strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Wojciech Świdziniewski Publicystyka
<<<strona 21>>>

 

Róbmy swoje

 

 

Siedząc raz w "Puchatku", klimatycznej knajpie bluesowej, otrzymałem propozycję zagrania z "Formacją FRU" na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Przemocy (kiedyś mało brakowało, a miałbym starcie z ochroną tej imprezy, za spożywanie piwa podczas oglądania i słuchania grupy wokalnej "Vox". Ochroniarz zmusił mnie do wylania prawie całego browarka – od tej pory nie cierpię imprezy Owsiaka, choć prezentuje szczytne idee). Trochę się zdziwiłem, nie jestem w zespole, muzyk ze mnie żaden, a to przecież poważna impreza! Transmitowana na całą Polskę! Chłopaki mnie uspokoiły: – Gramy z playbacka, bo tak życzy sobie telewizja. Zamieniamy się więc instrumentami, a Panas (perkusista) będzie na wokalu – wyjaśnił Cynamon. Od razu mi się spodobał ten pomysł, gdyż Panas ni w ząb nie zna angielskiego, a miał zastąpić rodowitego Amerykanina, Seana. Wietrzyłem ostrą zabawę. Chudy zdecydował, że będę grał na tarce do prania.

Nadszedł czas WOŚP. Stawiłem się pod sceną Orkiestry. Tym razem impreza odbywała się na placu przed pałacem Branickich. Ochrony od za..., eee, dużo, ludzi też... dużo, światła, mnóstwo organizatorów, jeszcze więcej przeróżnych kapel i siarczysty mróz. Przytupując, czekałem na Chudego, który oczywiście zapomniał przeprowadzić mnie przez bramkę. Byłem na to przygotowany. Aby dostać się do środka, zastosowałem metodę a la "Rejs". Przyczepiłem sobie identyfikator "NaCzelnych" (najmniej rzucał się w oczy, ale był wystarczająco widoczny), wyciągnąłem tarkę i śmiało przeszedłem koło ochrony bramki. Nigdzie nie widziałem mojej kapeli. Skierowałem się do knajpy, gdzie oczywiście cała "Formacja" raczyła się już browarem. Dołączyłem do nich, zdążyłem chlapnąć dwa browary i już wychodziliśmy na scenę. Zaczęliśmy grać z playbacku. Ja na tarce grałem złotówką. Połamaliśmy scenę (to nie ja, to Cynamon tak skakał). Realizator musiał zrezygnować z bliskich ujęć, po tym jak przy solówce na klawiszach, Sean, który obsługiwał ten instrument, odszedł za perkusje i zwijał się ze śmiechu. Murek, nasz znajomy dźwiękowiec, obsługujący reżyserkę, miał z nas taką polewkę, że pomylił puszczane kawałki. Nie zrobiło to nam żadnej różnicy. Dalej rżnęliśmy głupa i staraliśmy się nie chichotać zbyt głośno. Po występie, nasi znajomi z tłumu przekazali nam opinie publiki. Najbardziej zalewaliśmy się z pewnej oburzonej pani, która powiedziała mniej więcej tak:

To skandal! Jeśli już grają z playbacku, to wokalista mógłby przynajmniej nauczyć się słów!

Cynamon wyszczerzył radośnie zębiska i rzucił:

– Jeszcze w życiu nie zrobiłem dowcipu tylu ludziom na raz.

Dotarło do mnie wtedy, że dla większości publiczności WOŚP byliśmy dyletantami muzycznymi, robiącymi z siebie głupków. Powiedziałem to Cynamonowi. Cynamon tylko się uśmiechnął i wyjaśnił:

– Wojtek, zdajesz sobie sprawę, jak nikły procent z tych ludzi słucha bluesa? Wiesz, jak mało z tych, którzy wiedzą, co to jest blues, zna się na tej muzyce? Jak myślisz, ile spośród tych ludzi kojarzy nas i naszą muzę? Nikt nas tu nie zna i cały ten tłum ma w dupie naszą muzę, wolą hip-hop, rocka i pop.

– No dobrze – zgodziłem się. – A ci co nas znają?

– Ci, co nas znają, wiedzą, że to były jaja. Kto przychodzi na nasze koncerty? Tylko ci, co lubią bluesa, a w bluesie jesteśmy jednak trochę znani. I to dla takich ludzi gramy. Ta publika nie obchodzi nas, ani my ich. Dla nich nie istniejemy. Dlatego mogliśmy pozwolić sobie na taki żarcik.

Prostota tego rozumowania i prawda w niej zawarta niemal powaliła mnie na kolana. Na scenę weszła jakaś grupa hip-hopowa, skończyły się gwizdy i wulgaryzmy towarzyszące występowi FRU, a publika zaczęła się żywiołowo bawić. Znajomi spod sceny pogratulowali nam pomysłu i powiedzieli, że to był przedni numer. Wszyscy poszliśmy na piwo.

Jaki z tego wniosek dla fantastów? Róbmy swoje, nie przejmujmy się, że o fantastyce mówi się, że to literatura dla przygłupów, że pisma dla pań (i nie tylko) wypisują bzdury o "Władcy Pierścieni" czy Tolkienie. My wiemy swoje, wiemy, że są to rzeczy tworzone dla wąskiej grupy odbiorców, dla ludzi, którzy potrafią docenić pomysł autora, wykonanie, czy też bogactwo wymyślonego od podstaw świata. Nie twierdzę, że jesteśmy Narodem Wybranym. Brońcie bogowie! Po prostu róbmy swoje, nie zważajmy na opinie "ogółu", a liczmy się ze zdaniem tych, którzy naprawdę znają się na fantastyce, tych, którzy ją współtworzą i odbierają całym sercem, bez kpin i prześmiewania się. Siedźmy w tym naszym getcie, niech "ogół" przyjdzie po nas, a nie my będziemy dopasowywać się do "ogółu". Tak będzie najlepiej. Przynajmniej nie będziemy się krzywić, gdy ktoś powie, że Saruman to brat Saurona. Możemy za to komuś takiemu wmówić, że elfy to genetycznie zmutowani ludzie, że to przykład nietscheańskich nadludzi. Laik pokiwa głową, stwierdzi, że jesteśmy idiotami, a miłośnik Tolkiena pozna się, że to żart. Chyba, że ów tolkienista jest ortodoksem, ale to już inna historia. Tak, czy siak, róbmy swoje.




 
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
SPAM(ientnika)
Zapytaj GINa
Komiks
HOR-MONO-SKOP
Ludzie listy piszą
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Dominika Repeczko
Piotr K. Schmidtke
Satan
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
W. Podrzucki
Tadeusz Oszubski
Tomasz Pacyński
Zbigniew Jankowski
Ďuro Červenák
P. Nowakowski
Marcin Pielesh
Adam Cebula
XXX
Marcin Mortka
Andrzej Zimniak
Brian W. Aldiss
Ian Watson
J. Grzędowicz
M. i S. Diaczenko
Brian W. Aldiss
T.Noel, D.Brykalski
Raport nr 1
 
< 21 >