Fahrenheit nr 56 - grudzień 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 15>|>

Stanisław Lem i jego grotesko-fantastyczne bajki /esej akcji/

(Stanislaw Lem a jeho grotesknofantastické bájky /akčná esej/)

 

I.

 

Będziemy pisać o Stanisławie Lemie. Piszemy szybko. Żeby to miało akcję. Akcja musi być, żeby było interesująco. Nawet jeśli to nie jest opowiadanie. Chcemy udowodnić, że istnieje coś takiego jak esej akcji.

W takim eseju myśli poruszają się szybciej niż Neo w Matriksie. Nie uda się ich schwytać ani tym bardziej zrozumieć. Poznać, czy były mądre, czy głupie. Ba, może w ogóle żadnych myśli nie było? Może to był tylko RUCH?

Tylko że... akcja-ruch nie może istnieć bez energii początkowej, którą w przypadku eseju inicjuje myśl... Zwalniamy więc.

Widzę to tak, że żyjemy w czasach, w których pouczyć nas może już tylko fikcja i w których niebezpieczne stało się myślenie. Myśl budzi akcję. Tak więc każdy prawdziwy esej w tych czasach staje się esejem akcji.

 

II.

 

Stanisław Lem pisał proste opowieści, żeby móc w nie włożyć założone idee. Pisał głównie antyrealistycznie, skłaniając się w kierunku groteski. Nie mógł inaczej – realizm jako metoda zmusza autora do skrupulatnego budowania tła i postaci, wyjaśniania w treści absolutnie trywialnych rzeczy i ponownego tworzenia tego, co już jest.

Realista opisuje rzeczywiste krzesło, usiłując stworzyć jego fikcyjny odpowiednik. Robi to dlatego, że tylko na takim krześle może siedzieć prawdziwy człowiek albo jego realistyczna iluzja. Tworzenie tekstu realistycznego jest więc wytwarzaniem iluzji, które z grubsza są zgodne z rzeczywistością nas otaczającą. Wysokiej jakości realizm nie nie może jedynie kopiować świata, ale powinien go ponownie tworzyć.

Realizm w beletrystyce stymuluje wyobraźnię. Kierunek myślenia wiedzie nas od istniejącego do nieistniejącego.

Jednak nie w przypadku prozy Stanisława Lema. U niego kierunek postępowania jest odwrotny – od nieistniejącego do istniejącego (ewentualnie dowodu możliwości egzystencji nieistniejącego). Nawet jeśli to miałoby być twierdzenie przez zaprzeczenie.

 

III.

 

Pierwsze sceny większości krótszych tekstów Lema nie są obciążone wyjaśnieniami. Autor wrzuca nas do środka sytuacji ułożonej z obrazów, która jest najwyraźniej nierzeczywista. Wynalazcy Trurl i Klapacjusz tworzą dziwne maszyny. Pierwotnej niewiarygodności Lem nie rozwija jednak w kierunku absurdu. Wręcz przeciwnie. Postępuje ściśle naukowo – na podstawie wewnętrznych zależności logicznie składa nieistniejące kawałki w jedną całość. Tryby zaczynają się powoli zazębiać i maszyna rusza. Nieistniejąca maszyna, która mogłaby być prawdziwa, gdyby sytuacja wyjściowa była rzeczywista.

Opowiadania Lema są jak skoordynowane układy elementów połączonych siecią logicznych zależności. Lem modeluje w nich sytuację na podstawie naukowych przesłanek.

Metaforyka rozszerza przestrzeń – sposób myślenia, nasze wyobrażenia – wzbogaca zmysłowe wrażenia w odbiorze opowieści i postaci. Jednak w prozie Lem przesuwa postacie i obrazy na drugi plan. Zmniejsza przestrzeń i upraszcza fabułę, która staje się jedynie szkicem. Opowieść jest szkieletowa i szybka.

Autora nie interesuje akcja. To przecież jedynie zdarzenia, które tak czy inaczej już miały miejsce. Powtarzają się zarówno postaci, jak i byty. Nawet te ostatnie już tak czy siak istniały. Wtórność nuży i boli. Nie, nie czytelników. Czytelnicy jako tacy lubią powtórzenia. Jak mit czy serial. Powtarzalność uspakaja, usypia. Ale nie tego chcą diabelsko ponadprzeciętni geniusze, do jakich Lem bezsprzecznie należał. Lemowi nie zależało na spokoju czytelników. Tworzył, przyglądając się temu wszystkiemu, co go otacza. Spoglądał przed siebie i szukał możliwości, żeby się przy pisaniu nie nudzić. Jak skutecznie tworzyć – i nie powtarzać. Dlatego tworzył idee.

Trurl i Klapacjusz, byty nierzeczywiste, oznaczone szczegółami opisującymi ich cielesność, na końcu stają się nosicielami idei, którą zwykle wieńczy pointa – strzała zakończona grotem logiki.

Jeśli byśmy chcieli zabawić się w interpretatorów tekstów Lema, moglibyśmy je streścić w porażająco cyniczne pouczenia. W okrutne maksymy, morały bajek sceptyka, który za pomocą rozumu sprzeciwia się rozumowi.

 

IV.

 

W świecie Lema brak miejsca na swobodnie przelatujące obrazy, brakuje też przytułków wiary. Fantazja i fantastyka zamykają się w okowach fałszywego kręgu logiki.

„Ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć” – mówi jeden z bohaterów u Lema, profesor Tarantoga. Jeśli zabierzemy im wiarę, zostanie tylko ubogie pustkowie i beznadziejna rozpacz. Ciche i ogromne, bezmierne niczym kosmos. Jednak Lem wpuszcza weń za każdym razem i znowu swoich bohaterów. Robi to z zuchwałym oddaniem sceptyka. Wie, że to mu się nigdy nie uda, ale on i jego bohaterowie przekornie nie zatrzymują się w dążeniu do wiedzy. Tragikomiczny, miejscami niesympatyczny, nie szukający spokoju.

Już od dwustu lat naukowcy złościli wszystkich ludzi tym, że o wszystkim wiedzieli więcej i lepiej. Jak cudownie było obserwować ich bezradność wobec Trójkąta Bermudzkiego, latających talerzy czy życia duchowego roślin! Sprawia ogromną satysfakcję widok, kiedy zwyczajna paryżanka w klimakterium poznaje całą polityczną przyszłość świata, a profesorowie nie są w stanie powiedzieć o tym ani be, ani me... („Pokój na Ziemi”).

W przestrzeni Lemowych tekstów trafiamy nieustannie na ślad porażająco logicznej absurdalności obrazów. Są potworne, wielkie, groteskowe, a w groteskowości nieprzyjemne. Właściwie wiedza jako taka jest w pojęciu Lema jedną niekończącą się groteską Nie pogrąża się w niebycie tylko dlatego, że sama siebie potrafi przekonać o swojej wadze. Niech sobie wszyscy myślą, że naukowcy nie sięgają nawet pięt damie w klimakterium, oni wiedzą swoje – wielkie i dumne NIC.

 

V.

 

Naukowa groteska Lema nie przekształca realizmu w niemożliwość. Nie wskazuje wyjścia, ucieczki w kierunku fikcji, nie pozwala na oddech i myśl – „Aha, to się nie może zdarzyć...” Groteskowość u Lema wszak przesuwa się od fantastycznej hiperboli w kierunku możliwości, która w powodzi bytów poskładanych z kawałków ciała czy połączonych wymiarów („Kongres Futurologiczny”) jest tak przerażająca, że czujemy się jak we śnie... Błądzimy i uciekamy przed koszmarem sennej rzeczywistości. Nadaremnie.

Naprzeciw Lemowej fantastyki stoimy nadzy i bezsilni. Nie ma tu miejsca na wiarę ani iluzję rzeczywistości. Na niebie, zamiast słońca, widnieje srogi grymas sceptyka. Tym sceptykiem jest Lem, a grymas ma nam przypominać – „Wiem, że nic nie wiem”.

 

Ze słowackiego przetłumaczył A.Mason

 


< 15 >