Tym razem mamy dla czytelników przedruk opowiadania Jagny Rolskiej, które pierwotnie zostało opublikowane w czasopiśmie „Science Fiction, Fantasy & Horror” nr 75 w 2012 roku.
Ad-eim pomasował stłuczone kolano. Nie pierwszy raz wylądował na ziemi po spotkaniu z bandą szkolnych matołów. Arkusze rozsypały się po korytarzu i najwyraźniej miały zamiar zjednoczyć się z organizmem. Ich cienka, skonstruowana z martwego naskórka materia chętnie poddawała się strużce soków trawiennych cieknącej rynsztokiem jelit żywiciela. Chłopak poderwał się na równe nogi i wyzbierał notatki. Ka-han, ten kretyn z sąsiedniej klasy, parsknął szyderczo, przyglądając się nieporadnym ruchom. Ad-eim, unikając wzroku Ka-hana, omiótł spojrzeniem pomieszczenie. Tkanka pulsowała nerwowo, a szkolne korytarze poddawane były coraz większej aktywności.
Ka-han tak naprawdę nie miał chęci pastwić się nad tym cherlawym gnojkiem, ale szkoła właśnie się skończyła i ten etap życia odchodził do przeszłości. Paczka Ka-hana właśnie opuszczała budynek, by wraz z innymi dzieciakami świętować zakończenie nauki podczas siedmiodniowej balangi. Jeśli opowieści o Święcie Wiosny są choć w połowie prawdziwe, to czekała ich niezła impreza. Skopanie tego żałosnego szczyla to tylko dopełnienie pewnej tradycji. Takie, można powiedzieć, sentymentalne pożegnanie szkoły.
Kumpel Ka-hana, Je-fir, szturchnął przywódcę w ramię i wskazał mu miejsce za plecami ich ofiary. Na środku korytarza wypiętrzała się właśnie fontanna trawienna. Wszystkie dzieciaki wiedziały, że należy omijać je z daleka. Podstawowa mądrość życiowa wyniesiona z habitatu.
Ad-eim zgarnął arkusze i garbiąc się, przemknął pospiesznie w stronę wypiętrzenia będącego pod kontrolą Pani New’u. Na podium stała nauczycielka odziana w szatę, która była atrybutem jej urzędu.
– Spóźniłeś się! Usiądź – poleciła mu cierpko i rozpoczęła przemowę. – Dzisiaj kończycie szkołę. Za kilka minut zaczniecie tygodniową, szaloną imprezę ku czci żywiciela. Dalej inni pokierują waszymi losami, ja w każdym razie starałam się przez ostatnich kilka lat wpoić wam posłuszeństwo!
Nauczycielka podeszła do pulsującej błony okiennej i zapatrzyła się w kolorowe pęcherze głównego rynku. Widowisko jak zwykle zaprze dech w piersiach, i jak zwykle obróci w niwecz jej wychowanków. Pani New’u po raz kolejny podczas zmiany pokoleń ograniczyła się do beznamiętnej miny i zawilgoconym wzrokiem po raz ostatni omiatała swoich uczniów. Mały Da-rik tak wyrósł i wyprzystojniał, że do ostatniego dnia Pani New’u miała nadzieję, że uda się go ocalić. Mądry, uroczy i wyjątkowo zbudowany dzięki zamiłowaniu do sportu bardzo spodobał się Radzie, ale jego masa przesądziła o sprawie. Żywiciel doskonale wyłapuje tłuste kąski.
Pani New’u przysiadła na degenerującej się ławce i zatopiła twarz w dłoniach. Ile to już pokoleń dzieci? Ile godzin radości? I co dalej?
Każda klasa liczy zawsze czterdziestu chłopców. Pełne przeszkolenie trwa piętnaście cykli, potem Rada wyznacza tylko jedną osobę z klasy, by przekazała pamięć pokolenia następnym. Trzydzieści dziewięć istnień jest skazanych na zagładę. A klas jest zawsze dziesięć. Rachunek istnienia jest prosty – najlepszy uczeń z klasy dostępuje zaszczytu życia. Reszta musi się poddać trawiennym strukturom żywiciela, który nie jest w stanie żyć bez białka, a białko nie jest w stanie żyć bez nosiciela, w dochodzących do minus dwustu stopni mrozach na planecie. Pomiędzy następującymi cyklicznie orgiami obżarstwa gad zadowalał się okazjonalnymi absorpcjami, co Rada skrzętnie tuszowała.
Ławka z bulgotem zjednoczyła się z tkanką, więc Pani New u wstała z przesadnym ociąganiem, próbując zaakcentować swoją wolę wstania. Co oczywiście było bzdurą; każdy wiedział, że wola tkanki jest najważniejsza. A człowiek może co najwyżej gładzić jej pulsujące, ciepłe fragmenty z nadzieją, że ta przychyli się do jego potrzeb. Klasy i korytarze istniały tylko dlatego, że przez piętnaście cykli gad pozostawał w stanie hibernacji zimowej. Po planecie hulały mrozy, więc aktywność metabolizmu żywiciela ograniczona była do minimum, a tkankę można było nieomal dowolnie formować. Obecnie planeta zmierzała stanowczym kursem w stronę wiosny. Kąt nachylenia gwiazdy na siedem dni wyzwoli w gadach chęć życia, jedzenia i prokreacji. Tkanka wygładzi się, wymknie spod kontroli Rady, a układ trawienny żywiciela zażąda protein. Ludzkich protein. Uroczych, jędrnych kilkunastoletnich ciał.
Nauczycielka zerknęła na główny plac, na którym wypiętrzyły się stragany i stoiska.
– Dzisiaj kończysz szkołę – odwróciła się od okna i spojrzała badawczo na Ad-eima. – Dzisiaj – podjęła po chwili milczenia – pobiegniesz na rynek, by zgodnie z opowieściami, które znasz od dziecka, wziąć udział w najbardziej ekscytującej zabawie. Ty i twoi przyjaciele macie pełne siedem dni na beztroską zabawę. Potem podejmiecie zupełnie nowe funkcje.
– Mówiła pani o tym na lekcjach – odparł Ad-eim.
– Mówiłam, to prawda. – Pani New’u przechadzała się miarowo po sali i nerwowo zaplatając dłonie na piersiach, co chwilę zerkała w stronę głównego placu. – Nie mówiłam natomiast, jakie to zadania.
– Podobno tego mamy się dowiedzieć potem – szepnął chłopak.
Wszystko w nim było tak cholernie denerwujące, poprawne i bez zarzutu. Nauczycielka była wściekła, że musi uświadomić właśnie tego dzieciaka.
– Wszyscy dowiedzą się po zabawie, ty jednak dowiesz się teraz i gwarantuję ci, że to zmieni kompletnie całą twoją wiedzę o życiu.
– Zawsze słuchałem i robiłem notatki z pani lekcji – odparł chłopak obronnym tonem.
– A to wszystko gówno było! – wrzasnęła Pani New’u, sama nie wiedząc, czy irytuje ją rutyna informowania ucznia, że wszystko, o czym mówiła, to wierutna bzdura, czy też źródłem zdenerwowania jest konkretnie chłopak, którego nigdy nie lubiła. Nauczycielka ponownie zerknęła przez okno w stronę placu. Jej wychowankowie krążyli grupkami, śmiejąc się, popychając i zaczepiając samice z żeńskich klas. Mieli z nimi bezpośredni kontakt po raz pierwszy w życiu.
– Nie rozumiem – wyjąkał Ad-eim.
– Ad-eim – nauczycielka postarała się wtłoczyć maksimum ciepła w imię wychowanka – zostałeś wybrany, by wkroczyć do dorosłej społeczności.
– Dziękuję – odrzekł zdawkowo chłopak, nie wiedząc, że oznacza to jako jedyny z czterdziestu i jako dziesiąty z czterystu dostąpiłeś dzisiaj zaszczytu dalszego życia.
Pani New’u poczuła nagle, że jest stara. Nigdy nie miała problemów z obcesowym informowaniem wybrańca, że on przeżyje, a reszta jego kolegów zginie. Ad-eima czekał rodzaj stypy, po której jako jedyny pozostanie żywy. Bal trupów był dla kolejnych wybrańców szokiem. Lata prania mózgów, obietnic, że po zakończeniu szkoły otrzymają nowe ekscytujące zadania zderzały się nagle z wiedzą, że siódmego dnia wszyscy zginą. Znikną młodzieńcze plany i marzenia. Zostanie tylko on i dziewięciu jemu podobnych. A z żeńskich klas normalnego życia dostąpi tylko jedna samica. Królowa tygodnia przemiany. Nauczycielka pogładziła mechanicznie klatkę piersiową. Wiele się nie zmieniło. Sukces życia zawdzięczała jędrnemu ciału i urodziwej twarzy. Nieprzeciętny intelekt oczywiście doprowadził ją do miejsca, w którym mogła dowolnie wybierać chwilę poddania się działaniu soków trawiennych żywiciela, ale ciągle pamiętała, że przepustkę do życia zapewniło jej zdrowe i piękne ciało królowej. Nauczycielka nie miała pojęcia, kto zadecydował o ocaleniu Ad-eima. Ona tylko przekazywała informacje i łudziła się, że skrupulatne sprawozdania z postępów jej wychowanków jeszcze zmienią wyrok przed końcem siódmego dnia wiosny.
Pani New’u świdrowała chłopaka nienawistnym spojrzeniem.
Pobierz tekst:

Anna Grzanek „Miecz obosieczny”
– Że co, przepraszam? Długi? – Lucyfer uniósł starannie wymodelowaną brew, kiedy…

Dariusz Domagalski „Hajmdal 3: Bunt” – fragmenty
Dziś ma swoją premierę 3 tom Hajmdala, z tej okazji prezentujemy dwa…

„Jeśli przytulam kogoś na powitanie, może być pewien, że to jest szczere” – wywiad z Martą Krajewską
Marta Krajewska, autorka książek fantastycznych dla dzieci i dorosłych, pasjonatka kultury wczesnosłowiańskiej, opowie…