strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Krzysztof Sochal Powieść interaktywna
<<<strona 37>>>

 

Fotografia z urokiem w tle

 

 

To już trzecia część Powieści Interaktywnej. Jeżeli jeszcze nie wiecie, co to takiego, zachęcamy do zajrzenia do "instrukcji obsługi" znajdującej się w 29 numerze Fahrenheita, o tutaj

 

 

Słowa Jaia Kudo w pełni uświadomiły pracownikom e-gazety powagę ich sytuacji. Reakcje były rozmaite. Kilka spośród zatrudnionych w redakcji kobiet ukradkiem poprawiło fryzury i rozciągnęło usta w skierowanych do windykatora kokieteryjnych uśmiechach, dających spore pojęcie na temat poświęceń, do jakich są gotowe, by zachować posadę. Jeden z redaktorów, w nagłym przypływie troski o swą materialną przyszłość, chwycił kosztowny skaner i pognał z wciśniętym pod pachę urządzeniem do wyjścia. Śmiały czyn spotkał się z błyskawiczną reakcją ochrony Craytona. Odziani w zielone kombinezony funkcjonariusze przy pomocy pięści wyjaśnili nieszczęśnikowi naganność jego postępowania. Młoda stażystka chlipała z żalu, a Sid mamrotał przekleństwa tak wymyślne, że uszy stojącego nieopodal Brada przybrały buraczkową barwę. Dominował jednak nastrój ponurej rezygnacji, większość pracowników w ciszy kontemplowała noski własnych butów.

– Teraz to już z pewnością wszystko – rzekł Jai Kudo, przerzucając sobie płaszcz przez ramię i kierując się ku drzwiom. – Testy odbędą się w niedzielę w tutejszej filii Korporacji Craytona, zapraszam serdecznie. A teraz równie serdecznie żegnam.

Tu i ówdzie ktoś chrząknął zażenowany, parę osób zakasłało, chcąc zatuszować ewidentny brak słów. Jedni apatycznie powrócili do pracy, inni obmyślali sposób jak najszybszego pogłębienia kwalifikacji przed niedzielną weryfikacją, a Sid zdecydowanie pociągnął Brada za ramię, oświadczając, że idą na drinka. Udali się do mieszczącego się trzy kondygnacje wyżej lokalu "Leśny Miś". Ledwo opuścili kabinę windy, ich uszy zostały zaatakowane przez irytująco monotonny łoskot elektronicznie generowanej muzyki. Obaj, przygnębieni, nie zwracali tym razem uwagi na podrygujących epileptycznie urzędników, którzy zawsze byli obiektem ich niewybrednych żartów. Bez słowa usiedli przy jednym z wolnych stolików. Z chwilą gdy krzesła zarejestrowały ciężar ciał, z blatu wysunęły się klawiatury i pulpity – osobne dla każdego z gości. Sid wklepał podwójną tequilę, a Brad Krwawą Mary. Krzywili się, w milczeniu, spijając kolejne łyki syntetycznych drinków. Pierwszy odezwał się Brad:

– Wiesz, że ten dupek od Craytona wpadł mi rano przez komin do mieszkania?

Sid zakrztusił się wysokoprocentowym alkoholem.

– Nie jestem w nastroju do żartów. Może tak nieistotne zdarzenie, jak utrata pracy, nie jest w stanie pozbawić cię dobrego humoru, ale mnie i owszem – stwierdził z wyrzutem, gdy już przestał spazmatycznie kasłać.

– Nie żartuję – zapewnił Brad, podkreślając własną prawdomówność energiczną gestykulacją. – Naprawdę wpadł przez komin.

– Jak Święty Mikołaj? – spytał Sid, podejrzliwie spoglądając na pustą szklankę po tequili. Pewnie znowu jakiś programista dowcipniś grzebał w syntezatorze napojów, pomyślał.

– Sądzę, że Mikołaj robi to w bardziej dystyngowany sposób, ale ogólnie rzecz biorąc, właśnie tak.

– Aha.

– Słuchaj, wiem, że brzmi to dość idiotycznie, ale naprawdę tak było.

– Idiotycznie? To brzmi kurewsko nieprawdopodobnie. Ty to nie masz się co martwić, z taką wyobraźnią znajdziesz sobie intratną posadkę w każdym brukowcu – odparł Sid, wklepując kolejne zamówienie, tym razem dwie duże wódki. – Już widzę te nagłówki! "Windykator z komina, prezes spod łóżka" albo: "Crayton bankrutem". "Członkowie zarządu dorabiają jako kominiarze".

Brad rozdziawił usta, by odgryźć się przyjacielowi, niestety, nie był w stanie sformułować wystarczająco ciętej riposty. Zamiast więc wylewać potoki gniewnych słów, wlał w siebie potężną porcję wódki.

– No dobra. A co on robił w twoim kominie? – rzekł Sid pojednawczo.

– A bo ja wiem? Twierdził, że jego transportowiec zawadził o dach, ale nie było wraku. – Brad wymownie wzruszył ramionami.

– Przecież to bez sensu. Że niby facet wyskoczył z rozpędzonego transportowca, wpadł do komina i nawet się nie posiniaczył? I ty mu uwierzyłeś?

– Słuchaj, byłem półprzytomny. Najpierw cały dom się trzęsie, a potem z kominka wypada oblepiony sadzą facet i pyta o łazienkę. Cholera... Uwierzyłbym nawet, gdyby oświadczył, że jest z Batmanem.

Sid wpatrywał się przez chwilę w nielicznych o tak wczesnej porze tańczących, wreszcie westchnął, odwrócił się z powrotem do przyjaciela i rzekł:

– Skończmy ten temat, co? Powiedz lepiej, co zamierzasz teraz zrobić. Pójdziesz na te testy do Craytona?

Brad rozważał pytanie, jednocześnie bełtając wódkę plastikowym mieszadełkiem do drinków.

– Raczej tak. A ty?

Nie dane mu było usłyszeć odpowiedzi, gdyż głowa Sida eksplodowała. Brad z konsternacją stwierdził, że zawartość czaszki przyjaciela była, delikatnie rzecz ujmując, nietypowa. Próżno było dopatrywać się mózgu i płynów ustrojowych, rozerwana głowa trysnęła fontanną elektronicznych części. Niewielki mikroprocesor z nieprzyjemnym mlaśnięciem uderzył o czoło Brada. Nic nie było jednak w stanie przełamać stuporu. Brad dosłownie stężał. Po chwili, która jemu zdała się wiecznością, choć zapewne trwała sekundy zaledwie, udało mu się mrugnąć. Rozdziawił usta do krzyku, ale z zaciśniętej krtani udało mu się wydobyć jedynie skrzek. Spróbował raz jeszcze.

– Uspokój się. To była tylko zabawka Craytona. To nie był człowiek. – Melodyjny kobiecy głos jakoś przebił się przez odrętwienie Brada.

Odwrócił głowę, odruchowo starając się zlokalizować mówiącą do niego osobę. Mimo panującego w lokalu półmroku nie miał żadnych trudności z rozpoznaniem stojącej przy nim kobiety.

– Rebecca – wykrztusił

– Wolę Becky. Wstawaj. Musimy zniknąć, zanim zjawi się ochrona – powiedziała, uważnie rozglądając się po sali.

Euforia, jaka go ogarnęła, gdy zobaczył jej zdjęcia, była już tylko wspomnieniem, na tyle jednak silnym, by przywrócić go do życia. Brad z niejaką przykrością oderwał wzrok od jej pięknej twarzy, by zogniskować spojrzenie na jej dłoniach, a konkretniej na przedmiocie, na którym były zaciśnięte. Nie był specjalistą od broni, całą wiedzę z tego zakresu zdobył, oglądając holowizję. Był jednak przekonany, że masywne, czarne, naszpikowane mrugającymi z zastraszającą częstotliwością diodami urządzenie jest w stanie zamienić człowieka w kupkę parującej mazi. Urzędnicy, korzystający z dobrodziejstw oferowanych w "Leśnym Misiu" byli podobnego zdania. Zamarli, nie chcąc zbyt energicznym ruchem rozjuszyć uzbrojonej dziewczyny.

– Zabiłaś Sida – stwierdził głucho Brad.

– Zniszczyłam Sida – poprawiła zirytowana Becky. – To był automat. Pieprzona, gadająca pralka. Nie widzisz tego całego żelastwa?

Brad tępym wzrokiem omiótł rozrzucony po posadzce złom.

– Wstawaj do cholery! – Becky przyłożyła mu, ciepłą jeszcze, lufę pistoletu do skroni.

Niepewnie podniósł się z krzesła, by zostać pociągniętym w kierunku schodów przez kobietę swoich marzeń.

– Masz pozdrowienia od Jaia Kudo – wymamrotał, wspinając się na kolejne stopnie.

– Umieram, kurwa, z radości.

Widok zgrabnych pośladków Becky wpływał na Brada kojąco. Niedługo przyszło mu napawać się widokiem, gdyż w niespełna minutę dotarli na dach. Becky doprowadziła go do sportowej limuzyny BMW, takiej, o jakiej zazwyczaj marzą faceci dotknięci kryzysem wieku średniego.

– Twój? – spytał Brad, podziwiając drapieżne kształty maszyny.

Skinęła twierdząco głową, przyciskając wskazujący palec do płytki zamka. Drzwi podniosły się z cichym sykiem, odsłaniając luksusowe wnętrze.

– Wskakuj – zakomenderowała.

– Posłuchaj, może i jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, a to jest najpiękniejszy ścigacz, jaki w życiu widziałem, ale nie wyobrażaj sobie, że tylko dlatego wolno ci... – Brad przerwał, częściowo dlatego, że uzmysłowił sobie idiotyczność własnej wypowiedzi, a częściowo z powodu lufy pistoletu, która ponownie przywarła do jego głowy.

– Ile ważysz? – Zapytała Becky.

– Jakieś siedemdziesiąt kilo, a co?

– To niewiele. Teraz ty posłuchaj. Albo w ciągu trzech sekund wejdziesz do środka, albo oberwiesz tą, wierz mi na słowo, niezwykle ciężką spluwą w łeb i zostaniesz do środka zawleczony.

Nim wiatr zdołał porwać ostatnie z dźwięcznych słów, Brad rozpierał się już na fotelu. Palce Becky zatańczyły po pulpicie, silnik zawył. Strumień gorącego powietrza odepchnął BMW od dachu, posyłając go pionowo w górę. Limuzyna delikatnie kołysała się pięćdziesiąt metrów nad budynkiem.

– Rozbieraj się – przykazała Becky, zaciskając dłonie na hebanowym wolancie.

Nie to, żeby propozycja nie wydała się Bradowi kusząca, uważał jednak, że sytuacja, w której się znaleźli, nie sprzyjała tego typu poczynaniom. Swoją opinię niezwłocznie wyartykułował:

– Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?! Najpierw niczym jakiś Blade Runner rozwalasz głowę robotowi, którego od przeszło roku uważałem za przyjaciela, zastraszając spluwą, zaciągasz mnie do ścigacza, a teraz chcesz, żebym się rozebrał? Oczekujesz, że po tym wszystkim przelecę cię na tylniej kanapie?

Becky uważnie przyglądała się umieszczonym na desce rozdzielczej monitorom przekazującym obrazy z zainstalowanych na limuzynie kamer.

– W twoich ciuchach aż roi się od nadajników. Gdzieś w budynku Craytona jest wielka mapa miasta, na której pulsuje mały czerwony punkcik. Teraz bardzo wielu bardzo dużych i bardzo złych facetów pędzi do tego punkcika. Zgadnij, kogo symbolizuje owy punkcik? – Dziewczyna wyrzucała słowa przez zaciśnięte zęby, nie odrywając czujnego spojrzenia od ekranów.

Zażenowany Brad pośpiesznie zrzucał z siebie kolejne warstwy odzieży. Uporał się z tym w imponująco krótkim czasie. Wyrzucając ubrania przez okno, zastanawiał się, dlaczego właściwie zależy mu, by nie zostać odnalezionym przez ludzi Craytona, i czy – by osiągnąć ten cel – warto poświęcać ulubione spodnie.

– Brawo. Na tylniej kanapie leżą ciuchy, w które możesz się przebrać.

Brad niezwłocznie poszedł za jej radą.

– Połknij to. – Becky wręczyła mu białą tabletkę.

Brad przyjął pastylkę. Przemknęło mu przez myśl, że dziewczyna chce go znarkotyzować, ale pamiętając o błędności poprzednich podejrzeń, zdecydował się milczeć. Potulnie przełknął podany specyfik.

– Co to było?

– Prawdopodobnie naszpikowali cię też nanonadajnikami. To powinno je zneutralizować. Zapnij pasy.

Szczęk zatrzaskiwanego zamka świadczył o tym, że Brad wykonał polecenie. Becky szarpnęła za dźwignię przepustnicy. Łamiąc kilkanaście przepisów kodeksu drogowego, wprowadziła BMW w przestrzeń przeznaczoną do ruchu pasażerskiego. Ruch, mimo iż zbliżały się godziny szczytu, był niewielki. Minęli wlekącego się z żałośnie niską prędkością rozklekotanego forda i kilka japońskich, pastelowo kolorowych ścigaczy, wlatując na opustoszały pas ekspresowego ruchu. BMW przyśpieszyło błyskawicznie, wciśnięty w fotel Brad trwożnie obserwował deskę rozdzielczą, jego niepokój narastał proporcjonalnie do wskazań prędkościomierza. Dostrzegł coś jeszcze. Z tyłu zbliżały się trzy pojazdy, co, uwzględniając prędkość BMW, było dość zaskakujące.

– Ktoś za nami leci – oznajmił.

Becky spojrzała na monitory, zaklęła szpetnie i zwiększyła ciąg do maksimum. Nie odniosło to zamierzonego efektu, pogoń nadal się zbliżała. Pojazdy zrównały się z nimi i rozdzieliły, jeden wzbił się nad BMW, dwa pozostałe zajęły pozycje po jego bokach. Brad przyglądał się niewielkim, jednoosobowym ścigaczom, wypełniającym trzy z czterech ekranów. Pojazdy dysponowały bronią pokładową, Brad przekonał się o tym, wpatrując się w wyloty wymierzonych w BMW działek. Duże, niebieskie loga wymalowane na bokach ścigaczy informowały zainteresowanych o tym, że pojazdy należą do korporacji Craytona.

– Zatrzymaj się. – Wbudowany w sufit BMW głośnik zadudnił suto przyprawionym trzaskami męskim głosem.

– Pieprz się – odparła Becky, włączywszy mikrofon.

Krótka seria pocisków przeszyła powietrze pod BMW. Brad bezradnie przeniósł wzrok z ekranów na twarz Becky. Oblicze dziewczyny wyrażało determinację godną pilota kamikaze.

– Zatrzymaj się. – Pilot ścigacza ponowił żądanie.

– Dobrze. Wygraliście. Tylko nie strzelajcie. – Głos Becky przepełniony był rezygnacją, jednak wyraz jej twarzy pozostał niezmieniony.

Dziewczyna stopniowo zmniejszała prędkość. Gdy wydawało się, że BMW zawiśnie nieruchomo w powietrzu, Becky szarpnęła równocześnie za wolant i przepustnicę. Niemiecka limuzyna miała dobre przyśpieszanie, na tyle dobre, by pilot znajdującego się ponad nimi ścigacza nie zdołał umknąć. Otaczające ich pojazdy, ze względu na pełnioną przez nie funkcję, musiały być lekkie. Lwia część ich ciężaru przypadała na potężne silniki i umieszczone na dachach działka. Według intencji konstruktorów miały służyć do błyskawicznych ataków, pojawiać się znikąd i eliminować wroga, nim ten w ogóle je spostrzeże. Wyposażanie tego typu pojazdów w ciężki pancerz byłoby nonsensem. Masywne BMW z impetem uderzyło w ścigacz i zgniotło go jak aluminiową puszkę. Brad wsłuchiwał się w kakofonię złożoną z ryku silnika, zawodzenia alarmu kolizyjnego i sączących się z głośnika siarczystych przekleństw, jakimi raczyli ich piloci dwóch pozostałych ścigaczy. Nie należał do ludzi, których łatwo zszokować. Lata życia w mieście i doświadczenie zdobyte podczas pracy w e-gazecie odcisnęły piętno na jego psychice. Mógł znieść wiele, ale jego odporność miała swoje granice. Facet wpada przez komin? W porządku, po prostu dziwne, a nawet trochę zabawne, gdy ocenić z dystansem. Utrata pracy? Smutne, ale zdarza się codziennie tysiącom ludzi. Przyjaciel, który okazał się robotem, traci głowę? Ciężko się z tym pogodzić, ale po dwóch mocnych drinkach człowiek jest w stanie pogodzić się z rzeczami o wiele gorszymi. Porwanie przez najpiękniejszą kobietę na świecie? Większa część męskiej populacji tylko o tym marzy. Staranowanie uzbrojonego ścigacza? Nie o takich rzeczach zdarzyło się pisać artykuły. Ale żeby wszystko to zdarzyło się w przeciągu ośmiu godzin? Brad poczuł się jak główny bohater jakiejś chorej fantasmagorii, wyśnionej przez kogoś, kto przedobrzył z prochami. Korzystając z tego, że Becky zajęta była szamotaniną ze sterami, chwycił włożoną za jej pasek broń. Gdy wymierzył ją w piękną twarz dziewczyny, ręce drżały mu tak z turbulencji, jak i ze strachu.

– Wysadź mnie! Stój! – wrzasnął nieprzyjemnym, piskliwym głosem.

– Uspokój się. Staram się uratować twój żałosny tyłek, więc bądź grzecznym chłopcem i odłóż pistolet.

– Zamknij się, maniaczko! Jesteś szalona, zatrzymaj się! – krzyczał Brad, ignorując fakt, że świeca nie należy do łatwych manewrów i rozpraszanie wykonującego ją pilota nie jest wskazane, jeśli rozpraszający jest przywiązany do doczesnej egzystencji.

– Lecimy pionowo w górę. W razie gdybyś miał kłopoty z kojarzeniem faktów, wyjaśniam: spełnienie twego życzenia jest niemożliwe. Przepraszam, wyraziłam się nieprecyzyjnie, jest możliwe, ale ze skutkiem dla nas śmiertelnym.

Wdawanie się w konwersację nie było celem Brada, jego celem było jak najszybsze uwolnienie się od towarzystwa Becky. Pomyśleć, że jeszcze wczoraj spotkanie z tą wariatką było jego największym marzeniem.

– Chcę wysiąść! – wrzasnął.

– Zrobimy tak: wyjaśnię ci wszystko, jak tylko uwolnimy się od tych ścigaczy. Jeśli wtedy nadal będziesz chciał wysiąść, nie ma sprawy, wypuszczę cię i dam całusa na pożegnanie, zgoda? – odpowiedziała Becky, zmieniając kierunek lotu BMW z pionowego na poziomy.

Brad miał ogromną ochotę wywrzeszczeć swoją, gęsto przeplataną najdosadniejszymi ze znanych mu wulgaryzmów, opinię na temat takiego układu. Powstrzymał się ogromnym wysiłkiem woli, rozumiejąc, że nic dobrego z jego histerycznych wrzasków wyniknąć nie może. Opuszczając broń, spojrzał na monitory. Ścigacze siedziały im na ogonie.

– Dlaczego nas po prostu nie zestrzelą? – spytał zadziwiająco spokojnie.

– Martwy na nic im się nie przydasz.

Brad miał niejakie trudności z ocenieniem, czy jest to dobra, czy zła wiadomość. Miło było mu wiedzieć, iż nie dokona żywota w przeciągu najbliższych minut. Intuicja podpowiadała mu jednak, że korporacja Craytona może zrobić z nim takie rzeczy, przy których perspektywa nagłej śmierci wydawała się być całkiem przyjemna. Nie udało mu się rozwikłać dylematu, gdyż nagły wstrząs szarpnął BMW.

– Co to było, do cholery? – Spokój Brada rozwiał się równie szybko, jak się pojawił.

– Walnęli w nas XR-12.

– Czym w nas walnęli? – wypowiadał te słowa z miną, która z pewnością zagwarantowałaby mu czołowe miejsce na podium w konkursie na najgłupszy wyraz twarzy.

– XR-12. Rosyjska cybernetyka wojskowa. Pocisk penetrujący, przeznaczony do przechwytywania pojazdów sterowanych elektronicznie poprzez bezpośrednie podłączenie się do obwodów komputerowych, łamanie zabezpieczeń softwarowych programami inwazyjnymi, infiltrację systemu przy wykorzystaniu fałszywych pakietów danych, a następnie przekazanie pełnej kontroli nad atakowanym pojazdem jednostce macierzystej poprzez łącze satelitarne.

– A mogłabyś wyjaśnić to na tyle przystępnie, żebym zrozumiał przynajmniej co drugie słowo?

– Małe ustrojstwo, które pozwoli jednemu z tych ścigających nas palantów kierować moim BMW – odparła Becky ze złością.

– Aha. I co masz zamiar z tym zrobić? – spytał Brad, przerażony myślą, że jego życie znajdzie się w rękach ludzi, którym przed paroma chwilami Becky uśmierciła kompana.

Becky, po raz pierwszy od kiedy wsiedli do limuzyny, zaszczyciła go spojrzeniem. Jej piękna twarz była spokojna, ale w oczach Brad dostrzegł coś, czego nie spodziewał się tam zobaczyć. W ogromnych błękitnych tęczówkach lśnił strach.

– Nie wiem – odparła Becky cicho. – Naprawdę nie mam pojęcia.

 

Krzysztof Sochal

 

***

 

Oboje zamilkli. Becky opuściła głowę i z rezygnacją cofnęła smukłe dłonie z wolanta. W tym samym momencie gwałtowny wstrząs targnął limuzyną. Jak na komendę oboje wciągnęli głośno powietrze, które przed sekundą wydarł im z płuc uścisk pasów bezpieczeństwa. Kolejny wstrząs, i nagle BMW runęło w dół, wirując wokół własnej osi.

– Co się dzieje?! Co się dzieje?! – wrzeszczał Brad.

– Nie wiem, nie wiem... – Becky po raz pierwszy chyba robiła wrażenie równie spanikowanej. Brad szarpnął za pasy .

– Zostaw! – Becky niezgrabnie złapała go za rękę. – Kark skręcisz!– uznając, że zrozumiał, co mu grozi, sięgnęła w stronę przyrządów. Najwyraźniej poczucie odpowiedzialności za pasażera pozwoliło jej odzyskać przynajmniej cześć równowagi. BMW szarpnęło się, ale przestało wirować. Becky odzyskała kontrolę nad pojazdem.

– Coś im nie wyszło – mruczała pod nosem. – Pewnie pocisk wadliwy... Nieważne. Najważniejsze, że mamy jeszcze szansę...

Brad nie odpowiedział, nie był w stanie, dyszał tylko spazmatycznie, starając się opanować gwałtowne mdłości. Przerażone spojrzenie utkwił w ekranach. Jednak niespodziewany obrót wypadków był chyba dla ścigających jeszcze większym zaskoczeniem niż dla ściganych. Pogoń przepadła gdzieś w dole. BMW znowu pędziło coraz wyżej i wyżej. Brad wreszcie odzyskał głos.

– O co tu chodzi?! – wycharczał. – Chcę to wiedzieć zanim zginę! Mam prawo!

– No dobrze, masz prawo – w głosie Becky słychać było roztargnienie. Więcej uwagi z pewnością poświęcała prowadzeniu limuzyny niż prawu Brada do czegokolwiek.

– No więc o co?!

– O ciebie. To nasza szansa... nie strzelą... nie mogą ryzykować, że zginiesz. Nie ufają... swoim.. pociski mogą być wadliwe... – skomplikowany manewr przerwał wyjaśnienia. Brad poczuł, jak gdzieś tam w jego wnętrzu, narasta jakieś ogromne ciśnienie... Miał ochotę złapać tą smukła szyjkę, zacisnąć na niej dłonie i tak długo szarpać Becky, aż wydusi z niej całą prawdę. To było nieznośne! Okropne! Wstrętne dławiące uczucie bezsilności! To, co stało się jego udziałem, przypominało jakiś kiepski film. Chyba nawet było coś takiego. Zaraz spod siedzenia wychyli się facet w okularkach i zaproponuje mu niebieską pigułkę! Becky musiała jednak poświęcać mu odrobinę uwagi, bo podjęła urywane wyjaśnienia. Mało tego, zdawała się dokładnie wiedzieć, o czym myśli.

– Może ci się wydawać, że grasz w jakimś filmie... i zaraz ci... powiem... – zaczęła cedzić kolejne słowa przez zęby – że roboty... chcą opanować świat... ale to nie tak. Chodzi o genetykę... o DNA.

 

Fahrenheit Crew

 




 
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
(Spam) ientnika
Zapytaj GINa
Komiks
HOR-MONO-SKOP
Ludzie listy piszą
Konkursy
Andrzej Pilipiuk
Paweł Laudański
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Konrad Bańkowski
Paweł Leszczyński
Idaho
Adam Cebula
Krzysztof Kochański
Łukasz Kulewski
Piotr Schmidtke
Konrad Bańkowski
Alexandra Janusz
Marta Sadowska
KRÓTKIE SPODENKI
Dawid Brykalski
Krzysztof Sochal
Andrzej Ziemiański
Romuald Pawlak
Elisabeth Moon
Elisabeth A. Lynn
Harlan Ellison
Robert Silverberg
Tomasz Piątek
XXL




























 
< 37 >