szkolnym, i to tylko dlatego, że nas zmuszają siłą...

NAUCZYCIEL:
Ciszej, na Boga! To dlatego, że niewielu jest ludzi naprawdę kulturalnych i na wysokości...

W. Gombrowicz – "Ferdydurke"

 

 

Do napisania tego felietonu skłoniła mnie jedna z dyskusji, która miała miejsce na Forum „Fahrenheita”. Zaczęło się od pytania, co polecić początkującemu czytelnikowi fantastyki, a skończyło na kłótni o to, czy Lema trzeba znać, czy nie. Przyznaję się bez bicia, impulsem kłótni stała się moja wypowiedź, przez której lakoniczność nie do końca poprawnie zostały odebrane moje intencje, a dyskusja, jaka się później potoczyła (niestety już bez mojego udziału), przybrała obrót zupełnie odmienny od tego, jaki chciałbym, żeby obrała. No cóż, taka jest specyfika forów internetowych, że nie zawsze człowiek zdąży się udzielić w dyskusji, którą sam zapoczątkował, a która rozgrzawszy do czerwoności dysputantów, kończy się wybuchem i... ciszą. Jako że z przyrodzonego gadulstwa ciszy nie znoszę i lubię mieć ostatnie zdanie, postanowiłem napisać do „Fahrenheita”.

Warto się zastanowić, dlaczego literatura Lema wzbudza tak dużą awersję (a tak jest) nie tylko wśród domorosłych fantastów, ale i wśród ludzi, którzy z fantastyką nie mają nic wspólnego. Jeden z zarzutów, z jakim się spotkałem przy okazji dyskusji o Mistrzu, to że w Polsce jest „silne parcie na Lema”. Zastanówmy się nad tym, gdzie owo parcie może występować. Pierwszym miejscem, jakie się od razu nasuwa, jest telewizja, potem radio, czasopisma oraz internet*.

Nawet jeśli uznamy, że telewizja i radio mogą wywierać ogromną presję na ludzi, to jeśli przejrzymy programy telewizyjne i radiowe oraz spróbujemy sobie przypomnieć, jak często słyszeliśmy tam o Lemie, moim zdaniem trudno powiedzieć o jakimkolwiek parciu. Pomijając czas, kiedy dotarła do nas informacja o śmierci Lema, tak naprawdę w radiu i telewizji Mistrza trudno było uświadczyć. Sporadyczne programy zarówno o nim, jak i z jego udziałem były tak naprawdę kroplami w morzu informacji. Jeśli jeszcze uwzględnimy zupełnie dziwne pory nadawania programów kulturalnych, to podejrzewam, że nawet ponadprzeciętny radio-telemaniak nie zauważył nie tylko „parcia na Lema”, ale nawet jakichkolwiek programów poświęconych Mistrzowi.

Trochę lepiej sprawa ma się z czasopismami, tutaj Lem zaznaczył nieco bardziej swoją obecność. Od czasu do czasu można było przeczytać jego publicystykę, czasem gdzieś się przewijały teksty innych autorów poświęcone jego osobie i twórczości. Czy jednak można mówić o jakimkolwiek parciu? Z pewnością nie w przypadku polskich czasopism poświęconych fantastyce. A w innych czasopismach? Lem pojawia się najczęściej przy okazji różnego rodzaju zestawień najwybitniejszych autorów XX wieku, jednak najczęściej jest jednym z kilkudziesięciu pisarzy. Artykuły jemu poświęcone można tak naprawdę policzyć na palcach rąk i nóg. Jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę fakt, że były one rozproszone po kilku, jeśli nie kilkunastu czasopismach, to naprawdę trudno mówić o jakimkolwiek „parciu na Lema”. Najczęściej wspomina się o nim jako o klasyku polskiej, a nawet światowej fantastyki. Oczywiście, wcielenie Lema w poczet klasyków można nazwać jakimś rodzajem „parcia”, jednak, co ciekawe, ludzie czujący niechęć do twórczości Mistrza sami przyznają, że miejsce w poczcie jest mu należne.

Skąd się więc może brać owo uczucie parcia na Lema? Czyżby jego źródłem miałby być internet? Chyba nie, przecież o Lemie wcale nie wspomina się tu dużo częściej niż w innych mediach... Hm, a może winne są fora internetowe, grupy dyskusyjne i usenet? Przy okazji wymieniania kanonu literatury fantastycznej nie ma możliwości, żeby nie wspominano o Mistrzu. Jednak i to chyba nie powinno być źródłem tak silnego odczucia „parcia na Lema”... Cóż więc może być przyczyną tak daleko posuniętej awersji do twórczości Mistrza? Wygląda na to, że są nim stwierdzenia internautów, że „Lema nie wypada nie znać”, oraz wytykanie wirtualnymi palcami i naśmiewanie się z braku znajomości twórczości Mistrza wśród ludzi interesujących się fantastyką... Czy ludzie mają słuszność, wytykając takie rzeczy?

Warto jednak zwrócić w tym miejscu uwagę na pewien drobiazg, który z pewnością zapragnie wytknąć mi co bardziej uważny i uświadomiony czytelnik. Fora internetowe przecież nie mogą być źródłem aż tak popularnej fali niechęci do twórczości Mistrza... Można by wręcz rzec, traumy lemowej. Rzeczywiście, czyżbym więc o czymś zapomniał? A czy zwróciliście uwagę na ostatnie zdanie przedpoprzedniego akapitu? Otóż antylemowcy uznają wielkość Mistrza, nie negują jego miejsca w kanonie literatury... Ale dlaczego? Skąd więc się wzięła ich tak antagonistyczna postawa? Z jednej strony mamy zarzut nieznajomości Lema, z drugiej – jakąś znajomością antylemowcy jednak się wykazują. O co więc chodzi? Czyżby zarzut nieznajomości był fałszywym? Ale nie, przecież nie temu dają odpór antylemowcy. Ależ oczywiście! Nie wspomniałem jak dotąd o najważniejszym źródle traumy lemowej – szkole!

Jeśli przejrzymy listę lektur szkolnych i wyszukamy w niej nazwisko Mistrza, zauważymy, że występuje ono trzykrotnie:

– w klasie VI szkoły podstawowej z dwoma książkami: „Bajki robotów” i „Opowieści o pilocie Pirxie”,

– w klasie III gimnazjum z „Cyberiadą”.

Czyli mamy źródło zła – szkoła. To ona jest podstawowym źródłem zaistnienia Lema w świadomości przeciętnego Polaka. Niestety, muszę się zgodzić ze zdaniem Andrzeja Pilipiuka, wybór powyższych książek jako lektur w młodym wieku jest pomyłką i przyczyną sporego zła, jakie zostało wyrządzone polskiej fantastyce. Pomijając fakt, że już samo czytanie z przymusu budzi opór wśród uczniów, muszę przyznać, że wspomniane wyżej książki są trudne w odbiorze. Na pewno zbyt trudnymi dla przeciętnego szóstoklasisty. Niezrozumienie budzi niechęć, a w połączeniu z wymogiem przeczytania oraz odpytywaniem z treści lektury nic dziwnego, że twórczość Mistrza rodzi traumę wśród uczniów.

Rzadko kiedy zdarzają się poloniści potrafiący przekazać to, co najważniejsze w lekturach, umiejący nauczyć miłości do książek. Jest więc twórczość Lema, jednego z najwybitniejszych światowych twórców fantastyki i najwybitniejszego naszego autora, postrzegana jako trudna i niezrozumiała. Lektura jego książek zapamiętywana jest jako przeżycie traumatyczne, zapamiętywane są tylko wybrane fragmenty, które w dodatku w wieku późniejszym zacierają się, nikną w zakamarkach niepamięci. Nic więc dziwnego, że tak trudno później sięgnąć po jego książki nawet ludziom, którzy interesują się fantastyką.

Jeśli dodamy do tego czasem bardzo brutalne wręcz naśmiewanie się i piętnowanie nieznajomości twórczości Lema, przestaje dziwić fakt, że nawet w kręgu młodych fantastów znany jest Mistrz, a nie jego twórczość. Powstaje sytuacja, kiedy wstyd się przyznać do nieznajomości twórczości Lema. Jeśli nawet ktoś znajdzie odwagę, jest atakowany, a ataki na nielemowców budzą u nich nie tylko odpór, ale i traumę. Atakujący zapominają czasem o tym, że nie chodzi o to, żeby się na kimś wyżyć i go poniżyć czy się wywyższyć, ale o to, by zachęcić ludzi do przełamania traumy i chociaż próby zaznajomienia się z twórczością Mistrza. Ponieważ Ministerstwo Edukacji nie jest w stanie zadbać o odpowiedni dobór lektur do czytelnika, powinniśmy to robić my.

Lema poznać warto. Był to autor ogromnie wszechstronny, wyśmienity pisarz łączący w sobie filozofa, futurologa, socjologa, etyka, wizjonera i humorystę. Jestem pewien, że niemal każdy w jego twórczości znajdzie coś dla siebie. Książki poważne i niepoważne, filozoficzne i fizyczne, matematyczne i polonistyczne, sensacje i kryminały oraz czystą science fiction.

Książki Lema nie są też aż tak trudne, jak głosi mit. Lem to erudyta, ale skoro jest rozumiany na całym świecie, skoro został zrozumiany „nawet” przez Amerykanów, którzy nakręcili „Solaris”, my – Polacy, nie możemy być od nich gorszymi ignorantami.

Jeśli kogoś nie przekonuje powyższe, może trafią do niego liczby i ciekawostka podana za www.lem.pl. Mistrz został przetłumaczony na 41 języków, a sprzedaż jego książek przekroczyła 27 milionów egzemplarzy. Philip K. Dick twierdził, że Lem jest prowokacją komunistów, a naprawdę pod pseudonimem „Stanisław Lem” kryje się grupa autorów. Jako dowód podawał mnogość stylów pisarskich i szeroką tematykę dzieł Mistrza. Napisał nawet list do FBI w tej sprawie...

Wszechstronność Lema ma niestety także i swoją złą stronę. Jeśli poleci się osobie o ściśle skanalizowanym guście literackim książkę spoza tego kanału, może się ona do Mistrza zrazić już na stałe. Dlatego zadaniem dla nas, uświadomionych fantastów – miast wyśmiewać się, wytykać i szturchać palcem, jest spróbować poznać gust i polecać „nieuświadomionym” odpowiednią dla nich lekturę. Z pewnością nikt z nas nic nie straci, a skorzystać może nie tylko czytelnik, ale cały światek fantastyczny i jego samoświadomość.

Choć znajomość twórczości Lema nie jest konieczna do delektowania się książkami innych autorów, warto poznać tego, o którym wszyscy jednogłośnie wspominają, że miał ogromny wpływ na nie tylko naszą, ale światową fantastykę. Bo Lem pisał naprawdę dobre książki.

Zadbajmy o świadomość młodych fantastów. Skoro na szkołę liczyć nie możemy, to jeśli tego nie zrobimy my, starzy fantaści, za jakiś czas otrzymamy pokolenie autorów piszących wtórną i kiepską fantastykę. Jeśli chcą się buntować przeciwko kultowi Lema i pisać po swojemu, to niech się buntują. Takie ich zbójeckie prawo, tylko niech wiedzą, przeciwko czemu.

 

 

____________

* zdaję sobie sprawę, że "internet" powinienem pisać wielką literą, jednak nie uznaję tego zwyczaju, gdyż traktuję internet jako medium, a nie miejsce czy nazwę własną.

** No tak, zapomniałem o Wesołych Świętach. To Wam życzę.

 


< 13 >