strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Andrzej Pilipiuk Publicystyka
<<<strona 16>>>

 

Piszemy Bestsellera cz. VIII

 

 

 

"To nie talent lecz chęć szczera produkuje bestsellera" (red. M. Parowski)

 

Studiując sobie podręcznik pisania tłumaczony z angielskiego, dowiedziałem się, że jako początkujący pisarz nie powinienem liczyć na zaliczkę wyższą niż 6 tysięcy funtów... Mój zamieszkujący w Anglii znajomy był długo przekonany, że jestem cholernie nadzianym gościem – w tamtym kraju pisarz inkasuje przeważnie od 1/3 do 1/2 ceny okładkowej swojej książki (a książki kosztują tam zazwyczaj kilkanaście funtów). Także u nas pokutuje przekonanie, że pisarze zarabiają krocie. W dzisiejszym odcinku omówimy sobie między innymi finansowe aspekty działalności literackiej. Wprawdzie gentlemani nie powinni o tym rozmawiać – ale czuję się w obowiązku przestrzec tych z Was, którzy sądzą, że na pisaniu książek można się dorobić fortuny.

A zatem ile zarabia pisarz? Załóżmy, że jesteście początkującymi twórcami, którzy planują sprzedać gdzieś swoje pierwsze opowiadanie. Na co możecie liczyć? Posiadamy na rynku trzy pisma, w których można debiutować – "Fantastykę", "Science Fiction" i "Fantasy-Clicka" (o ile ten ostatni nie upadł). Do historii odszedł "Fenix", w którym debiutowałem ja. Stawki, wymagania redaktorów i poziom trudności w ich pokonaniu są zróżnicowane. Najłatwiej debiutować w "Science fiction", jednak – i tu uwaga – czasopismo to w ogóle nie płaci debiutantom. Jeśli chcemy zobaczyć nasz utwór w druku, należy go skierować właśnie tam. Jeśli chcemy, by się ukazał i jednocześnie uzyskać za to gratyfikację finansową, musimy uderzać gdzie indziej. "Fantastyka" płaci wierszówkę rzędu 30 złotych za stronę znormalizowaną – tu jednak debiutować jest dużo trudniej. Gazeta ta zamieszcza mniej tekstów, a jej redaktorzy szukają usilnie dzieł o wysokim stopniu wyrafinowania. Jeśli wpadniemy na naprawdę dobry pomysł i uda nam się zgrabnie to opisać, mamy szansę. "Fantasy-Click" posiada stawkę mniej więcej dwukrotnie wyższą, jednak by coś opublikować u nich, należy posiadać tzw. nazwisko – tzn. praktycznie nie ukazują się tam utwory debiutantów.

Debiut w czasopiśmie jest najtrudniejszym elementem pierwszego etapu naszej kariery. Informacja, że już się gdzieś coś publikowało, stanowi silny atut w rozmowach o publikacji kolejnych utworów. Po zamieszczeniu w pismach kilku, kilkunastu opowiadań – jeśli spotkają się z przychylnym przyjęciem czytelników – osiągamy stan pewnej stabilizacji. Już nas drukują. Opowiadanie liczące 20 stron może przynieść nam dochód od zera do ponad pięciuset złotych. Jako jednorazowy zastrzyk gotówki jest to sumka miła, jednak jeśli zechcemy żyć z pisania, może okazać się niewystarczająca.

Oczywiście pisma posiadają swoje określone moce przerobowe i nie należy oczekiwać, że jeśli napiszemy 15 opowiadań rocznie, wszystkie ukażą się drukiem. Zbyt częste eksponowanie jednego nazwiska na łamach gazety szybko nuży czytelnika. A zatem jeśli chcemy zostać zawodowcami, musimy – chcąc nie chcąc – sięgnąć po dłuższą formę. Musimy wydać książkę.

Z punktu widzenia wydawcy człowiek wchodzący z ulicy z maszynopisem powieści pod pachą to zbyt duże ryzyko. Wypromowanie autora jest działalnością trudną i często kosztowną. Trzeba zadbać o reklamę, uruchomić fundusz łapówkowy, przyszantażować lub przekupić recenzentów... A nakłady zwrócą się, albo i nie. Dlatego debiutowanie książką jest niezwykle trudne i zdarza się nieczęsto (aczkolwiek czasem się zdarza). I znowu prawo debiutu. Wydawca dużo chętniej rozmawiał będzie z człowiekiem posiadającym już jakiś dorobek i rozpoznawalnym przez fanów.

W moim przypadku wyglądało to następująco. Debiutowałem w 1996 roku. Na początku 1997 roku dysponowałem kilkunastoma opowiadaniami i mikropowieścią "Czarownik Iwanow". W sumie było to 300 stron maszynopisu – czyli miałem materiał na książkę. Przez następne 5 lat maszynopis ten leżał w 3 różnych wydawnictwach, dwa nie zdecydowały się na jego publikację, trzecie zaoferowało termin wydania iście fantastyczny (w negatywnym tego słowa rozumieniu). W chwili gdy pukałem do drzwi pierwszego, miałem na koncie kilka opublikowanych tekstów i 300 stron maszynopisu. Gdy wreszcie trafił mi się wydawca, miałem za sobą dwie nominacje do Zajdla, nominację do Śląkfy, liczba opublikowanych opowiadań przekroczyła 40, a objętość maszynopisu sięgnęła 1200 stron.

Zainwestowanie we mnie, jako autora, w 1997 roku było pewnym ryzykiem. W roku 2001 zysk był pewny, a ryzyko znikome. Dlaczego? Promocję mojej prozy odwaliłem we własnym zakresie – pakując teksty gdzie tylko się dało, zdobyłem grupę fanów. Pojawił się odbiorca, który kupił choćby podstawowy nakład mojej pierwszej książki.

Ile można dostać za książkę? Wszystko zależy od wydawcy. Pewien wiodący wówczas koncern wydawniczy zaproponował mi w 1998 roku stawkę w wysokości... 70 groszy od sprzedanego egzemplarza, w dodatku rozliczane w pełnych tysiącach, co sprowadzało się do tego, że jeśli sprzeda się np. 1700 sztuk, to zapłacą za 1000. Jedna z moich znajomych, publikująca dla konkurencji, zadowalać się musiała w tym czasie stawką ok. 60 gr. od sprzedanego egzemplarza. Kwoty te, wołające o pomstę do nieba, miałyby może uzasadnienie, gdyby książki kosztowały 12 zł i rozchodziły się w nakładzie ćwierć miliona sztuk. Tymczasem powszechną praktyką w drugiej połowie lat 90-tych było wydawanie minimalnego nakładu – rzędu 2 tysięcy sztuk, a w razie gdyby nie schodził, przeceniania go i kierowania do jatek, czyli na wyprzedaż. Czystej wody niewolnictwo – wydawca inkasował na czysto sumę mniej więcej dziesięciokrotnie wyższą niż autor.

Przy bardzo optymistycznych założeniach, sprzedałoby się 2 tysiące sztuk książki, za co ja zainkasowałbym całe 1400 złotych. Dodruku by nie zrobiono – za duże ryzyko.

(Tu dygresja – w sąsiedniej Rosji rzut wyjściowy wynosi przeważnie 10-15 tysięcy egzemplarzy, a książki czołówki ichnich autorów sięgają zawrotnych nakładów po 300 tys. sztuk).

Warto zauważyć, że porównywalną kwotę – do mojej za napisanie – otrzymałby redaktor za przygotowanie książki do druku oraz grafik za zrobienie okładki. Konkurencja nie istniała. Niewolnicy nie mieli dokąd uciec. Rynek podzielony był pomiędzy trzy wydawnictwa, co sprzyjało monopolowi i równaniu stawek dla pisarzy. Równaniu w dół. Wydanie pierwszej książki było jednak dla mnie sprawą priorytetową – wychodziłem z założenia, że nawet jeśli dostanę za nią marne grosze – będzie to swego rodzaju inwestycja w przyszłość. Na przełomie wieków na szczęście doszło do nagłego przetasowania. Pojawiły się wydawnictwa nowe, młode, agresywne, których właściciele wyszli z założenia, że przy wydawaniu książek pisarz jest jednak najważniejszy.

Stawki nieoczekiwanie skoczyły w górę, sięgając 5-7–10% ceny okładkowej. Nagle pojawiły się reklamy książek polskich autorów i równie nagle zastosowano wobec nas elementy promocji stosowane dotąd wyłącznie wobec zagraniczniaków. Zmieniło się też podejście autorów. Złamanie monopolu pozwoliło na zwiększenie szans publikacji, a tym najlepszym umożliwiło wręcz targowanie się o wysokość honorariów. Do poziomu Anglii nadal mamy daleko, jednak jest to kolejny krok w dobrą stronę.

Ciekawy przykład dały nam pisarki głównonurtowe, w rodzaju Katarzyny Grocholi czy Joanny Chmielewskiej. Kobiety te splunęły na wydawców i zajęły się osobiście wydawaniem swoich dzieł. W naszym światku podobną genezę miało wydawnictwo "Runa"... Obecnie, mając na rynku 4-5 tytułów jednocześnie, można już z tego żyć. I pozostaje mieć nadzieję, że za kolejne 10 lat honoraria dojadą jakoś do średniej unijnej, a nakłady do średniej rosyjskiej. Wtedy pisarze znajdą się w raju, o ile oczywiście jakiś Belka nie wpadnie na pomysł podniesienia nam podatków...

 




 
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
(Spam) ientnika
Zapytaj GINa
Komiks
HOR-MONO-SKOP
Ludzie listy piszą
Konkursy
Andrzej Pilipiuk
Paweł Laudański
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Konrad Bańkowski
Paweł Leszczyński
Idaho
Adam Cebula
Krzysztof Kochański
Łukasz Kulewski
Piotr Schmidtke
Konrad Bańkowski
Alexandra Janusz
Marta Sadowska
KRÓTKIE SPODENKI
Dawid Brykalski
Krzysztof Sochal
Andrzej Ziemiański
Romuald Pawlak
Elisabeth Moon
Elisabeth A. Lynn
Harlan Ellison
Robert Silverberg
Tomasz Piątek
XXL
 
< 16 >