numer XLIV - styczeń-luty 2005
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Andrzej Zimniak Publicystyka
<<<strona 11>>>

 

Flirt zaczepno-obronny

Biochemia cyjanowodoru

 

 

Zaczepnie flirtuje: Madzia

Broni się: Andrzej Zimniak

 

Madzia: Czy istnieje cień szansy, żeby roślina wytwarzała cyjanowodór, czyli HCN, z węgla i wodoru (z gleby, wody itede) oraz azotu atmosferycznego?

AZ: Apage satanas! Co tym młodym i pięknym dziewczętom przychodzi do głowy? Cyjanowodór kojarzy mi się z komorami gazowymi, a konkretnie z jednym profesorem chemikiem, którego Niemcy nie mogli otruć, bo przed wojną przy swojej pracy ponoć przyzwyczaił organizm do trucizny, wdychając gaz w małych dawkach. Byli tak zdziwieni, że go wypuścili i żył w dobrym zdrowiu tudzież nauczał chemii jeszcze przez kilka dziesiątek lat.

Madzia: Ojej, jakie to ciekawe! Mogę ten wątek wykorzystać w swojej książce, którą przygotowuję?

AZ: No chyba. Przecież ja tego nie wymyśliłem, więc plagiatu nie popełnisz.

Madzia: Więc co z tymi roślinami?

AZ: Nie jestem pewien, czy to-to można byłoby nazwać roślinami, ale niech będzie. Czy mogłyby zionąć cyjanowodorem? Czemu nie. Jeśli energia będzie pochodziła np. od Słońca, taką biosyntezę można sobie wyobrazić, choć obecnie nie jest znana.

Madzia: Ale czy jeszcze dałyby radę na tym wyżyć?

AZ: To stwierdzenie sugeruje, że mogłyby z tego procesu czerpać energię. Nie sądzę – entalpia tworzenia HCN jest dodatnia, wiec proces syntezy wymaga dostarczenia energii. A czy możliwy jest metabolizm, oparty na obecności HCN w organizmie, to kwestia otwarta. U wyimaginowanych fitokształtnych kosmitów na pewno tak, jeśli to o nich piszesz książkę. Może nawet byłby to metabolizm białkowy?

Madzia: Teoretycznie kosmicie wszystko wolno. Ale mi się coś z mojej prachemicznej wiedzy przypomina, że są reakcje egzotermiczne i endotermiczne. Ergo, jeżeli wytwarzanie HCN jest potwornie kosztowne energetycznie, to roślince może być z tym ciężko.

AZ: Potwornie energochłonny proces to nie jest, jak wspominałem, da się ciągnąć energię ze Słońca, na przykład podobnie jak w celu asymilacji dwutlenku węgla.

Madzia: Jasne, nie ma co konstruować całych szlaków biochemicznych Obcego. Ale wolałabym, żeby nie było z tego jakiejś straszliwej porażki :)

AZ: Otóż to! Według mnie, nie ma co zamieniać książki literackiej na podręcznik do biochemii, bo każde z tych dzieł ma zgoła inne cele do spełnienia. Literatura to aluzja, hiperbola, gra emocjami i uczuciami, puenta, a podręcznik ścisły to weryfikowalna wiedza eksperymentalna. Postawmy te książki na oddzielnych półkach i sięgajmy w celu zaspokajania różnych intelektualnych potrzeb, w odpowiednich chwilach zawieszając niewiarę, aby można było dostrzec piękno Sztuki. Inna rzecz, nie ma co wypisywać jawnych bzdur, które powstają, jak ktoś próbuje naśladować podręcznik, a wiedzy mu nie staje.

Madzia: Tacy chyba podręczników nie pisują...

AZ: Różnie z tym bywa, niektórzy "uczeni" mają tupet. Ale chodzi o coś innego. Nie mam nic przeciwko polonistom, ale istnieje coś takiego jak specjalizacja, więc jeśli polonista, dla którego całka to tylko tłusty robaczek, spróbuje skonstruować wizję obcej technologii, będzie się ona koncepcyjnie różniła od analogicznej wizji inżyniera. Chcę powiedzieć, że ten drugi dobrze wie, kiedy w trakcie aktu tworzenia zawiesza swoją niewiarę, a drugi nie ma o tym pojęcia, bo dysponuje tylko bezgraniczną wiarą. Czytelnik nie kiep i to pozna, nawet jak... jest polonistą.

Madzia: Coś nie jestem pewna twojej miłości do polonistów.

AZ: Jesteś w błędzie. To jasne, że nie istniałaby kultura bez polonistów i innych "-istów", ogólnie – humanistów, choć literatura s-f pewnie by się ostała. Chcę powiedzieć, że mamy do czynienia z pełną symetrią: gdybym to ja stworzył język elfów, wyszłaby podobna bzdura, jak gdyby Tolkien wymyślił podstawy metabolizmu marsjańskich nietoperzy. Daruj trochę niefortunne zestawienie, ale świadomie nie podałem nazwiska żadnego znajomego, bo łacno mogłoby się okazać, że już od dawna nosi on w teczce słownik gadających kogutów wulkanicznych z Io.

Madzia: Ojejejej, wpędzasz mnie coraz dalej w kompleksy, skoro nie tylko nie-chemicy, ale nawet anty-chemicy poznają się na mojej niewiedzy! Dokształć mnie, proszę! Czym taką cyjanoroślinkę otruć najlepiej? Na potrzeby chwili mam siarczan miedzi... bo tak. Nic innego nie wymyśliłam. Ale może coś – cokolwiek – dużo lepiej się kłóci z cyjanowodorem?

AZ: Ogólnie wymieniłbym związki żelaza i miedzi, bo te pierwiastki tworzą trwałe kompleksy z jonami CN. Paradoksalnie, także toksyczne dla takiego cyjanofitonida mogłyby być centra aktywne dla tlenu, a więc dla niego trutką byłaby sama istota tlenowa (z wzajemnością). Ale nie wprowadzaj toksycznych pocałunków, bo ci wszyscy bez-chemicy nie poznają się i odbiorą "momenty" jako truizm.

Madzia: Pytanie praktycznie bez odpowiedzi, ale nie ustaję w poszukiwaniach, więc napastuję każdego. Jeżeli mamy mnóstwo HCN w powietrzu, to giną również niektóre bakterie. Czy te gnilne też?

AZ: Sporo bakterii ginie, tlenowych i bez-, ale niektóre się bronią. Czynią to dwojako: albo mają inny metabolizm i nie są zbyt wrażliwe na zakapiora, albo mają barierę komórkową, niedopuszczającą go do środka, ewentualnie aktywnie usuwają toksyny, na przykład enzymatyczną pompą w błonie komórkowej.

Madzia: Czy zwłoki ludzkie, które leżą w tak nieprzyjemnych okolicznościach, będą się rozkładały zupełnie inaczej? Żadne tam kadaweryny, putrescyny... tylko co?

AZ: Brrr, zapachniało horrorem prosto z prosektorium. Zgaduję, że te "gnijące inaczej" trupy ożyją i zrobią coś z najeźdźcami – cyjanoroślinami. Albo i nie, w każdym razie liczę na dobrą puentę, bo chciałbym dostać książkę z dedykacją. Wracając do wątku chemicznego: z pewnością mechanizm rozkładu będzie odmienny. Jaki? Proponuję kogoś zaciukać, a potem wsadzić w worek z HCN-em, ewentualnie pominąć pierwszy etap, skutek będzie podobny. Niech żyje eksperyment, precz z czczą teorią!

Madzia: Pytania są tendencyjne, wiem. Niby sama mam rozeznanie w medycynie, powinnam coś o powyższym wiedzieć, ale ni cholery. Pukam, stukam do różnych drzwi, nikt nic nie wie. Ten jedyny mądry, co wie, znajdzie się dopiero wtedy, kiedy książka się ukaże... i onże rzeczony wytknie mi horrendalne błędy publicznie.

AZ: Eeee, takiego bym o wielką mądrość nie posądzał. Chyba że sama się podłożysz. Jak chcesz rady, to powtórzę: trzeba pisać aluzyjnie, w przenośni, a nie dosłownie, naśladując podręczniki, bo wtedy będzie klapa, z tym mądrym i bez niego. Ważne są: uogólnienie, puenta, nastrój, niedopowiedzenie, poezja. Są naukowcy-fantaści, którzy budują dalszy ciąg swoich ścisłych teorii w literaturze, ale taka literatura bywa w niezamierzony sposób śmieszna, a za miesiąc jest już anachronizmem, bo, wbrew pozorom, za nauką my, pisarze, nigdy nie nadążymy. W literaturze deszcz za oknem ma wywoływać nastrój, nie powódź, a zbójcy lęk i dylematy moralne, nie zaś prowokować do obliczania najkorzystniejszej ekonomicznie proporcji łupiących do łupionych.

Madzia: Wszystko fajnie, ale ja mam ten cyjanowodór...

AZ: Dla kosmity ma zapach fiołków. Reszty domyśli się czytelnik.

 

Grudzień 2004

 

__________________

Madzia jest postacią rzeczywistą i wyraziła zgodę na publikację swoich pytań, z których większość została podana bez zmian.

 

Okładka
Spis Treści
Tomasz Pacyński
Literatura
Bookiet
Recenzje
On Cornish
Permanentny PMS
Galeria
Andrzej Zimniak
W.Świdziniewski
Adam Cebula
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
M.Kałużyńska
Andrzej Pilipiuk
Grzegorz Musiał
J.Świętochowski
Magdalena Kozak
M.Koczańska
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Monika Sokół
Magdalena Kozak
Aleksandra Janusz
S.Twardoch
Jewgienij Łukin
Piekara i Kucharski
Andrzej Pilipiuk
S.Twardoch
Miroslav Žamboch
Robin Hobb
Paul Kearney
Christopher Paolini
Michał Orzechowski
 
< 11 >